czwartek, 5 czerwca 2014

Kochankowie samotności rozdział 12

Przepraszam, że tak późno ale miałam problemy techniczne i zdrowotne.
Zapraszam do czytania i komentowania.
A.
Ps, rozdział podmieniony, sprawdzony


Przyjechali do kawiarni wcześniej, niż zakładali. Luis od razu wysiadł z auta i nie czekając na byłego partnera poszedł przed siebie. Nie miał najlepszego humoru, a myśli sprzed kilku godzin, kiedy nie spał, nie dawały mu spokoju. Dlaczego Darren tu był? Dlaczego on sam wdał się w tę toksyczną relację? O co tak naprawdę chodziło blondynowi i jaki miał cel w tej nagłej zmianie? Czy aby nie chodziło o rozprawę? Nie był w stanie zrozumieć tego wszystkiego, ale musiał to wyjaśnić. Coraz gorzej czuł się z obecnością mężczyzny, zupełnie udręczony, przez zdradę, którą popełnił oraz przez przeczucie, że on chce po prostu go ukarać swoją obecnością. Coś musiało się zmienić i to natychmiast, bo inaczej oszaleje.
Za nim szybko podążył Carter, zdziwiony tym, że kelner na niego nie poczekał. Czyżby się na niego gniewał? W sumie, miał o co. Przez ponad dwa lata zachowywał się jak drań. Ale bardzo żałował tego i chciał naprawić swoje winy. Musiał tylko poczekać na Maggie, która mogła podpowiedzieć mu cokolwiek o „romantyczności” i tego typu rzeczach. Może uda jej się dojść do tego, jak odzyskać utracone serce dawnego kochanka mężczyzny. Ale było to niezwykle trudne. Blondyn widząc jego zmęczenie chciał zaproponować mu wakacje, tyle że Petterson na pewno nie zgodziłby się, gdyby mieli pojechać we dwóch. I tu sprawa się komplikowała, bo jedynymi osobami, które mogłyby go przekonać do urlopu byli Charlie i Felix. Ale... co z kafejką i filmem? To były poważne przeszkody, które praktycznie uniemożliwiały zrealizowanie tego planu, a we dwóch by nie pojechali. Chociaż, może warto spróbować?
Wszedł do Cudów i innych słodkości zamyślony, do tego stopnia, że prawie wpadł na krzątającego się nerwowo chłopaka.
Uważaj – syknął zirytowany Luis.
Przepraszam, Słonko – odparł blondyn.
Nie mów tak do mnie.
Dlaczego?
Bo... nie – uciął. Nie miał ochoty kontynuować tego typu dysput. Był w zbyt złym nastoju, nie wiedział już, co zrobić. Poza tym, za wszelką cenę musiał skupić się na pracy, by nie zwariować. Byle do rozprawy i odpracowania byłego partnera. I potem to wszystko się skończy. Wybierze się na jakąś terapie, by popracować nad sobą i zapomni o miłości swojego życia. Nie miał wyjścia. Wina za rozstanie tkwiła po jego stronie. I tego sobie nie będzie mógł wybaczyć do końca życia. Zresztą nawet nie próbował.
Mamy dużo pracy – powiedział po chwili. – Musimy się za to zabrać. Niedługo przyjdą klienci – powiedział bez przekonania i jakby ciszej, odlegle.
Wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony Carter.
Zawsze musisz mnie o to pytać? Wszystko dobrze – rzucił od niechcenia i poszedł na zaplecze. Sytuacja zrobiła się bardzo napięta. Kiedy szatyn odszedł, Darren usiadł na krześle i westchnął głośno. Zapowiadał się bardzo trudny dzień. Luis, gdy tylko doszedł do szatni, osunął się o ścianę i cicho zaszlochał. Utrzymanie tego wszystkiego w sobie było zbyt trudne, kosztowało go za wiele energii. Nie potrafił tego powstrzymać, a paradoksalnie to, czego chciał najbardziej, to silnych ramion ukochanego, które otuliłyby go, a on powiedziałby...
Nie płacz, skarbie... – jakby na zawołanie pojawił się ten wyczekiwany „ktoś”, najważniejszy w całym świecie kelnera. Obrócił go w ramionach i przytulił do piersi, głaszcząc delikatnie po głowie. – Co się stało, kochanie?
Nie... jestem twoim... kocha...
Sz... jesteś moim kochaniem – wyszeptał. – Co się dzieje? Boję się o ciebie – dodał, słysząc kolejny wybuch szlochu mężczyzny. Nie rozumiał, co takiego mogło się stać w ciągu zaledwie kilku minut. Jeśli mógł jakoś ulżyć lub pomóc mu, był gotów. Musiał tylko wiedzieć, w czym...
Ja... ja nie chcę...
Czego?
Bo... ja się... ja nie mogę być twoim „kochaniem”, to ja to wszystko popsułem...
Luis...
Nie! To ja cię zdradziłem! To wszystko moja wina! – Rozpłakał się jeszcze bardziej, mimo że Darren ocierał mu cały czas łzy.
Carterowi z szoku oczy praktycznie wyszły na wierzch. Przecież to nie była prawda, Petterson nie mógł obwiniać tylko siebie za rozpad ich związku. To wszystko tak się zagmatwało. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
Posłuchaj mnie... uważnie, dobrze?
Ale...
Żadne „ale”... Obiecujesz, że mnie wysłuchasz? – Zapytał łagodnie.
Tak...
Dobrze. Skarbie, to nie tylko twoja wina, że nasz związek się spieprzył. Pracowaliśmy na to oboje, cholerne dwa lata. Głównie ja zawaliłem. Nie obwiniaj siebie, proszę cię. Byłeś pijany, nie panowałeś nad sobą. Gdybyś był trzeźwy... zdradziłbyś mnie?
Nie... za bardzo cię kocham... – Odszepnął zapłakany kelner.
Dokładnie. Po pijaku, ludzie robią różne rzeczy, mój błąd, że cię zaniedbywałem, źle traktowałem, a twój, że się na to zgadzałeś. Ale to ja byłem dupkiem, ty po prostu za bardzo bałeś się mnie stracić. – mówił łagodnie, tuląc do siebie byłego kochanka. W końcu zrozumiał to wszystko, słysząc ból i rozpacz w wyznaniu szatyna, którego się nigdy nie spodziewał. Nie miał pojęcia, że tak to przeżywał, że obwiniał siebie o to wszystko.
Luis lgnął do ciała Darrena, rozpaczliwie tracąc na chwilę poczucie rzeczywistości. Cała rozpacz i ciężar ostatnich wydarzeń spadły na niego właśnie teraz, nie pozwalając iść dalej. Nie miał ani siły, ani ochoty pracować tego dnia. Pozostawiony sam w kawiarni, miał dość. Czekał, aż jego siostra i Felix wrócą do pracy, a on będzie mógł wziąć wolne i spokojnie odpocząć. Kiedy rozmyślał, blondyn cały czas obejmował go i głaskał uspokajająco. W końcu chłopak się wyciszył i spojrzał w oczy Carterowi. Poczuł ciepło bijące od drugiego ciała i delikatnie uśmiechnął się.
Jestem beznadziejny, co? – Wyszeptał.
Wcale nie, kotku. Nie chowaj wszystkiego dla siebie. Bardzo się o ciebie martwię, wiesz? Nie wiem, jak ci pomóc.
Zmień mnie na kogoś innego...
Głuptasek – odparł spokojnie mężczyzna. – Kocham cię całym moim sercem – dodał bez wahania.
Dziwność ich relacji było widać coraz bardziej. Prawie czternaście dni temu się rozstali, a zachowują się jak kochankowie, których miłość dopiero co rozkwitała. Może rzeczywiście tak było? Może rzeczywiście dopiero po tych ponad dwóch latach musieli spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, by dostrzec, jak za sobą tęsknią i co jeden znaczy dla drugiego?
Jedyne, co teraz było ważne dla Darrena, to ulżyć kelnerowi w cierpieniu i pomóc mu pozbyć się całkowitego i jednostronnego poczucia winy za rozpad ich związku, bo doskonale wiedział, że sam nie był święty. Miał nadzieję, że może Maggie również pomoże mu w tym względzie, przecież była bardzo mądrą i doświadczoną kobietą, a mężczyzna bardzo chciał zmiany na lepsze. Wiedział już, że pragnął odzyskać Luisa, jeśli ten tylko będzie tego chciał.
Już dobrze?
Tak... – Wyszeptał szatyn i otarł ostatnią łzę. – Trzeba... trzeba wracać do pracy... – dodał powoli, rozglądając się. Ale Darren trzymał go nadal w ramionach. Był zaniepokojony i miał ku temu powody.
O nie. Kochanie, nie wracasz dzisiaj do pracy – powiedział stanowczo. – Jesteś przemęczony i w dołku, ja się zajmę kawiarnią, ty posiedzisz, dobrze? Najwyżej pomożesz mi przygotowywać kawy.
Ale... – Próbował zaprotestować, jednak nie dane mu było skończyć, ponieważ jego usta zostały zamknięte w delikatnym i czułym pocałunku.
Mam poprosić Paula, by po ciebie przyjechał? Czy zamykamy dzisiaj? – Postawił ultimatum.
Ej... to nie...
Czekaj... – Zastanowił się. spojrzał na ukochanego i delikatnie dotknął jego czoła. Wyciągnął z kieszeni telefon i szepnął: – Nie złość się na mnie, dobrze?
Po chwili odebrała Samantha.


Zamykanie kawiarni to był najgłupszy pomysł, Darren! Czyś ty oszalał? – Krzyczał wściekły Luis, kiedy siedzieli w samochodzie. Mężczyzna patrzył, jak były kochanek próbuje wyrzucić z siebie całą złość, jaka właśnie go ogarniała po rozmowie z siostrą. – Ubzdurałeś sobie, że coś mi jest i teraz mam wolne cały weekend, a kto będzie pracował, hę? Mieliśmy klientów, a teraz znów nie będą przychodzić.
Nie przesadzaj, kochanie, naprawdę. Ja bardzo się o ciebie boję, rozumiesz? Jak byś pracował dzisiaj? Zapłakany, ledwie mający siłę, blady? -próbował uspokoić go Carter. – Wynagrodzę wam te dni utargu. W przybliżeniu, ile byście zarobili, trzy tysiące? cztery? Hm? – Luis momentalnie się uspokoił i zrobił wielkie oczy.
Tu nie chodzi o to, byś oddawał... – Powiedział łagodniej. Zrobiło mu się głupio. Dlaczego on o niego tak dbał? – Po prostu nie możemy sobie na to pozwolić.
Ale musisz o siebie dbać. Wiesz o tym? – Reszta podróży minęła im w ciszy. Szatyn pogrążył się we własnych myślach, tak samo zresztą jak i blondyn, który dodatkowo skupił się na prowadzeniu samochodu. Zanim jednak dotarli do domu, skręcili w jedną, dość malowniczą uliczkę.
Gdzie jesteśmy? – Zapytał zaskoczony kelner.
Zobaczysz – Darren wysiadł z wozu. – Chodź.
Poprowadził zaciekawionego chłopaka wzdłuż do oszklonego, niewysokiego budynku po prawej stronie. Był to salon samochodowy marki Mercedes. Pettersona wmurowało w ziemię.
Co my tutaj robimy?
Jak to co, kotku? – Zamruczał mu czule do ucha uśmiechnięty Carter. – Kupujemy ci samochód – dodał beztrosko.
Co? - Luis prawie wykrzyknął i został pociągnięty przez mężczyznę do środka.
Kolejne dni mijały im bardzo szybko. Ani się obejrzeli, a Darren już był po rozprawie (z wyrokiem kilkudziesięciu godzin do odpracowania w kawiarni Samanthy oraz odkupienia jej samochodu); Felix wrócił do pracy i zdążył się załamać stanem swojego mieszkania, a Charliemu po raz kolejny przesunęły się zdjęcia do filmu. Tylko u Luisa nie wiele się zmieniało – był rozchwiany emocjonalnie i rozpaczliwie potrzebował wakacji. Dlatego też Carter wraz z Davisem wymyślili pewien „dziki” pomysł, by wywieść swoich partnerów oraz „byłych-niedoszłych partnerów” gdzieś daleko. Najlepiej w miejsce, które wybierze latająca pinezka. Tak więc rozłożyli mapę i rzucili ostrym i małym narzędziem chwilowej zbrodni; trafiło na Polskę – Sudety, miejsce mało zamieszkane i stosunkowo w Ameryce nieznane, przynajmniej dla czwórki mężczyzn.
Zarówno szatyn, jak i blondyn mieli nadzieję na jakąś zmianę w ich relacji, bo stali w miejscu – niedobrym miejscu, które ich obu niszczyło. Musieli w końcu pójść w jedną albo w drugą stronę. Rozstać się zupełnie i nie mieć ze sobą nic wspólnego, lub wrócić do siebie i pracować nad relacją z pomocą jakiegoś dobrego specjalisty. To były opcje – innej rady nie było. Stanie w miejscu ich zabije. Obaj zaczęli sobie zdawać z tego sprawę. Najbardziej bolało ewentualne poczucie straty i porażki, że jednak się nie udało tego uratować, bo obaj żałowali decyzji; powinni byli zawalczyć o siebie i swój związek. Być mądrymi dorosłymi ludźmi, a zachowali się jak małe dzieci. To było najgorsze z wyjść. Ale stało się – i teraz trzeba było w końcu ponieść konsekwencje wyborów.
Z kolei Charlie chciał poznać trochę lepiej swojego kochanka, bo mimo że mieszkali razem, tak naprawdę mało o sobie wiedzieli. O swoich przyzwyczajeniach, o tym co dokładnie lubią, po jakiej stronie łóżka śpią lub chociaż na co są uczuleni. Aktor mało zdawał sobie sprawę o Felixie, o jego nawykach jak również o tym, co może go denerwować. W końcu nie samą słodyczą żyje związek. Była to też okazja by pobyć z nim sam na sam, bez wszystkich zobowiązań, telefonów, Ruperta – mógł cieszyć się po prostu ukochanym. To było dla niego najważniejsze.
Znajdowali się w samolocie, kilka tysięcy metrów nad ziemią, wśród innych pasażerów. Kilpatrick, pogrążony we śnie wtulał się w Davisa, jak gdyby nigdy nic, a jego mężczyzna uśmiechał się do niego i głaskał śpiącego po przedramieniu. Było mu błogo, pomimo kilku męczących go myśli. Obok ich siedzeń były te przeznaczone dla Darrena i Luisa. Carter czytał książkę, a szatyn skulił się w fotelu, również przysypiając – a raczej udając, ponieważ nie chciał by wyszło na jaw to, jak bardzo boi się latać. Cały drżał i nawet bluza, którą blondyn go okrył nic nie dała. Nagle samolotem zatrzęsło a chłopak podskoczył, przerażony.
Co... co się dzieje?
Nic... spokojnie, to tylko turbulencje.
A... ok ... – Wydukał, zestresowany. Nigdy nie lubił tego sposobu przemieszczania się, a od kiedy katastrofy lotnicze stały się bardziej powszechne – obiecywał sobie, że tylko w ekstremalnych wypadkach wsiądzie do „latającego potwora”. Niestety, tym razem nie udało mu się wykręcić od tego środka transportu.
Jego ukochany lekko zdziwiony przypatrywał mu się przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, jak przeprowadzić z nim rozmowę. Petterson potrzebował pomocy – to było pewne, gdyż jego stany emocjonalne ostatnimi czasy dawały wiele do myślenia. Patrząc na niego, jakby instynktownie przysunął do siebie roztrzęsionego mężczyznę i po prostu go przytulił, głaszcząc uspokajająco. Po chwili odezwał się do sąsiada:
Charlie, masz coś na uspokojenie? Albo nasennego?
Coś mam, a co?
Luis się boi latać... jest w stanie „przedzawałowym”. Nie chcę, żeby się tak bardzo stresował.
Czekaj, poszukam tego i ulotki. Tylko ją przeczytaj i nie przesadź z tym ok ? – Upomniał go brunet. Felix przysłuchiwał się tej wymianie zdań wyraźnie zatroskany. Nie bardzo rozumiał, co działo się z jego przyjacielem. Co prawda wiedział o jego fobii względem latania, ale bardzo martwiły go te chwiejności nastrojów. Kiedy Davis znalazł lekarstwo na uspokojenie, wstał i zaniósł je Darrenowi. Pochylił się nad uchem mężczyzny i szepnął, podając mu specyfik – Wiesz, co się z nim dzieje? Bardzo się niepokoję.
Mnie pytasz? Nie mogę nic od niego wyciągnąć... Boję się jak cholera, Fel...
Ja także... Musimy potem porozmawiać, słuchaj... Jemu trzeba jakoś pomóc... – Mruknął trochę głośniej.
Wiem, ale próbuję, ale on ode mnie niczego nie przyjmuje. Jak widzisz... staram się jak mogę, ale ledwo znosi moją obecność, wy jesteście przyjaciółmi. – Spojrzał kelnerowi z powagą w oczy.
Właśnie widzę, jak cię „nie toleruje”. Przebywasz z nim najdłużej. Posłuchaj. Czuję, że ja sam mu nie pomogę; my musimy to zrobić. Cała nasza trójka. Obiecaj mi to. – Szepnął błagalnie, musiał pomóc swojemu adoptowanemu bratu, a kluczem do tego był właśnie Carter. To dzięki niemu chłopak płakał, lub się uśmiechał; najważniejsze żeby jego były partner teraz po prostu był. Na tych wspólnych wakacjach, a potem w kawiarni, a na pewno ich relacje jakoś się odbudują – Felix wierzył w to, czuł, że coś dobrego niedługo się zdarzy. Tylko trzeba było temu dopomóc.
Przecież wiesz... Możesz na mnie liczyć. – Z zamyślenia wyrwał go głos mężczyzny. – Luis jest moim życiem. – To zapewnienie mu wystarczyło.
Dziękuję. – Darren z lżejszym sercem wrócił na swoje miejsce . Przytulił się do ukochanego i patrzył za okno, na przepiękne chmury.
Charlie siedział po prawej stronie z dala od okna, przy którym usadowił się jego ukochany. Na początku, wsiadając do samolotu, stoczyli małą bitwę, kto gdzie ma się rozlokować. Polegała ona na „ papier-nożyce-kamień”. Oczywiście oszukując, wygrał Davis. Tłumaczył, że jako „samiec alfa” w tej rodzinie, musi zajmować miejsce po prawej stronie, a Felix jako „serce” po lewej – co oczywiście skończyło się prychaniem i chwilowym obrażeniem dumy blondyna. Jednakże, po jakiś dziesięciu minutach spór został zażegnany kilkoma namiętnymi całusami. Natomiast Kilpatrick zapowiedział zemstę i właśnie ją szykował. Miała być okrutna i bezwzględna. Musiał odzyskać prawo do „siedzenia po prawej stronie”.
Kochanie... Zamień się ze mną miejscem... Dość mam tego okna...
Nie ma mowy. Ja zawsze siedzę po prawej – odparł brunet.
Ja też... Dlaczego mam się dostosowywać cały czas? Nie możemy się zmienić? – Drążył dalej jego partner.
No ej... to chwyt poniżej pasa.
A mówienie, że jestem sercem związku, więc muszę być po lewej... bo to anatomicznie dobrze? No kotku... zmieniaj się... ale już. – Zażądał. Nadąsał się nie na żarty i miał już powoli dość. Jego mężczyzna był naprawdę cudowny, ale tutaj zdawał się nieugięty. Trzeba było trochę go „zmiękczyć” swoimi sposobami, by nie dać się totalnie podporządkować jego przyzwyczajeniom.
Ale... – Próbował zaprotestować mężczyzna, czuł, że powoli przegrywa tę batalię.
Bo nici z seksu...
Cholera... Nie rób mi tego... Kotku... – widząc jego minę, westchnął cierpiętniczo – Dobra, wstawaj – mruknął niezadowolony. Mały szantaż podziałał i już chwilę potem Davis siedział przy oknie, a Felix przeciągnął się, uśmiechając się szeroko i cmokając kochanego w policzek.
Dziękuję. Jesteś taaaaki słodki i pomocny. – Chuchnął mu do ucha i po chwili przytulił się do jego ramienia, wielce zadowolony z siebie. Mała zemsta podziałała i smakowała wyśmienicie. Czekała go teraz większa batalia... Ale ją też miał zamiar wygrać.
Dla ciebie wszystko – Powiedział usłużnie aktor na wpół złośliwie, mimo wszystko z dużą dozą czułości. Po chwili spojrzał na kochanka i delikatnie złączył ich usta w nieśpiesznym pocałunku. – Może wygrałeś tę bitwę, kochanie, ale to ja wygram wojnę. – Dodał z drapieżnym uśmiechem i wpił się bardziej intensywnie i mocniej w wargi chłopaka, który zdołał już tylko jęknąć z przyjemności oraz zaskoczenia.