sobota, 15 lutego 2014

Kochankowie samotności rozdział 6

Kolejny rozdział nadchodzi. 
Od pewnego czasu z rozdziałami, pomaga mi Strega Bianca, która czasami  poddaje krytycznej ocenie moje pomysły, żeby bohaterowie byli bardziej wiarygodni i logiczni. Mam nadzieję, że docenicie jej starania :)
Zapraszam do czytania i komentowania :)
Dedykacja dla Stregi Bianci, za jej pomoc :)
A.



Kolejny beznadziejny dzień w życiu Darrena zmierzał ku końcowi. Siedząc w pustym mieszkaniu, rozmyślał nad ultimatum, który postawił mu jego brat. Albo weźmiesz odpowiedzialność za swoją głupotę, przeprosisz Luisa i jego siostrę oraz odpracujesz swój wyrok w ich kawiarni, albo pakuj swoje rzeczy i opuszczaj miłą posadkę. Mimo, że nie miał jeszcze wyroku, zdawał sobie sprawę jaki on będzie. Nic bardziej upokarzającego stać się nie mogło, no z wyjątkiem zwolnienia z pracy. Nie chciał robić za Kopciuszka i sprzątać toalet, jednak cóż, miał dość poważne ultimatum. A dodatkowo wyrok na karku, gdzie on znajdzie coś nowego?
-Kurwa!-powiedział sam do siebie. -Jak mogłeś być takim idiotą, Darrenie Carterze? -Wiedział, że to już jest poważna rzecz, wkurzanie się na Luisa nic by w tym momencie nie dało, jedyną opcją było przyjąć konsekwencje z godnością i po prostu odpracować swoje. Miał nadzieję, że na tym się skończy.


Zaniepokojony Luis czekał aż przyjaciel otworzy mu drzwi, denerwując się coraz bardziej. Nie miał pojęcia, co mogło się stać, że tak zareagował. Dopiero po dłuższej chwili usłyszał zgrzyt otwieranego zamka. Wszedł do mieszkania, widząc zalaną łzami twarz Fela od razu go przytulił. Kilpatrick rozszlochał się ponownie.
-Cii... Słoneczko. Już dobrze... zaraz mi powiesz co się stało. -szeptał, głaskając go delikatnie po plecach. Nie wiedział jak mógłby go pocieszyć, bo nie wiedział co się stało. Miał tylko nadzieję, że blondyn mu powie.
-Usiądź... może... zrobię ci coś do picia...-powiedział, próbując się uspokoić.
-Dziękuje, nie musisz. Bardziej chcę się dowiedzieć, dlaczego płaczesz. -Odparł zdecydowanie.
-Em... nie wiem jak... Menadżer Charliego złożył mi wizytę. -Zaczął z ciężkim westchnięciem. Znów robiło mu się smutno, słowa po raz kolejny go uderzyły, a mimo to chciał już wyrzucić z siebie ból. -bynajmniej nie owijał w bawełnę...-dodał
-Co ci powiedział?
-W skrócie , że lecę na pieniądze i sławę Charliego, że jestem pasożytem, że mnie pogrąży jeśli się od niego nie odczepię. -zakończył swój krótki wywód drżącym głosem. Mimo, że wreszcie to powiedział przyjacielowi, bolało tak samo. Łzy ponownie zakradły się pod jego powieki i nie umiał ich powstrzymać. Stał na miękkich nogach, próbując jakoś się trzymać, psychicznie jak i fizycznie. Średnio mu to jednak wychodziło.
Szatynem wstrząsnęło. Nie spodziewał się takich słów, nie od mężczyzny, który reprezentował interesy aktora. Widząc dodatkowo, jakie skutki wywołało to w blondynie, był w jeszcze większym szoku. Nie rozumiał, jak mogło do tego dojść.
-Charlie wie?-zapytał tylko
-Nie. -potrząsnął głową gwałtownie chłopak.-nie chcę żeby wiedział. Ja już nie chcę go nawet widzieć.
-Nie dziwię się. Ale chyba powinieneś z nim porozmawiać.
-Nie waż się mu o tym mówić, jeśli przyjdzie, powiedz mu, że mnie nie ma.
Podszedł do niego i wtulił się w szatyna, szukając ukojenia. Nie potrafił nie płakać, nie kiedy został dotknięty do żywego. Nie miał ochoty na więcej spotkań z Davisem a tym bardziej na spotkanie z panem Balticiem.
-Będę musiał się przyzwyczaić do tego, że on przychodzi i że zostałem potraktowany w ten sposób. Tylko proszę, nie mścij się na nim, nie rozmawiaj z nim o tym. Ja mam dość. -skwitował całą sytuacje. -Teraz muszę się skupić na sobie.
-Wiem jak to jest, sam przeżyłem niedawno rozstanie z Darrenem. Poradzimy sobie razem z twoim zawodem, dobrze?
-Dziękuje Luis. Jesteś cudownym przyjacielem. - nie potrafili już dłużej rozmawiać o przykrej sytuacji z przed kilku godzin. Chcieli chwilę pośmiać się i pooglądać odmóżdżającą komedię, najlepiej sensacyjną. Pomogło, ich myśli zostały skierowane na zupełnie inne tory, a kot, nazwany Felicjuszem przez Luisa, i Delicjonem przez Felixa dotrzymywał im towarzystwa. W pewnym momencie jednak Felix zdecydował
-Zadzwonię do niego... -powiedział spokojnie, chciał mu to powiedzieć, marzył o tym, żeby Charlie powiedział mu, że nie ma pojęcia o tym zdarzeniu, że dalej chce się z nim spotykać. Spojrzał na przyjaciela
-Dzwoń. -Blondyn wyciągnął telefon i wykręcił numer. Czekał z bijącym szybko sercem aż Davis odbierze, w końcu usłyszał ten upragniony głos.
-Halo?
-Tu Felix. Dzwonię by ci powiedzieć, że nie będziemy się już spotykać. Nie chcę cię widzieć Charlie. -powiedział starając się być bardzo przekonywujący, jednak głos mu się przy każdym słowie. Był zły na siebie samego, że głos go zdradził, bo musiał być twardy, potrzebował dać sobie radę, ale nie potrafił nawet powiedzieć, że to koniec ich znajomości.
Charlie zwyczajnie zaniemówił, nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Nie rozumiał co się stało, przecież tak świetnie dogadywali się z Felem. Planował już następną randkę. Nie miał zamiaru tak tego zostawić, zbyt zależało mu na tym chłopaku.
-Jak to? Co się stało?
-Zapytaj swojego menadżera, był tu dzisiaj. -odpowiedział mu, starając się być chłodnym i opanowanym – jego zapytaj, co się stało. Proszę, zakończmy to..
-Ale...pocze...-próbował mu przerwać mężczyzna, jednak na próżno.
-Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Żegnaj Charlie. -zakończył tę rozmowę zanim aktor zdążył cokolwiek więcej dodać. i od razu rzucił się w ramiona szatynowi, na nowo wybuchając płaczem.
-Cii... malutki, już... już dobrze... -głaskał blondyna uspokajająco. Postanowił zostać z nim tej nocy, nie wyobrażał sobie, żeby zostawić go tutaj samego.

Charlie wpadł do mieszkania Ruperta Baltica, swojego menadżera z furią. Miał ochotę wrzeszczeć i zamordować go, tylko nie wiedział jeszcze za co.
-Dzwonił do mnie Felix, mówił że byłeś u niego i że nie chce mnie widzieć. Coś ty mu nagadał do cholery?
-Charlie, uspokój się. Usiądź
-Nie będę siadał! Gadaj do cholery! Co mu zrobiłeś?
-To co było słuszne. Powiedziałem mu prawdę, że jest pasożytem i tylko dybie na twoją kasę. -mówił spokojnie i chłodno, powodując, że aktor miał ochotę go zamordować. Nie rozumiał, jak jego przyjaciel mógł zrobić coś takiego.
-Jak mogłeś? Czyś ty oszalał? Jakim prawem do cholery Rupert!-wydarł się na cały głos, miał dość, w tej chwili chciał już go tylko zwolnić.
-Miałem wszelkie prawo. Reprezentuje twoje interesy, jako menadżer muszę dbać o twoje dobro...
-Moje dobro? To nie było moje dobro! A jako przyjaciel? Zależy mi na Felu, cholernie! Wiedziałeś o tym! Pomyślałeś jak on się czuł, kiedy oskarżyłeś go o coś takiego? On mnie znienawidził! Rozumiesz to? Nie chce mnie widzieć!
-Co ci tak na nim zależy co? Przecież to tylko jakiś kelner.
-Mylisz się! -krzyknął -to nie jest ktoś zwyczajny dla mnie! To jest Felix, chłopak którego ubóstwiam, nie czaisz tego? Naprawdę, tak trudno zauważyć? -zapytał z niedowierzaniem na sam koniec, nie mogąc zrozumieć zachowania mężczyzny. - Jeśli go stracę... to ty żegnasz się z naszą przyjaźnią, nie wspominając o menadżerstwie. -rzucił chłodno.
-Charlie...
-Nie! Jeśli będą jakieś sprawy związane z pracą pisz mi sms, w innych przypadkach po prostu daj mi święty spokój. Do widzenia. -wyszedł, zostawiając oszołomionego blondyna samego.
Musiał stamtąd wyjść, uspokoić się, bo inaczej chyba by porozwalał jakieś meble lub naczynia. Potrzebował wymyślić sposób, w jaki miałby odzyskać względy słodkiego kelnera. Wpadł na pomysł by zadzwonić do Luisa, zastanawiał się, czy dobrze postąpił, chcąc prosić go o radę.
-Halo?
-Luis?
-Czego chcesz?
-Potrzebuje porozmawiać... Domyślam się, że jesteś u niego.
-Nie wiem czy chcę z tobą rozmawiać. -cierpki ton dodatkowo zestresował aktora.
-Proszę cie. Cholernie mi zależy na Felixie. Nienawidzi mnie prawda?
-Poczekaj. Fel, mam ważny telefon, zaraz wracam. -odszedł na chwilę do drugiego pokoju. - Wiesz, za przyjemnie to mu nie jest.
-Domyślam się. Ale ja nie miałem z tym nic wspólnego. Rupert przegiął, oberwał ode mnie. -tłumaczył spanikowany Davis. -Nie chcę go stracić! Musisz mi uwierzyć.
-Cholera, nie ważne w co i kogo ja wierzę! To zależy od niego! Zmuszanie nic nie da. Zostaw go. Jeśli ci na nim zależy, odpuść.
-Jak mogę odpuścić?
-Tak go nie odzyskasz, jest dotknięty, nie będzie chciał rozmawiać, oddali się jeszcze bardziej. Najpierw się uspokój a potem odczekaj. Przyjdzie czas, że ci wybaczy, za bardzo jesteś dla niego ważny. Ale niech twój zapchlony menadżer pokaże się w kawiarni, to mu jego chłodną mordkę obije. Zrozumiano?
-Dzięki, że nie jesteś na mnie zły. -zaśmiał się brunet po raz pierwszy od dwóch godzin. Trochę się uspokoił, słysząc że Felowi na nim zależy. To jednak nie było wystarczające na dłuższą metę.
-No trochę jestem, ale to nie twoja wina, tego jestem pewien. - skwitował cierpko Luis. -na razie Charlie. -dodał i się rozłączył. Siedzący w samochodzie brunet miał mieszane uczucia co do tej rozmowy. Chciał wierzyć, że wszystko będzie dobrze, ale nie bardzo mu to wychodziło.
Davis wrócił do swojej pięknej willi na obrzeżach miasta smutny i rozgoryczony całym zajściem jak i zachowaniem swojego najlepszego przyjaciela. Powinien zauważyć jak aktor zachowywał się względem chłopaka, ile o nim mówił i spędzał czasu w jego otoczeniu. A jednak coś innego wygrało, chłodna kalkulacja Ruperta zaczęła go przerażać i musiał ograniczyć z nim kontakty. Gdzieś tańczyło mu w głowie, że za nic w świecie nie może stracić Kilpatricka, bo będzie tego żałował do końca swoich dni. Wiedział, że musi odseparować Baltica od swojego prywatnego życia, przynajmniej jako menadżera, bo inaczej będzie katastrofa.

Wkurzony Darren próbował uporać się prasowaniem koszuli do pracy. List z sądu miejskiego nie polepszył jego humoru. W następnym tygodniu miała być jego rozprawa. Wcześniej musiał porozmawiać z Luisem oraz jego siostrą, załatwić sprawy ze zniszczonym samochodem oraz poprosić brata o wolne tego dnia. Następny poniedziałek nie zapowiadał się dobrze, wręcz widać było na horyzoncie zbliżającą się katastrofę.
-Oh, nie cierpię poniedziałków. -warknął sam do siebie, starając się wygładzić na desce do prasowania swoją koszulę. -Luis, jak ty to robiłeś to ja nie wiem, ale cholera masz u mnie wielki szacun za wykonywanie tej syzyfowej pracy.- jego były partner był mistrzem w wykonywaniu prac domowych. Carter z większością nie potrafił sobie poradzić po jego odejściu. Wiele razy spalił garnek, próbując ugotować podstawowe dania, mycie łazienki było czarną magią, podłogi jakoś nigdy nie uznawały mopa a śmieci łypały groźnie z kosza. W konsekwencji doprowadziło to do niesamowitej frustracji mężczyzny oraz wielkiego bałaganu.
Godzinę później w końcu udało mu się wyprasować jedną koszulę, co było wyczynem, na więcej nie miał siły. Dodatkowo naczynia w zlewie, ciągle piętrzące się oraz brudna łazienka, salon i jego sypialnia, dobijały go zupełnie. Nie miał siły sprzątać,a tym bardziej ochoty o wszystko dbać. Dopiero teraz powoli zaczynał doceniać Pettersona i jego codzienną pracę w domu. Świadomość, że był kaleką jeśli chodzi o zajmowanie się mieszkaniem nie pomagało. Rzeczywistość uderzyła w niego z hukiem tak, że nie potrafił się podnieść.
-Świetnie Carter, jesteś kretynem, a do tego nieudolnym...- stwierdził z całą wiarą w swoje słowa. Postanowił ukrócić w końcu swoje męki i przełykając dumę zadzwonił do Pauli. Po wysłuchaniu jej szyderstw i salw śmiechu, rechotu i tym podobnych obiecała mu pomóc w nauce odgruzowywania jego mieszkania. Musiał niestety poczekać do dnia następnego, bo nie uśmiechało jej się jechać o 22 do kuzyna, by mu posprzątać. Właściwie, ona nie miała mu sprzątać w ogóle, on sam będzie się tego uczył. Aż będzie chodził jak w zegarku. Zdesperowany Darren zgodził się na wszystko, co mu kobieta zaproponowała, łącznie z przeproszeniem Samanthy oraz Luisa.

Nastał ranek, koszula była w stanie wskazującym na nieudolność swojego właściciela. Darren ubrany i mruczący pod nosem postanowił pojechać do pracy, przy okazji postanawiając wpaść do Cudów i innych słodkości by porozmawiać ze swoim byłym partnerem. Liczył na to, że się jakoś dogadają.

Następny dzień dla Felixa nie zaczął się najlepiej. Najwyraźniej zasnął zapominając o przykryciu się czymś, bo umierał z zimna, bolała go głowa oraz wspomnienia z ostatnich wydarzeń uderzyły w niego z wielką siłą. Luis zdążył już zrobić śniadanie i wziąć prysznic. Jak zwykle kiedy zostawał u blondyna, robił pyszne śniadanie. Tym razem również nie zawiódł. Kiedy chłopak wyszedł z pod prysznica, na stole czekała ładnie pachnąca jajecznica oraz dwie kromki chleba z masłem.
-Hej -powiedział szatyn. -Jak się czujesz?
-Do dupy- odparł przyjaciel, związując włosy i siadając na krześle. Uśmiechnął się do szatyna, po chwili biorąc do buzi kawałek chleba. Luis obserwował go, mają nadzieję, że da sobie radę z całą sytuacją. Miał ochotę ukatrupić Baltica, za jego słowa i postawę, bo miał nadzieję, że między aktorem i Felixem narodzi się uczucie. Zamyślony nie zauważył jak blondyn skończył jeść i zbierał talerz do mycia.
-Będziesz jadł?-zapytał chichocząc.
-A tak. Zamyśliłem się. -odparł. Widząc jego minę dodał -o tym by znokautować Ruperta.
-Szkoda czasu. Naprawdę. To kretyn i tyle. Nie ma sensu, byś się wkurzał. A tak właściwie, kto wczoraj dzwonił do ciebie? Darren?
-Nie, Charlie-bał się reakcji chłopaka. Kilpatrick zdawał się tego nie słyszeć, dopiero po chwili odpowiedział
-Rozumiem. W sumie dobrze, że mi wczoraj tego nie powiedziałeś, bo nie wiem, jak bym zareagował.

W kawiarni ruch był jak zwykle duży. Ludzie siedzieli przy stolikach, rozmawiając, śmiejąc się lub patrząc w oczy swoim partnerom. Felix starał się skupić na swojej pracy, nie dopuszczając ponurych myśli do głosu. Rozglądał się co jakiś czas za Davisem, nie do końca wiedząc, czy chce go widzieć czy nie. W końcu jednak skończył się czas na myślenie, ponieważ coraz więcej ludzi przychodziło, zwłaszcza w godzinach szczytu. Luis również nie miał za wiele swobody w przejmowaniu się pewnymi rzeczami. Darren z jego głowy odleciał w bliżej nie znanym kierunku.
Z godziny na godzinę robili się coraz bardziej zmęczeni, zwłaszcza Felix. Głowa nadal go bolała, a myśli dryfowały w nieznanym kierunku. Na przemiennie było mu zimno i gorąco, ledwo też stał na nogach. W końcu oznajmił przyjacielowi, że idzie na przerwę. Na zapleczu usiadł na ławce i na chwilę zamknął oczy. W głowie wirowało mu jak w kalejdoskopie, a próba skupienia myśli na czymkolwiek kończyło się fiaskiem. Nawet nie zauważył jak zaczął odpływać.
Luis starał się nadążyć w obsłudze ludzi, nie mogąc pozwolić sobie na popędzenie przyjaciela. Jego przerwa dobiegała końca, wiec miał nadzieję,że mu pomoże. Jedna po kilku długich, kolejnych minutach zaniepokoił się. Już miał iść po przyjaciela, kiedy ten wyszedł na słaniających się nogach i bladej twarzy. Wyglądał przerażająco i drżał wstrząsany dreszczami. Chwycił się lady i zachwiał niebezpiecznie, po chwili usiadł. Szatyn podszedł do niego, po spisaniu zamówienia i z coraz większą obawą przyłożył mu rękę do czoła.
-Masz chyba gorączkę Fel. Nie najlepiej wyglądasz.
-Nic mi nie jest, -odparł powoli kelner. -Dam sobie radę.-wstał trochę za szybko i o mało co się nie przewrócił. Na szczęście silne ramiona przyjaciela złapały go i z powrotem posadziły na krześle. Myśląc gorączkowo co by tu zrobić, nie mógł przecież wyjść z kawiarni, wpadł na bardzo ryzykowny plan. Wyjął telefon i wykręcił numer.
-Spokojnie Fel, wytrzymaj. -kiedy głos po drugiej stronie słuchawki się odezwał ulżyło mu.
-Halo? Luis?
-Potrzebuje twojej pomocy. -zaczął mówić spanikowany. -Fel... coś mu jest. Jest blady jak ściana, ledwo stoi na nogach i ma dreszcze. Wygląda jakby miał się przekręcić. Przyjedź po niego, jeśli możesz i zabierz do domu... Ja nie mogę wyjść z kawiarni, bo Sami nie ma, jak wiesz ma złamaną nogę. -nie musiał długo czekać na odpowiedź.
-Już jadę, będę za pół godziny. -odparł krótko i się wyłączył. Luisowi ulżyło, po raz drugi. Wiedział, że aktor się o jego przyjaciela zatroszczy.

Charlie wyszedł w domu bardzo zdenerwowany. Bał się bardzo o Felixa, skoro szatyn zadzwonił do niego panikując, to musiało być źle. Wsiadł do samochodu i ruszył do kawiarni. Miał nadzieję, że dogada się z chłopakiem. Całą noc spędził na rozmyślaniu jak załagodzić zaistniałą sytuację. Jedyne na co wpadł, to żeby ograniczyć przychodzenie do miejsca pracy blondyna i dać mu na jakiś czas spokój. Niedługo miał brać udział w zdjęciach do nowego filmu, więc miałby jakąś wymówkę. Chociaż wizja kilku tygodni spędzonych bez przepysznej kawy, parzonej przez Fela, oraz jego obecnoći, powodowała że zaczynał się irytować i to w dość szybkim tempie. Kiedy jednak kilkanaście minut wcześniej zobaczył na wyświetlaczu numer Luisa z jednej strony chciał odebrać a z drugiej wahał się i ociągał. Jednak cieszył się, że wykonał pierwszą opcje, bo by sobie nie wybaczył, gdyby coś poważnego stało się mężczyźnie, na którym tak bardzo mu zależy.
Z zamyślenia wyrwał go cel jego podróży, zaparkował auto i w wielkim pośpiechu udał się do kafejki. Oblizywał co chwilę swoje spierzchnięte, wiśniowe usta. Pchnął drzwi i kiedy znalazł się w środku zatłoczonego pomieszczenia, serce podjechało mu do gardła. Przy ladzie, obok okna leżał chłopak, oparty o parapet. Widać było burzę włosów i ręce, na których opierał czoło. Wyglądał w samej pozie żałośnie a widząc bladego Luisa zestresował się jeszcze bardziej. Podszedł do niego na miękkich nogach, przygryzając nerwowo wargę.
-Dobrze że jesteś. -szepnął szatyn -zawieź go do lekarza, jest coraz gorzej. Bardzo się martwię.
-Najpierw przygotuj mi jego rzeczy i daj mi jego kluczę. Zabiorę go do siebie.
-Kot. -powiedział nagle mężczyzna. -A co z kotem? Nie może zostać sam...
-Nic się nie bój, wezmę go do siebie. Pospiesz się. -Petterson zniknął po chwili na zapleczu a Charlie delikatnie odsunął blondyna od parapetu. Oparł go o tył krzesła i odgarnął włosy. Rzeczywiście nie wyglądał najlepiej, jego biała jak papier twarz oraz suche, blado różowe usta nie wróżyły najlepiej.
-Fel, to ja Charlie.-powiedział łagodnie aktor. Chłopak uchylił powieki odkrywając swoje błyszczące oczy. Pot lał mu się po twarzy, przyklejając do niej włosy.
-Zi...zimno ... bardzo. -szepnął zachrypniętym głosem. Zaczął znów drżeć na całym ciele. Ponownie zamknął oczy nie mogąc skupić się na niczym, bo robiło mu się nie dobrze.
-Już, za chwilę zabiorę cię do domu...
-Delicjon... -szepnął -on... on nie może być sam.. -dodał łapiąc ciężko oddech.
-Spokojnie, wiem.-odparł brunet. Na szczęście nie musiał długo czekać aż Luis spakuje jego rzeczy, już po chwili przyszedł i wręczył mu klucze. Pogładził przyjaciela po twarzy, wyraźnie zmęczonego siedzeniem.
-Charlie się tobą zajmie, słonko. Zadzwoń jak coś będziesz wiedział dobrze? -spojrzał na aktora wymownie.

-Oczywiście. -założył torbę chłopaka na ramię i delikatnie go podniósł. Skierował ich do wyjścia a Petterson otworzył mu drzwi. Znów cała trójka była w centrum uwagi klientów, którzy szeptali podnieceni do siebie, zastanawając się, dlaczego jeden z kelnerów został wyniesiony przez boskiego Charliego Davisa. 

8 komentarzy:

  1. Hmm.. wszystko ładnie pięknie tylko na początku 2 razy powtarza Ci się prawie ta sama fraza. : "-Ci... Słoneczko. Już dobrze... zaraz mi powiesz co się stało - szeptał, głaskając go delikatnie po plecach. Nie wiedział jak mógłby go pocieszyć. Musiał dowiedzieć się co tak wyprowadziło go z równowagi. Miał nadzieję, że blondyn mu się zwierzy.
    -Cii... Słoneczko. Już dobrze... zaraz mi powiesz co się stało. -szeptał, głaskając go delikatnie po plecach. Nie wiedział jak mógłby go pocieszyć, bo nie wiedział co się stało. Miał tylko nadzieję, że blondyn mu powie."
    Moim zdaniem pierwsza brzmi lepiej, więc ta 2 wywal ;D
    Hmm... Strasznie polubiłam Charliego... (mam nadzieje, że dobrze napisałam) .. a najlepsze jest to, że nie wiem dokładnie za co. XD Tak po prostu przypadł mi do gustu.. ;)
    Ale po kolei... na początku było mi strasznie szkoda Fela, ta jego zapłakana buźka, później mu zazdrościłam, bo Charlie tak zawzięcie go bronił w rozmowie z Rupertem ;D (hm.. może za to go tak polubiłam)... no a na końcu znów mi go było szkoda przez to choróbsko..
    Ładnie poplątały mi się odczucia . xD No w każdym razie. Rozdział super. Czekam na kolejne . ;*
    Ps. U mnie one-shot, zapraszam ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. ,,Darren z jego głowy odleciał w bliżej nie znanym kierunku.
    Z godziny na godzinę robili się coraz bardziej zmęczeni, zwłaszcza Felix. Głowa nadal go bolała, a myśli dryfowały w nieznanym kierunku.'' ,,Nieznanym kierunku''. To slowo sie powtarza.
    ,,Oblizywał co chwilę swoje spierzchnięte, wiśniowe usta i pociągnął drzwi, by się otworzyły.'' Jak to mowi Strega Bianca, zdanie po chinsku.
    ,,Wyglądał w samej pozie żałośnie a widok bladego Luisa, zestresował go jeszcze bardziej.'' Przecinek przed ,,a''.
    ,,Delicjom...-szepnął-on...on nie może być sam...(...)" A nie Delicjon?
    Prawie caly czas opisujesz ich usta. ,malinowe usta Luisa'' ,,blado rozowe usta Fela'' ,,wisniowe wargi Charliego''.
    Nie widze za duzej roznicy. Bohaterowie sa caly czas tacy sami. To jest twoje opowiadanie i powinnas je pisac sama..
    Ta nieudolnosc Darrena wydaje mi sie przesadnie sztuczna. Chyba nie ma czlowieka, ktory nie potrafilbym umyc jednego talerza..
    Nie wiem czemu Luis wsciekl sie na Charliego. Przeciez to nie on zwyzywal Felixa.
    Mam nadzieje, ze aktor nie przerwie kontaktow ze swoim przyjacielem przez kelnera, w koncu sama napisalas , ze menedzer jest jego przyjacielem, prawda?
    Wiadomo, ze nie ce zeby Charlie ucierpial na tym zwiazku.. Nie wspominalas nigdy, ze Rupert akceptuje zwiazki homo itd.
    Pozdrawiam



    Damiann
    Ps.w pewnym miejscu zdanie powtarza sie dwa razy, ale z inna koncowka,

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podoba mi się wizja Darrena prasującego przez godzinę swoją koszulę. Luis strasznie drania rozpuścił. Powinien zacząć ćwiczyć prace domowe, codzienne mycie kibelka i ręczne pranie powinno zmienić jego światopogląd.
    Charli będzie miał okazję wykazać się jako dobry samarytanin. Może przy okazji panowie się pogodzą.
    Rozumiem dlaczego Luis mógł się zdenerwować na Charliego. Sam połączył tą parę i czuje się odpowiedzialny. Aktor nieco nie dopilnował sprawy, ale fakt, że nie jest odpowiedzialny za swojego menadżera.

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie w tym rozdziale masz strasznie dużo powtórzeń. Nie wiem co się stało kochana,mam jednak nadzieję że następnym razem będzie lepiej.
    Nie wiem o co sie tak "rzucasz", Damian zwraca ci uwagę po to,abyś mogła wyłapać swoje błędy i je poprawić. A także na przyszłość zapamiętać co jest nie tak. Nie powinnaś brać wszystkiego tak bardzo do siebie.
    Masz fajne pomysły na opowiadania, każda historia jest ciekawa. Zamiast przeżywać każdy komentarz, powinnaś pracować nad błędami... każdy je robi,ale jak sie pilnujesz, to robisz ich coraz mniej.
    Aż sie dziwię że Twoja beta nie wyłapała powtórzeń i drobnych przejęzyczeń...
    I nie obrażaj sie na mnie za ten komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem czy mój komentarz coś pomoże ale go napiszę. :D
    Uważam że bardzo dobrze piszesz tego bloga i inne również. Moim zdanie każdy ma gorszy czas w pisaniu i zdarza mu się popełnić jakieś błędy. W tym rozdziale jest ich trochę więcej ale to nic bo wierzę że się poprawisz. :) Uważam również że beta ma prawo pomóc w opowiadaniu albo naprowadzić autora na odpowiedni wątek. Sama poprawiałam teksty i nieraz sugerowałam drobne zmiany autorce.
    Historia mi się podoba i rozwija się w odpowiednim tempie. Pomimo że mnie to denerwuje(:P) to umiesz w dobrym momencie przerwać rozdział i zostawić niedosyt czytelnikowi.
    To tyle ode mnie. Wredny Rudzielec ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wredny rudzielcu-> mogłabyś się do mnie na gg odezwać? 1132031

      Usuń
  6. Witam,
    och Darren zaczyna powoli doceniać pracę Luisa, i dobrze.... niech w końcu dotrze do niego, jak ten się starał.... Charlie się wkurzył na swojego menagera i bardzo dobrze, jak widać naprawdę zależy mu na Feliksie... ultimatum jakie postawił Darrenowi brat genualne...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj nie polubiliśmy się z Rupertem. Sądzę, że on jest po prostu zazdrosny o Fela. :P
    Mam nadzieję, że ten wybaczy Charliemu, bo naprawdę do siebie pasują i bardzo bym chciała żeby ich znajomość się rozwinęła.
    A co do całego bloga i Twojego pisania, bardzo mi się podoba, czytam na bieżąco, a to, że zdarzają Ci się jakieś pomyłki, to nic złego, jesteśmy tylko ludźmi, a nad tym zawsze można popracować. :)
    ~soul~

    OdpowiedzUsuń

Bez chamstwa i jadu poproszę.