Coś mam kłopot z akapitami,także wybaczcie, że nie wszędzie sa, po prostu nie wszedzie się robią. Nie przynudzając, zapraszam do czytania.
Luisa obudziły jasne promienie słońca zwiastujące wyjątkowo
piękny dzień. Mógłby być on całkiem przyjemny, gdyby nie
wydarzenia z przed doby. Łóżko było wygodne tak samo, jak
dawniej, ale co z tego? Chłopak nie zwracał uwagi na tak błahe
szczegóły, pogrążając się coraz bardziej w dołujących
myślach. Przewrócił się na drugi bok - nie zamierzał dzisiaj
wstawać. Musiał się porządnie wyspać, by móc jakoś
funkcjonować przez następne dni. Targany emocjami i spazmatycznym
szlochem, nie potrafił uspokoić się na tyle, by chodź na chwilkę
móc przymknąć oczy. Dopiero po dwóch godzinach osunął się
powoli w objęcia Morfeusza, zapominając na ten czas o wyjątkowo
przykrej sytuacji, w której obecnie się znajdował.
Lekko spocony, szybkim krokiem wmaszerował do biura. Oczy jego brata
uniosły się znad papierów, zaszczycając go wściekłym
spojrzeniem. Paul Carter absolutnie nie tolerował spóźnień.
- Miło, że
raczyłeś się pojawić, Darren - „powitał” go.
- Przepraszam,
miałem ciężkie chwile. Rozstałem się z Luisem.
- Jakoś mnie to
zbytnio nie dziwi. Jesteś frajerem. Źle go traktowałeś. Aż dziw,
że tyle z tobą wytrzymał. A teraz siadaj i mi pomóż. Mamy kupę
roboty.
- Zdradził mnie -
warknął.
- Długo wytrzymał.
Możesz być z siebie dumny - walnął prosto z mostu i wrócił do
pracy. Paul lubił Luisa, uważał, że on i Darren do siebie pasują.
Przekonał się o tym kilka razy, gdy odwiedzał ich we wspólnym
mieszkaniu. Jednak zawsze mówił to, co myślał. Wiedział, że
zdrada boli, ale to jego brat zawinił, traktując swojego chłopaka
jak gosposię.
Blondyn usiadł i czekał na raport. Był środek lata. Dla nich
oznaczało to podsumowanie pierwszego półrocza pod kątem ilości
zawartych umów, dochodów i strat.
- Przychody z
ostatnich miesięcy są szacowane na około 30 milionów, straty
natomiast wynoszą około 10 milionów. Podpisaliśmy umowy z trzema
dużymi firmami zajmującymi się eksportem sprzętu do Europy, co
daje nam kolejnych 50 milionów dolarów przez te sześć miesięcy.
- Całkiem nieźle,
jednak pozyskanie nowego klienta, biorąc pod uwagę sytuację na
giełdzie oraz tę rynkową, nie będzie łatwe - zamyślił się na
chwilę.
- Musimy próbować.
To nam da stabilną pozycję na ten rok, nawet jeśli w drugim
półroczu mielibyśmy tylko jednego dużego klienta.
- Tak... ale nie
możemy pozwolić sobie na taki zastój - Darren starł się skupić
na pracy, chodź wychodziło mu to raczej średnio. Cały czas czuł
w sercu ból po zdradzie przez kochanka. Nie mógł zrozumieć,
dlaczego Luis po prostu nie odszedł, tylko wpakował się do łóżka
innemu facetowi. Uważał takich ludzi za pozbawionych jakiejkolwiek
godności. Jego były robił z siebie bezbronną, niewinną ofiarę,
ale to właśnie on był wszystkiemu winien, nieważne jak Darren go
traktował. I dostał to, na co zasłużył. Z zamyślenie wyrwał go
Paul.
- Ej, czy ty mnie w
ogóle słuchasz?! Mamy robotę, a ty bujasz w obłokach!
- Nie bujam w
obłokach, bracie. Raczej schodzę do piekła - odburknął,
zmuszając myśli do powrotu na właściwe tory.
Samantha siedziała
w kuchni, mając nadzieję, że jej brat w końcu zejdzie na dół.
Miała dzisiaj bardzo dużo pracy w kawiarni, a chciała jeszcze
zamienić z nim słówko. Kawa dawno wystygła, a włosy zdążyły
już wyschnąć po porannej kąpieli. Od lektury o najnowszych
wydarzeniach oderwał ją odgłos kroków na schodach. Luis, jeszcze
zaspany, z brązowymi włosami zaczesanymi w niechlujnego koka,
ubrany w wytarte dżinsy i jasną koszulkę, wyglądał tak, jakby
dopiero się obudził. Przez chwilę rozglądał się, jakby
zapomniał, gdzie teraz mieszka, a gdy to sobie uświadomił, w
oczach znów pojawił się cień smutku. Starając się brzmieć
wesoło, przywitał się z siostrą.
- Hej, Sami... -
głos lekko mu zadrżał.
- Cześć,
słoneczko. Jak się czujesz? - Zapytała z troską.
- Nienajlepiej, ale
spytaj jutro - uśmiechnął się pogodnie. To był ich mały żarcik.
Usłyszeli ten tekst w jakimś filmie i od tamtej chwili często
używali go, by poprawić sobie wzajemnie nastrój. - Kiedy idziesz
do pracy?
- Za jakąś
godzinę. Dzisiaj mogę pracować do końca, bo Felix ma zmianę. Dać
ci kilka dni wolnego? - Chciała, żeby braciszek odpoczął choć
trochę.
- Dziękuję, ale
nie. Nie jestem obłożnie chory. To tylko zerwanie - bardzo chciał
wrócić do pracy, zająć czymś myśli. Siedzenie w domu i
rozpamiętywanie tego, co się stało, tylko pogłębiłoby jego
smutek. Nagle jego kiszki zaczęły grać marsz turecki, głośno
dopominając się o jedzenie. Luis zabrał się za przygotowywanie
jajecznicy, takiej według ich specjalnej sekretnej receptury, z
warzywami i kiełbasą. Sam zapach sprawił, że Samanta znów
zgłodniała.
- Podzielisz się? -
Spytała, robiąc oczy szczeniaczka - na sam widok ślinka cieknie.
- Jasne. Ale ja też
jestem głodny!
Gdy byli dziećmi,
babcia i mama uczyły ich gotowania. Po śmierci ojca codziennie
przygotowywali śniadanie. Mieli taką nietypową tradycję, że
każdy członek rodziny przygotowywał jeden posiłek. Gdy ojciec
jeszcze żył, gotował rano, mama robiła obiad, a rodzeństwo
sprawowało pieczę nad podwieczorkiem. W ten sposób szybko nauczyli
się współpracy i pomagania sobie nawzajem.
Po wspólnym posiłku Luis wziął się za zmywanie. Był to jego
sposób na rozładowanie emocji. Mył wszystkie sztućce i talerze i
wyobrażał sobie, jakby to było, gdyby zmywał teraz po wspólnym
śniadaniu z ukochanym, którego teraz już nie miał. Oczami
wyobraźni widział Darrena wycierającego naczynia i uśmiechającego
się do niego czule, z błyskiem pożądania w oczach. Potem pewnie
by się kochali, albo po prostu siedzieli wtuleni w siebie i szeptali
sobie czułe słówka. Jednak to była tylko jego wyobraźnia. W
rzeczywistości jego ukochany nigdy się zbytnio nie wysilał. Wziął
Luisa za pewniaka, uważał, że będzie na każde jego zawołanie. A
jeśli nie - zawsze mógł znaleźć sobie innego. Nieśmiały szatyn
nigdy nie cieszył się zbytnim powodzeniem. Mimo, że był
przystojny i całkiem dobrze zbudowany, wrodzona nieśmiałość
utrudniała mu kontakty z innymi ludźmi, zwłaszcza, że już od
dziecka wiedział, że woli chłopców. Porozmawiał jeszcze przez
chwilę z siostrą, a gdy poszła do pracy, legł w salonie, by
pooglądać telewizję. Chciał czymś zająć myśli.
Wyszedł z pracy bardzo zmęczony. Nie miał siły myśleć o niczym
innym niż o ciepłym wyrku i obiedzie. Gdy dotarł do domu,
odruchowo krzyknął:
- Kochanie, wróciłem! - Lecz odpowiedziała mu jedynie martwa cisza. - Eh... Do kogo ja
gadam? - Westchnął, zamykając za sobą drzwi.
Kuchnia wydawał się
teraz pusta, ponura i zaniedbana. No tak, teraz już nikt nie
zajmował się domem. W zlewie piętrzyła się sterta brudnych
naczyń, a w lodówce nie udało mu się znaleźć nic zjadliwego.
Nie mając wyjścia, wyskoczył do sklepu po lasagne do odgrzania.
- Na szczęście
jutro wolne - westchnął, zabierając się do pałaszowania.
Zdecydowanie bardziej smakowały mu posiłki przyrządzane przez
Luisa. Teraz jednak Darren został sam i musiał wymyślić coś, by
po powrocie z pracy nie musieć gotować sobie jeszcze obiadu. W grę
wchodziły tylko dwie opcje - albo będzie codziennie zamawiał
jedzenie do domu, albo będzie skazany na pakowane w foliowe worki
ohydne kanapki z pobliskiego spożywczaka. Po posiłku zorientował
się, że kolejny talerz nie zmieści się już do zlewu. Postanowił
więc pozmywać i wyładować w ten sposób swoją frustrację.
- Głupi, pieprzony
Luis... - powtarzał jak mantrę.
Nawet nie zauważył,
kiedy posprzątał całą kuchnię.
Szatyn wyłączył
telewizor, przy którym szykował kolację dla siebie i siostry.
Jutro, mimo że była sobota, szedł do pracy. W kawiarni był to
normalny dzień roboczy. Musiał się jeszcze przygotować.
Zastanawiał się, jak będzie wyglądać jutrzejszy dzień
równocześnie z wprawą nakładając porcje na talerze.
Następnego dnia
pogoda znów była piękna, lecz Luis robił jej na przekór i jechał
do pracy łypiąc na wszystkich w autobusie wzrokiem mordercy. Mimo
to, gdzieś w środku, cieszył się, że wraca do pracy. Będzie
mógł pogadać z Felixem i nie znajdzie nawet krzty czasu by
myśleć o Darrenie. W weekendy kliendów było więcej, jednak wciąż nie tak dużo, żeby kawiarnia mogła dobrze prosperować. Nikt jednak nie narzekał, mimo że Cuda i Inne Słodkości miały ostatnio problemy finansowe.
Samantha bała się, że będzie musiała zamknąć kawiarnię. Ruch
co prawda był, mniejszy lub większy, lecz klienci zamawiali
niewiele i tańsze rzeczy. Ktoś inny z pewnością sprzedałby ten
biznes, ale ona i jej brat dzielnie starali się uchronić kafejkę
przed bankructwem.
Wszedł do lokalu
pomalowanego na ciepłe kolory, z przeuroczymi obrazkami kotów na
ścianach i ornamentach w kolorze czekolady. Jasnowłosy Felix
stojący już za ladą uśmiechnął się na jego widok.
- Cześć,
przystojniaczku - przywitał się.
- No siema,
księżniczko - odparł Luis i poszedł się przebrać. Po chwili
wyszedł, przebrany, zwarty i gotowy do pracy. W białej koszuli i
czarnej kamizelce wyglądał niczym młody bóg z lat trzydziestych
ubiegłego wieku. - Coś czuję, że dzisiaj będą tłumy.
- Tak, jest piękny
dzień, ludzie wychodzą na spacery, to może i tutaj zahaczą -
uśmiechnął się Felix. - A jak tam z Darrenem?
- A, rozstaliśmy
się - westchnął szatyn. - W sumie to moja wina.
- Co się stało?
- Pokłóciliśmy
się. Znowu. Potem poszedłem do baru i zdradziłem go po pijaku. Nie
chciałem tego. Nie wiedziałem, co robię. Gdy wróciłem do domu,
on zobaczył malinkę na mojej szyi, spakował moje rzeczy i kazał
mi się wynosić - jego głos zadrżał odrobinę.
- Hej,
przystojniaczku, wiesz, że to nie tylko twoja wina? Ten dupek cię
wykorzystywał i nie dbał o twoje potrzeby.
- Ale ja się na to
godziłem! Kłóciłem się z nim, bo go kochałem! Nigdy przez myśl
mi nie przeszło, żeby odejść. Chciałem być tylko z nim. To
wszystko moja wina - wyrzucał z siebie słowa z prędkością
karabinu maszynowego. Nie interesowało go, czy Felix w ogóle go
słucha. Musiał to z siebie wyrzucić.
- Luis! Uspokój
się! - Blondyn potrząsnął go za ramiona. - Wszystko się ułoży.
Zapomnisz o nim, a on uświadomi sobie, jakim jest kretynem.
- Tak, pewnie masz
rację - wiedział, że czas leczy rany. Musiał tylko cierpliwie
poczekać. Z jednej strony było mu lepiej, z drugiej - głupie serce
cały czas wyrywało się do Darrena. Z myśli o swoim byłym wyrwał
go dźwięk bijącego zegara.
- O cholera. Trzeba
otworzyć.
Wzięli klucze,
otworzyli i z nadzieją czekali na choćby jednego klienta. Czas
mijał, lecz nikt nie przychodził. Mężczyźni zaczynali się
martwić.
- Tak źle chyba
jeszcze nie było - powiedział Felix rozpuszczając włosy. Skoro
nikt nie przychodził, nie musiał mieć ich ciasno spiętych.
Dopiero po trzech,
pełnych nudy godzinach ktoś zajrzał do ich kawiarni. Luis podszedł
do niego, by przyjąć zamówienie. Przyjrzał się mężczyźnie
dokładniej, a szczęka opadła mu i z głośnym hukiem uderzyła o
podłogę. Przy stoliku siedział Charlie Davis, bardzo popularny
aktor. Chłopak wiedział, że mieszka w ich mieście, lecz w ich
kawiarence był to gość naprawdę niespodziewany. Podszedł i,
starając się brzmieć jak profesjonalista, powiedział:
- Dzień dobry,
witamy w kawiarence Cuda i Inne Słodkości. Co podać?
- Kawę latte i
kawałek tortu czekoladowego - uśmiechnął się aktor.
- Już się robi -
wrócił za ladę. W tym momencie z toalety wyszedł Felix i...
zdębiał. Przed oczami miał właśnie mężczyznę swoich snów.
- Obsłużyłeś go?
- Szepnął do Luisa.
- Tak. Nie wypadało,
żeby czekał.
Felix Kilpatrick nie
powiedział już nic więcej. Nie chciał się przed nikim przyznawać
do swoich uczuć. Na dodatek był pewien, że już go więcej nie
spotka. Niby miał powodzenie wśród gejów, jednak nikt nigdy nie
dosięgał ideałowi, jemu... który właśnie czekał na swoje
zamówienie. Uśmiechnął się smutno i postanowił przetrwać tę
wizytę.
Petterson przyjrzał się Davisowi dokładnie, kiedy przynosił mu
ciasto i kawę. Przydługie, proste brązowe włosy o odcieniu
czekolady opadały na jego oczy, a zgrabna dłoń odgarnęła je za
ucho. Twarz mężczyzny była przystojna. Miał wydatne kości
policzkowe, ładnie zarysowane usta w kolorze truskawkowym, a długie
rzęsy dodawały mu subtelności. Nie był śliczny, nie miał
chłopięcej urody. Był męski i ponętny a Felix z filmów
wiedział, że i dobrze zbudowany. Blondyn w porównaniu do niego
wypadał słabo, ze swoim bardziej kobiecym wyglądem. Ludzie
nazywali go słodkim, co bardzo go denerwowało, rzadko kto chciał
mieć takiego partnera, z czego zdawał sobie sprawę.
W końcu mężczyzna
wyszedł z kawiarni, ku uldze chłopaka. Spięte mięśnie rozluźniły
się a oddech wrócił do normalności. Uśmiechnął się do siebie,
natomiast szatyn krzyknął:
- Portfel! - Wybiegł
za Charliem. Po chwili wrócił jednak, nie znajdując go. -
Cholera... może ma tutaj jakiś kontakt... I zostawił duży
napiwek...
- Ile? Mogę
wiedzieć?
- 100 dolców...
- Wow... - tyle był
w stanie powiedzieć blondyn.
- Dzielimy się po
połowie... - dodał tylko Luis i poszedł na zaplecze. Wykręcił
numer widniejący na wizytówce, którą znalazł w portmonetce i
czekał na sygnał.
- Halo?
- Dzień dobry, z
tej strony Luis Petterson z kawiarni Cuda i inne słodkości -
przedstawił się.
- W czym mogę
pomóc? - Odezwał się manager aktora
- Dzisiaj, jakieś
10 minut temu był w naszej kafejce pan Charlie Davis. Znalazłem
jego portfel na stoliku, najwidoczniej zapomniał. Nie zdążyłem
pana Davisa złapać.
- Rozumiem. Bardzo
dziękuję za telefon, za chwilę skontaktuję się z nim i
oddzwonię, dobrze? Tylko proszę mi podać telefon do kawiarni.- już
po chwili rozłączył się czekając na połączenie zwrotne.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOj ten Darren, kiedy on wreszcie zmądrzeje? Kompletnie nie doceniał tego co robił Luis. Może powrót do kawalerskiego życia uświadomi mu pewne rzeczy.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Luis zaczął pracować, to odciągnie jego myśli od nieudanego związku.
Felliks chyba właśnie kompletnie stracił głowę.
Hej,
OdpowiedzUsuńhahha Darren nie może się teraz odnaleźć, może to pomoże mu zmądrzeć.... bardzo dobrze, że Luis poszedł do pracy.... przestanie myśleć o partnerze.... ciekawy wątek z tym aktorem... Felix stracił głowę dla niego...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie