niedziela, 12 stycznia 2014

Kochankowie samotności rozdział 2

Coś mam kłopot z akapitami,także wybaczcie, że nie wszędzie sa, po prostu nie wszedzie się robią. Nie przynudzając, zapraszam do czytania.





Luisa obudziły jasne promienie słońca zwiastujące wyjątkowo piękny dzień. Mógłby być on całkiem przyjemny, gdyby nie wydarzenia z przed doby. Łóżko było wygodne tak samo, jak dawniej, ale co z tego? Chłopak nie zwracał uwagi na tak błahe szczegóły, pogrążając się coraz bardziej w dołujących myślach. Przewrócił się na drugi bok - nie zamierzał dzisiaj wstawać. Musiał się porządnie wyspać, by móc jakoś funkcjonować przez następne dni. Targany emocjami i spazmatycznym szlochem, nie potrafił uspokoić się na tyle, by chodź na chwilkę móc przymknąć oczy. Dopiero po dwóch godzinach osunął się powoli w objęcia Morfeusza, zapominając na ten czas o wyjątkowo przykrej sytuacji, w której obecnie się znajdował.

Lekko spocony, szybkim krokiem wmaszerował do biura. Oczy jego brata uniosły się znad papierów, zaszczycając go wściekłym spojrzeniem. Paul Carter absolutnie nie tolerował spóźnień.
- Miło, że raczyłeś się pojawić, Darren - „powitał” go.
- Przepraszam, miałem ciężkie chwile. Rozstałem się z Luisem.
- Jakoś mnie to zbytnio nie dziwi. Jesteś frajerem. Źle go traktowałeś. Aż dziw, że tyle z tobą wytrzymał. A teraz siadaj i mi pomóż. Mamy kupę roboty.
- Zdradził mnie - warknął.
- Długo wytrzymał. Możesz być z siebie dumny - walnął prosto z mostu i wrócił do pracy. Paul lubił Luisa, uważał, że on i Darren do siebie pasują. Przekonał się o tym kilka razy, gdy odwiedzał ich we wspólnym mieszkaniu. Jednak zawsze mówił to, co myślał. Wiedział, że zdrada boli, ale to jego brat zawinił, traktując swojego chłopaka jak gosposię.
Blondyn usiadł i czekał na raport. Był środek lata. Dla nich oznaczało to podsumowanie pierwszego półrocza pod kątem ilości zawartych umów, dochodów i strat.
- Przychody z ostatnich miesięcy są szacowane na około 30 milionów, straty natomiast wynoszą około 10 milionów. Podpisaliśmy umowy z trzema dużymi firmami zajmującymi się eksportem sprzętu do Europy, co daje nam kolejnych 50 milionów dolarów przez te sześć miesięcy.
- Całkiem nieźle, jednak pozyskanie nowego klienta, biorąc pod uwagę sytuację na giełdzie oraz tę rynkową, nie będzie łatwe - zamyślił się na chwilę.
- Musimy próbować. To nam da stabilną pozycję na ten rok, nawet jeśli w drugim półroczu mielibyśmy tylko jednego dużego klienta.
- Tak... ale nie możemy pozwolić sobie na taki zastój - Darren starł się skupić na pracy, chodź wychodziło mu to raczej średnio. Cały czas czuł w sercu ból po zdradzie przez kochanka. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Luis po prostu nie odszedł, tylko wpakował się do łóżka innemu facetowi. Uważał takich ludzi za pozbawionych jakiejkolwiek godności. Jego były robił z siebie bezbronną, niewinną ofiarę, ale to właśnie on był wszystkiemu winien, nieważne jak Darren go traktował. I dostał to, na co zasłużył. Z zamyślenie wyrwał go Paul.
- Ej, czy ty mnie w ogóle słuchasz?! Mamy robotę, a ty bujasz w obłokach!
- Nie bujam w obłokach, bracie. Raczej schodzę do piekła - odburknął, zmuszając myśli do powrotu na właściwe tory.

Samantha siedziała w kuchni, mając nadzieję, że jej brat w końcu zejdzie na dół. Miała dzisiaj bardzo dużo pracy w kawiarni, a chciała jeszcze zamienić z nim słówko. Kawa dawno wystygła, a włosy zdążyły już wyschnąć po porannej kąpieli. Od lektury o najnowszych wydarzeniach oderwał ją odgłos kroków na schodach. Luis, jeszcze zaspany, z brązowymi włosami zaczesanymi w niechlujnego koka, ubrany w wytarte dżinsy i jasną koszulkę, wyglądał tak, jakby dopiero się obudził. Przez chwilę rozglądał się, jakby zapomniał, gdzie teraz mieszka, a gdy to sobie uświadomił, w oczach znów pojawił się cień smutku. Starając się brzmieć wesoło, przywitał się z siostrą.
- Hej, Sami... - głos lekko mu zadrżał.
- Cześć, słoneczko. Jak się czujesz? - Zapytała z troską.
- Nienajlepiej, ale spytaj jutro - uśmiechnął się pogodnie. To był ich mały żarcik. Usłyszeli ten tekst w jakimś filmie i od tamtej chwili często używali go, by poprawić sobie wzajemnie nastrój. - Kiedy idziesz do pracy?
- Za jakąś godzinę. Dzisiaj mogę pracować do końca, bo Felix ma zmianę. Dać ci kilka dni wolnego? - Chciała, żeby braciszek odpoczął choć trochę.
- Dziękuję, ale nie. Nie jestem obłożnie chory. To tylko zerwanie - bardzo chciał wrócić do pracy, zająć czymś myśli. Siedzenie w domu i rozpamiętywanie tego, co się stało, tylko pogłębiłoby jego smutek. Nagle jego kiszki zaczęły grać marsz turecki, głośno dopominając się o jedzenie. Luis zabrał się za przygotowywanie jajecznicy, takiej według ich specjalnej sekretnej receptury, z warzywami i kiełbasą. Sam zapach sprawił, że Samanta znów zgłodniała.
- Podzielisz się? - Spytała, robiąc oczy szczeniaczka - na sam widok ślinka cieknie.
- Jasne. Ale ja też jestem głodny!
Gdy byli dziećmi, babcia i mama uczyły ich gotowania. Po śmierci ojca codziennie przygotowywali śniadanie. Mieli taką nietypową tradycję, że każdy członek rodziny przygotowywał jeden posiłek. Gdy ojciec jeszcze żył, gotował rano, mama robiła obiad, a rodzeństwo sprawowało pieczę nad podwieczorkiem. W ten sposób szybko nauczyli się współpracy i pomagania sobie nawzajem.
Po wspólnym posiłku Luis wziął się za zmywanie. Był to jego sposób na rozładowanie emocji. Mył wszystkie sztućce i talerze i wyobrażał sobie, jakby to było, gdyby zmywał teraz po wspólnym śniadaniu z ukochanym, którego teraz już nie miał. Oczami wyobraźni widział Darrena wycierającego naczynia i uśmiechającego się do niego czule, z błyskiem pożądania w oczach. Potem pewnie by się kochali, albo po prostu siedzieli wtuleni w siebie i szeptali sobie czułe słówka. Jednak to była tylko jego wyobraźnia. W rzeczywistości jego ukochany nigdy się zbytnio nie wysilał. Wziął Luisa za pewniaka, uważał, że będzie na każde jego zawołanie. A jeśli nie - zawsze mógł znaleźć sobie innego. Nieśmiały szatyn nigdy nie cieszył się zbytnim powodzeniem. Mimo, że był przystojny i całkiem dobrze zbudowany, wrodzona nieśmiałość utrudniała mu kontakty z innymi ludźmi, zwłaszcza, że już od dziecka wiedział, że woli chłopców. Porozmawiał jeszcze przez chwilę z siostrą, a gdy poszła do pracy, legł w salonie, by pooglądać telewizję. Chciał czymś zająć myśli.

Wyszedł z pracy bardzo zmęczony. Nie miał siły myśleć o niczym innym niż o ciepłym wyrku i obiedzie. Gdy dotarł do domu, odruchowo krzyknął:
- Kochanie, wróciłem! - Lecz odpowiedziała mu jedynie martwa cisza. - Eh... Do kogo ja gadam? - Westchnął, zamykając za sobą drzwi.
Kuchnia wydawał się teraz pusta, ponura i zaniedbana. No tak, teraz już nikt nie zajmował się domem. W zlewie piętrzyła się sterta brudnych naczyń, a w lodówce nie udało mu się znaleźć nic zjadliwego. Nie mając wyjścia, wyskoczył do sklepu po lasagne do odgrzania.
- Na szczęście jutro wolne - westchnął, zabierając się do pałaszowania. Zdecydowanie bardziej smakowały mu posiłki przyrządzane przez Luisa. Teraz jednak Darren został sam i musiał wymyślić coś, by po powrocie z pracy nie musieć gotować sobie jeszcze obiadu. W grę wchodziły tylko dwie opcje - albo będzie codziennie zamawiał jedzenie do domu, albo będzie skazany na pakowane w foliowe worki ohydne kanapki z pobliskiego spożywczaka. Po posiłku zorientował się, że kolejny talerz nie zmieści się już do zlewu. Postanowił więc pozmywać i wyładować w ten sposób swoją frustrację.
- Głupi, pieprzony Luis... - powtarzał jak mantrę.
Nawet nie zauważył, kiedy posprzątał całą kuchnię.

Szatyn wyłączył telewizor, przy którym szykował kolację dla siebie i siostry. Jutro, mimo że była sobota, szedł do pracy. W kawiarni był to normalny dzień roboczy. Musiał się jeszcze przygotować. Zastanawiał się, jak będzie wyglądać jutrzejszy dzień równocześnie z wprawą nakładając porcje na talerze.

Następnego dnia pogoda znów była piękna, lecz Luis robił jej na przekór i jechał do pracy łypiąc na wszystkich w autobusie wzrokiem mordercy. Mimo to, gdzieś w środku, cieszył się, że wraca do pracy. Będzie mógł pogadać z Felixem i nie znajdzie nawet krzty czasu by myśleć o Darrenie. W weekendy kliendów było więcej, jednak wciąż nie tak dużo, żeby kawiarnia mogła dobrze prosperować.  Nikt jednak nie narzekał, mimo że Cuda i Inne Słodkości miały ostatnio problemy finansowe. Samantha bała się, że będzie musiała zamknąć kawiarnię. Ruch co prawda był, mniejszy lub większy, lecz klienci zamawiali niewiele i tańsze rzeczy. Ktoś inny z pewnością sprzedałby ten biznes, ale ona i jej brat dzielnie starali się uchronić kafejkę przed bankructwem.
Wszedł do lokalu pomalowanego na ciepłe kolory, z przeuroczymi obrazkami kotów na ścianach i ornamentach w kolorze czekolady. Jasnowłosy Felix stojący już za ladą uśmiechnął się na jego widok.
- Cześć, przystojniaczku - przywitał się.
- No siema, księżniczko - odparł Luis i poszedł się przebrać. Po chwili wyszedł, przebrany, zwarty i gotowy do pracy. W białej koszuli i czarnej kamizelce wyglądał niczym młody bóg z lat trzydziestych ubiegłego wieku. - Coś czuję, że dzisiaj będą tłumy.
- Tak, jest piękny dzień, ludzie wychodzą na spacery, to może i tutaj zahaczą - uśmiechnął się Felix. - A jak tam z Darrenem?
- A, rozstaliśmy się - westchnął szatyn. - W sumie to moja wina.
- Co się stało?
- Pokłóciliśmy się. Znowu. Potem poszedłem do baru i zdradziłem go po pijaku. Nie chciałem tego. Nie wiedziałem, co robię. Gdy wróciłem do domu, on zobaczył malinkę na mojej szyi, spakował moje rzeczy i kazał mi się wynosić - jego głos zadrżał odrobinę.
- Hej, przystojniaczku, wiesz, że to nie tylko twoja wina? Ten dupek cię wykorzystywał i nie dbał o twoje potrzeby.
- Ale ja się na to godziłem! Kłóciłem się z nim, bo go kochałem! Nigdy przez myśl mi nie przeszło, żeby odejść. Chciałem być tylko z nim. To wszystko moja wina - wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Nie interesowało go, czy Felix w ogóle go słucha. Musiał to z siebie wyrzucić.
- Luis! Uspokój się! - Blondyn potrząsnął go za ramiona. - Wszystko się ułoży. Zapomnisz o nim, a on uświadomi sobie, jakim jest kretynem.
- Tak, pewnie masz rację - wiedział, że czas leczy rany. Musiał tylko cierpliwie poczekać. Z jednej strony było mu lepiej, z drugiej - głupie serce cały czas wyrywało się do Darrena. Z myśli o swoim byłym wyrwał go dźwięk bijącego zegara.
- O cholera. Trzeba otworzyć.
Wzięli klucze, otworzyli i z nadzieją czekali na choćby jednego klienta. Czas mijał, lecz nikt nie przychodził. Mężczyźni zaczynali się martwić.
- Tak źle chyba jeszcze nie było - powiedział Felix rozpuszczając włosy. Skoro nikt nie przychodził, nie musiał mieć ich ciasno spiętych.
Dopiero po trzech, pełnych nudy godzinach ktoś zajrzał do ich kawiarni. Luis podszedł do niego, by przyjąć zamówienie. Przyjrzał się mężczyźnie dokładniej, a szczęka opadła mu i z głośnym hukiem uderzyła o podłogę. Przy stoliku siedział Charlie Davis, bardzo popularny aktor. Chłopak wiedział, że mieszka w ich mieście, lecz w ich kawiarence był to gość naprawdę niespodziewany. Podszedł i, starając się brzmieć jak profesjonalista, powiedział:
- Dzień dobry, witamy w kawiarence Cuda i Inne Słodkości. Co podać?
- Kawę latte i kawałek tortu czekoladowego - uśmiechnął się aktor.
- Już się robi - wrócił za ladę. W tym momencie z toalety wyszedł Felix i... zdębiał. Przed oczami miał właśnie mężczyznę swoich snów.
- Obsłużyłeś go? - Szepnął do Luisa.
- Tak. Nie wypadało, żeby czekał.
Felix Kilpatrick nie powiedział już nic więcej. Nie chciał się przed nikim przyznawać do swoich uczuć. Na dodatek był pewien, że już go więcej nie spotka. Niby miał powodzenie wśród gejów, jednak nikt nigdy nie dosięgał ideałowi, jemu... który właśnie czekał na swoje zamówienie. Uśmiechnął się smutno i postanowił przetrwać tę wizytę.

Petterson przyjrzał się Davisowi dokładnie, kiedy przynosił mu ciasto i kawę. Przydługie, proste brązowe włosy o odcieniu czekolady opadały na jego oczy, a zgrabna dłoń odgarnęła je za ucho. Twarz mężczyzny była przystojna. Miał wydatne kości policzkowe, ładnie zarysowane usta w kolorze truskawkowym, a długie rzęsy dodawały mu subtelności. Nie był śliczny, nie miał chłopięcej urody. Był męski i ponętny a Felix z filmów wiedział, że i dobrze zbudowany. Blondyn w porównaniu do niego wypadał słabo, ze swoim bardziej kobiecym wyglądem. Ludzie nazywali go słodkim, co bardzo go denerwowało, rzadko kto chciał mieć takiego partnera, z czego zdawał sobie sprawę.
W końcu mężczyzna wyszedł z kawiarni, ku uldze chłopaka. Spięte mięśnie rozluźniły się a oddech wrócił do normalności. Uśmiechnął się do siebie, natomiast szatyn krzyknął:
- Portfel! - Wybiegł za Charliem. Po chwili wrócił jednak, nie znajdując go. - Cholera... może ma tutaj jakiś kontakt... I zostawił duży napiwek...
- Ile? Mogę wiedzieć?
- 100 dolców...
- Wow... - tyle był w stanie powiedzieć blondyn.
- Dzielimy się po połowie... - dodał tylko Luis i poszedł na zaplecze. Wykręcił numer widniejący na wizytówce, którą znalazł w portmonetce i czekał na sygnał.
- Halo?
- Dzień dobry, z tej strony Luis Petterson z kawiarni Cuda i inne słodkości - przedstawił się.
- W czym mogę pomóc? - Odezwał się manager aktora
- Dzisiaj, jakieś 10 minut temu był w naszej kafejce pan Charlie Davis. Znalazłem jego portfel na stoliku, najwidoczniej zapomniał. Nie zdążyłem pana Davisa złapać.
- Rozumiem. Bardzo dziękuję za telefon, za chwilę skontaktuję się z nim i oddzwonię, dobrze? Tylko proszę mi podać telefon do kawiarni.- już po chwili rozłączył się czekając na połączenie zwrotne.


3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj ten Darren, kiedy on wreszcie zmądrzeje? Kompletnie nie doceniał tego co robił Luis. Może powrót do kawalerskiego życia uświadomi mu pewne rzeczy.
    Dobrze, że Luis zaczął pracować, to odciągnie jego myśli od nieudanego związku.
    Felliks chyba właśnie kompletnie stracił głowę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    hahha Darren nie może się teraz odnaleźć, może to pomoże mu zmądrzeć.... bardzo dobrze, że Luis poszedł do pracy.... przestanie myśleć o partnerze.... ciekawy wątek z tym aktorem... Felix stracił głowę dla niego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Bez chamstwa i jadu poproszę.