piątek, 25 maja 2018

Mój tydzień z .... Rozdział 4


Ile to było już czasu, zanim wrzucałam tu cokolwiek?
Bardzo przepraszam wszystkich, którzy czekali... Ale się doczekaliście. Blog, po wielu perturbacjach, będzie kontynuowany. 
Mam nadzieję, że dalsze losy chłopaków Was zainteresują. 
A i jeszcze jedna rzecz.... coś tu się psuję... Nie mogę ogarnąć tej strony. Mam nadzieję, że się jednak coś ogarnie... Bo nie chcę przerzucać bloga... 


Dzień 4

Była godzina 8 rano, jak dostałem telefon, od Katheriny, asystentki Marcela, która była na urlopie...
-Co się stało? – zapytałem nie do końca jeszcze obudzony. Miałem ochotę od razu się rozłączyć, zanim ktoś zepsuje mi dzień.
-Maurycy zwolnił Viktora, nie mamy stylistów. Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza Patryk?
-Cóż, to jego problem. Ja wracam do spania a po południu przyślę wam L4. Dobranoc Katharina.
-Nie waż się Pająk!...- nie usłyszałem, co potem powiedziała, ponieważ zakończyłem rozmowę. Przy okazji Aleks zdążył się już obudzić. Wyglądał dość seksownie z potarganymi włosami i jeszcze nie do końca przytomnym spojrzeniem. Miałem ochotę się z nim jeszcze troszkę poprzytulać.
-Dzień dobry, Co się stało?- zapytał miękko, lekko zachrypniętym głosem.
-Jak to co? Katharina panikuje, bo Marcel zwolnił Viktora. A ja postanowiłem wziąć zwolnienie. W końcu ktoś powinien wziąć odpowiedzialność za decyzje w tej agencji. A nie że zachowują się jak niespełna rozumu a potem wzywają wszystkich świętych. – wstałem z łóżka poirytowany.
Odkąd ona poszła na urlop wszystko zaczynało przybierać dziwny obrót sprawy. Zwłaszcza jeśli chodzi o chłopaków. A mówią, że to kobiety są bardziej zawistne i kombinują.
-Jesteś pewien, że to dobry pomysł? – zapytał ostrożnie- wiesz… ten pokaz i sesja są bardzo ważne. Nie możecie strzelać fochów. To nie jest profesjonalne. – zauważył uczynnie, a ja w tym momencie miałem wielką ochotę dać mu w twarz, za te jakże „potrzebne” mi w tej chwili uwagi.
-No wybacz, nie ja tu zarządzam- zacząłem dość zjadliwie- ale nie będę się zaharowywał po 20 godzin, tylko dlatego, że mój wspaniały szef jest zazdrosny. -dodałem już ze złością a po chwili odetchnąłem – zrozum, ci ludzie są dla mnie ważni, ta praca… to moje całe życie. Nie jestem jednak w stanie ich wszystkich ratować, ogarniać i matkować im. A to wszystko się rozpieprza. I to na twoich oczach! Modela z innej agencji, z zagranicy! Co będzie, jak zapytają cię o pracę z nami? Powiesz im, że wszystko było świetne? Czy jednak, że jesteśmy bandą niepoważnych idiotów? - patrzyłem na niego z pretensją w oczach. Wiedziałem, że to przecież nie jego wina, ale on mógł nam naprawdę zaszkodzić.
-Nie powiem tak… nie ze względu na ciebie. – mruknął czule, przeciągając się.
-Wiesz co… nie bardzo rozumiem, dlaczego nagle jesteś dla mnie taki miły… co się zmieniło od tych trzech dni, kiedy jesteśmy „razem”?- zapytałem zgryźliwie. Właściwie to nie powinienem się nad tym zastanawiać, jednak wolałem nie roztrząsać problemów w pracy. Zwłaszcza bez kawy.
-Nie wiem, po prostu… jesteś inny niż wszyscy. Takie mam wrażenie i zdecydowanie jesteś słodki... – wzruszył ramionami a po chwili się uśmiechnął. – A dlaczego pytasz?
-Bo mnie to dziwi. – odparłem szybko, nie mając ochoty odbywać tej rozmowy. Na sam koniec dodałem jednak – i nie jestem słodki.
Niestety, odbyłem kolejną rozmowę z asystentką, ponieważ nie chciałem, by się na mnie gniewała, za rozłącznie się. Poza tym Kaczarowski miał rację. Nie mogliśmy zawalić tego kontraktu tylko dlatego, że nie potrafiliśmy się dogadać.
Z jednej strony bardzo się cieszyłem, że trochę polepszyło się między mną a modelem, z drugiej jednak… Aleks denerwował mnie jak nikt inny. Naprawdę nie miałem pojęcia jak ugryźć i rozegrać nasze relacje, by nie poszło to w złą stronę, o ile już tak się nie stało. Naprawdę dalsze udawanie, że wszystko jest normalnie nie miało sensu. Ten facet był dla mnie nie do rozgryzienia. Moje rozmyślania przerwał telefon.
-Patryk co ty odwalasz? – zapytał mnie zdenerwowany Maurycy. -Dlaczego nie ma cię w pracy?
-Miło, że pytasz. Idę na L4. Nie będę harował całą dobę przez twoje idiotyzmy. Oprócz Viktora nie mamy nikogo do makijażu i stylisty, co też jest debilizmem. Mam dość twoich fochów i zachowania jak dziecko. Znamy się tyle lat, a ty dalej coś odwalasz, zanim dorosnąć.
Ta rozmowa zaczynała zmierzać w złym kierunku, dla nas obu. Starałem się dodatkowo nie wkurzać, niż to było możliwe, ale powoli szlag mnie trafiał.
-Chyba oszalałeś! Wkurwiajcie mnie już naprawdę. – wycedził w końcu. Jego głos brzmiał lodowato, aż się zdziwiłem.
-Nie trzeba było zwalniać Viktora. Przestań zachowywać się, jakbyś był w tym biznesie tydzień. Naprawdę dość. Albo Vik wraca, albo mnie przez miesiąc nie zobaczysz. Nie wiem, weź go wyruchaj czy coś, żebyście się dogadali. Myślę, że wam obu dobrze to zrobi.
-Nawet tak nie żartuj! Dopiero co rozstałem się z Kevinem. – na jego stwierdzenie westchnąłem. Czy on nie widział, co się działo? Czy był aż tak krótkowzroczny, by nie przewidzieć, że jego decyzje mogą zaważyć nie tylko na naszej pracy, ale też na życiu całej piątki? Nie dość, że miałem kłopoty z moimi uczuciami względem Aleksa, to jeszcze prawdopodobnie będę musiał leczyć dodatkowo dwa złamane serca. To wszystko wybuchnie i oczywiście ja dostanę rykoszetem. Mój wspaniały przyjaciel stracił już Kevina, Viktor się ulotni i nikt go nie znajdzie i Bóg wie co dalej.
-Serio?- warknąłem w irytacją. – Więc, już spieprzyłeś. Proszę przyjacielu, zmień nastawienie... Zrozum, to się nigdy nie kończy dobrze.
-Odwal się! Masz przytaszczyć swój zgrabny tyłek do agencji, max za pół godziny!- rozłączył się, nawet nie żegnając ze mną. Kolejny raz w ciągu tego tygodnia chciałem go zabić, wymyślając coraz to nowsze tortury.
Wyprowadzony do granic możliwości, rozważając wszystkie możliwości swojego L4 oraz sytuacji związanej z moim gościem i postanowiłem wstać i iść do tej cholernej roboty. Dlaczego? Ponieważ Kaczarowski już się niestety nasłuchał o naszym nie profesjonalizmie. Nie chciałem pogarszać sprawy. Jeśli stracilibyśmy kontrakt, agencja poszła by na dno, Marcel miałby duże kłopoty. Co jak co, ale to był mój przyjaciel i nie mogłem go zawieść. Z resztą sam miałbym przechlapane, bo gdzie znalazłbym inną pracę? A jeszcze za coś muszę żyć. Prawda była taka, że mógłbym w końcu dostać podwyżkę, jednak nie chciałem o nią prosić. Nie zarabiałem mało, bo około 3 tysiące, jednak nie było dużo w tym kraju. Przy Aleksie też się nie wychylałem, ponieważ ten by pewnie wszystko wygadał. Poza tym on ma kasy jak lodu i to by jeszcze gorzej wyglądało. Sam fakt, że nie wiedziałem nawet na czym z nim stoję, nie miałem pojęcia czy mogę mu też zaufać, doprowadzał mnie do szału. Ale z tym uporam się później. Na razie trzeba było zgasić pożar, który wybuchnął w związku ze zwolnieniem młodego. Poszedłem pod prysznic, przy okazji każąc modelowi się ubrać i ogarnąć. Szybko zajęło mi zebranie się, niestety ktoś postanowił również się umyć… co zajęło mu pół godziny.
-Ej pospiesz się. Bo wyjdziesz bez śniadania. Marcel nas zabije...– krzyknąłem do niego zirytowany.
-Spoko loko słodziaku… nie chcę śmierdzieć. – uśmiechnął się do mnie rozbrajająco, już ubrany. Usiadł obok mnie na krześle i skubnął trochę sałaty z mojej kanapki. Po chwili z uśmiechem wziął swoją, z pomidorem, szynką i ogórkiem, do ręki i ugryzł. Odwróciłem wzrok by nie patrzeć na te boskie usta. Chętnie bym je całował, ale teraz nie było na to czasu. Zastanawiałem się, czy w ogóle kiedyś będzie do tego okazja.
Dokładnie 45 minut później byliśmy w samochodzie, jadąc nie do agencji, tylko do mojego drogiego przyjaciela.
Jakież było jego zdziwienie jak pojawiłem się w drzwiach z butelką pepsi. Jego potargane blond włosy wyglądały uroczo w połączeniu z zaspanym wzrokiem i przydługą koszulką.
-Czego chcesz?
-Zbieraj się, jedziemy do pracy.
-Spadaj, ja już jej nie mam.
-Nie wkurwiaj mnie. Pod prysznic, pij colę, śniadanie jest na dole, o ile Aleks go nie zeżarł.
-Od kiedy jesteście w tak dobrej komitywie?
-Odkąd przestał mnie wkurwiać. Ale teraz ty zaczynasz. Pod prysznic… - westchnąłem i wszedłem do przedpokoju. Akurat wtedy zadzwonił telefon.
-Gdzie jesteś? Miałeś być godzinę temu.
-W korku, oddzwonię. – warknąłem i się rozłączyłem. Ja ich kiedyś naprawdę uszkodzę, każdego po kolei. Wszedłem do uroczego lecz małego salonu, usiadłem na kasztanowej kanapie, naprzeciwko okna i zamyśliłem się. Dlaczego to wszystko się tak bardzo pogmatwało? Naprawdę nie potrzebowałem więcej kłopotów…
-Wiesz, że Kevin rozstał się z Marcelem?? -melodyjny lecz cichy głos wyrwał mnie z moich rozważań. -To znaczy Kev go zostawił… planuje wyjechać. – spojrzałem na niego w szoku.
- To się porobiło..
- Taaa, się nasz szefu wkurzy... - wzdrygnął się z lekką złośliwością. -Marcel mnie zajebie.
-Sam nawalił… - powiedziałem, zbierając się. – Chodź, idziemy. Trzeba wypić to cholerne piwo. Nie podołam bez ciebie. I to wiesz. Jest nas tylko dwóch i musimy trzymać się razem. – wyciągnąłem do niego dłoń, a on ociągając się ją przyjął. Wstaliśmy.
Viktor przywitał się z Aleksem i uratował swoje jedzenie, przed łakomstwem mojego chwilowo współlokatora. Ze smakiem zjadł kanapkę i napił się kawy.
-Tego mi było trzeba.
- Taaa… -zaśmiał się Kaczarowski. – Więc jak chłopcy chcecie naprawić całą masakrę w agencji?
-Nie mam pojęcia. – odparliśmy w tym samym momencie.
- Ja tam nawet nie pracuję -Model roześmiał się ponownie, dość ponuro.
-Może mu po prostu obciągniesz Vik? Myślę, że będzie zadowolony.-zakpił a ja się zakrztusiłem.
-Matko, coś ty mu zrobił, że mu się język wyostrzył? Przerżnąłeś go? Czy mu dałeś?
-Ej! Jestem hetero- żachnął się.
-Ta, a ja matką Teresą. Jesteś pedałem, tak jak my. Możesz oszukiwać cały świat, ale nie nas. – wzruszył ramionami i dokończył swoją kanapkę. Akurat wtedy zajechaliśmy pod budynek.
Marcel stał przy swoim samochodzie i bawił się telefonem. Był zdenerwowany.
-Jesteś pewien?
-Nie… ale musisz to zrobić. – odparłem. -Nie uciekaj Viktor. Jesteś wojownikiem. -dodałem mu trochę otuchy, mam nadzieję, że mi się to udało.
-Co on tu robi? -zaskoczył nas jego osty głos.

Viktor:

Po tonie Marcela wywnioskowałem, że miałem duże kłopoty. Nie miałem pojęcia, po jaką cholerę Patryk mnie tu przywiózł, ale moim planem było zwiać. Po wczorajszej nocy nie chciałem się mierzyć ze wściekłym lwem. Na szczęście mój przyjaciel wyratował mnie z opresji.
- Pracuje, nie zamierzam odwalać całej roboty sam. Więc jeśli nie ogarniesz dupy, będziesz zapieprzał ze mną. - warknął, patrząc na niego butnie.
-Uważaj sobie Pająk...
-Bo co? Zwolnisz mnie? Zobaczymy, kto wtedy będzie wszystko robił. A teraz, masz do pogadania z Viktorem i radzę ci, żebyś dał mu... nam podwyżkę. Jeśli mamy odwalać tę robotę, musimy dostawać dużo więcej. - Pat popchnął mnie w stronę drzwi wejściowych. Nie było rady, nic nie mówiąc wszedłem do tego cholernego miejsca, mając ochotę utopić mojego przyjaciela we wrzątku. Powstrzymałem się jednak od jakichkolwiek działań, dopóki nie weszliśmy do gabinetu Maurycego. Stanąłem oparty o ścianę, najbliżej drzwi, jak się dało, by w razie co, móc uciec. On z kolei usiadł na swoim czarnym, obrotowym fotelu i patrzył na mnie groźnie.
-Nie wybaczę ci tego. - powiedział zimnym tonem. - wpieprzyłeś się w mój związek, chciałeś mi zabrać mojego faceta, co ci się udało. I teraz... żaden z nas go nie ma. Dzięki tobie...
-Możesz również sobie podziękować. Zachowywałeś się jak tyran, ciągła zazdrość, awantury. To, co mu zrobiłeś wczoraj, było obrzydliwe. Po przyłapaniu go na zwykłym przytuleniu z przyjacielem, zerżnąłeś go jak szmatę. - odparowałem, zły.
-Szmatą, to jesteś ty. Specjalnie udawałeś słodkiego i nieporadnego chłopaczka. Celowo chciałeś zabrać mi Kevina, by się na mnie zemścić. Przyznaj się, chciałeś by to on ciebie rżnął, tak jak ja jego wczoraj, prawda? Widać to po tobie. Jesteś nic nie warty. I gdyby nie Patryk to nawet bym cię tutaj nie trzymał. A teraz spierdalaj z mojego biura i bierz się do roboty. Bo naprawdę cię z niej wypieprzę na zbity pysk.
-Chcę podwyżkę, dla mnie i dla Pata.
-Zapomnij. Jemu mogę dać, tobie... nigdy. I jeśli chcesz mieć za co żyć to zjeżdżaj mi z oczu. - warknął ostrożnie
-To rezygnuję, w dupie mam twoje warunki.
-Nie znajdziesz nigdzie pracy. Zrobię ci tak koło dupy, że nikt cię nie zatrudni. Chcesz się przekonać do czego jestem zdolny? - szczęka mi opadła na podłogę. Nie spodziewałem się, że on sięgnie po tak niski cios.
-Ciekawe, czy to samo zrobisz Kevinowi. - to mówiąc podszedłem do niego i dałem mu z całej siły w twarz. Po chwili udałem się do drzwi i nimi trzasnąłem tak, że wypadło całe szkło. Ups...

Patryk:
Nie zamierzałem podsłuchiwać ich rozmowy, ale nie sądziłem, że się dogadają. Za dużo było już nienawiści między nimi, by cokolwiek mogło się zmienić. Czego nie rozumiałem, to jakim idiotą Marcel musiał być, by winę za rozstanie zrzucać całkowicie na Viktora... w tym wypadku do tanga trzeba trojga. Cała trójka dołożyła się do tego, nikt nie był całkowicie czysty. A jednak Kev zwiał, a Pawłowski zbiera opieprz.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Aleksa.
- Nad czym tak dumasz?- zapytał, lekko unosząc brew
-Nad tym, dlaczego to się tak wszystko popieprzyło... - odparłem, wypuszczając powietrze ze świstem.
-Przynajmniej jest śmiesznie. - odparł, z nutką rozbawienia. - Zdajesz sobie sprawę, że oni będą razem?
-Co? - spojrzałem na niego jak na kretyna. - Zwariowałeś?
-Nie, Jestem pewien, że ta dwójka skończy jako para. Oni jeszcze tego nie wiedzą, ale się kochają.
-Ty chyba mocno się w głowę uderzyłeś- mój ton był wybitnie złośliwy.
-Pomyśl... Kłócą się jak stare dobre małżeństwo. Łączy ich wielka namiętność... wydaje mi się, że dużo większa, niż Maurycego z Kevinem. - uśmiechnął się figlarnie. - Przenieść to do łóżka i wszyscy sąsiedzi będą na papierosa wychodzić po ich zabawach. - chwile czasu potrwało, zanim przetrawiłem tę informację. Nigdy bym się nie spodziewał, że Kaczarowski rzuci mi takimi spostrzeżeniami. Jeśli miał rację, to mogłoby to oznaczać początek III wojny światowej.
-Słuchaj – model nie odpuszczał – moja kuzynka Stacy miała taką sytuację ze swoim partnerem. Ich ściny były legendarne, dogryzali sobie i robili na złość na każdym kroku, aż w końcu oboje zrozumieli, dlaczego tak się zachowują. I teraz są szczęśliwym małżeństwem, mają trójkę dzieci, dwa psy, chyba z 4 koty i oposa.
-Oposa?
-Ta... uratowali go, jak ktoś chciał go podpalić. Był niezdolny do życia na wolności, więc go zaadoptowali. I z tego co mówią, zwierzak zachowuje się jak kot.
-A to ciekawe. - wybuchnąłem śmiechem. Co jak co, ale oposa w tej opowieści się nie spodziewałem. Po paru sekundach usłyszeliśmy trzask drzwi i spadające szkło... Zdziwieni podbiegliśmy zobaczyć, co się stało... I to by było na tyle z ich związku...
-Ta... już widzę jak ta dwójka kończy razem... - zaśmiałem się ironiczni
- No ładnie przyjacielu, ile to lat nieszczęścia? 7? czy 40? - Aleks dodał złośliwie do wkurzonego Zatorskiego.
-Wynoście się stąd!

Godzinę później, dopadłem Viktora w toalecie. Stał, oparty o umywalkę, patrząc na mnie ponuro.
-Zdajesz sobie sprawę, że on cię obciąży kosztami za te drzwi? - zapytałem tonem rodzica.
-Tak mamusiu, wiem... - wzruszył ramionami. - I nie da mi podwyżki. Dałem mu w mordę... Zasłużył na to... Zarabiam mniej od ciebie, od wszystkich... tylko dlatego, że pan idealny ma ze mną problem. Zastanawiam się, czy nie zgłosić do go PIPU.
-Nie żartuj. Pomogę ci z tą szkodą.
- Daj spokój, sam masz słabo finansowo. To, że nie masz kredytu na mieszkanie, nie znaczy, że srasz kasą. Masz swoje zobowiązania. Nie rozumiem, dlaczego ten drań nie znosi mnie od samego początku... - zanim zdążyłem mu odpowiedzieć, Aleks wszedł ze zdziwionym wyrazem twarzy.
-Nie wiem, co wy tutaj robicie... ale szefu chciał byśmy wszyscy się zebrali w konferencyjnej... -
Dlaczego musiałem tego słuchać?
-Jak wszyscy wiedzą w naszej firmie atmosfera jest dość luźna. Lubię, jak pracownicy czują się swobodnie. Jednak ostatnio coś jest zbyt frywolnie. Od tej pory, każdy z was zostawia swoje personalne rzeczy, nastroje, humory, poza drzwiami agencji. Nie obchodzi mnie, kto kogo nie lubi. Takie sprawy załatwiajcie poza pracą. Po drugie. Od dzisiaj wszyscy mówcie do mnie Marcel. Tak mam na imię. Nazywanie mnie raz tak, raz inaczej, powoduje pewne problemy. Do tej pory wolałem Maurycy, ale zmieniłem zdanie, z powodów, o których nie musicie wiedzieć. I najważniejsze. Jestem waszym szefem. Kiedy jesteśmy tu, macie mieć do mnie szacunek. Nie ważne, jak blisko jestem z wami w życiu prywatnym. Nie ważne czy mnie lubicie, czy mnie nienawidzicie. Jako wasz przełożony będę oczekiwał od was, byście zachowywali się z szacunkiem. Zrozumiano?
Jedyną osobą, która pokazała, co myśli o tym przemówieniu, był drugi stylista. Wyszedł w momencie, kiedy usłyszał o szacunku. Domyślałem się, że nie miał ochoty wierzyć w te bzdury. Ja już chyba też nie. Bo zachowanie Zatorskiego przeczyło jego słowom. To tak, jakby nagle ktoś przełączył w nim jakiś przycisk. Przecież jeszcze niedawno był to ciepły i kochający człowiek. Podejrzewałem, że zmienił go związek z Kevinem... Chociaż lubiłem tego chłopaka, miałem swoje przemyślenia. Jednak nie artykułowałem ich, ponieważ mogło się to dla mnie naprawdę źle skończyć.
Po tym krótkim przemówieniu, rozeszliśmy się do swoich zadań. Miałem mieszane uczucia co do jego wytycznych odnośnie nowych zasad między-ludzkich. Z jednej strony on sam zaczął pewnie nieciekawe sytuacje, jednak teraz próbując wprowadzać takie zmiany, mimo że były dobre, mogły zrobić dużo więcej złego, niż dobrego. Zwłaszcza w relacjach między nami.
Ale skoro tak chciał, zobaczymy tylko, jakie będą tego skutki.
Wróciłem do przerzucania katalogów, kiedy dołączył do mnie mój przyjaciel. Minę miał nietęgą.
- Dobrze się czujesz?
- Średnio. Wróćmy do pracy. Co myślisz o tym zestawieniu?- Vik pokazał mi zdjęcie modela ubranego w czarną koszulę, kremowy krawat oraz garnitur, również jasny. - Ładnie by wyglądało na Aleksie.
- Ale nie mamy drugiego modela.. Wszyscy inni są zajęci...- zaznaczyłem nasz najważniejszy w tym momencie problem.
- Niech pan idealny będzie zastępstwem... - usłyszeliśmy głos naszej wspaniałej asystentki.
- Zwariowałaś? - zaśmiałem się – chcesz włączyć w tę sesję Marcela? W ogóle co ty tutaj robisz Katherina?
-A czemu nie? Skoro uważa, że jest zbyt luźno, to niech zabierze dupę z biura i porobi z nami. - odparła ze śmiechem. - zabrał mnie z urlopu, mówiąc, że się pali... właśnie widzę...
- Co się z tobą stało, dziewczyno? - zapytałem z podziwem.
- Zatorski to dupek, dobrze o tym wiecie, mała lekcja pokory mu się przyda. - mrugnęła do nas figlarnie i odeszła, kołysząc biodrami.
- Co o tym sądzisz? - spojrzałem na przyjaciela
-Nie wiem, nie podoba mi się ten pomysł, ale... skoro nie mamy wyjścia. Tylko nie każ mi go ubierać i stylizować.
- Spokojna głowa, ja się nim zajmę. - zaśmiałem się zadziornie. Jednak żaden z nas nie chciał tej wieści zanosić do jaskini lwa. Dlatego wydelegowaliśmy kobietę. Jej wdzięk mógł złagodzić nerwy każdego mężczyzny. Nawet geja.

Wróciliśmy do domu zdecydowanie wypompowani. Marcel zorganizował nam kolejną awanturę odnośnie naszego pomysłu. Potem dał nam wszystkim wolne popołudnie. Je z kolei spędziliśmy u Viktora, zastanawiając się jak poukładać jego sprawy, co było bardzo trudnym zadaniem. Jednak udało się nam dojść do porozumienia i jakiegoś planu na najbliższe dni. Rozmawialiśmy również odnośnie sesji oraz pokazu, by to się udało, pomimo przeciwności losu. I uspokoiłem się trochę. Dobrze było wiedzieć, że nie wszystko stracone i że Aleks chce nam pomóc. To naprawdę dawało siłę. Przede wszystkim, co było dla mnie najważniejsze, ani jeden ani drugi z moich bardzo bliskich przyjaciół nie został sam w tej całej masakrze.
- Wiem o waszych kłopotach finansowych Pat. - zaczął łagodnie model, przerywając moje jakże potrzebne rozważania.
- Co?
- Słuchaj, zapłacę za zbite drzwi u Marcela w gabinecie. Pomogę ci też z czynszem. - zaczął, jednak ja się wtrąciłem
- Nie ma w ogóle mowy. - zacząłem, jednak nie dane mi było dokończyć, bo poczułem te słodkie usta na swoich. Zapomniałem o całym świecie. Delikatne muśnięcia zamieniły się po chwili w namiętne zabawy moim językiem i przepadłem. Nie mogłem się nie zgodzić na takie cudowności, kiedy byłem tak całowany. Wtuliłem się w Aleksa i zapomniałem o naszej kłótni.
- Więc promyczku... z czym chciałeś się ze mną nie zgodzić? - zaczął figlarnie, kiedy tylko przerwaliśmy pocałunek.
- Em... nie bardzo pamiętam.
-To dobrze... Wszystko już załatwione i jutro Marcel będzie miał nowe szyby. A teraz wracając do nas.. - oj, długo w nocy nie mogliśmy zasnąć...

Viktor
Około godziny 22, kiedy jadłem pizzę, zamówioną w lokalnej pizzerii, rozległo się głośne pukanie do drzwi. W piżamie w kwiatki, z potarganymi włosami, otwarłem i zamarłem.
- Co ty tu robisz?...

środa, 7 września 2016

Mój tydzień z ... postaci

Mam nadzieję, że się spodobają:
Wiem, że trochę pewnie nagmatwałam z wyglądem ich w opisach, ale będę to sukcesywnie zmieniać i poprawiać. Proszę o wyrozumiałość :)

Patryk

Aleks

Gabriel

Kevin

Marcel a.k.a Maurycy

Viktor

Katharina

sobota, 26 marca 2016

Mój tydzień z ... rozdział 3

Kochani moi! 
Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt!
Powracam z nową ksywą i nowym rozdziałem. W środku czeka Was niespodzianka... Myślę, że od tej pory będę pisać właśnie w ten sposób.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
Wasza Lili 

-Patryk…- usłyszałem jakby przez mgłę. Drugi raz i następny. Nie specjalnie miałem ochotę reagować, ponieważ chciało mi się bardzo spać. Jednak natarczywy głos nie ustępował -Patryk…
-Co? – mruknąłem lekko zirytowany, że ktoś przeszkadza mi we śnie.
-Nie lubisz mnie prawda? – usłyszałem cichy głos a po chwili, gdy nie odpowiedziałem, doszło mnie kolejne pytanie – Dlaczego mnie nie lubisz Pat? – w tym momencie rozbudziłem się zupełnie i spojrzałem na leżącego obok mnie mężczyznę.
-Drażnisz mnie… - zacząłem łagodnie – znałem kogoś, kiedyś… podobnego do ciebie w zachowaniu. Byliśmy parą, kochałem go i… pewnego dnia upokorzył mnie i bardzo zranił. Przy ludziach, w pracy. To było okropne uczucie i mimo, że moi współpracownicy nie odsunęli się ode mnie to długo czułem się źle.
-Przykro mi… ale ja bym nie skrzywdził nikogo… zwłaszcza ukochanego. – westchnął smutno – prawda jest taka, że to wszystko o czym mówisz, czyli moje zachowanie i cała otoczka to maska. Nie jestem taki, za jakiego mnie mają. Przez większość czasu czuję się jak mały chłopiec, który został odrzucony. Jestem… gejem…
-No co ty… Amerykę odkryłeś -mruknąłem z przekąsem, jednak on się obruszył.
-Ej! Ja tu ci się zwierzam, a ty mnie wyśmiewasz.
-Wcale nie. Tylko nie musisz mi mówić, że nim jesteś. Przecież ja to wiem…Czego nie rozumiem to dlaczego dalej siedzisz w szafie?
-Nie wiem, boję się. Jestem znanym modelem, od którego oczekuje się konkretnej postawy. Tak trudno mi siebie zaakceptować i bez oczekiwań innych, a co dopiero z nimi…
Słuchając go odniosłem wrażenie, że nie jesteśmy tak bardzo od siebie różni. Też miałem podobne przemyślenia, kiedy rodzice się mnie wyrzekli. Trudno było mi zrozumieć, dlaczego nie mogą mnie zaakceptować po dowiedzeniu się o mojej orientacji. Ale nie żałuję, że wybrałem drogę prawdy z samym sobą.  To było niezwykle trudne, wymagało ode mnie siły i determinacji, ale dzięki mojej wytrwałości byłem w moim własnym mieszkanku z ukochanym kotem i z… nim…
-Zbliż się do mojej twarzy- powiedziałem zdecydowanie
-Po co? – zdziwił się, ale  po chwili już patrzył na mnie swoimi pięknymi oczami. Niewiele myśląc przyciągnąłem go do delikatnego pocałunku. Już po sekundzie nasze wargi dotykały i muskały się delikatnie, nie zważając na to, że znamy się od niecałych trzech dni i że Aleks jeszcze nie wyszedł z szafy. To wszystko było nie ważne, kiedy mężczyzna wziął mnie w ramiona i pogłębił pieszczotę. Jak dla mnie to był raj. Dawno nikogo nie całowałem, ani nie byłem z nikim aż tak blisko, a zrobiłem to tylko po to, by coś mu udowodnić. Kiedy tylko odsunęliśmy się od siebie on szepnął
-Nie sądziłem, że to aż tak przyjemne.
-I chciałbyś to odrzucić tylko dlatego, że innym nie podoba się twoja natura? – zapytałem go równie cicho ale poważnie.
-Nie. – jego krótka odpowiedź mi wystarczyła. Uśmiechnąłem się łagodnie i rzekłem
-Śpijmy już, bo nie wstaniemy do pracy.
-Ale… obiecaj mi, że mi pomożesz.
-W czym?
-No w zaakceptowaniu… siebie.
-Zrobię, co będę mógł. Ale nie wyzywaj mnie więcej od pedałów. – poprosiłem
-Dobrze.
Już nic więcej nie powiedzieliśmy. Wtuleni w siebie ponownie zasnęliśmy.
Ranek zaskoczył nas zbyt szybko. Nie chciało mi się wstawać, jednak nie było rady. Przy okazji wyciągnąłem Aleksa pod prysznic.
-Idź się myć, ja zrobię śniadanie. – odpowiedziałem uśmiechem na jego uśmiech a moje serce zabiło mocno. Wspomnienia naszego pierwszego pocałunku wróciły do mnie z taką mocą, że prawie się przewróciłem z wrażenia. Na szczęście model w tym czasie się mył. Mogłem odsapnąć spokojnie i zrobić jedzenie.
Po jakimś czasie zauważyłem, że mężczyzna kąpie się podejrzanie długo i niestety moja wyobraźnia zaczęła działać. Nie zauważyłem nawet, kiedy ktoś zaszedł mnie od tyłu i położył dłonie na ramionach
-O czym tak myślisz, że nie zareagowałeś na moje wołanie?
-E… o dzisiejszym dniu – skłamałem.
-Aha – zaśmiał się i dodał – toaleta wolna. – wziąłem głęboki wdech i odwróciłem się do niego. Uśmiechnąłem i ruszyłem do pokoju po świeże ciuchy. Starałem się jak najszybciej się wymyć, by móc spokojnie zjeść i wypić kawę. Trochę zaspaliśmy, więc nie było aż tak dużo czasu.
Kiedy wyszedłem zostałem bardzo zaskoczony. Na moim łóżku siedział Aleks i spoglądał na mnie z uśmiechem. W dłoni miał szczotkę do włosów i suszarkę.
-Chodź. – wymruczał uwodzicielsko – uczeszę ci włosy.- uwielbiałem, kiedy moja mama to robiła jak byłem mały, dlatego usiadłem i z przyjemnością oddałem się pod jego władanie. Zdecydowanie był delikatny w rozczesywaniu i starał się by nie sprawić mi bólu. Moje włosy były półdługie, dlatego sporo czasu zajmowały mi zabawy we fryzjera. Najczęściej pozwalałem im swobodnie wyschnąć i układać się tak, jak chcą.
Po dokładnie dziesięciu minutach czystej przyjemności moje włosy były suche i wyczesane za wszystkie czasy. Przez ten czas moim ciałem wstrząsały dreszcze przyjemności, rozchodzące się po całym ciele, a głos Aleksa potęgował to uczucie.
-Chcesz też? – zapytałem niepewnie
-Spokojnie, lepiej idź zjeść, bo nie zdążymy. Ja w tym czasie się ogarnę. -jego głos był tak łagodny, taki inny niż przez te dwa dni. Czy człowiek aż tak może się zmienić? Może potrzebował tej rozmowy, tylko nikt nie chciał go wysłuchać?
Zamyślony udałem się do kuchni i nawet nie zauważyłem, że zjadłem wszystko ze swojego talerza. Dopiero miauczący Lord Miau przypomniał mi, że popełniłem niewybaczalny błąd i go nie nakarmiłem. Szybko się oczywiście poprawiłem i już po kilku sekundach mruczał zadowolony, napełniając swój brzuszek.
-Jesteś gotowy? – usłyszałem głos Aleksa.
-Tak, możemy jechać. Bądź grzeczny kotku, niedługo wrócimy.
-A no będę – odparł,  a ja się roześmiałem. – To nie było do ciebie głupolu.
-Oj tam.
-Możesz wziąć mój portfel z pokoju? – poprosiłem i sięgnąłem po kurtkę. Po chwili obaj byliśmy na dole, w drodze do samochodu.
-Ciekaw jestem jak ta sesja nam wyjdzie – podjął model. – Chciałbym mieć w końcu coś bardziej naturalnego, bez tony makijażu, żelu i lakieru do włosów. Coś bardziej polskiego.
-Mam chyba całkiem niezły pomysł – uśmiechnąłem się i wyciągnąłem z kieszeni komórkę. Po chwili wykręciłem numer do Maurycego.
-Hej kocie. Mam pewien pomysł
=No? Nie mogę rozmawiać, jadę do agencji.
-Spotkajmy się w Orłowie, tam na skwerku nad molem.
= Dobra.  Będę za piętnaście minut. – rozłączył się, a my wsiedliśmy do samochodu. Już miałem w głowie  pewien rys najnowszej sesji.
-Patryk? Wtajemniczysz mnie?
-Nie, zobaczysz za chwilę. Ale myślę, że ci się spodoba. – zdecydowanie to był mój najlepszy pomysł. Jednak mój zapał został osłabiony przez korki. Staliśmy w nich dobre pół godziny. Ponieważ było przed dziesiątą ludzie postanowili jak jeden mąż wsiąść w samochody, bo myśleli, że już na drodze będzie pusto. Niestety, dzięki temu na miejscu byliśmy z dużym spóźnieniem. Na szczęście Maurycy również utknął, więc nie czekał na nas.
Wreszcie stanęliśmy tam, gdzie chciałem by była sesja Aleksa. Przed nami rozciągało się morze, a wokół sama zieleń i ładnie urządzony deptaka z ławkami, molo również było widoczne, dość dobrze. Obaj mężczyźni popatrzyli na mnie, to na krajobraz i westchnęli z zachwytem.
-Dawno tu nie byłem – westchnął mój przyjaciel
-Nigdy tu nie byłem – dodał model i znów westchnął. Czułem, że mu się spodobało, to co zobaczył.
-Miałem taki plan… - zacząłem łagodnie – by właśnie w tym miejscu zrobić zdjęcia z Aleksem. Coś bardziej naturalnego, bez tony szpachli i lakieru do włosów. Pokażemy tym naturalnego modela i piękno tego miejsca. Co wy na to?
-Mega- powiedział Maurycy – bardzo mi się ten pomysł podoba. A Tobie?
-Jest świetny. – odparł mężczyzna.
-Moglibyśmy zrobić zdjęcia jutro lub po jutrze, zależy jakby się uwinęła ekipa. Musimy zdążyć przed pokazem, bo jeśli nam się to zleje w jednym czasie, nie damy rady.
-Dokładnie. Słuchaj, jedźmy do agencji, ja zaraz zadzwonię do fotografa, by tu przyjechał i sprawdził wszystko co tam potrzebuje.
-Dobra. To do zobaczenia. – uśmiechnąłem się.
-Na razie – odparł szef i rozeszliśmy się w dwie różne strony. Spojrzałem ukradkiem na Aleksa, który wyraźnie się uśmiechał.
-Dziękuję – powiedział, kiedy byliśmy już w wozie.
-Nie ma sprawy – odparłem łagodnie.
Jechaliśmy w milczeniu, aż ciszy nie przerwało dość dziwne pytanie
-Czy ty i Maurycy jesteście parą?- prawie zjechałem na przeciwny pas z wrażenia… zacząłem się śmiać a widząc minę chłopaka żałowałem, że nie mogłem zrobić mu zdjęcia.
-Że jak? Parą? Dlaczego tak pomyślałeś?
-Ponieważ powiedziałeś do niego „kocie”. – westchnął a ja zrobiłem się lekko zakłopotany
-Eeee, właściwie to nie. Jesteśmy przyjaciółmi. Odkąd tu przyjechałem, bardzo mi pomógł w życiu. On ma partnera Kevina. Poza agencją siebie tak nazywamy… ale dlaczego pytasz?
- Wiesz, to trochę dla mnie dziwne, my się tak nie spoufalamy ze sobą w Stanach. W ogóle kto to jest? Twój szef się chyba Marcel nazywa…
-A no tak, ty nie wiesz. Jego prawdziwe imię to Marcel Zatorski. Większość ludzi jednak używa jego drugiego imienia. Tak się jakoś przyjęło. Nie wiem nawet dlaczego– zajechaliśmy pod studio i nie mówiąc nic więcej weszliśmy do środka. Niestety od progu usłyszeliśmy krzyki…
-Jesteś niepoważny Viktor! Co ty sobie wyobrażasz? Mam cię na cenzurowanym!
-Znowu się na mnie uwziąłeś! Nic nie zrobiłem! Odwal się ode mnie i daj mi pracować do cholery jasnej!
-Jak zwykle! Wielki mi pokrzywdzony! Uważaj Piotrowski bo niedługo możesz stąd wylecieć! – po chwili drzwi otworzyły się z impetem i mały sztorm wybiegł z pomieszczenia z impetem wpadając na mnie. Przytrzymałem go, ratując przed upadkiem i spojrzałem na naburmuszoną twarz.
-Hej chmurko burzowa. Co się stało?
-Nie chcę o tym gadać – odparł i udał się do kuchni. Nie chciałem się mieszać między niego a szefa, jednak te awantury zaszły trochę za daleko. Alex lekko zdezorientowany spojrzał na mnie. Wolałem mu nie tłumaczyć całej sytuacji, ponieważ zajęłoby to mi z rok. Dlatego poszedłem od razu do biura Maurycego.
-Wejść. – usłyszałem zniecierpliwiony głos. Wsunąłem głowę, by sprawdzić czy rzeczywiście można.
-Wszystko ok? Bo już jesteśmy… I słyszeliśmy wszystko, także wiesz…
-Daj mi chwilę, muszę ochłonąć.
-Będziemy musieli porozmawiać o tych awanturach… robi się nieciekawie- spojrzałem na niego znacząco. Jako mój przyjaciel znosił moje reprymendy, jednak jako szef... wolałem się nie wychylać.
-Jeśli musisz mnie opieprzać, to po pracy. Teraz jesteś moim podwładnym…
-Tak, tak wiem.  Zawołaj nas, jak będziesz w stanie rozmawiać, ja się rozejrzę i pomyślę co zrobić z Aleksem. Może zrobimy próbne zdjęcia.
-Dobrze, sensownie dzisiaj gadasz. Czyżby ktoś tu miał na ciebie dobry wpływ?- mrugnął do mnie zawadiacko.
- Ależ ja  zawsze sensownie gadam. – wyszczerzyłem się i wycofałem. Zamknąłem za sobą drzwi. Rozejrzałem się za modelem. – Myślę, że można by skorzystać z okazji i porobić kilka próbnych zdjęć i charakteryzacji. – Alex uśmiechnął się i przytaknął. W ogóle nie zdziwiło mnie to, że nikt nie zareagował na jego obecność. Mimo, że nie miewaliśmy zwykle aż tak sławnych gości, Kaczarowski był raczej traktowany jako swój. W sumie to się cieszyłem, ponieważ to w dużym stopniu ułatwiało naszą pracę. Na szczęście również nie było w okolicy rozkrzyczanych fanek, które dałyby się pociąć za możliwość popatrzenia na niego z bliska. To mi odpowiadało jeszcze bardziej, ponieważ jakby któraś się zbliżyła, zabiłbym… z zazdrości.
Moje myśli płynęły w dość dziwnym kierunku, na szczęście jednak coś mnie wyrwało z ich kłębów. Był to cichy płacz, dochodzący z pomieszczenia, gdzie trzymaliśmy kostiumy i akcesoria do makijażu. Powiedziałem Aleksowi, by się rozsiadł wygodnie i że zaraz wrócę i wszedłem tam, chcąc dowiedzieć się, co dokładnie się stało i komu. To co zobaczyłem wprawiło mnie w złość a zarazem w ogromny żal.
Mój przyjaciel Viktor, drobny blondyn z różowymi końcówkami włosów, rozmazanym tuszem i szminką, siedział na podłodze w przepięknych czarnych szpilkach i wylewał łzy. Wiedziałem z jakiego powodu. Tylko jak mogłem temu zaradzić.
-Chmurko – usiadłem obok niego i od razu przytuliłem drżącego chłopaka. -Nie smuć się. Wiesz jaki jest Maurycy… zazdrosny jak diabli.
-Ale ja nie chcę Kevina dla siebie, mogę go podziwiać z daleka ale… nie mogę przed nim uciekać a Zatorski co chwilę na mnie wrzeszczy! Że robię coś źle… nawet – głos mu się załamał – nawet jak akurat nie popełniam błędów… Nie mogę już, rozumiesz? Duszę się a jedyne czego chcę, to żyć spokojnie.
-Wiem. Ale tego nie zmienisz. Zrozum wreszcie, tak dalej być nie może.
-Zmienię… wypisuje się z tej roboty… najwyżej… pójdę pod most, albo zostanę dziwką. – wychlipał butnie. Ponieważ ten konflikt trwał już od roku, byłem pewien, że Vik się w końcu zwolni. Był świetnym stylistą i naprawdę agencja dużo by straciła po jego odejściu, ale obaj nie słuchali tego co im mówiłem. Czasami miałem dość strzępienia sobie języka.
-Słuchaj, nie możesz tego zrobić. Masz kredyt na mieszkanie, tak jak i ja. Porozmawiaj z Kevinem, może on w końcu wytłumaczy coś swojemu durnemu chłopakowi.
-Nie chcę..
-Głuptasie… - szepnąłem i wyciągnąłem komórkę.
Musisz z kimś pogadać, jesteśmy w garderobie. To pilne.
Wysłałem sms o tej treści i czekałem. Bardzo chciałem, by ta sytuacja się wyjaśniła.  Dokładnie pięć minut później drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł zainteresowany. Przystojny mężczyzna o niebieskich oczach i ciemno brązowych włosach w odcieniu czekolady. Nie dziwiłem się, dlaczego mój przyjaciel się w nim kochał, a drugi z nim był. Uśmiechnąłem się przepraszająco i odsunąłem od Viktora. Ucałowałem jego policzek delikatnie.
-Muszę lecieć chmurko, zostawiam cię w dobrych rękach.
-Nienawidzę cię – odburknął i ukrył twarz przyciskając głowę do kolan.

***
Punkt widzenia Viktora

Siedziałem tak z Patrykiem, wiedząc że nie może mi pomóc. Miałem tego wszystkiego serdecznie dość. Bolało mnie, że Maurycy wyżywa się na mnie, tylko dlatego że domyślił się co czuję do jego partnera. Ale co  mogłem zrobić? Nie byłem w stanie zapanować nad sercem. Trwało to za długo a ja czułem się coraz gorzej.
Nie zauważyłem nawet, że ktoś wszedł, dopóki Pat się nie odsunął. Czując ciepłe ramiona, za którymi tak tęskniłem i głęboki, kojący głos, chciałem ukatrupić tego durnego Pająka za to, że ściągnął go tu do mnie.
-Co się stało Vik? – zapytał mnie łagodnie, a moje serce zabiło mocniej – wiesz, że nienawidzę jak płaczesz.
-To wyjdź.
-Głupku, nie zostawię cię tu samego, co jest?
-Twój cholerny partner się na mnie uwziął. Nie zrobiłem nic złego. – powiedziałem po cichu, starając się nie płakać.
-Wiem… - wyszeptał łagodnie – niestety odkąd wie, że jesteś we mnie zakochany, zachowuje się jak dzikus. – że jak? Czy on powiedział, to co właśnie powiedział? Próbowałem się od niego odsunąć, jednak trzymał mnie mocno. Rzuciłem mu tylko przerażone spojrzenie.
-No co? Myślisz że nie wiem? Tylko totalny idiota by się nie domyślił. Poza tym, jakoś szczególnie się z tym nie kryłeś… - puścił mnie i starł moje łzy, powoli, z uśmiechem… oddałbym wszystko co mam za ten uśmiech…
-Ale, byłem pewien że nie zwracasz uwagi na takich jak ja.- zacząłem.
-Takich jak ty? Czyli seksownych i ślicznych chłopców, którzy w wolnych chwilach gapią się na mnie maślanym wzrokiem dość bezczelnie? – zarumieniłem się mocno a po sekundzie spuściłem wzrok. No to teraz się będzie wyśmiewał. Jestem skończony.
-Może już lepiej idź, dobrze?
-Głuptas. – uśmiechnął się i zrobił coś, czego tak bardzo się nie spodziewałem. Nagle jego usta znalazły się na moich i zachęcały mnie do czułego pocałunku. Muskały moje wargi, bawiąc się nimi a kiedy zacząłem odpowiadać, mężczyzna objął mnie mocniej i pogłębił pieszczotę. Jednak nie trwało to długo. Kiedy odsunęliśmy się od siebie usłyszałem czuły szept
-Bardzo mi się podobasz… chcę cię uszczęśliwić. -nie wierzyłem w to co słyszałem. Ale to było tak nieprawdopodobne, że bałem się, że śnię.
-Ale.. On…- zacząłem
-Wiem – przerwał mi z westchnieniem. – Sam już nie wiem czego chcę. Podobasz mi się tak bardzo, że to aż boli – dodał ze smutkiem. -Kocham Marcela, ale cholera jasna chyba zakochałem się też w tobie. – spojrzał na mnie. Przymknąłem oczy.
-Przecież to niemożliwe, zakochać się w dwóch facetach.
-Niby nie, ale sam widzisz. – odparł słabo.
-Co teraz? – zapytałem – nie chcę byś go rzucał dla mnie. Tak nie może być. Przecież byłeś szczęśliwy.
-Ale on nie jest. Ciągle tylko zazdrość… krzyk i kłótnie. Męczy mnie to. Nie lepiej by było, gdybyśmy się we trójkę zeszli, może wtedy by się uspokoił.
-Że jak? By przestał się wydurniać chcesz nas połączyć ze sobą? Przecież wiesz jak między nami jest. Poza tym.. co jak zacznie być zazdrosny o kogoś innego?
-Nie wiem! Nie rozumiem tej sytuacji. To już trwa rok, zaczynam mieć dość.
-Ty? Co ja mam powiedzieć? Rok! Całe okrągłe 365 dni twój cholerny partner robi z mojego życia piekło. A teraz wyskakujesz z tekstem, że ci się podobam i że chcesz byśmy sobie stworzyli trójkąt? Odjebało ci?
-Masz lepsze wyjście? – zapytał mnie ostro. Nigdy nie słyszałem takiego tonu w stosunku do mnie.
-Mam! Odejdę z tej pracy! Będziecie mieli spokój i nie będę nikomu wadził!
-To idiotyczne! Nie chcę cię stracić! – te silne i cudowne ramiona znów mnie przytuliły do siebie. Westchnąłem ze smutkiem uświadamiając sobie w jak parszywej sytuacji się znaleźliśmy. Nagle drzwi się otworzyły z hukiem a do pomieszczenia wpadł nie kto inny jak Maurycy. Zaskoczył nas zupełnie i niestety zobaczył jak stoimy przytuleni do siebie. Jak można było się tego spodziewać wpadł w szał. Rozdzielił nas, od razu uderzył mnie w twarz i wyrzucił z pracy. Nie wiedziałem co zrobił Kevinowi, ponieważ wybiegłem, ściągając uprzednio szpilki i w pośpiechu zacząłem pakować swoje rzeczy. Po kilku minutach i chwili ostrej wymiany zdań z Patrykiem poszedłem po moje buty, które niestety zostały pod garderobą. Wtedy usłyszałem zduszone jęki przyjemności i ciche warczenie. Mój ukochany z moim byłym szefem właśnie uprawiali seks. I to dość namiętny, z tego co zdążyłem usłyszeć. Czując się jeszcze podlej, między innymi dlatego, że uwierzyłem w to co mówił Pawłowski wyszedłem ze studia w pośpiechu. Postanowiłem zaszyć się w miejscu gdzie nikt mnie nie znajdzie, by wyleczyć swoje zbolałe serce.
Przez chwilę czułem, że mam szansę na choć odrobinę szczęścia, jednak jak widać nie byłem godzien. Los zakpił ze mnie okrutnie.

***
Punkt widzenia Patryka

W czasie, gdy Kevin i Viktor rozmawiali, zacząłem przygotowywać się go wstępnych zdjęć. Nie przejmowałem się na razie jego strojem, ponieważ nie był aż tak ważny w tym momencie. Ustaliłem po krótce plan działania z fotografem i zabrałem się za robienie delikatnego makijażu, który podkreślałby naturalne piękno Aleksa. W tym czasie odkryłem, że rzeczywiście tona tapety nie była mu potrzebna. Miał całuśne, dobrze skrojone usta, długie rzęsy, wydatne kości policzkowe. Sam się sobie dziwiłem, ale nawet podczas tak prozaicznej czynności, którą wykonywałem kilka razy dziennie, moje serce biło mocno i szybko. A on… patrzył na mnie z uśmiechem.
-Długo jeszcze?- zapytał łagodnie. – nie zdążyłem jednak odpowiedzieć, ponieważ do pomieszczenia wszedł Maurycy.
- Bardzo liczę na efekt tych zdjęć Patryk, by potem dopasować stylizację do pleneru.
-Oczywiście. – uśmiechnąłem się. Niestety nie zdążyłem zorientować się, że przyjaciel skierował się w stronę garderoby i po dłuższej chwili usłyszeliśmy krzyki. Pędzel wypadł mi z ręki ze zdenerwowania. Nie zdążyłem go nawet podnieść a Vik wyleciał stamtąd jak oparzony. Szef zamknął się z  z kolei partnerem w środku na klucz...  Obserwowałem blondyna przez chwilę i zauważyłem ślad uderzenia oraz łzy chłopaka. Cała sytuacja zdecydowanie zaszła z daleko. Czas coś z tym zrobić.
-Nie płacz- objąłem go czule.
-Zostaw mnie! Nienawidzę ich! Tego miejsca! Mam dość. – wyszarpał się z moich ramion i zaczął pośpiesznie pakować.
-Viktor… - zacząłem
-Daj mi spokój, nie dzwoń… nie pisz… odezwę się jak ochłonę! – poszedł po swoje buty. Chciałem zrobić coś więcej, jednak tym razem Aleks mi nie pozwolił
-Patryk, daj mu czas. Wkurzysz go tylko – miał rację. W sumie to czułem się winny, ponieważ chciałem by w końcu wyjaśnić tę sprawę. Spojrzałem ze smutkiem na modela.
-Ale to moja wina…
-Wcale nie, chciałeś dobrze, ale proszę cię, odpuść. Przynajmniej jemu. – jego głos był kojący. Sam nie zorientowałem się a przytulałem się do niego, szukając ulgi.
Staliśmy tak długą chwilę, nie przejmując się niczym. W końcu jednak odsunęliśmy się od siebie.
-Dziękuje ci – uśmiechnąłem się czule.
-Nie ma sprawy, do usług- staliśmy tak jeszcze, patrząc na siebie. Dopiero kiedy parka skończyła swoje zabawy i wyszła, włączył mi się agresor. Gdyby nie to, że model chwycił mnie nagle mocno w swoje ramiona, skoczyłbym do gardła temu zazdrośnikowi. Zdziwiłem się, jak potrafił mnie dobrze odczytać. Musiałem mieć wypisane na twarzy, że chciałem mu powybijać zęby.
Kevin wyglądał na dość skołowanego i zmęczonego, natomiast mój szanowny przyjaciel był z siebie dumny. Spojrzałem na niego wzrokiem, który mówił masz gościu przerąbane i znów wtuliłem twarz w zagłębienie szyi Aleksa. Moje nerwy powoli się uspokajały. Musiała minąć długa godzina, zanim w ogóle zostałem „puszczony” do gabinetu szefa. Kaczarowski dokładnie wiedział, co robi. Nie odstępował mnie na krok, widząc zapewne rządzę mordu w moich oczach. Kiedy wreszcie spojrzałem na świat ciut łaskawiej, wszedłem do przestronnego pomieszczenia bez pukania.
-Nie pozwoliłem ci wejść – usłyszałem warkot. No ładnie, to zapowiada się ciekawa rozmowa.
-Gówno mnie obchodzi. Co ty odwaliłeś durniu?- zapytałem najbardziej spokojnie, jak mogłem.
-Co ja odwaliłem? Przytulali się! I to pod moim nosem! W mojej agencji!– prawie krzyknął
-To już nie można? Boże święty! Czy ty nie widzisz co robisz? Znęcasz się nad Viktorem, bo zakochał się w Kevinie a jemu robisz co chwilę awantury i jakieś sceny! Nie dajesz mu wolności!
-Bo mnie zdradzi! – krzyknął. -Jestem o tym przekonany, przyjaciele nie przytulają się w ten sposób.
-Co ty pierdolisz? -odpowiedziałem krzykiem – Dobrze wiesz, że robisz źle i próbujesz odpowiedzialność zrzucić na bogu ducha winne osoby! Nie zdziwię się jak cię zdradzi! Ale to będzie twoja wina! – byłem pewien, że oberwę od niego pięścią w twarz, albo w brzuch. Zamiast tego Maurycy opadł na fotel, jak marionetka.
-Myślisz, że zachowuję się jak furiat?
-Tak właśnie myślę! – odparłem spokojniej. -Sęk w tym, że nie tylko ja. I niestety dałeś piękny popis… I jeszcze ten seks… kogo chciałeś ukarać? Kevina, Vika czy siebie?
Spojrzał na mnie jak na wariata, jednak doskonale wiedział co miałem na myśli.
-Pogratuluj sobie, ciekawe tylko, kiedy wróci do pracy…
-Zwolniłem go. – odparł
-Jeszcze lepiej. Dzisiaj to masz chyba festiwal idiotycznych decyzji. – załamałem ręce. Co się do cholery działo w tej agencji. – Nie dość, że rok gnoisz kogoś, urządzasz sceny, to jeszcze akurat musiałeś teraz, kiedy mamy modela z zagranicy… super. Brawo, gratuluje. Dodatkowo zwolniłeś najlepszego stylistę. – co z buc… -powodzenia życzę. – stwierdziłem. -Po zdjęciach próbnych biorę resztę dnia wolne. A ty sobie rób co chcesz. – to nie była prośba. On doskonale o tym wiedział. Specjalnie trzasnąłem drzwiami, by dać jeszcze bardziej do zrozumienia, że jestem wściekły.

Reszta mojego dnia wyglądała mniej więcej w ten sposób:
Próbowałem się dodzwonić do Vikora, warczałem na Kevina i Maurycego, nadzorowałem zdjęcia Aleksa. Starałem się przy okazji wytłumaczyć mu sytuację, by nie pomyślał, że jesteśmy już zupełnie nieprofesjonalni. Dodatkowo zdążyłem pokłócić się jeszcze raz z Zatorskim, próbując mu w końcu uświadomić w jak trudnej sytuacji postawił swoją firmę.
W łóżku znalazłem się grubo po północy. Byłem tak zdenerwowany, że z ulgą przyjąłem obecność modela obok. Objął mnie delikatnie i uśmiechnął się a ja zmiękłem. Cało moje postanowienie trzymania się od niego z daleka poszła w diabły. Uświadomiłem sobie, że był mi teraz potrzebny jak powietrze. Bez niego nie przetrwałbym tego dnia. I co najdziwniejsze, nasze relacje były pokręcone. Jeszcze wczoraj wyzywaliśmy się, nie chcąc mieszkać razem, a dziś kiedy naprawdę zrobiło się gorąco, poświęcił mi swoją uwagę i zaoferował pomoc. Nie spodziewałem się tego po nim. Miałem go raczej za zimnego i bezwzględnego typa. Czyżby od samego początku próbował mi powiedzieć, że się myliłem? Jakoś mnie to ucieszyło.
-W całym tym zamieszaniu sprawa mojego wyjścia z szafy wydaje się trywialna – wyszeptał czule
-Nie mów tak… dalej udajesz, że jesteś hetero – powiedziałem pół żartem. Nie za bardzo wiedziałem, do czego zmierza ta rozmowa.
-Chciałbym mieć obok siebie ludzi, którzy przejmują się moim losem. To, jak próbowałeś pomóc temu chłopakowi jest niesamowite.
-Nic niezwykłego nie zrobiłem. Po prostu byłem kiedyś w sytuacji podobnej do Viktora, znam jego emocje i śmiało mogę opieprzać Maurycego bez konsekwencji…
-Zazdroszczę wam. Jesteście jak rodzina.
-W sumie, nigdy nie myślałem tak o mojej pracy. – westchnąłem. Aleks miał rację. Dopiero teraz powolutku do mnie docierało, jak bardzo potrafiliśmy dbać o siebie. Wcześniej nie przejmowałem się aż tak, biorąc nasz relacje za pewniak. A teraz trzeba było walczyć by utrzymać status quo.
-Dziękuję homofobie – zaśmiałem się.
-Nie ma sprawy pedałku – odparował, na co zarechotałem jeszcze mocniej.
-Jutro wracasz na kanapę, ale dzisiaj mi dobrze tu z tobą.
-Ale że… banicja? No jak tak możesz! – obruszył się teatralnie.
-Dobranoc Alex. – powiedziałem zdecydowanie i zamknąłem oczy. Zasnąłem w pół sekundy później.