piątek, 22 maja 2015

Mój tydzień z...rozdział 1

Wróciłam! A ponieważ narodził mi się nowy pomysł, pokazuję go Wam od razu. Jeszcze nie betowany, jednak jak tylko zostanie poprawiony, to wstawię.                 
Wasza 
A.                  
Zapomniałam dodać. Pojawiłam się na wordpressie. Nie umiem jeszcze się tym posługiwać za bardzo, ale staram się. Będę tam wrzucać opowiadania, które wrzucam tu i na pozostałych moich blogach xD
https://aopowiescibl.wordpress.com                
                
                                                                              Dzień 1

Jestem cholernym, spedalonym idiotą! Dałem się wpakować w takie gówno. Bo dlaczego nie mogłem normalnie i po prostu trzymać się od niego z daleka?
Mój koszmarny dzień zaczął się bardzo niemiłą pobudką. Mój wspaniały i jakże wielmożnie mi panujący kot, postanowił obudzić mnie o godzinie piątej rano, bo chciało mu się jeść. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wskoczył mi swoimi ośmioma kilogramami na głowę. Do tego wydał z siebie okrzyk, jakby co najmniej prowadził stado orków do boju. Jakby tego było mało, o godzinie szóstej z hakiem telefonem uraczyła mnie moja równie wspaniała, jak kot, mamusia. Już od przynajmniej piętnastu lat jej nie znosiłem, a to uczucie i jej się udzielało. Dlaczego właśnie dzisiaj postanowiła mnie zaszczycić, że właśnie zmarł mój równie uwielbiany przeze mnie ojciec, i dobrze by było, gdybym jednak się pojawił na pogrzebie.
Miałem co do tego trochę inne zdanie, ale zanim je wygłosiłem, zostałem zgaszony tekstem „oj synku, co ludzie powiedzą?”
-Może powiedzą, że jego syn wolał się pieprzyć z jakimś murzynem z długą pałą, zamiast pożegnać ojca tyrana. - odparłem z uśmiechem na ustach, na co ona się po prostu wyłączyła. UF, miałem ją z głowy na kolejne dwa lata.
Tak, jak jest się pedałem, nie ma się rodziny ani większości przyjaciół z dzieciństwa. No chyba, że jest ktoś mega wyrozumiały. Ale w tym kraju? Pełnym konserwatystów i kościoła panoszącego się na prawo i lewo, mówiącego wszystkim co i jak mają robić, będącego siedliskiem pedofilii i hipokryzji; nic się nie da zrobić, a już tym bardziej normalnie żyć.
Kiedy w końcu wydukałem swoim rodzicom, że jestem gejem, oni wspaniałomyślnie kupili mi mieszkanie, każąc się do niego wyprowadzić. Najlepiej w trybie now! Oczywiście, jak to w każdej małej mieścinie, wszyscy się dowiedzieli o mojej chorobie i do matury miałem przerąbane. Z resztą i tak wybierałem się na studia na drugi koniec Polski.
Jako student, byłem wycofany i nie ufny. Mając na koncie serię pobić i szykanowań za dzieciaka, wolałem się nie wychylać.
Te pięć lat przeleciało mi jakoś w miarę. Zdobyłem tytuł magistra i mogłem iść do pracy. Na moje szczęście znalazłem ją całkiem szybko, ponieważ miałem zdolności rysownicze oraz gdzieś ktoś nauczył mnie sztuki makijażu, bym mógł pomóc pewnej drag queen, z którą zresztą przyjaźnię się do dnia dzisiejszego. Tak więc, wylądowałem w agencji modelingu. Męskiego! Modelingu. Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia, że coś takiego istnieje i to w tym kraju. Być może te złamasy z poglądowym zatwardzeniem nie miały argumentów, by dobrać się do dup oszołomom, którzy biegają po wybiegach. I co gorsza, się malują!
I tak o to zaczął się mój koszmar. Jeszcze wczoraj, a pracuję tam od co najmniej roku, miałem spokój. Względny przynajmniej. Pomagałem styliście, dobierałem ciuchy i malowałem modeli, by wyglądali jak ludzie a nie upiory z opery. Jednak dzisiejszy dzień był inny. Mój szef nawiązał współpracę z jednym z bardziej znanych polskich modeli, który robił do tej pory karierę za granicą. Mężczyznę, do którego wzdychałem od kilku lat i robiłem sobie dobrze pod prysznicem. I to niestety JA miałem zająć się tym człowiekiem, dbać o jego stylizacje, uczesanie i makijaż. A to było wyzwanie.
Aleksander Kaczarowski a.k.a Alex K. był bardzo wymagającym człowiekiem. Potrafił zwolnić każdego, za byle drobiazg. Do tego był zimny, oschły i nie przyjemny w obyciu. I bardzo, ale to bardzo heteroseksualny! Jego podbojami miłosnymi żyło wiele osób. W tym również ja. Kiedy zostałem poinformowany, że od tego człowieka ma zależeć dalsza moja kariera w tej agencji, aż zadrżałem w posadach.
-Szefie! Wiesz, że jestem gejem i że bardzo go podziwiam! Ale jego lepiej podziwiać na odległość! Przecież on potrafi kogoś zwolnić, za najmniejszy błąd.
-To nie będziesz tych błędów popełniał – odparł spokojnie Maurycy – poza tym, kto się nim lepiej zajmie, jak nie ty. Właśnie dlatego, że go podziwiasz.
-Maurycy! Jesteśmy przyjaciółmi odkąd tu pracuję. Proszę nie skazuj mnie na niego. Potrzebuję pracy jak powietrza! A jestem pewien, że przez niego wylecę. I to szybko.
-Jak się orientuję, to ja jestem szefem tej agencji. I bez mojej wiedzy oraz interwencji nic się tobie stać nie może. Poza tym, jesteś dobry w tym co robisz, myślisz że zaufałbym w tak trudnym zadaniu byle komu? - tak, ten człowiek miał gadane, dlatego w sumie jest moim szefem. Jednak to mnie nie uspokajało, bo spodziewałem się najgorszego, a ten jeszcze mi mówi, że na mnie liczy. - słuchaj! Jeśli dobrze się spiszesz, czeka cię podwyżka. I to taka konkretna. Będziesz żył sobie jak pączek w maśle, nie przejmując się niczym.
Niestety Maurycy znał mnie bardzo dobrze, wiedział że ledwo wiązałem koniec z końcem. I to właśnie ten argument przeważył. Chyba dodatkowo jeszcze mnie ugłaskał, bo jak dowiedziałem się najważniejszego, to nie miałem aż tak wielkiej ochoty w finezyjny sposób go uśmiercić. W innych okolicznościach już by leżał martwy, w kałuży krwi. Byłem pogodzony z losem.

-Tu masz kluczyki, kasę służbową praz namiary na hotel. Wszystko masz już tam załatwione, masz się po prostu stawić. Idźcie po przyjeździe na jakieś zakupy, obiad czy on tam będzie chciał. Zajmij się nim, niech pozwiedza. A jutro przywieź go do nas. Ok? Właśnie, przyjeżdża za godzinę, więc się śpiesz. No nie ma na co czekać, poszalejcie. - puścił mi oczko, a ja zmierzyłem go na krótko wzrokiem.
- A mam inne wyjście? - zapytałem z totalną rezygnacją w oczach oraz głosie. Nic więcej nie mówiąc poszedłem powoli do drzwi, oglądając się jeszcze na chwilę – wisisz mi za to konkretną kolację! - od razu pokiwał mi głową w geście zgody. Musiał być bardzo zdesperowany, by postawić mnie przed faktem dokonanym. Jednak według mnie, był zwykłym kutasem.

Jazda na lotnisko minęła mi spokojnie. Na szczęście nie było korków. To i tak był sukces, bo Gdańsk i połowa Sopotu o tej porze była bardzo zakorkowana. Ale widać miałem szczęście. Zwykle właśnie dlatego wolałem jeździć SKM-ką niż na przykład autobusami. Prawo jazdy miałem, to oczywiste, jednak nigdy nie było mnie stać na prywatny samochód. W to akurat rodzice mnie nie zaopatrzyli.

Dotarłem do hali przylotów pół godziny przed czasem. Zdążyłem napisać na kartce imię a raczej pseudonim artystyczny naszego gościa, kupić kawę a automacie i skorzystać z lotniskowej toalety. Kiedy wróciłem, samolot akurat wylądował, na szczęście na czas. Kiedy ludzie zaczęli wychodzić przybrałem najbardziej zachęcającą minę, jaką mogłem w takiej sytuacji i z szybko bijącym sercem czekałem. Nic nie znaczący i nieznani dla mnie ludzie przechodzili obok mnie obojętnie, aż zobaczyłem jego. Żołądek podszedł mi do gardła, a ja miałem ochotę zwymiotować ze stresu. Mężczyzna podszedł do mnie niezadowolony i z nonszalancją rzekł
-Zawsze robisz takie idiotyczne miny na powitanie? - zlustrował mnie od dołu do góry.
-Jestem Patryk Pająk i również miło mi pana poznać – rzekłem z naciskiem na formę grzecznościową.
-Niech ci będzie. I tak pewnie widzę cię po raz ostatni. - machnął ręką.
-Jestem pana stylistą i przewodnikiem, więc raczej będziemy się widywać dość często w ciągu następnych siedmiu dni. - odpowiedziałem z coraz większą irytacją.
-Doprawdy? Ty, moim stylistą? No ubrać to się nie potrafisz, więc wątpię - odparł z pogardą. Nie minęło jeszcze pięć minut, dokąd go poznałem, a już miałem ochotę go zakatrupić. Mimo, że działał na moje zmysły, rozbudzając coraz to nowsze pragnienia.
-Weź swoje bagaże, nie będę tego robił za ciebie – zjadliwość mojego tonu mnie zaskoczyła. Ale w pozytywny sposób. Nie dam sobie wejść na głowę. On z kolei prychnął oburzony, jednak spełnił polecenie, jakby od niechcenia. No co za typ.

Stanąłem w wielkim holu przepięknego zabytkowego hotelu w centrum Sopotu. Nigdy w nim jeszcze nie byłem, właściwie raczej i nigdy nie będę, z racji mojego majątku. Z prawej strony od wejścia, znajdowała się recepcja. W głębi wejście do sali jadalnej oraz schody, po obu stronach recepcji. Obok nich znajdowały się również windy. Czyli jednym słowem, w sam raz dla takich osób jak Alex.
Podszedłem do kontuaru, by zameldować przybycie modela i wziąć klucze. Recepcjonista, mężczyzna sędziwego wieku, z siwymi włosami, zerknął na mnie przychylnym okiem
-Pan też widzę, musi użerać się z gwiazdkami.
-Taa. Niestety. - odpowiedziałem mu i uśmiechnąłem się do niego ciepło
-Widzi pan, to co teraz mówię jest nielegalne, ale ja mam ich dość. Czekam tylko aż przejdę na emeryturę i tyle mnie widzieli. - również uśmiechnął się do mnie. Tylko z tą różnicą, że przepraszająco.
-Pana sekret jest ze mną bezpieczny. - mrugnąłem do niego i w tym momencie ktoś uderzył mnie z całej siły w ramie.
-Au... - już chciałem coś owemu człowiekowi nagadać, jednak zanim zdążyłem, usłyszałem bardzo głęboki głos
-Patryk! Stary przyjacielu. Co ty tutaj robisz?
-Penelopa? - rozszerzyłem oczy w szoku – co TY tutaj robisz, przyjaciółko moja? - recepcjonista najwyraźniej przyzwyczajony do wielu dziwnych rzeczy, stał spokojnie, nadal mając sympatyczny wyraz twarzy.
-To twój szef ci nic nie mówił? Mamy podpisany kontrakt na serię zdjęć, dla jednego z polskich magazynów. -zaśmiał się łagodnie
-Uważaj, żeby cię nie zjedli żywcem – odparłem do ciemnoskórego przyjaciela. Przyjechał specjalnie ze stanów, by odbyć sesję. To było bardzo do niego podobne.
-Mam nadzieję, że wypijemy dzisiaj jakieś piwko. - uniósł brew a po chwili dodał – ale jeszcze ty nie powiedziałeś mi co robisz w tym hotelu.
-No ile jeszcze będę czekać?! - rozległo się na naszymi plecami. Alex najwyraźniej znudzony brakiem zainteresowania, oraz pogawędką, postanowił się wtrącić. Penelopa widząc go, uśmiechnęła się tajemniczo i rzekła
-No stary. Widzę, że awansowałeś.
-Ta. Na popychacza. - mruknąłem. - Zadzwonię co do dzisiaj, a teraz wybacz. Muszę zająć się gwiazdką.
-Bywaj przyjacielu- ucałował mnie w policzek i odszedł w stronę wyjścia. Kiedy odszedł załatwiłem klucz i zapłaciłem ciężkie pieniądze za cały tydzień z góry. All inclusive oczywiście. Przecież wielka gwiazda Aleksander Kaczorowski nie zgodziłby się na nic innego.
W końcu ruszyłem do nadętego modela i od razu dostałem reprymendę.
-Dlaczego tak długo? Wiesz kim ja jestem? W ogóle kto to był? I dlaczego całował cię w policzek? Co wy pedały jesteście? Boże, to jest obrzydliwe. - na jego słowotok nie odpowiedziałem, tylko ruszyłem na poszukiwanie pokoju. Bagażami się nie martwiłem, ponieważ zajął się nim boy hotelowy.
Na górze, znalazłem to, czego szukałem, otworzyłem drzwi i wszedłem. Pokój był wielki jak na moje standardy. Po lewej stronie od wejścia stało wielkie łóżko, stolik nocny i komoda. Z kolei po drugiej stronie znajdowały się drzwi do przestronnej łazienki z jacuzzi, oraz szafa. Wszystko wieńczyło wielkie okno, z kremowymi zasłonami i balkon, na który można było przez to okno wyjść. Wszystko to było pełne przepychu. Dobrze, że to nie ja tam miałem mieszkać, bo bałbym się dotknąć czegokolwiek.
Aleksander z kolei zapewne przyzwyczajony już do tego wszystkiego, prychnął tylko i spojrzał sceptycznie
-Może być. Ale ty to patrzysz jak malowane ciele na ten pokój. Nie stać cię na taki co?
-Wyjaśnijmy sobie. - zacząłem ostrożnie ale dosadnie – nie jestem pustogłowym chłoptasiem z kompleksem małego, że muszę szpanować takimi miejscami. Założę się, że wrzucisz zaraz focię na Instagrama lub twittera. Mnie takie rzeczy nie interesują, bo ja w przeciwieństwie do innych ciężko pracuję. -mina mężczyźnie zrzedła – i jeśli jeszcze raz zrobisz jakiś walniesz jakiś głupi komentarz na temat mojego wyglądu, czy statusu finansowego, to na sesji zdjęciowej i wybiegu będziesz miał śliwę pod okiem! Zrozumiano?
-O jezu, jezu luzuj majty. - odpowiedział mi pan hetero i wzniósł oczy do góry. Potem rozsiadł się na łóżku i rzekł
-Nie wiem jakie masz wobec mnie plany, ale chciałbym wziąć kąpiel, przebrać się i coś zjeść. Potem jechać na zakupy.
-No generalnie chcę cię zabrać na obiad i jakieś zwiedzanie. Zakupy możemy zrobić potem.
-Nie dziękuję, Polska jest brzydkim krajem, nie ma czego tu zwiedzać. Jedzenie i kupowanie mnie zadowoli. - odparł tak po prostu. Aż się we mnie zagotowało. Polak, który mówi tak o swoim kraju? To przez takich jak on mamy złą reputację w świecie.
-Dobrze, poczekam aż się umyjesz. Jeśli ci przeszkadzam, możesz wziąć torbę do łazienki. Jest wielka. - powiedziałem złośliwie.
-Obejdzie się. - prychnął. Co on kot jakiś? A może któryś z jego przodków miał jakieś konotacje z tymi zwierzętami.
-Co ty, kot jesteś że tak prychasz? - zapytałem z rozbawieniem. -Zachowujesz się zupełnie jak mój mruczek. - dodałem, widząc jego minę.
-Fu. Nie porównuj mnie do tych paskudnych zwierząt! - warknął i zdjął koszulkę – zwierzęta są do jedzenia, a nie do posiadania. - dodał a moim oczom ukazał się jego umięśniony tors. Miałem problemy, by się nie zacząć ślinić. Udało mi się jednak pokonać chwilowe zamroczenie i zerknąłem na niego pod innym kątem, niż zakochany kundel. Jego twarz była proporcjonalna, kości policzkowe uwydatnione, szczęka szeroka i mocna. Oczy ciemne, patrzące gniewnie i wyzywająco. Rzęsy dłuższe niż u większości mężczyzn, nie miałem pojęcia czy naturalne czy sztuczne. Jego włosy były brązowe i przydługie. Pasowała mu taka fryzura. Ciało mocne, sprężyste i umięśnione. Mięśnie brzucha widoczne. Tyłek zgrabny, tak samo jak nogi. Dla mnie- ideał. Jednak jego charakter był nie do zniesienia. Zachowywał się jak diva, lub macho. Najlepiej na przemiennie w ciągu pięciu minut. Trudno było jakkolwiek się dopasować, a już tym bardziej nastawić.
Ja z kolei przy nim wypadałem marnie. Owszem dbałem o siebie i chodziłem na siłownię, jednak byłem od niego drobniejszy. Moje jasne włosy choć były mniej więcej tak samo długie jak jego, upinałem je. Trudno było mi jakkolwiek porównywać się do niego. On miał więcej pieniędzy i to najbardziej nas różniło. Oprócz charakteru, który zupełnie gnał na przeciwległe bieguny. Ja byłem spokojny, wyważony ale i cyniczny. A on... no cóż. I to niestety do niego wzdychałem po nocach. To było najbardziej niesprawiedliwe.

I właśnie siedzę w jego pokoju i mam ochotę wyć za to, że pozwoliłem się w to wciągnąć. Każdy normalny by odmówił, kazał szefowi wyznaczyć kogoś innego, czy znaleźć kilka wymówek, na przykład śmierć ojca. Ale ja akurat musiałem zrobić inaczej!
-Jestem gotowy- wyrwał mnie z zamyślenia głos modela – możemy iść. No chyba, że zmieniłeś zdanie i chcesz tu zostać.
-Zamyśliłem się – powiedziałem spokojnie i ruszyłem się z miękkiego łóżka. W porównaniu do mojego i twardego tapczanu, to było bardzo wygodne miejsce.
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Wyszliśmy w milczeniu z pokoju i z hotelu. Nie znałem preferencji kulinarnych modela, poza tymi że trzeba jeść mięso każdego rodzaju. Dlatego wybrałem też neutralną restauracje z kuchnią polską. W końcu jak by nie patrzeć, on był polakiem. Z tą myślą zająłem stolik.
-Dawno nie jadłem rodzimego jedzenia. - rzekł z sentymentem. To mnie bardzo zdziwiło. Skoro nie lubił naszego kraju, to akurat skąd mogłem wiedzieć, że wyłączył z tego potrawy.
-Nie ma to jak rodzinne żarełko – przyznałem mu rację.
-Każde nawet najlepsze żarcie może się znudzić. Jak byłem w Japonii to nie miałem już co jeść. - po chwili przyszedł kelner z kartami, na co Alex od razu złożył zamówienie
-Poproszę pierogi ruskie, żurek i colę. Dla kolegi to samo. - nie zapytał mnie, czy lubię akurat te potrawy, czy mam ochotę w ogóle jeść. Jednak wolałem nie robić scen i przytaknąłem. Kiedy kelner odszedł spojrzałem na niego złowrogo
-Zawsze wszystkim zamawiasz?
-Tak, jeśli pracują dla mnie. Nie będę się spierał z nimi, czy coś lubią czy nie. Po prostu biorą co jest, albo chodzą głodni. - zrobiłem wielkie oczy. Takie zachowanie było karygodne. U nas w agencji zawsze zbieraliśmy zamówienia, by każdy dostał to, na co miał ochotę. A on tak po prostu i otwarcie mówi, że ma w innych w poważaniu.
-U nas to niedopuszczalne, by tak robić. - powiedziałem dosadnie, patrząc w jego brązowe oczy. - Każdy jest inny i zasługuje na to, na co ma ochotę.
-Dla mnie ludzie są wszyscy tacy sami i nie zasługują na nic. -odparł nonszalancko. Aż mnie zagiął. Miałem ochotę kolejny raz tego dnia dać mu w twarz. Powstrzymywała mnie tylko praca i myśl, że jesteśmy w miejscu bardzo publicznym.
-Rozumiem, że tak samo myślisz o sobie. Skoro wszystkich mierzysz jedną miarą. - tym razem to jego zbiłem z tropu. Spojrzał na mnie gniewnie, nie mówiąc nic jednak. Aż dziwne, że nie miał nic do powiedzenia. Po dłuższej chwili milczenia jednak warknął
-Jak na mojego pracownika, na dużo sobie pozwalasz.
-Nie jestem twoim pracownikiem. Pracuję dla agencji, która będzie ci robić zdjęcia i organizuje pokaz. To jest różnica. Ja- wskazałem na siebie – robię ci przysługę zajmując się tobą podczas pobytu w trójmieście. Sam fakt robienia tego nie czyni mnie twoim pracownikiem. Już miał coś odpowiedzieć, jednak przyszedł kelner i podał nasze zupy oraz picia. Łypnąłem na Aleksandra i sięgnąłem po łyżkę. Nie miałem najmniejszego zamiaru się odzywać. On zresztą także, więc oba dania zjedliśmy w ciszy. Zerkałem na niego co jakiś czas, widząc jak rozpływa się nad pierogami ruskimi. Rzeczywiście były fantastyczne. Dodatkowo ten boczek i sałatka. Palce lizać.
W końcu skończyliśmy nie do końca miły posiłek, zapłaciłem za nas z pieniędzy firmowych i ruszyliśmy do wyjścia. Nie miałem ochoty jechać na zakupy, jednak on uparł się, że zaliczymy kilka luksusowych sklepów.
Sopot to takie miejsce, gdzie można różne rzeczy spotkać. Od za dużych cen do dziwnych butików o których nawet ja nie miałem pojęcia. Oczywiście chciałem pojechać do galerii w Gdyni, ale on się nie zgodził. A szkoda, ciekaw byłem czy w Klifie znalazł by coś dla siebie. Pogodzony w końcu ze swoim losem spędziłem dobre cztery godziny na ganianiu za nim i za nowymi ciuchami. Oczywiście w każdym sklepie z droższą odzieżą go rozpoznawali, więc po autografach i słowach zachwytu, ja mogłem usiąść choć na chwilę a on przymierzał i marudził.
-Te, ponoć jesteś stylistą, może byś mi doradził?
-Nie specjalnie – przewróciłem oczami i podszedłem do niego. W ciągu kolejnych pięciu minut znalazłem mu kilka twarzowych ubrań – kolor tej marynarki podkreśli twoją brzoskwiniową skórę, te spodnie są idealne dla twojej figury, lekko zwężane, jednak nie za bardzo. Masz wyglądać jak bóg a nie jak chłoptaś w rajtuzach. Takie koszulki bez rękawków są dla ciebie najlepsze. Ewentualnie z nadrukiem. Mają przyciągać wzrok. - po skończonym wywodzie usiadłem, a kilka par wlepionych we mnie oczu, łącznie z jego, świadczyło o tym, że dobrze wykonałem swoje zadanie. Mi to zajęło maksymalnie pięć minut, jemu- poprzednie cztery godziny.
Myślałem że będzie wybrzydzał, jednak grzecznie poszedł do przymierzalni. Co prawda nie pokazał mi się, jednak wszystko co mu zaproponowałem kupił. Wyszliśmy wśród pisków dziewczyn, które chciały się z nim umówić. Nie skomentowałem tego, jednak byłem zażenowany. Dla Alexa była to codzienność, widząc jego minę, sądziłem że się przyzwyczaił.
-Gdzie chcesz teraz jechać?
-Do hotelu, chcę się przespać do jutra.
-Dla mnie bomba, zostawię cię, bo idę na piwo. - rzekłem i w tym momencie dostałem SMSa, od Penelopy:
Hej słodziaku, dzisiaj nie mogę się zobaczyć, bo mam spotkanie w związku z sesją. Do zobaczenia jutro, dobrze?
Odpisałem mu:
Spoko, nie ma sprawy. Jutro będę zajęty ale po pracy, gdzieś około 20 mogę. Do zobaczenia jutro słodka.
Odpowiedź:
Do zobaczenia.
Polepszyło mi to nastrój, tak samo jak wizja, że niedługo mogę się położyć. Mój kot pewnie mnie zabije, za to że zostawiłem mu mało jedzenia. Pływałem tak sobie w swoim umyśle, dopóki nie zostałem brutalnie sprowadzony na ziemie
-Dlaczego nie ruszasz? Zmęczony jestem -warknął ostro w moją stronę. Od razu chciałem odstawić go jak najszybciej do pokoju.
- Ta nie tylko ty. Ja również jestem. - odparłem ciszej. Nie chciałem by do Maurycego dotarło, że jestem dla Alexa nieprzyjemny. Cholerna gwiazdka. Miałem go dosyć po jednym dniu. A co dopiero po tych kolejnych sześciu.
Droga do hotelu a potem do domu minęła mi dość szybko. Kiedy postawiłem nogę w swoim mieszkaniu byłem szczęśliwy. Kot spał, a ja mogłem w spokoju nałożyć mu jedzenia do miski. Nie lubiłem jak łaził mi pomiędzy nogami i nie dawał nawet włożyć do niej czegokolwiek. Spokojnie więc dałem temu spaślakowi jeść i postanowiłem go odchudzić. Potem jakieś ćwiczenia i szybki prysznic. Wreszcie mogłem się położyć.

Cały czas, odkąd się dowiedziałem, kto będzie pod moją opieką byłem pewien, że nie zasnę. A okazało się wprost przeciwnie. Zasnąłem, zanim moja głowa dotknęła poduszki. Oddaliłem się w ramiona morfeusza. 

Uwaga, prośba!

Witam wszystkich czytelników!
Mam nadzieję, że mną jeszcze jesteście.
Mam do Was wszystkich bardzo wielką prośbę. Szukam autorki opowiadania "Czerwony płomień" oraz Kei, która napisała między innymi "Definicję Szczęścia".
Jeśli ktoś coś wie, lub może przekazać mi informacje, będę bardzo wdzięczna:)
Rozdział się pisze, jakkolwiek by to nie brzmiało :)
Wasza,
A.