Kolejny rozdział opowiadania.
Mam nadzieję, że się spodoba. Nie betowany, także sorka za błędy.
Komentarze mile widziane.
A.
Około godziny 7:30 zaspany Luis przygotowywał w kuchni swojego przyjaciela kawę, przy okazji próbując go obudzić. Za półtorej godziny mieli być w pracy, a blondyn ani ruszył się ze swojego łóżka. Dopiero kiedy podszedł do niego i szepnął
Mam nadzieję, że się spodoba. Nie betowany, także sorka za błędy.
Komentarze mile widziane.
A.
Około godziny 7:30 zaspany Luis przygotowywał w kuchni swojego przyjaciela kawę, przy okazji próbując go obudzić. Za półtorej godziny mieli być w pracy, a blondyn ani ruszył się ze swojego łóżka. Dopiero kiedy podszedł do niego i szepnął
-Na
pewno Charlie będzie zawiedziony, jak nie będzie Cię dzisiaj w
pracy -odpowiedział mu złowieszczy pomruk
-Ty
chamie.... przebrzydły...
-Chamem
przebrzydłym to będzie Sami, jak cię dorwie, ciekawe od kogo się
dowie, że zrobiłeś sobie wolny dzień.
-Ja
cie zabije Petterson. -zagrzmiał, spadając z łóżka -Ałłł....
boli...-poskarżył się jak dziecko, na co szatyn wybuchnął
głośnym rechotem.
-Wstawaj
śpiąca królewno, chciałbym otworzyć kawiarnię na czas...
-Coraz
lepiej nam idzie, nie?
-No...
to dzięki niemu, wiesz? Zrobił nam naprawdę świetną reklamę.
Dawno nie było tylu klientów i utargu, nie wspominając już o
napiwkach. -Umów się z nim... -dodał po chwili...
-Jasne...
co mam podejść i walnąć hej, podobasz mi się, umówisz się
ze mną? a może oddam wszystko by być w twych ramionach? Weź
Luis mnie nie rozwalaj, to nie takie łatwe..
-Łatwiejsze
niż myślisz. A teraz masz 10 minut by się umyć a ja robię
śniadanie.
Felix
wyszedł spod prysznica, rozmyślając o pewnej sprawie.
-Luis...
co tak ładnie pachnie?
-omlet.
Pamiętasz, jak mama nam go robiła?
-Tak...
jej śniadania były najlepsze... -usiadł przy stole, wycierając
swoje blond loki. -Słuchaj... zastanawiałem się nad pewnymi
zmianami w kawiarni... co byś powiedział, na dostosowanie jej do
zwierząt? Wiesz, w całym mieście nikt jeszcze tego nie zrobił...
-Nie
wiem Felix, trzeba by porozmawiać z Samanthą, zrobie to, jak wrócę
do domu ok?
-Jasne...
Luis... jeśli chcesz spotykać się z Davisem... to wiesz, że nie
mam nic przeciwko, nie?
-Głuptas...
-uśmiechnął się jego przyjaciel.
Dwa
tygodnie, były dla Darrena najgorszymi w jego życiu. Pierwsze 7 dni
wkurzał się na Luisa, którego nie było w jego życiu,
przynajmniej fizycznie, warczał na wszystkich dookoła i się
upijał. Kolejne dni bawił się w klubach i uprawiał seks z nowo
poznanymi chłopakami. To pomagało, jednak tylko na jakiś czas.
Tak
naprawdę mężczyzna bardzo cierpiał po stracie partnera, Zagłuszanie bólu nie pomagało na dłuższą metę, a każdy nowy partner na jedną noc, pogłębiał rozpacz, którą zapijał alkoholem.Oczywiście to wszystko była
wina Pattersona.
W
pracy miał dużo na głowie, wracał do domu zły, nie mając pojęcia
co mógłby zrobić, by się wyładować, pił.
Po
kolejnym wieczorze spędzonym w klubie, upity do nieprzyzwoitości
wpadł na jego zdaniem, świetny pomysł. Taksówka podjechała pod
piękną wille, a on wytoczył się z niej i po kilku chwilach był
już na wycieraczce. Zadzwonił, nie musiał długo czekać
na reakcję, drzwi otworzyły się i stanął w nich Luis.
Był
wstrząśnięty, co Darren u niego robił? Przecież kazał mu się
wynosić, nie chciał go znać, to co u licha u odbiło? Serce
ściskało mu się na samą myśl, właściwie podejrzenie, że
blondyn za dużo wypił.
-Co
tu robisz?
-W...puść..
mnie... idioto... -jego ciało samo zadecydowało... mężczyzna
zatoczył się, ale wszedł bez pomocy
-Jesteś
pijany...
-To
przez ciebie... cioto...to ...ty mnie...zostawiłeś... i puściłeś
się...
-Zamknij
się Darren! Mów po co tu jesteś, albo spieprzaj!
-Stul
mordę! Teraz..to ja mówię! Zostawiłeś mnie, zdradziłeś a teraz
każesz mi wyjść! Powinienem ci tą twoją buźkę obić... -coraz
bardziej przestraszony chłopak cofnął się gwałtownie
-Wyjdź
stąd.. -powiedział cicho
-Ja
nigdzie nie idę! Najpierw powinieneś zapłacić za to co mi
zrobiłeś, jak spieprzyłeś moje życie, szmato! -nie poczuł nawet
policzkowania, ani mu się śniło wyjść. Musiał dać nauczkę
swojemu eks.
-Ty
mała zdziro, dobrze ci było, jak dawałeś mu dupy? Może lepiej,
niż jak ja cie posuwałem? Powinieneś był grzecznie... czekać na
mnie zawsze, robić co ci każę! A nie buntować się! Miałem prawo
do tego, bo byłeś moją własnością!
-Nigdy
nią nie byłem! -krzyknął Luis. -Wynoś się stąd albo zadzwonię
po policję! -dodał nadal podniesionym głosem. Widząc, że
mężczyzna zaparł się i nadal stał z rękami zaplecionymi na
piersi, umknął po telefon i zadzwonił do Paula.
W
tym samym czasie znudzony Carter postanowił uprzykrzyć swojemu
byłemu kochankowi życie i humor, dlatego nadal stał w salonie, zastanawiając się, jak jeszcze mógłby mu zrobić na złość.
W
końcu Petterson wrócił do niego i warknął
-Zaraz
przyjedzie po ciebie twój brat. Znikasz stąd i nie chcę cię
więcej widzieć, rozumiesz? -Wypchnał mężczyznę za próg i zamknął drzwi.Pod Darrenem ugięły się nogi, usiadł na wycieraczce z miną obrażonego chłopca. Nie trwało to jednak długo, ponieważ nagła
wściekłość jaka w niego wstąpiła, pokierowała go do samochodu
zaparkowanego na podjeździe. Kamieniem wybił szybę a prętem,
który leżał przy garażu zaczął uderzać z wielką siłą. Luis
słysząc odgłosy gniecionej blachy i wybijanych szyb, wybiegł z
domu, widząc swojego byłego, w niecodziennym akcie zemsty, zamarł.
-Co
Ty robisz kretynie?-łzy płynęły po twarzy szatyna,
-Nie
zbliżaj się dziwko!
-dzwonie
po policję.-.pobiegł po telefon i wybrał numer, na szczęście w
porę pojawił się Paul. Udało mu się okiełznać pijanego brata,
obiecał, że następnego dnia zadzwoni, żeby porozmawiać.
Petterson jednak go zatrzymał.
-Nigdzie
nie jedziecie... dzwonię po policję... -warknął wyraźnie
zdenerwowany. -Pilnuj go! -wykręcił numer i po chwili tłumaczył
oficerowi dyżurnemu, co się stało.
-Za
chwilę przyjadą...
-Czy
to koniecznie? Jesteś pewien?
-Rozpieprzył
samochód mojej siostrze! Nie będę się już z nim cackał!
-wycedził przez zęby. -przegiął!
Kiedy
przyjechała policja, zdenerwowany mężczyzna zaczął opowiadać co
się stało.
-Wtargnięcie
do domu, uszkodzenie mienia, będąc pod wpływem alkoholu,
naruszenie godności osobistej... no kolego, szykuje się sąd...
-Panie
aspirancie... jak to sąd?
-Tak,
sędzia wyznacza karę, ewentualnie więzienie, w zależności od
szkodliwości społecznej. Cóż, jutro czeka pana brata
przesłuchanie... lepiej żeby wytrzeźwiał...
-Ja...
nigdzie nie pójdę...
-Zamknij
się Darren!-warknął jego brat -Już dość kłopotów narobiłeś.
-Dobrze...
teraz sporządzimy protokół...
Po
20 minutach Patterson wrócił do domu, ze smutkiem ale i satysfakcją, że
Darren dostał wezwanie na przesłuchanie następnego dnia.
Postanowił iść do siostry, kiedy usłyszał jej wołanie.
-Idę
Sami...-po kilku sekundach był już na górze, obok niej w pokoju.
-Kto
to był?
-Ten
debil, Darren... upił się...
-Coś
ci zrobił?
-Powiedział
coś bardzo przykrego... powyzywał... rozwalił Twoje auto...
policja wezwała go jutro na przesłuchanie. Mam nadzieję, że
dostanie karę! -nic już więcej nie powiedział, po chwili całując
siostrę w policzek wyszedł. Bardzo przeżył to spotkanie, widząc
Cartera w takim stanie nie potrafił być obojętny. Złość targała
nim na lewo i prawo, na zmianę ze smutkiem. Nie rozumiał, jak to
się stało, że mężczyzna zrobił z siebie kogoś takiego. Nigdy,
odkąd się znali, po alkoholu nie zachowywał się agresywnie, nie
aż tak. Nigdy go nie uderzył ani nie krzyczał. Nigdy też nie
upijał się do momentu utraty kontroli nad sobą. Słowa
wypowiedziane przez byłego bolały dużo bardziej niż te, kiedy
został wyrzucony z mieszkania, bo w końcu dowiedział się co
chłopak o nim myślał podczas ich związku. Luis zdawał sobie
sprawę, że był naiwny, ale żeby aż tak się pomylić co do
człowieka?
Zasnął
bardzo niespokojnym snem, mając nadzieję, na lepsze myśli
nadchodzącego ranka.
W
południe Darrena obudził wściekły Paul.
-Nie
masz przyjaciół idioto, że Twój brat musi Ci ratować dupę?
-O
czym Ty? -dopiero teraz dotarło do niego, co stało się
poprzedniego wieczoru.
-Na
prawdę mam Ci przypominać? Dzisiaj musisz się stawić na
komendzie, więc wstawaj i ruszaj dupsko! Ja idę do pracy. Ciesz
się, że dałem Ci wolne...
-Dzięki
bracie...
-Odwal
się! Wstyd mi za Ciebie, jak jeszcze nigdy. Zachowałeś się jak
śmieć. Znowu.-nie powiedział nic więcej, tylko wyszedł
zdenerwowany, trzaskając drzwiami tak, by Darrena zabolała głowa.
Felix
przyszedł zaspany do pracy, mając nadzieje, że nie będzie tym
razem za dużo gości. Całą noc miał koszmary, które powracały
na nowo, jak tylko zamknął oczy. Już od progu zobaczył
przyjaciela gawędzącego z aktorem.
-po
cholerę on tu znowu jest? -zapytał w myślach sam siebie, nie dając
niczego po sobie poznać. Uśmiechnął się do obu mówiąc krótkie
cześć i zniknął na zapleczu. Przebrał się,związał
swoje włosy i wyszedł z przyklejonym uśmiechem. Nie czuł się
dobrze w opiętych szarych rurkach, ale nie miał innych spodni do
ubrania, oprócz takich w kolorze czerwonym. W pracy wolał nosić
stonowane ciuchy. Jego ramiona okrywał kremowo-różowawy sweter
sięgający mu do ud a buty sięgały do połowy łydki. Biała koszula oraz czarna kamizelka, którą
nosił w kawiarni, idealnie pasowała do dzisiejszego ubrania.
-Miło
cię widzieć Charlie.- Mężczyzna ubrany był jak zwykle dobrze.
Miał na sobie ciemne dżinsy i zwykły szary T-shirt, z nadrukiem.
Na ramionach miał czarną skórzaną kurtkę. Włosy niedbale
ułożone, dodawały zadziorności.
-Ciebie
również. -zapatrzył się na niego. -Ciężka noc? Kochanek ci spać
nie dał? -mrugnął do niego. Felix prychnął niezadowolony
-No
chyba nie... miałem koszmary... -powiedział ponuro. -Nie mam
kochanka... nie potrzebuję nikogo takiego -skłamał, zaczynał się
irytować jeszcze bardziej.
-Zrobisz
mi kawy? Twoja jest najlepsza. -Davis nadal się z nim droczył, choć
tutaj miał rację. Kawa jaką serwował była najlepsza, jaką do
tej pory pił. Kelner zaczął przygotowywać napój a Luis wrócił
do rozmowy z nim.
-Kiedy
kończysz pracę nad filmem?
-Mam
nadzieję, że w przyszłym tygodniu, trochę już jestem zmęczony.
-No
ale znajdujesz czas, na przychodzenie tu i spotykanie się z
Luisem... -wtrącił się, podając kawę. Przyjaciel spojrzał na
niego lekko zdziwiony.
-To
prawda-odparł Davis, -mam czas... ale to nie znaczy, że nie pracuję
ciężko... a właśnie odnośnie spotkań..
-No
właśnie chciałem Cię zapytać o to, kiedy możemy gdzieś wyjść.
-Spojrzał niepewnie na nich obu po czym uśmiechnął się
delikatnie.
-Nie
wiem jeszcze, ale napiszę Ci smsa ok?
-Jasne.
Dzięki za zrobienie kawy Feli... -Upił łyk.
-Feli?
Nie mów tak do mnie... -żachnął się dumnie chłopak
-A
co? Lepiej Fel? Dobrze, może być Fel... -odparł rozbawiony.
Delektował się swoją kawą, siedząc przy ladzie, podczas kiedy
pierwsi klienci zaczęli się pojawiać. Obaj mężczyźni zaczęli
ich obsługiwać, jednak co jakiś czas zerkając na Charliego. W
końcu Petterson podszedł do niego, by załatwić tę sprawę.
-Możemy
iść na chwilę na zaplecze? Musimy porozmawiać.
-Jasne.
-wyszli, starając się, by nikt ich nie zauważył.
-Co
się stało?
-Słuchaj...
ja i mój partner się rozstaliśmy, ja ... jeszcze nie jestem gotowy
na nic nowego. Chcę, żebyś był świadomy tego, że nie może nas
nic połączyć...ja kocham Darrena. Przykro mi...
-Spokojnie...
ja nie chcę niczego więcej, nie martw się. Nie podobasz mi się w
ten sposób, bez urazy. Po prostu chce się przyjaźnić. -Uśmiechnął
się
-To
dobrze. Wole być szczery.
-Nie
ma sprawy.. ja będę powoli się zbierać. Trzymaj się, muszę
wracać do pracy. -Skierowali się do głównej sali kawiarni i
mężczyzna wyszedł, wcześniej żegnając się z drugim kelnerem.
Luis
rozejrzał się po przytulnym pomieszczeniu, przy stolikach siedzieli
ludzie, zajęci swoimi sprawami. Niektórzy rozmawiali ze sobą, inni
czytali książki a jeszcze inni pałaszowali z radością ciasto i
pili kawę lub herbatę. Oczami wyobraźni widział już nowe półki
przymocowane na ścianie, nad głowami ludzi, tak by zwierzaki mogły
sobie spokojnie odpoczywać, kiedy oni zajadali się przysmakami.
Sala, podzielona na dwie części, dla psów i kotów, żeby nie
ryzykować spięć między nimi, karty z jedzeniem dla zwierzaków,
wszystko to zapowiadało się ciekawie. Coś mu mówiło, że
przyciągnie to klientów i zrobi kafejkę jeszcze bardziej
przytulną, niż do tej pory. Ciemno pomarańczowe ściany idealnie
nadawały ten specyficzny klimat a jeszcze kot leżący ze zwisającą
łapką, sprawi, że będzie tu jeszcze lepiej.
To
był jego drugi dom, chciał by i ludzie czuli się właśnie tak,
przychodząc do Cudów i innych słodkości. Z zamyślenia
wyrwał go przyjaciel
-Coś
się stało?
-Nic,
myślę tylko, jak to by było, gdyby przystosować tę kawiarnię
dla zwierzaków...
-A
właśnie, rozmawiałeś o tym z Samanthą?-zapytał z nadzieją, że
się zgodziła
-Nie,jeszcze
nie, nie miałem kiedy szczerze mówiąc. Kiedy wróciłem z pracy,
byłem bardzo zmęczony, a wieczorem -zawiesił na chwilę głos
-wieczorem ten debil się najebał i przylazł do mnie.
-Darren?
Co zrobił?
-Zwyzywał
mnie, przy okazji uszkadzając Sami auto. Zadzwoniłem do jego brata
i po policję, z tego co wiem, grozi mu proces i grzywna... może
nawet pudło. Dobrze mu tak!
-Wow,
tego to się nawet po nim nie spodziewałem. Schrzanił po całości.
-Ta,
oby zszedł mi z drogi, mam już go dość. Za jeden głupi błąd,
tak cholernie się mści.
-Dobrze
myślisz. Mogę Cię jeszcze zapytać, co takiego robiłeś z
Charliem na zapleczu?
-Nic
takiego, powiedziałem mu, że nie chcę związku. -spojrzał na
przyjaciela badawczo. -Nie masz się czym martwić. -odszedł do
następnego klienta z uśmiechem na ustach. Felix stał jeszcze przez
moment, otrząsając się z dziwnego uczucia. Nie mógł uwierzyć,
że Darren tak się zachował, ani że Luis naprawdę tak szybko
porozmawiał z Davisem, nic to nie miało zmienić, jednak nagłe
wyrzuty sumienia, które się pojawiły, były nieznośne. Nie tylko
z powodu tego, że nie do końca był przekonany, że przyjaciel nie
chciał związku z Charliem, ale i tego, że odciął się od niego i
rodziny, nie mówiąc nawet gdzie mieszka ani nie kontaktując się z
babcią ani mamą mężczyzny. Czuł, że czas to zmienić.
Ten
dzień dla Darrena nie wyglądał najlepiej. Nie dość, że
wysłuchał długiego wykładu od brata, na temat jego zachowania,
będąc na potężnym kacu, to jeszcze musiał stawić się na
policji, a to już było dla niego za dużo. Był bardzo zły na
siebie za zniszczenie tego samochodu, ale również na byłego
partnera, że wpadł na idiotyczny, jego zdaniem, pomysł wzywania
mundurowych.
Około
godziny 16 stawił się na komendzie, żeby złożyć wyjaśnienia.
Mężczyzna, który przyjął go i zaprowadził do jakiegoś innego
faceta, nie patrzył na niego przychylnie. Carter skłonny był do
ugody, nawet jeśli miałby stanąć w sądzie. Miał nadzieję, że
to wszystko skończy się szybko i w miarę po cichu.
Rozejrzał
się po pomieszczeniu. Było małe, jednak domyślał się, że nie
był to typowy pokój przesłuchań, brak lustra weneckiego, czy
dużego stołu, zapowiadało prawie zwykłą rozmowę. Nagle, bardzo
zamaszystym krokiem do pokoju, wszedł człowiek w średnim wieku, z
wąsem i lekką nadwagą. Okulary na jego nosie były okrągłe, a
włosy koloru jasno brązowego z siwymi elementami. Nie wyglądał na
zbyt surowego, aczkolwiek czasami pozory mylą.
-Witam,
nazywam się Carlos Philipson. Wezwaliśmy Pana tutaj, do wyjaśnienia
sprawy wczorajszego incydentu. Nagabywał pan byłego kochanka, będąc
pod wpływem alkoholu i pogniótł, ładnie mówiąc samochód
siostry pana Pettersona.
-Tak,
przyznaję się do winy. -powiedział stanowczo
-Cieszę
się, jednak nie obejdzie się bez sądu. O terminie rozprawy
poinformują pana listownie. Proszę potwierdzić swoje zeznania na
kartce. - policjant bardzo chciał skończyć tę rozmowę. Miał
bowiem ciekawsze rzeczy do roboty, takie jak jedzenie pączków, czy
picie kawy. Kiedy wszystko zostało załatwione, Carter wyszedł, w
nie najlepszym nastroju. Miał nadzieję, że wyrok będzie łagodny
i nie zaważy zbytnio na jego życiu.
Powrót
do domu dłużył mu się bardzo, siedział w samochodzie, czekając
na rozładowanie korka, nie miał gdzie się śpieszyć. Zastanawiał
się, czy nie zadzwonić do siostry swojego eks, mimo tego, co między
nim a Luisem się stało, bardzo lubił dziewczynę, nie chciał
zniszczyć jej własności. Cały ten jego wybuch był niepotrzebny,
nie ze względu na konsekwencje, ale na jego własny honor. Pokazał
się z bardzo złej strony, nie ważne czy wcześniej miał racje czy
nie, teraz jego argumenty traciły wartość, właśnie z powodu
popełnionego błędu. Nie znosił właśnie tej części swojego
porywczego charakteru, który w połączeniu z alkoholem był bardzo
niebezpieczny. Trochę zrozumiał jednak sytuacje Luisa, mimo że nie
bardzo miał na to ochotę. Po pijanemu robiło się różne dziwne
rzeczy, nie mając nawet ich w zamiarze. Nie zmaże to win żadnego z
nich, jednak Carter poczuł się przez chwilę w skórze byłego
kochanka. Może za ostro zareagował? Z drugiej strony zdrada nie
była zniszczeniem czegoś materialnego, co da się odkupić,
wymienić czy naprawić. Zaufanie raz stracone, jest niemożliwe do
odzyskania, przynajmniej w systemie wartości mężczyzny. Kiedyś
obiecał sobie, że nie wybaczy nikomu zdrady i tym razem nie miał
zamiaru. Mógł tylko zrozumieć, że alkohol zamroczył szatyna.
W
końcu dojechał do domu, po kilku godzinach, będąc już
bardzo poirytowanym. Dodatkowo znów nie miał ani obiadu, ani
czystych naczyń. W kuchni ponownie zrobił się wielki bałagan a
pranie piętrzyło się w łazience. Miał już tego dość, a jednak
cały czas nie potrafił wypracować żadnego systemu sprzątania i
gotowania, kolejny raz przeklinając tamtą pamiętną noc jego
byłego partnera. Jakby tego było mało, dochodziła jeszcze sprawa
z procesem. Musiał sie komuś wygadać. Wziął telefon do ręki i
wykręcił numer swojej kuzynki
-Paula,
siema kuzyna, co tam?
-A
spoko... co jest?
-Zrobiłem
coś głupiego... -zaczął. Po dobrych 5 minutach wywnętrzania się
kobiecie, zamilkł, czekając na jej osąd.
-Ty
kretynie! -skwitowała go. -Darren, zrobiłeś najgłupszą rzecz,
jaką w życiu słyszałam. Nie dość, że odstrzeliłeś Luisa, to
teraz popełniasz taki sam błąd jak on! Ja na Twoim miejscu od razu
biegła bym z pięknym bukietem kwiatów i najdroższych czekoladek,
jakie są by przeprosić i jego i tą Samanthę, za zniszczenie jej
auta. Co Ci w ogóle przyszło do głowy, pijaczyno jeden? Kiedy masz
ten proces?
-Nie
wiem jeszcze. -przyznał się. - Nie mam pojęcia co teraz.
-Słuchaj
mnie Carter! Wiem, że nie radzisz sobie z odejściem Luisa, ale
powinieneś zacząć jakoś żyć nie robiąc takich głupot, albo
próbować go odzyskać. Zastanów się nad swoim postępowaniem,
oraz nad tym, jak go traktowałeś, jeśli chcesz by wrócił, musisz
się zmienić.
-Nie
chcę go w życiu... po prostu jest mi głupio, bo Paul się wścieka,
Samantha mnie nie znosi już...
-Pewnie
i tak Cię nie znosiła, kretynie. -zaćwierkała Paula
-Dzięki.
-mruknął.
-Taka
prawda. -westchnęła-słuchaj, na pewno musisz odkupić im samochód,
nie ważne czy go naprawią i jaką karę dostaniesz... lub jakoś
zadośćuczynić. Luisowi też nagadałeś, więc należą mu się
przeprosiny. Tego nie ominiesz, jeśli jesteś człowiekiem
honorowym. Nie ważne, jakie między wami są relację, nie pal za
sobą mostów. Nie musicie się spotykać, ani całować. Ale
wypadało by rozstać się z klasą. Dlatego za kilka dni pójdziesz
z kwiatkami i przeprosisz...
-Taa...
pewnie masz rację, chociaż przepraszać nie będę, nie jego.
-Dobra,
to rób co chcesz, ja kończę bo zaraz się umówiłam. Narka i
zanim zrobisz coś głupiego, zadzwoń, żebym mogła Ci to wybić z
głowy.
-Jasne,
miłego spotkania. -odłożył słuchawkę. Postanowił zastanowić
się nad słowami tej mądrej kobiety, która zawsze miała racje.
Nienawidził tego, jednak nie mógł jej odmówić najlepszego
antydepresantu na świecie. Jej rady były konkretne i bardzo
skuteczne, potrafiła dawać kopniaka, kiedy tego potrzebował i
przytulić kiedy tego nie potrzebował.