sobota, 18 stycznia 2014

Kochankowie samotności rozdział 3

Zapraszam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Starałam się bardzo. ;)
Pozdrawiam.
A.
Ps. nie betowane, także wybaczcie za błędy.

Charlie zakończył połączenie będąc pod swoim domem, nie rozumiał jak mógł zapomnieć swojego portfela. Cieszył się, że jednak ktoś uczciwy go znalazł. Miał nadzieję,że był to ten kelner, który go obsługiwał niecałą godzinę wcześniej. Zamyślony zawrócił samochód, by po drodze kupić jeszcze jakieś czekoladki w podziękowaniu. Bardzo podobała mu się ta kawiarenka i teraz była okazja, by zamienić słówko z tym szatynem a także na zjedzenie przepysznego ciasta czekoladowego.
Zatrzymał się przy sklepie, wszedł by kupić jakieś czekoladki. Wybrał te z alkoholem, drogie i elegancko wyglądające. Po zostawieniu autografu ekspedientce, uśmiechającej się promiennie wsiadł do samochodu i ruszył dalej.
Jego uwagę przykuło rude coś, które leżało na chodniku. Owe coś było umazane i drżało. Charlie od razu zatrzymał samochód i wysiadł. Podszedł do futrzanego brudaska. Nagle z kołtunów wyłonił się pyszczek, o smutnych oczach i umorusanym na biało nosku, złapał go wprost za serce i nie chciał puścić. Kiedy piesek zamerdał wesoło ogonkiem, na widok człowieka, aktor już zadecydował, by wziąć tę kupkę nieszczęścia do siebie.
-Najpierw Cię ślicznoto umyjemy, a potem sprawdzimy czy nie jesteś czyiś. Jeśli Twój właściciel się nie znajdzie to zostaniesz u mnie. - z bagażnika wyciągnął folię i koc, który miał na wszelki wypadek, położył na siedzeniu i pomógł zwierzęciu położyć się w samochodzie. Po chwili dotarł pod kawiarnie. Wysiadł z samochodu i znów napotkał ślepka pełne bólu. Pozwolił wyjść głuptasowi i wziął go pod pachę.
-Nie mam pojęcia, jak ja to wytłumaczę, ale jakoś. Nie zostaniesz sam. -wszedł do pomieszczenia, jak gdyby nigdy nic, szukając wzrokiem Luisa. Ten z kolei widząc aktora z rudym pyszczkiem pod pachą uśmiechnął się. Uwielbiał przeróżne stworzenia a psy to już w szczególności.
-Dzień dobry. -przywitał się aktor. -Ja w sprawie mojego portfela.
-Już oczywiście. Coś Panu podać, przy okazji?
-Może wodę w miseczce. Nie wiem, czy macie coś dla pupili w menu, ale jakby Pan coś znalazł. -popatrzył na mężczyznę przepraszająco.
-Niestety nic nie mamy dla niego do jedzenia... Nie wolno tak po prawdzie przyprowadzać tutaj zwierząt.
-Wiem, ale nie mogłem go zostawić samego. Znalazłem go przy drodze... -westchnął. W tym samym czasie Felix wyszedł z zaplecza. Na ponowny widok Davisa jego serce przyśpieszyło. Podszedł do lady i przysłuchiwał się rozmowie.
-Jeśli to nie problem... ja mógłbym skoczyć do sklepu po coś dla naszego małego klienta. -obaj popatrzyli na chłopaka zdziwieni.
-Dobra, leć. -powiedział Petterson.
-Ja zapłacę za to. -dodał szybko brunet. Dał pieniądze i kelner oddalił się, by jak najszybciej załatwić sprawę.
-Już podaję ciasto i wodę dla pieska.
Już po chwili wrócił blondyn z zakupami a dwaj mężczyźni siedzieli i rozmawiali w najlepsze. Felix wolał im nie przeszkadzać i poszedł na chwilę na zaplecze. Było mu z jakiegoś powodu bardzo przykro, jednak postanowił zachować się profesjonalnie i przybrał maskę uśmiechu i obojętności na emocje kłębiące się w nim. Usiadł na swoim miejscu, za ladą i próbował skupić myśli na czymś innym niż seksowny aktor o boskim ciele i niesamowicie błyszczących, brązowych oczach
Luis usiadł przy stoliku, zaproszony przez aktora, by potowarzyszył mu. Mężczyzna Chciał się odwdzięczyć za znalezienie zguby, a także za miłe przyjęcie pieska w jego miejscu pracy. W tym kelnerze było coś, co go przyciągało, nie tylko smukłe ciało i piękne brązowe włosy upięte w wysoki kucyk, ale też jego oczy, intensywnie zielone tęczówki patrzące na niego uważnie. Od razu zwrócił na niego uwagę, kiedy wszedł po raz pierwszy do kawiarenki. Drugi chłopak pracujący w tym miejscu, owszem był całkiem przystojny, jednak nie w typie Charliego. Jego twarz była zbyt kobieca i urocza, a on wolał bardzie męskich od „słodkich aniołków”.
-Długo tu pracujesz?
-To kawiarnia mojej siostry. Właściwie pomagałem jej kiedy zakładała ten biznes. Razem z Felixem zaczepiliśmy się tu jako kelnerzy. I tak zostało... Ale nie na długo zapewne... -westchnął
-Macie kłopoty co? -domyślił się brunet.
-Duże... mało tu klienteli, kafejka na siebie nie zarabia, kochamy to miejsce, ale Sami niedługo będzie musiała ją zamknąć jak tak dalej pójdzie.
-Rozumiem. Wiesz, to miejsce mnie się podoba, będę tu wpadał częściej... chociaż..
-chociaż co? - aktor spojrzał na swojego nowo poznanego psiego towarzysza.
-Moglibyście to miejsce zrobić też dla zwierząt. Menu dla nich, żeby mogli dotrzymać towarzystwa właścicielom. Zważywszy, że nie ma w tym mieście takich miejsc... mogło by się udać.
-Sam nie wiem. Musiałbym porozmawiać z siostrą, ale chyba coś w tym jest. -uśmiechnął się. - Twój menadżer przez telefon brzmiał, jakby chciał mnie rozszarpać.- zmienił temat
-Tak... on taki jest, często pismaki dzwonią do niego, zawracając głowę o jakieś wywiady, plotki i tak dalej. Nate już po prostu tak ma.- dokończył ciasto.
Kilpatrick w tym samym czasie obserwował stolik, przy którym siedział jego przyjaciel z aktorem. Sam nie wiedział czemu wściekłość wzbierała się w nim z każdą minutą coraz bardziej, chcąc znaleźć ujście. Blondyn zdawał sobie sprawę, że nie ma żadnego, ale to najmniejszego prawa być zazdrosnym lub złym, jednak nie panował nad tym. Nie panował nad ukłuciem bólu, które towarzyszyło mu od momentu kiedy Charlie pierwszy raz pojawił się w kawiarni. Nie mógł też zrozumieć, dlaczego to nie na niego zwrócił uwagę. Petterson miał wszystko to, czego Felix nie miał, często wprawiało go to w wielkie kompleksy. Szukał jakiegokolwiek potwierdzenia, że aktor po prostu chciał być miły, ale to było widać, że jest Luisem zainteresowany. Tylko dlaczego to go tak wkurzało, skoro chciał by jego przyjaciel był szczęśliwy?
-Ja już muszę się zbierać. Chcę podjechać jeszcze z tym sierściuchem do weterynarza, zanim zamkną klinikę. Do zobaczenia Luis, dziękuje za miłe towarzystwo. Jeszcze tu wrócę. -mrugnął do niego i biorąc pieska pod pachę, wyszli z kawiarni.
Szatyn wrócił za ladę z naczyniami. Bardzo miło rozmawiało mu się z tym człowiekiem, miał nadzieję, że jeszcze ich odwiedzi. Spojrzał na drugiego kelnera, który był nachmurzony z niewiadomego mu powodu
-Co jest stary?
-Nic...
-Ej... przecież widzę...Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć...
-Mówię, wszystko jest w porządku. Odwal się. -wyszedł na zaplecze poukładać swoje myśli. Nie miał prawa tak się zachowywać, jednak było to od niego nie zależne.
Reszta dnia upłynęła im stosunkowo nudno, aczkolwiek stoliki zapełniały się bardziej, niż przez ostatnie pół roku. Luis zauważył, że klientów było więcej niż kilka dni temu. Domyślił się, że jeśli ktokolwiek widział Davisa w tym miejscu, to przyjdzie za ciekawością. Miał nadzieję, że to wystarczy. Martwił się też o blondyna, który zachowywał się co najmniej dziwnie. Trudno było mu wymyślić jakikolwiek powód takiego zachowania chłopaka.

Wszedł do domu zdenerwowany. Mijający dzień nie był dla niego najlepszym, nic nie szło tak jak powinno. Firma miała problem z jednym z klientów, Paul nie zaprzestawał uszczypliwych uwag, na temat zakończenia jego związku z Luisem, dodatkowo znów przywitały go zimne ściany i puste mieszkanie, a także sterta naczyń i brak obiadu. Darren nie wypracował sobie jeszcze systemu gotowania i sprzątania, by wracając z pracy mieć czysto i móc tylko sobie odgrzać jedzenie. Nie miał na to siły ani ochoty. Nadal targająca nim złość nie pozwalała mu przyzwyczaić się do sytuacji. Myśli typu to mi się należy i ja ciężko pracuję, ktoś musi mi gotować i sprzątać, nie dawały mu spokoju.
-Luis! Ty głupku -warczał kolejne obelgi pod adresem nieobecnego już mężczyzny, który jednak w jakiś sposób nie opuszczał też jego głowy i serca? Gdyby tylko Carter mógł wiedzieć, dlaczego tak jest, wszystko byłoby prostsze.
Głodny znów poszedł do sklepu, zrobić drobne zakupy w postaci ziemniaków i surówki. Nie miał ochoty bawić się w robienie mięsa, za długo czasu to by pochłonęło. Wolał zjeść szybko i w miarę zdrowo. Po pół godziny warczenia na ziemniaki, by w końcu się ugotowały, zabrał się do jedzenia. Kiedy skończył, usiadł do papierów, które musiał przejrzeć na dzień następny do pracy.
Zasnął około godziny pierwszej, znudzony i wściekły.

Niewielkie mieszkanie Felixa rozświetliło się, kiedy ten wszedł do salonu. Dla niego to również nie był dobry dzień. Wszystko przez pewnego bruneta o brązowych oczach i niesamowicie głębokim i miękkim głosie. Jego serce przyśpieszało swój rytm, kiedy mężczyzna pojawiał się obok niego, ale niestety całą uwagę poświęcając Luisowi.
-Wolałbym w ogóle Cię nie widzieć, niż z moim najlepszym przyjacielem. -westchnął i usiadł na kanapie. Nagle to miejsce wydało mu się dziwnie puste i pozbawione ciepła. Kilpatrick już dawno myślał o adoptowaniu jakiegoś kotka, jednak nie chciał skazywać go na samotność, którą sam musiał zaakceptować.
Po chwili zadumy udał się do kuchni, by przygotować sobie posiłek. Uwielbiał makarony z sosem Carbonare, robił je często, nawet dla samego siebie. Właściwie to tylko dla samego siebie. Gości miał bardzo rzadko, ponieważ sam to wybrał, za dużo razy ludzie chcieli dobrać się do jego tyłka, by wierzyć w ich dobre intencje. Jego smutne, aczkolwiek poukładane życie nagle zaczęło mu przeszkadzać.
-A niech cie diabli Davis. To twoja wina... -szepnął ze złością, zdejmując garnek z gazu. Przygotował sobie schludnie wyglądające danie i zabrał się do spożywania obiadu. Cieszył się, że Luis nie wiedział, gdzie mieszka, bo pewnie waliłby do drzwi, by dowiedzieć się dlaczego blondyn się zachowywał tak a nie inaczej. To też był jego wybór, nie powiedział przyjacielowi nawet tego. To miejsce było azylem i do niedawna nikt nie musiał tu przebywać.
Po posiłku zasiadł z lampką wina przy książce, chcąc odgonić od siebie niechciane myśli. Sam nie wiedział kiedy zasnął.
Ranek przyszedł za szybko i zbyt boleśnie. Słońce świeciło mu intensywnie na twarz a telefon dzwonił nieustannie. Nie przytomny odebrał
-hal..o...
-Gdzie ty jesteś? -ktoś darł się wniebogłosy
-Kurwa, Lui ciszej! -jęknął
-Wiesz która jest godzina?
-Mnie również miło Cię słyszeć... jest ok... 7?
-Jest 10 kretynie! Rusz dupę i za godzinę masz być w pracy!
-O co tyle szumu? Odpracuje...
-Zbieraj się! Już! -nic nie dodając rozłączył się. Rzeczywiście tyle spał? Nie przypominał sobie upijania się, a tym bardziej pójścia spać późno. Nie chętnie wstał z kanapy i udał się do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Po 10 minutach suszył włosy i prawie ubrany. Nałożył na siebie spodnie, mając już obie ręce wolne i wyszedł, zamykając drzwi na zamek.
Do pracy doszedł na po czterdziestu minutach pieszej drogi. Często nie jeździł autobusami. Kiedy szedł miał czas na przemyślenie wszystkiego, tak samo było w tym wypadku. Musiał się ogarnąć, wiedział o tym dobrze. Kiedy tylko przekroczył próg kawiarni, uderzył go hałas. Wszystkie stoliki były zajęte. Nie tego spodziewał się wychodząc z domu.
Rozejrzał się dookoła, w stanie skrajnego szoku. Z wytrzeszczonymi oczami podszedł do Luisa.
-Co się tu dzieje?
-Ktoś cyknął fotki Davisowi i wrzucił na twittera, fejsa i tak dalej... Jest też jedno zdjęcie w gazecie, akurat jak wychodził od nas z kawiarni. Jakiś paparazzi je zrobił... -spojrzał i uśmiechnął się słabo
-Jaka reklama... akurat z szyldem... No to teraz miał przerąbane, jeśli aktor będzie tu częściej.
-Dobra, przebieraj się i do roboty... A właśnie... co Ci wczoraj odbiło?
-Nic... byłem zmęczony. -skłamał i poszedł się przebierać. Już po chwili nie było czasu na rozmyślanie. Obsługiwanie ludzi przy stolikach, wciąż przychodzących i rzadziej wychodzących sprawiło, że godziny pracy upływały znośniej. Nawet w momencie, kiedy do kawiarni zawitał w końcu Charlie. Felix nie miał czasu zastanawiać się nad celem jego wizyty. Musiał poradzić sobie z tą fascynacją. Wracał z tacą pełną naczyń, kiedy usłyszał rozmowę.
-Może... moglibyśmy się umówić...
-Dlaczego nie... -odpowiedział Luis. Chciał zapomnieć o Darrenie, może nie był gotowy na nowy związek, jednak z Charliem dobrze mu się rozmawiało i nie widział przeciw wskazań, by się z nim spotkać. Blondyn natomiast zadrżał wstrząśnięty. Czuł, że to jest za szybko, spodziewał się akurat takiego przebiegu sprawy, jednak nie tak wcześnie. Nagle posmutniał, nie dał tego jednak po sobie poznać i przyjął maskę obojętności. Bez słowa położył tacę trochę za mocno i odszedł do jakiegoś stolika. Miał ochotę się rozpłakać w tym momencie, nie lubił tego w swoim charakterze, ale nic nie mógł poradzić. Był wrażliwy i łzy pozwalały ukoić mu smutek i żal. Jednak zważywszy na miejsce musiał przełknąć gulę, formującą się w jego gardle. Luis zdezorientowany spojrzał na niego, nie rozumiejąc co się właśnie stało. Czuł, że coś jest na rzeczy jeśli chodzi o jego przyjaciela, ale nie miał pojęcia że jest to związane z Davisem.
Reszta dnia minęła obu kelnerom bardzo szybko. Ludzi było coraz więcej a oni robili wszystko, by obsłużyć wszystkich tak, by nie musieli czekać. Po zamknięciu kawiarni Luis zagadnął
-Felix... coś się stało, prawda?
-Nie.-odparł -Na razie.
-Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
-Jest wszystko dobrze. Jestem nie wyspany, ok? Nic się nie dzieje. -warknął. Odszedł w swoją stronę zostawiając przyjaciela samego. Blondyn trzymał w sobie emocje dopóki nie doszedł do domu. Kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły, wybuchnął głośnym, pełnym żałości płaczem.

Następny dzień był zły, nie tylko dla Felixa ale również dla Luisa. Całą noc miał koszmary a śniący się Darren pogarszał jego stan. Miał dość. Szukał ukojenia w książkach, filmach, internecie, ale nic nie pomagało. Wszystko przypominało mu o jego byłym partnerze. Mimo, że musiał jakoś funkcjonować, wolał w miarę normalnie, jeśli można w ogóle było. Nad ranem zadzwonił telefon z nieznanego numeru...
-halo?
-Luis? Tu Paul... brat Darrena.
-O hej Paul. Coś się stało? Dlaczego dzwonisz?
-Wiesz, czuję się w obowiązku przeproszenia za tego idiotę... -westchnął
-Eeee... nie musisz brać za niego odpowiedzialności...
-Mój brat to dupek, ale jest młodszą latoroślą, a nie tak rodzice nas wychowali... wiem, że to i tak nic nie da, ale chociaż wiedz, że jest kretynem i dobrze zrobiłeś...
-Paul... kurwa, nic nie usprawiedliwia zdrady...-powiedział ostrzej
-Żałujesz? -chwila ciszy...
-Tak... żałuje tego, że nie odszedłem, tylko zrobiłem coś tak okropnego... przepraszam Cię Paul ale muszę iść do pracy... Ale doceniam to, że się poczułeś...
-Spoko... nic się nie stało... cieszę się, że chciałeś ze mną gadać...
-Nie jesteś nic winien...
-Trzymasz się?
-Jakoś...
-To dobrze, bo on się w ogóle nie trzyma... na razie. -odłożył słuchawkę będąc wstrząśniętym. Nie spodziewał się czegoś takiego i... w jakiś sposób zrobiło mu się miło, zawsze lubił starszego brata swojego eks, dobrze im się rozmawiało. Miał klasę... tylko szkoda, że musiał świecić oczami za Darrena.
Do pracy przyszedł w lepszym nastroju, chciał podzielić się wiadomością z przyjacielem. Już od wejścia nie mógł się powstrzymać
-Hej Słoneczko.
-Cześć... co masz taki świetny humor? -próbował być neutralny... wiedział, że dzisiaj idzie z Davisem na randkę...
-Dzwonił Paul... wiesz, brat Darrena by mnie przeprosić za zachowanie tego idioty. Mówił, że on sobie kompletnie nie radzi...
-Cieszy Cię to?
-Nie... nie wiem... ale przynajmniej może doceni co straci. -westchnął
-To dobrze... -odparł zdawkowo.
-Ej.. co jest?
-A musi coś być? Kurde Luis odwal się w końcu... - poszedł otworzyć kawiarnię. Jego blond włosy, rozpuszczone tym razem, falowały w rytm jego kroków. Petterson nie rozumiał, dlaczego jego kumpel tak się zachowywał, ale powoli miał tego dość. Od dwóch dni mężczyzna był zdystansowany i zimny, jego twarz przybierała maskę obojętności, co bardzo martwiło szatyna. Nie miał jednak czasu się nad tym dłużej zastanowić, ponieważ stoliki znów zaczęły się zapełniać. Samantha wzięła urlop, z powodu złamania nogi i teraz oni musieli sobie radzić sami. Cały dzień nie mieli ani chwili by odpocząć. Dopiero po wyjściu ostatniego klienta, kiedy zaczęli sprzątać kafejkę, Luis usiadł. Nagle usłyszał pukanie do drzwi wejściowych. Felix odłożył miotłę i otworzył
-Hej. -usłyszał ciepły głos Davisa. Popatrzył na niego i oddech przyśpieszył. Mężczyzna wyglądał oszałamiająco w czarnych dopasowanych spodniach i luźnej czarnej koszulce. Marynarka dodawała wszystkiemu klasę, a włosy pozostawiane samym sobą dodawały uroku. -Ja do Luisa...
-Em... wejdź -przepuścił go i zamknął za nim. Coś w jego sercu zakuło boleśnie. Wziął znów miotłę i zmusił siebie do dalszego porządkowania.
-Hej Charlie. Poczekaj, dobrze? Muszę pomóc Felixowi sprzątać.
-Nie... możesz już iść... poradzę sobie -starał się, żeby jego głos brzmiał najbardziej przekonywająco.
-Na pewno? Nie chcę Cię zostawiać z tym samego...
-Co Ty. Lećcie. -odrzekł. Luis uścisnął go na pożegnanie i wraz z Davisem wyszli.
Dopiero wtedy nogi odmówiły blondynowi posłuszeństwa. Prawie upadł nawet nie wiedząc kiedy, zdążył jednak złapać się krzesła w porę i posadził swoje ciało, które przygotowywało się do wyrzucenia kolejnej porcji emocji z siebie w postaci łez.
Jakoś dokończył sprzątać, chociaż zajęło mu to ponad dwie godziny. Zamknąwszy kawiarnie, udał się powolnym spacerem do domu, smętnie zwieszając głowę. Nagle jego buty i chodnik stały się niesamowicie interesujące.

Dojechali pod restaurację, w której Charlie zwykle jadał. Wybierał ją, gdyż właściciel dbał o prywatność swoich klientów. Brunet nie musiał więc się martwić o to, następnego dnia w tabloidach będą zdjęcia z nimi w trakcie kolacji.
Weszli do średniej wielkości sali, która była koloru czerwonego. Kelner wskazał i zaprowadził ich do stolika i podał karty.
-Ładnie tu. -powiedział Luis, rozglądając się wokół
-Owszem. Dbają tu o prywatność. Czego się napijesz?
Pół godziny potem rozmawiali już w najlepsze jedząc bardzo smaczny posiłek.
-Moja rodzina wzięła Felixa pod swoje skrzydła, kiedy jego rodzice go porzucili. Od tej pory jesteśmy dla siebie jak bracia.
-Jak to porzucili? -zainteresował się mężczyzna
-Normalnie. Miał wtedy 4 lata. Jego matce przestało chcieć się wychowywać „bachora”, kiedy ojciec wyjechał za pracą. On nie miał nic przeciwko, by pozbyć się gęby do żywienia. Znalazłem go, kiedy grzebał w śmietniku, żeby coś zjeść. -doskonale pamiętał ten moment, oraz to jak płakał słysząc że nie może wrócić do domu. Kilpatrick był przecież małym dzieckiem i nie rozumiał wielu spraw, ale mimo to, tę najgorszą... do tej pory tak bardzo to Pattersona bolało. Aktor zauważył ból na jego twarzy.
-Wybacz... nie chciałem...
-Nie... nie o to chodzi... po prostu Felix o tym nigdy nie mówi, nie wspomina rodziców ani tego, co się wtedy stało. Sam nie wiem, jak trafił na ten śmietnik ani ile się pałętał całkiem sam. Obiecałem, że będę go chronić. Moi rodzice i dziadkowie zapewnili mu wszystko, łącznie z miłością, ale on nie zaufał nikomu... do tej pory nikt z nas nie wie, gdzie on mieszka... mama się martwi o niego, tak samo siostra i babcia, ale szanujemy jego decyzję. Myślę, że on się po prostu boi, tego że znów ktoś go wyrzuci...-zwiesił głos i westchnął.
-Rozumiem... to znaczy nie potrafię sobie wyobrazić, dlaczego jego rodzice tak postąpili, ani co musiał czuć, będąc dzieckiem. Ale wiem, że jesteście sobie bliscy.
-A teraz ty... powiedz mi coś o sobie...
-Nie ma za bardzo o czym. Jestem aktorem na przekór rodzicom, którzy nie akceptowali moich wyborów. Kocham to, co robię. W końcu udało im się to zrozumieć. Mam futrzanego przyjaciela, którego miałeś okazję poznać. Na razie nie zgłosił się nikt, że to jego pies, więc lampek jest ze mną.
-lampek? Nazwałeś psa lapmek? -zarechotał, nie mogąc się powstrzymać
-No... jakoś nie miałem innego pomysłu. -przyznał śmiejąc się brunet. Bardzo dobrze czuł się w towarzystwie szatyna, miał nadzieję, że to nie będzie ich ostatnie wspólne wyjście.

Luis wrócił do domu w bardzo dobrym nastroju, pomimo tej części, kiedy rozmawiali o blondynie, wieczór był bardzo udany. Położył się spać praktycznie od razu, wiedząc, że kolejny dzień będzie bardzo ciężki...
**
Obudził się wściekły w środku nocy. W jego uszach wciąż brzmiało
-Luis... -nienawidził, kiedy ten człowiek mu się śnił, a robił to co noc. Im bardziej Darren starał się o nim zapomnieć, tym bardziej chłopak nawiedzał go w snach. Nie wiedział tylko, dlaczego...
**
Dwa tygodnie minęły bardzo szybko. Luis często spotykał się z Charliem, a Felix cierpiał coraz bardziej. Po jakimś czasie nie płakał, tylko siedział otępiały na kanapie, wpatrując się w dal najpierw z utęsknieniem, potem już tylko z obojętnością. Potrafił tak całymi nocami a dniami nawet nie czuł tego, że nie śpi. Dodatkowo ignorował przyjaciela, bo nie miał siły wysłuchiwać gadania o Davisie. Nie potrafił też znosić obecności aktora, co zaczynało go irytować. Nie powinien być słaby, miał się cieszyć, że szatyn jest szczęśliwy, tylko jego serce nie słuchało.
Petterson z kolei miał ochotę wsadzić kij od miotły w tyłek przyjaciela. Miał serdecznie powyżej uszu jego zachowania. Po kolejnym dniu ignorowania go i zdawkowych odpowiedzi na pytania, szatyn nie wytrzymał.
Szedł za chłopakiem całą drogę do domu tak, by ten go nie zauważył. Kiedy drzwi Kilpatrickiem się zamknęły odczekał chwilę i zapukał.
Nic nie spodziewający się blondyn otworzył, będąc zapłakanym pierwszy raz od tygodnia. Miał już wszystkiego dość. Nie chciał by to tak bardzo bolało, ale nie potrafił przestać myśleć o Charliem i szatynie, jak dobrze bawią się na kolejnej randce. Rozważał już wzięcie urlopu, odejście z pracy i wyjazd, ale nie umiał podjąć najlepszej decyzji. Trwał w tym zawieszeniu, męcząc się.
-Czego!-zdrętwiał -Luis! Co Ty tutaj robisz?
-Dlaczego płaczesz? -zapytał przestraszony – Wpuścisz mnie? -Felix odsunął się od drzwi, pozwalając mu wejść do środka. Nagle fala bólu w nich wybuchła z nową siłą. Odwrócił się i rzucił na szyję przyjacielowi znów szlochając rozpaczliwie. Mężczyzna gładził jego plecy uspokajająco
-No już, ślicznotko, nie płacz...
-Ale.. ale ja już nie wytrzymam... -jęknął blondyn. -To tak boli... nie mogę...
-Czego nie możesz?
-ja... ja go ... Charlie... ja... -jąkał się chłopak.
-Co Charlie?
-On mi się tak podoba... że już nie mogę! -wydusił to w końcu z siebie -Luis zesztywniał
-Co?
-Kocham się w nim! -odsunął się od niego gorączkowo prowadząc go do salonu – To znaczy, nie kocham... bo go nie znam, ale cholernie mi się podoba... ja... ja chyba potrzebuję urlopu... -westchnął
-Dlatego Ty tak... reagowałeś, kiedy był obok mnie? Dlatego nie lubiłeś słuchać o naszych spotkaniach?
-Ale... ja nie chcę, żebyś teraz przeze mnie przestał się z nim spotykać... -zapewnił od razu gorliwie Felix
-Głuptasie mój, Charlie jest błyskotliwy, zabawny i przystojny. Zajebiście mi się z nim gada, ale nie kręci mnie w ten sposób. Serduszko Ty moje... co się stało z Twoją pewnością siebie?
-On... nigdy nie zwraca na mnie uwagi, zawsze istniejesz tylko Ty...
-Ja kocham Darrena -odparł -niestety -dodał z kwaśną miną -i nie dam Charliemu związku, nie pokocham go, nawet gdybym chciał. Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?
-Myślałem, że sobie z tym poradzę... -szepnął. Już po chwili znów był w ramionach przyjaciela tulony mocno i czule. Brakowało mu tego, bardzo. Odetchnął z ulgą, wreszcie wyrzuciwszy z siebie tę okropną tajemnicę.
Rozmawiali długie godziny, nie zatajając przed sobą niczego. Blondyn przestał płakać już dawno i teraz mógł spokojnie drążyć sprawy, które go bolały. A było ich kilka. Musiał wytłumaczyć Luisowi, dlaczego nie dopuszczał nikogo do siebie, oraz z jakiego powodu się tak izolował.
Trudno było o tym mówić, jednak bardzo chciał, żeby jego najlepszy i właściwie jedyny przyjaciel wiedział.
-Wiesz, ja... ja nie chciałem by ktokolwiek wiedział, o tym jaki naprawdę jestem. Wielu ludzi chciało tylko mojego tyłka, wprosić się do mojego życia, mieszkania a potem kopnąć w dupę. Ja... jak widzisz, jestem wrażliwy, a przez moją urodę byłem traktowany jak łatwa zdobycz. A ja wcale nie jestem taki, nie chodzę z każdym do łóżka. -westchnął- Chcę związku, opartego na czułości i miłości, wierności. Nie wyobrażam sobie zastanawiania się, czy mój partner jest mi wierny. Nie potrafię znieść, że ktoś mógłby być ze mną dla seksu. A ktoś taki jak Davis... boże ja o nim tak długo marzyłem, żeby móc go poznać... i widzisz, co się ze mną dzieje.
-Rozumiem kwiatuszku. Naprawdę. Ale... dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś, że szalejesz za Davisem?
-A co by to zmieniło? Macie prawo się spotykać... ja nie mam tu nic do rzeczy.
-Masz, bo znamy się od zawsze, jesteś moim przyjacielem, bratem. Bardzo bolało mnie, że nie powiedziałeś mi gdzie mieszkasz, bolały mnie tajemnice i to jak zachowywałeś się przez ostatnie dwa tygodnie. Felix, cholernie się o Ciebie martwię. Ty nie przejmuj się spotkaniami z Charliem, naprawdę. -w jego oczach pojawiły się szelmowskie iskierki.
-Taki ze mnie już nadwrażliwy dzieciak... głupie co nie? Ryczę nad wszystkim...
-Wiesz, to lepsze niż co ja robię. Ja nikomu prawie nic nie mówię... i widzisz do czego to prowadzi...Głupi Darren... cholera... nie o tym miałem mówić..
-Jak sobie radzisz? To już prawie trzy tygodnie... -popatrzył na szatyna
-Średnio... Właściwie Twój aktor sprawia, że jakoś to znoszę lepiej... -widząc minę chłopaka dodał – serduszko, nie w tym sensie...po prostu jest zabawny, dzięki temu jakoś łatwiej mi to znieść. Sama praca teraz dostarcza mi satysfakcje i cholerne zmęczenie, nie mam kiedy myśleć.
-Ten skurwiel powinien żreć glebę. -warknął Felix
-O kurwa! Przekląłeś! Tobie się to nie zdarza... -szok jaki wywołało w Luisie brzydkie słowo, był duży. Blondyn nigdy nie przeklinał, a przynajmniej szatyn nie słyszał, a trzymali się razem od zawsze.
-Czy ja to powiedziałem na głos? - popatrzył na towarzysza -A ty co się tak dziwisz? Zdarza mi się... czasami... w myślach... ostatnio coraz częściej... no wiesz, dlaczego...-obaj roześmiali się w głos.
-Przeszkadza Ci samotność? -zapytał nagle szatyn
-Cholernie. Ja pieprzę, dałbym wiele, by móc wrócić do domu, w którym czeka na mnie ukochany, nie musi nawet gotować, po prostu wystarczyłoby, żeby był obok, przytulił, ogrzał, szczególnie nocą- zachichotał. Po chwili jednak westchnął. -Ale ja się nie będę prosił! -powiedział z godnością

Dopiero nad ranem udało im się zasnąć, za dużo mieli słów do wypowiedzenia, za dużo tajemnic, które musieli w końcu wyjawić. Luis jeszcze bardziej zaczął rozumieć blondyna, oraz jego decyzje. Ten drobny chłopak o delikatnych, kobiecych rysach był dla niego inspiracją do zmian w swoim życiu. Szatyn podziwiał postawę i wartości jakimi Kilpatrick się kierował. Szanował samego siebie i wolał cierpieć w zaciszu swojego domu niż postąpić wbrew samemu sobie.

12 komentarzy:

  1. Cudowny rozdzial. Kurcze' zdecydowanie inny. To napewno ty pisalas? Oczywiscie zartuje :p
    Bardzo fajnje wszystko opisalas. Na poczatku jak mowilas, ze aktorowi jakis kelner sie podoba, to dokladnie nie wiedzialem o ktorego ci chodzi, bo nie podalas imienia.
    Jednym slowem Felix podbil moje serce! Jest strasznie podobny do mnie ^^
    Jak Luis go pocieszal az mi sie cieplo zrobilo na serduszku.
    Nie zrozumiale tez tego: kiedy byl w kawiarence i nogi mu odmowily posluszenstwa, to Luisa i Davisa juz tam nie bylo?
    Mam nadzieje, ze aktor zauwazy w koncu drugiego kelnera, bo jak tak go omijal to mialem lzy w oczach.
    Lui jest taki...dwulicowy. Najpierw ten z klubu, potem aktor, a potem jakies dziwne mysli mial z Paulem :/
    Biedny Daren sie zameczy :(
    Imiona zwierzat pisze sie z wielkiej litery nie z malej ;)
    I tu ,, Mezczyzna Chcial sie odwdzieczyz za odnalezienie zguby....'' powinno byc z malej ,,chcial''.
    Ogolnie po tym opowiadaniu spodziewam sie malo seksu, a duzo czulosci ^^
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz lepiej piszesz, widać, że przykładasz sporo uwagi do wiarygodnego zachowania bohaterów. Akcja z pieskiem wyszła ci całkiem fajnie, podoba mi sie też pomysł kawiarni dla ludzi i ich pupili.
    Eh, Luis co ty robisz? Po jakie licho romansujesz z tym facetem, skoro Darren jeszcze ci z głowy nie wywietrzał, a biedny Feliks cierpi.
    Jak widać aktor pomógł rozwiązać problem z małą ilością klientów, nie ma jak reklama. Ciekawe czy u nas znalazłby się taki, który by to zrobił dla przyjaciela za darmo?
    Strasznie smutna historia Feliksa, to dlatego jest taki nieufny wobec ludzi.
    Cieszę się, że przyjaciele wszystko sobie wyjaśnili.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    dzięki Charliemu kawiarenkę odwiedza sporo osób, nie ma to jak żywa reklama.... biedny Felix zakochał się w Charlim a ten na niego nie zwraca uwagi.... dobrze, że Luis go śledził dlatego dowiedział się gdzie ten mieszka jak i poznał prawdę dlaczego tak się zachowywał w ostatnim czasie....
    dało by się odblokować opcję „anonimowy” w komentarzach
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zgodzę się. Piszesz tak kiepsko, jak pamiętam. Szczerze mówiąc, jesteś beznadziejna i powinnaś rzucić pisanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łatwo napisać pod czyimś opowiadaniem piszesz kiepsko, zwłaszcza jeżeli samemu się nie pisze. Osobiście nie mam nic przeciwko konstruktywnej krytyce, ale twoja niestety taka nie jest, gdzie tu jakieś argumenty, konkretne przykłady, cokolwiek, co pomogłoby autorce się rozwinąć? I dlaczego nie podpisałaś się choćby pseudonimem, brak ci odwagi?
      Loui może nie jest idealna, ale widać, że się stara i robi powoli postępy. Postacie zachowują się logiczniej, bardziej realistycznie. Fabuła rozwija się w przemyślany sposób.

      Usuń
  5. Jest łatwo, zwłaszcza jeżeli samemu się pisze. Jej opowiadania są schematyczne i stwierdzam to po roku czytania. W mojej opinii postacie, które tworzy, są do siebie podobne. Prawie w każdym opowiadaniu jest ktoś, kto się użala nad sobą. Dialogi również są kiepskie. W każdym jest kropkowanie, postacie mówią w jednym stylu. Ja rozumiem, że tworzyć zróżnicowane charaktery i dopilnować, żeby się nie zmieszały, jest naprawdę trudno, ale można chociaż się starać. A w jej przypadku ja tego po prostu nie widzę.
    Według mnie powinna zrobić sobie rozpiskę postaci, które już stworzyła i próbować nie powtarzać się.
    Fabuła według jest miałka, ale może dlatego, że koncetruje się głównie na miłości dwóch facetów. I jak wspominałem, jest schematyczna. Tu rozstanie, tam nieszczęśliwe zakochanie et cetera. Brakuje mi czegoś, co sprawiłoby, że opowiadanie byłoby ciekawsze.
    Pod względem technicznym nie jest dobrze. Zdecydowanie brakuje kogoś, kto by poprawiał "twórczość". Opisy, dialogi, i tak dalej są kiepskie. Trzeba by nad tym spoooro popracować.
    I żeby nie było, że się "boję",
    Diabeł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To moze pokaz nam jak piszesz panie diable z siedmu bolesci ?
      Damiann

      Usuń
    2. Podpisuję się pod tobą Damiann obiema łapkami, skoro sam pisze, niech pokaże co potrafi i jak mu idzie stosowanie się do tych wszystkich rad. Wiele wymagasz od początkującej autorki panie Diable. Sama piszę i wiem jak trudno sprostać twoim wymaganiom.

      Usuń
    3. Hej, Panie Diable. :) Wyrazić swoją opinię może każdy, prawda? A dobry autor zapewne zasadną krytykę oraz każdą cenną radę doceni i przyjmie do serca. Łatwo napisać: ''Szczerze mówiąc, jesteś beznadziejna i powinnaś rzucić pisanie".
      Co do kolejnego komentarza, A. przecież cały czas pracuje nad swoimi tekstami, a przy tym się rozwija. Niech pisze dalej, bo przecież człowiek uczy się na błędach i kto wie, czym początkująca autorka jest nas jeszcze w stanie zaskoczyć.
      Także dużo cierpliwości oraz wytrwałości w pisaniu dla Ciebie, A.

      Usuń
  6. Rzeczywiście inny rozdział, nie tego się spodziewałam. Przyznaję że całkiem dobrze Ci to wyszło. Poza kilkoma małymi błędami jest okej. (Jak wiemy każdy popełnia błędy, nie ma się czym przejmować) Felix mnie drażni,zrobiłaś z niego taką straszna płaczliwą ciotkę.
    Co do Darrena, to nadal go nie lubię i nawet mu nie współczuję. Pan aktor też mi się jakoś nie podoba. Zmieniłam zdanie...interesuje mnie tajemniczy mężczyzna z którym to Luis zdradził Darrena. Liczę że znów się pojawi i trochę namiesza. A Darren niech cierpi.
    Luis- jeśli o niego chodzi, to jest trochę jak ta sierotka Marysia.Widać ,że nie wie czego chce. W sumie nic dziwnego...ale lepiej niech się chłop ogarnie.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm.. to może na początek.
    Opowiadanie (CAŁE) bardzo mi się podoba, i kochana A, nawet nie chcę słyszeć o twoim odejściu. Nie przejmuj się takimi komentarzami jak powyżej, mówię tu oczywiście o Diable, a skup się na całej reszcie, Masz tu kilku fanów, którzy uwielbiają twoje opowiadania, tak, tak ja do nich też należę.. i jestem z tego dumna ;D No a tak na poważnie, może twoje opowiadania, nie sa idealne, ale niech mi ktoś kurcze pokaże chociaż jedno które jest !
    Czytam twoje blogi już dość długo i nie wiem jak inni ale ja dostrzegam ogromną poprawę. Nadal masz małe problemy, ale każdy kolejny rozdział jest lepszy od poprzedniego i z biegiem czasu będziesz pisała jeszcze lepiej.
    Tak więc Kochana A.. nie rób nam tego i nie odchodź ;*
    Baardzo prosze i mam wrażenie, że inni też tak myślą.
    No to już tak na koniec, czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i nawet nie chcę słyszeć o tym, że nie zamierzasz go pisać, rozumiemy się ? ;D
    No to duużo weny ;***

    OdpowiedzUsuń
  8. No, to nadstawiaj tyłek! Interpunkcja nie jest Twoją mocną stroną, co? Niektóre zdania były wręcz niezrozumiałe przez liczne błędy. Nieładnie...
    Ale nie błędy są ważne. Liczy się również coś innego, a mianowicie - treść.
    Bardzo mi się podobają Darren i pan aktorzyna. Coś się obawiam, że Louis nie gra ładnie, zwodząc swojego amanta :/ Oby mu powiedział wprost, co do niego czuje (albo NIE czuje). Paulowi współczuję. Może spróbowałby wraz z siostrą Louisa połączyć panów?
    Życzę mnóstwa wenyy!!!

    OdpowiedzUsuń

Bez chamstwa i jadu poproszę.