Kolejny rozdział nadchodzi.
Od pewnego czasu z rozdziałami, pomaga mi Strega Bianca, która czasami poddaje krytycznej ocenie moje pomysły, żeby bohaterowie byli bardziej wiarygodni i logiczni. Mam nadzieję, że docenicie jej starania :)
Zapraszam do czytania i komentowania :)
Dedykacja dla Stregi Bianci, za jej pomoc :)
A.
Kolejny
beznadziejny dzień w życiu Darrena zmierzał ku końcowi. Siedząc
w pustym mieszkaniu, rozmyślał nad ultimatum, który postawił mu
jego brat. Albo weźmiesz odpowiedzialność za swoją głupotę,
przeprosisz Luisa i jego siostrę oraz odpracujesz swój wyrok w ich
kawiarni, albo pakuj swoje rzeczy i opuszczaj miłą posadkę. Mimo,
że nie miał jeszcze wyroku, zdawał sobie sprawę jaki on będzie.
Nic bardziej upokarzającego stać się nie mogło, no z wyjątkiem
zwolnienia z pracy. Nie chciał robić za Kopciuszka i sprzątać
toalet, jednak cóż, miał dość poważne ultimatum. A dodatkowo
wyrok na karku, gdzie on znajdzie coś nowego?
-Kurwa!-powiedział
sam do siebie. -Jak mogłeś być takim idiotą, Darrenie Carterze?
-Wiedział, że to już jest poważna rzecz, wkurzanie się na Luisa
nic by w tym momencie nie dało, jedyną opcją było przyjąć
konsekwencje z godnością i po prostu odpracować swoje. Miał
nadzieję, że na tym się skończy.
Zaniepokojony Luis czekał aż przyjaciel otworzy mu drzwi, denerwując się coraz bardziej. Nie miał pojęcia, co mogło się stać, że tak zareagował. Dopiero po dłuższej chwili usłyszał zgrzyt otwieranego zamka. Wszedł do mieszkania, widząc zalaną łzami twarz Fela od razu go przytulił. Kilpatrick rozszlochał się ponownie.
-Cii...
Słoneczko. Już dobrze... zaraz mi powiesz co się stało. -szeptał,
głaskając go delikatnie po plecach. Nie wiedział jak mógłby go
pocieszyć, bo nie wiedział co się stało. Miał tylko nadzieję,
że blondyn mu powie.
-Usiądź...
może... zrobię ci coś do picia...-powiedział, próbując się
uspokoić.
-Dziękuje,
nie musisz. Bardziej chcę się dowiedzieć, dlaczego płaczesz.
-Odparł zdecydowanie.
-Em...
nie wiem jak... Menadżer Charliego złożył mi wizytę. -Zaczął z
ciężkim westchnięciem. Znów robiło mu się smutno, słowa po raz
kolejny go uderzyły, a mimo to chciał już wyrzucić z siebie ból.
-bynajmniej nie owijał w bawełnę...-dodał
-Co
ci powiedział?
-W
skrócie , że lecę na pieniądze i sławę Charliego, że jestem
pasożytem, że mnie pogrąży jeśli się od niego nie odczepię.
-zakończył swój krótki wywód drżącym głosem. Mimo, że
wreszcie to powiedział przyjacielowi, bolało tak samo. Łzy
ponownie zakradły się pod jego powieki i nie umiał ich
powstrzymać. Stał na miękkich nogach, próbując jakoś się
trzymać, psychicznie jak i fizycznie. Średnio mu to jednak
wychodziło.
Szatynem
wstrząsnęło. Nie spodziewał się takich słów, nie od mężczyzny,
który reprezentował interesy aktora. Widząc dodatkowo, jakie
skutki wywołało to w blondynie, był w jeszcze większym szoku. Nie
rozumiał, jak mogło do tego dojść.
-Charlie
wie?-zapytał tylko
-Nie.
-potrząsnął głową gwałtownie chłopak.-nie chcę żeby
wiedział. Ja już nie chcę go nawet widzieć.
-Nie
dziwię się. Ale chyba powinieneś z nim porozmawiać.
-Nie
waż się mu o tym mówić, jeśli przyjdzie, powiedz mu, że mnie
nie ma.
Podszedł
do niego i wtulił się w szatyna, szukając ukojenia. Nie potrafił
nie płakać, nie kiedy został dotknięty do żywego. Nie miał
ochoty na więcej spotkań z Davisem a tym bardziej na spotkanie z
panem Balticiem.
-Będę
musiał się przyzwyczaić do tego, że on przychodzi i że zostałem
potraktowany w ten sposób. Tylko proszę, nie mścij się na nim,
nie rozmawiaj z nim o tym. Ja mam dość. -skwitował całą
sytuacje. -Teraz muszę się skupić na sobie.
-Wiem
jak to jest, sam przeżyłem niedawno rozstanie z Darrenem. Poradzimy
sobie razem z twoim zawodem, dobrze?
-Dziękuje
Luis. Jesteś cudownym przyjacielem. - nie potrafili już dłużej
rozmawiać o przykrej sytuacji z przed kilku godzin. Chcieli chwilę
pośmiać się i pooglądać odmóżdżającą komedię, najlepiej
sensacyjną. Pomogło, ich myśli zostały skierowane na zupełnie
inne tory, a kot, nazwany Felicjuszem przez Luisa, i Delicjonem przez
Felixa dotrzymywał im towarzystwa. W pewnym momencie jednak Felix
zdecydował
-Zadzwonię
do niego... -powiedział spokojnie, chciał mu to powiedzieć, marzył
o tym, żeby Charlie powiedział mu, że nie ma pojęcia o tym
zdarzeniu, że dalej chce się z nim spotykać. Spojrzał na
przyjaciela
-Dzwoń.
-Blondyn wyciągnął telefon i wykręcił numer. Czekał z bijącym
szybko sercem aż Davis odbierze, w końcu usłyszał ten upragniony
głos.
-Halo?
-Tu
Felix. Dzwonię by ci powiedzieć, że nie będziemy się już
spotykać. Nie chcę cię widzieć Charlie. -powiedział starając
się być bardzo przekonywujący, jednak głos mu się przy każdym
słowie. Był zły na siebie samego, że głos go zdradził, bo
musiał być twardy, potrzebował dać sobie radę, ale nie potrafił
nawet powiedzieć, że to koniec ich znajomości.
Charlie
zwyczajnie zaniemówił, nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Nie
rozumiał co się stało, przecież tak świetnie dogadywali się z
Felem. Planował już następną randkę. Nie miał zamiaru tak tego
zostawić, zbyt zależało mu na tym chłopaku.
-Jak
to? Co się stało?
-Zapytaj
swojego menadżera, był tu dzisiaj. -odpowiedział mu, starając się
być chłodnym i opanowanym – jego zapytaj, co się stało. Proszę,
zakończmy to..
-Ale...pocze...-próbował
mu przerwać mężczyzna, jednak na próżno.
-Nie chcę mieć z tobą nic
wspólnego. Żegnaj Charlie. -zakończył tę rozmowę zanim aktor
zdążył cokolwiek więcej dodać. i od razu rzucił się w ramiona
szatynowi, na nowo wybuchając płaczem.
-Cii...
malutki, już... już dobrze... -głaskał blondyna uspokajająco.
Postanowił zostać z nim tej nocy, nie wyobrażał sobie, żeby
zostawić go tutaj samego.
Charlie
wpadł do mieszkania Ruperta Baltica, swojego menadżera z furią.
Miał ochotę wrzeszczeć i zamordować go, tylko nie wiedział
jeszcze za co.
-Dzwonił
do mnie Felix, mówił że byłeś u niego i że nie chce mnie
widzieć. Coś ty mu nagadał do cholery?
-Charlie,
uspokój się. Usiądź
-Nie
będę siadał! Gadaj do cholery! Co mu zrobiłeś?
-To
co było słuszne. Powiedziałem mu prawdę, że jest pasożytem i
tylko dybie na twoją kasę. -mówił spokojnie i chłodno,
powodując, że aktor miał ochotę go zamordować. Nie rozumiał,
jak jego przyjaciel mógł zrobić coś takiego.
-Jak
mogłeś? Czyś ty oszalał? Jakim prawem do cholery Rupert!-wydarł
się na cały głos, miał dość, w tej chwili chciał już go tylko
zwolnić.
-Miałem
wszelkie prawo. Reprezentuje twoje interesy, jako menadżer muszę
dbać o twoje dobro...
-Moje
dobro? To nie było moje dobro! A jako przyjaciel? Zależy mi na
Felu, cholernie! Wiedziałeś o tym! Pomyślałeś jak on się czuł,
kiedy oskarżyłeś go o coś takiego? On mnie znienawidził!
Rozumiesz to? Nie chce mnie widzieć!
-Co
ci tak na nim zależy co? Przecież to tylko jakiś kelner.
-Mylisz
się! -krzyknął -to nie jest ktoś zwyczajny dla mnie! To jest
Felix, chłopak którego ubóstwiam, nie czaisz tego? Naprawdę, tak
trudno zauważyć? -zapytał z niedowierzaniem na sam koniec, nie
mogąc zrozumieć zachowania mężczyzny. - Jeśli go stracę... to
ty żegnasz się z naszą przyjaźnią, nie wspominając o
menadżerstwie. -rzucił chłodno.
-Charlie...
-Nie!
Jeśli będą jakieś sprawy związane z pracą pisz mi sms, w innych
przypadkach po prostu daj mi święty spokój. Do widzenia. -wyszedł,
zostawiając oszołomionego blondyna samego.
Musiał
stamtąd wyjść, uspokoić się, bo inaczej chyba by porozwalał
jakieś meble lub naczynia. Potrzebował wymyślić sposób, w jaki
miałby odzyskać względy słodkiego kelnera. Wpadł na pomysł by
zadzwonić do Luisa, zastanawiał się, czy dobrze postąpił, chcąc
prosić go o radę.
-Halo?
-Luis?
-Czego
chcesz?
-Potrzebuje
porozmawiać... Domyślam się, że jesteś u niego.
-Nie
wiem czy chcę z tobą rozmawiać. -cierpki ton dodatkowo zestresował
aktora.
-Proszę
cie. Cholernie mi zależy na Felixie. Nienawidzi mnie prawda?
-Poczekaj.
Fel, mam ważny telefon, zaraz wracam. -odszedł na chwilę do
drugiego pokoju. - Wiesz, za przyjemnie to mu nie jest.
-Domyślam
się. Ale ja nie miałem z tym nic wspólnego. Rupert przegiął,
oberwał ode mnie. -tłumaczył spanikowany Davis. -Nie chcę go
stracić! Musisz mi uwierzyć.
-Cholera,
nie ważne w co i kogo ja wierzę! To zależy od niego! Zmuszanie nic
nie da. Zostaw go. Jeśli ci na nim zależy, odpuść.
-Jak
mogę odpuścić?
-Tak
go nie odzyskasz, jest dotknięty, nie będzie chciał rozmawiać,
oddali się jeszcze bardziej. Najpierw się uspokój a potem
odczekaj. Przyjdzie czas, że ci wybaczy, za bardzo jesteś dla niego
ważny. Ale niech twój zapchlony menadżer pokaże się w kawiarni,
to mu jego chłodną mordkę obije. Zrozumiano?
-Dzięki,
że nie jesteś na mnie zły. -zaśmiał się brunet po raz pierwszy
od dwóch godzin. Trochę się uspokoił, słysząc że Felowi na nim
zależy. To jednak nie było wystarczające na dłuższą metę.
-No trochę jestem, ale to nie
twoja wina, tego jestem pewien. - skwitował cierpko Luis. -na razie
Charlie. -dodał i się rozłączył. Siedzący w samochodzie brunet
miał mieszane uczucia co do tej rozmowy. Chciał wierzyć, że
wszystko będzie dobrze, ale nie bardzo mu to wychodziło.
Davis
wrócił do swojej pięknej willi na obrzeżach miasta smutny i
rozgoryczony całym zajściem jak i zachowaniem swojego najlepszego
przyjaciela. Powinien zauważyć jak aktor zachowywał się względem
chłopaka, ile o nim mówił i spędzał czasu w jego otoczeniu. A
jednak coś innego wygrało, chłodna kalkulacja Ruperta zaczęła go
przerażać i musiał ograniczyć z nim kontakty. Gdzieś tańczyło
mu w głowie, że za nic w świecie nie może stracić Kilpatricka,
bo będzie tego żałował do końca swoich dni. Wiedział, że musi
odseparować Baltica od swojego prywatnego życia, przynajmniej jako
menadżera, bo inaczej będzie katastrofa.
Wkurzony
Darren próbował uporać się prasowaniem koszuli do pracy. List z
sądu miejskiego nie polepszył jego humoru. W następnym tygodniu
miała być jego rozprawa. Wcześniej musiał porozmawiać z Luisem
oraz jego siostrą, załatwić sprawy ze zniszczonym samochodem oraz
poprosić brata o wolne tego dnia. Następny poniedziałek nie
zapowiadał się dobrze, wręcz widać było na horyzoncie zbliżającą
się katastrofę.
-Oh,
nie cierpię poniedziałków. -warknął sam do siebie, starając się
wygładzić na desce do prasowania swoją koszulę. -Luis, jak ty to
robiłeś to ja nie wiem, ale cholera masz u mnie wielki szacun za
wykonywanie tej syzyfowej pracy.- jego były partner był mistrzem w
wykonywaniu prac domowych. Carter z większością nie potrafił
sobie poradzić po jego odejściu. Wiele razy spalił garnek,
próbując ugotować podstawowe dania, mycie łazienki było czarną
magią, podłogi jakoś nigdy nie uznawały mopa a śmieci łypały
groźnie z kosza. W konsekwencji doprowadziło to do niesamowitej
frustracji mężczyzny oraz wielkiego bałaganu.
Godzinę
później w końcu udało mu się wyprasować jedną koszulę, co
było wyczynem, na więcej nie miał siły. Dodatkowo naczynia w
zlewie, ciągle piętrzące się oraz brudna łazienka, salon i jego
sypialnia, dobijały go zupełnie. Nie miał siły sprzątać,a tym
bardziej ochoty o wszystko dbać. Dopiero teraz powoli zaczynał
doceniać Pettersona i jego codzienną pracę w domu. Świadomość,
że był kaleką jeśli chodzi o zajmowanie się mieszkaniem nie
pomagało. Rzeczywistość uderzyła w niego z hukiem tak, że nie
potrafił się podnieść.
-Świetnie
Carter, jesteś kretynem, a do tego nieudolnym...- stwierdził z całą
wiarą w swoje słowa. Postanowił ukrócić w końcu swoje męki i
przełykając dumę zadzwonił do Pauli. Po wysłuchaniu jej
szyderstw i salw śmiechu, rechotu i tym podobnych obiecała mu pomóc
w nauce odgruzowywania jego mieszkania. Musiał niestety poczekać do
dnia następnego, bo nie uśmiechało jej się jechać o 22 do
kuzyna, by mu posprzątać. Właściwie, ona nie miała mu sprzątać
w ogóle, on sam będzie się tego uczył. Aż będzie chodził jak w
zegarku. Zdesperowany Darren zgodził się na wszystko, co mu kobieta
zaproponowała, łącznie z przeproszeniem Samanthy oraz Luisa.
Nastał
ranek, koszula była w stanie wskazującym na nieudolność swojego
właściciela. Darren ubrany i mruczący pod nosem postanowił
pojechać do pracy, przy okazji postanawiając wpaść do Cudów i
innych słodkości by porozmawiać ze swoim byłym partnerem.
Liczył na to, że się jakoś dogadają.
Następny
dzień dla Felixa nie zaczął się najlepiej. Najwyraźniej zasnął
zapominając o przykryciu się czymś, bo umierał z zimna, bolała
go głowa oraz wspomnienia z ostatnich wydarzeń uderzyły w niego z
wielką siłą. Luis zdążył już zrobić śniadanie i wziąć
prysznic. Jak zwykle kiedy zostawał u blondyna, robił pyszne
śniadanie. Tym razem również nie zawiódł. Kiedy chłopak wyszedł
z pod prysznica, na stole czekała ładnie pachnąca jajecznica oraz
dwie kromki chleba z masłem.
-Hej
-powiedział szatyn. -Jak się czujesz?
-Do
dupy- odparł przyjaciel, związując włosy i siadając na krześle.
Uśmiechnął się do szatyna, po chwili biorąc do buzi kawałek
chleba. Luis obserwował go, mają nadzieję, że da sobie radę z
całą sytuacją. Miał ochotę ukatrupić Baltica, za jego słowa i
postawę, bo miał nadzieję, że między aktorem i Felixem narodzi
się uczucie. Zamyślony nie zauważył jak blondyn skończył jeść
i zbierał talerz do mycia.
-Będziesz
jadł?-zapytał chichocząc.
-A
tak. Zamyśliłem się. -odparł. Widząc jego minę dodał -o tym by
znokautować Ruperta.
-Szkoda
czasu. Naprawdę. To kretyn i tyle. Nie ma sensu, byś się wkurzał.
A tak właściwie, kto wczoraj dzwonił do ciebie? Darren?
-Nie,
Charlie-bał się reakcji chłopaka. Kilpatrick zdawał się tego nie
słyszeć, dopiero po chwili odpowiedział
-Rozumiem.
W sumie dobrze, że mi wczoraj tego nie powiedziałeś, bo nie wiem,
jak bym zareagował.
W
kawiarni ruch był jak zwykle duży. Ludzie siedzieli przy stolikach,
rozmawiając, śmiejąc się lub patrząc w oczy swoim partnerom.
Felix starał się skupić na swojej pracy, nie dopuszczając
ponurych myśli do głosu. Rozglądał się co jakiś czas za
Davisem, nie do końca wiedząc, czy chce go widzieć czy nie. W
końcu jednak skończył się czas na myślenie, ponieważ coraz
więcej ludzi przychodziło, zwłaszcza w godzinach szczytu. Luis
również nie miał za wiele swobody w przejmowaniu się pewnymi
rzeczami. Darren z jego głowy odleciał w bliżej nie znanym
kierunku.
Z
godziny na godzinę robili się coraz bardziej zmęczeni, zwłaszcza
Felix. Głowa nadal go bolała, a myśli dryfowały w nieznanym
kierunku. Na przemiennie było mu zimno i gorąco, ledwo też stał
na nogach. W końcu oznajmił przyjacielowi, że idzie na przerwę.
Na zapleczu usiadł na ławce i na chwilę zamknął oczy. W głowie
wirowało mu jak w kalejdoskopie, a próba skupienia myśli na
czymkolwiek kończyło się fiaskiem. Nawet nie zauważył jak zaczął
odpływać.
Luis
starał się nadążyć w obsłudze ludzi, nie mogąc pozwolić sobie
na popędzenie przyjaciela. Jego przerwa dobiegała końca, wiec miał
nadzieję,że mu pomoże. Jedna po kilku długich, kolejnych minutach
zaniepokoił się. Już miał iść po przyjaciela, kiedy ten wyszedł
na słaniających się nogach i bladej twarzy. Wyglądał
przerażająco i drżał wstrząsany dreszczami. Chwycił się lady i
zachwiał niebezpiecznie, po chwili usiadł. Szatyn podszedł do
niego, po spisaniu zamówienia i z coraz większą obawą przyłożył
mu rękę do czoła.
-Masz
chyba gorączkę Fel. Nie najlepiej wyglądasz.
-Nic
mi nie jest, -odparł powoli kelner. -Dam sobie radę.-wstał trochę
za szybko i o mało co się nie przewrócił. Na szczęście silne
ramiona przyjaciela złapały go i z powrotem posadziły na krześle.
Myśląc gorączkowo co by tu zrobić, nie mógł przecież wyjść z
kawiarni, wpadł na bardzo ryzykowny plan. Wyjął telefon i wykręcił
numer.
-Spokojnie
Fel, wytrzymaj. -kiedy głos po drugiej stronie słuchawki się
odezwał ulżyło mu.
-Halo?
Luis?
-Potrzebuje
twojej pomocy. -zaczął mówić spanikowany. -Fel... coś mu jest.
Jest blady jak ściana, ledwo stoi na nogach i ma dreszcze. Wygląda
jakby miał się przekręcić. Przyjedź po niego, jeśli możesz i
zabierz do domu... Ja nie mogę wyjść z kawiarni, bo Sami nie ma,
jak wiesz ma złamaną nogę. -nie musiał długo czekać na
odpowiedź.
-Już
jadę, będę za pół godziny. -odparł krótko i się wyłączył.
Luisowi ulżyło, po raz drugi. Wiedział, że aktor się o jego
przyjaciela zatroszczy.
Charlie
wyszedł w domu bardzo zdenerwowany. Bał się bardzo o Felixa, skoro
szatyn zadzwonił do niego panikując, to musiało być źle. Wsiadł
do samochodu i ruszył do kawiarni. Miał nadzieję, że dogada się
z chłopakiem. Całą noc spędził na rozmyślaniu jak załagodzić
zaistniałą sytuację. Jedyne na co wpadł, to żeby ograniczyć
przychodzenie do miejsca pracy blondyna i dać mu na jakiś czas
spokój. Niedługo miał brać udział w zdjęciach do nowego filmu,
więc miałby jakąś wymówkę. Chociaż wizja kilku tygodni
spędzonych bez przepysznej kawy, parzonej przez Fela, oraz jego
obecnoći, powodowała że zaczynał się irytować i to w dość
szybkim tempie. Kiedy jednak kilkanaście minut wcześniej zobaczył
na wyświetlaczu numer Luisa z jednej strony chciał odebrać a z
drugiej wahał się i ociągał. Jednak cieszył się, że wykonał
pierwszą opcje, bo by sobie nie wybaczył, gdyby coś poważnego
stało się mężczyźnie, na którym tak bardzo mu zależy.
Z
zamyślenia wyrwał go cel jego podróży, zaparkował auto i w
wielkim pośpiechu udał się do kafejki. Oblizywał co chwilę swoje
spierzchnięte, wiśniowe usta. Pchnął drzwi i kiedy znalazł się w środku zatłoczonego
pomieszczenia, serce podjechało mu do gardła. Przy ladzie, obok
okna leżał chłopak, oparty o parapet. Widać było burzę włosów
i ręce, na których opierał czoło. Wyglądał w samej pozie
żałośnie a widząc bladego Luisa zestresował się jeszcze
bardziej. Podszedł do niego na miękkich nogach, przygryzając
nerwowo wargę.
-Dobrze
że jesteś. -szepnął szatyn -zawieź go do lekarza, jest coraz
gorzej. Bardzo się martwię.
-Najpierw
przygotuj mi jego rzeczy i daj mi jego kluczę. Zabiorę go do
siebie.
-Kot.
-powiedział nagle mężczyzna. -A co z kotem? Nie może zostać
sam...
-Nic
się nie bój, wezmę go do siebie. Pospiesz się. -Petterson zniknął
po chwili na zapleczu a Charlie delikatnie odsunął blondyna od
parapetu. Oparł go o tył krzesła i odgarnął włosy. Rzeczywiście
nie wyglądał najlepiej, jego biała jak papier twarz oraz suche,
blado różowe usta nie wróżyły najlepiej.
-Fel,
to ja Charlie.-powiedział łagodnie aktor. Chłopak uchylił powieki
odkrywając swoje błyszczące oczy. Pot lał mu się po twarzy,
przyklejając do niej włosy.
-Zi...zimno
... bardzo. -szepnął zachrypniętym głosem. Zaczął znów drżeć
na całym ciele. Ponownie zamknął oczy nie mogąc skupić się na
niczym, bo robiło mu się nie dobrze.
-Już,
za chwilę zabiorę cię do domu...
-Delicjon...
-szepnął -on... on nie może być sam.. -dodał łapiąc ciężko
oddech.
-Spokojnie,
wiem.-odparł brunet. Na szczęście nie musiał długo czekać aż
Luis spakuje jego rzeczy, już po chwili przyszedł i wręczył mu
klucze. Pogładził przyjaciela po twarzy, wyraźnie zmęczonego
siedzeniem.
-Charlie
się tobą zajmie, słonko. Zadzwoń jak coś będziesz wiedział
dobrze? -spojrzał na aktora wymownie.
-Oczywiście.
-założył torbę chłopaka na ramię i delikatnie go podniósł.
Skierował ich do wyjścia a Petterson otworzył mu drzwi. Znów cała
trójka była w centrum uwagi klientów, którzy szeptali podnieceni
do siebie, zastanawając się, dlaczego jeden z kelnerów został
wyniesiony przez boskiego Charliego Davisa.
Hmm.. wszystko ładnie pięknie tylko na początku 2 razy powtarza Ci się prawie ta sama fraza. : "-Ci... Słoneczko. Już dobrze... zaraz mi powiesz co się stało - szeptał, głaskając go delikatnie po plecach. Nie wiedział jak mógłby go pocieszyć. Musiał dowiedzieć się co tak wyprowadziło go z równowagi. Miał nadzieję, że blondyn mu się zwierzy.
OdpowiedzUsuń-Cii... Słoneczko. Już dobrze... zaraz mi powiesz co się stało. -szeptał, głaskając go delikatnie po plecach. Nie wiedział jak mógłby go pocieszyć, bo nie wiedział co się stało. Miał tylko nadzieję, że blondyn mu powie."
Moim zdaniem pierwsza brzmi lepiej, więc ta 2 wywal ;D
Hmm... Strasznie polubiłam Charliego... (mam nadzieje, że dobrze napisałam) .. a najlepsze jest to, że nie wiem dokładnie za co. XD Tak po prostu przypadł mi do gustu.. ;)
Ale po kolei... na początku było mi strasznie szkoda Fela, ta jego zapłakana buźka, później mu zazdrościłam, bo Charlie tak zawzięcie go bronił w rozmowie z Rupertem ;D (hm.. może za to go tak polubiłam)... no a na końcu znów mi go było szkoda przez to choróbsko..
Ładnie poplątały mi się odczucia . xD No w każdym razie. Rozdział super. Czekam na kolejne . ;*
Ps. U mnie one-shot, zapraszam ;**
,,Darren z jego głowy odleciał w bliżej nie znanym kierunku.
OdpowiedzUsuńZ godziny na godzinę robili się coraz bardziej zmęczeni, zwłaszcza Felix. Głowa nadal go bolała, a myśli dryfowały w nieznanym kierunku.'' ,,Nieznanym kierunku''. To slowo sie powtarza.
,,Oblizywał co chwilę swoje spierzchnięte, wiśniowe usta i pociągnął drzwi, by się otworzyły.'' Jak to mowi Strega Bianca, zdanie po chinsku.
,,Wyglądał w samej pozie żałośnie a widok bladego Luisa, zestresował go jeszcze bardziej.'' Przecinek przed ,,a''.
,,Delicjom...-szepnął-on...on nie może być sam...(...)" A nie Delicjon?
Prawie caly czas opisujesz ich usta. ,malinowe usta Luisa'' ,,blado rozowe usta Fela'' ,,wisniowe wargi Charliego''.
Nie widze za duzej roznicy. Bohaterowie sa caly czas tacy sami. To jest twoje opowiadanie i powinnas je pisac sama..
Ta nieudolnosc Darrena wydaje mi sie przesadnie sztuczna. Chyba nie ma czlowieka, ktory nie potrafilbym umyc jednego talerza..
Nie wiem czemu Luis wsciekl sie na Charliego. Przeciez to nie on zwyzywal Felixa.
Mam nadzieje, ze aktor nie przerwie kontaktow ze swoim przyjacielem przez kelnera, w koncu sama napisalas , ze menedzer jest jego przyjacielem, prawda?
Wiadomo, ze nie ce zeby Charlie ucierpial na tym zwiazku.. Nie wspominalas nigdy, ze Rupert akceptuje zwiazki homo itd.
Pozdrawiam
Damiann
Ps.w pewnym miejscu zdanie powtarza sie dwa razy, ale z inna koncowka,
Bardzo podoba mi się wizja Darrena prasującego przez godzinę swoją koszulę. Luis strasznie drania rozpuścił. Powinien zacząć ćwiczyć prace domowe, codzienne mycie kibelka i ręczne pranie powinno zmienić jego światopogląd.
OdpowiedzUsuńCharli będzie miał okazję wykazać się jako dobry samarytanin. Może przy okazji panowie się pogodzą.
Rozumiem dlaczego Luis mógł się zdenerwować na Charliego. Sam połączył tą parę i czuje się odpowiedzialny. Aktor nieco nie dopilnował sprawy, ale fakt, że nie jest odpowiedzialny za swojego menadżera.
Faktycznie w tym rozdziale masz strasznie dużo powtórzeń. Nie wiem co się stało kochana,mam jednak nadzieję że następnym razem będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńNie wiem o co sie tak "rzucasz", Damian zwraca ci uwagę po to,abyś mogła wyłapać swoje błędy i je poprawić. A także na przyszłość zapamiętać co jest nie tak. Nie powinnaś brać wszystkiego tak bardzo do siebie.
Masz fajne pomysły na opowiadania, każda historia jest ciekawa. Zamiast przeżywać każdy komentarz, powinnaś pracować nad błędami... każdy je robi,ale jak sie pilnujesz, to robisz ich coraz mniej.
Aż sie dziwię że Twoja beta nie wyłapała powtórzeń i drobnych przejęzyczeń...
I nie obrażaj sie na mnie za ten komentarz.
Nie wiem czy mój komentarz coś pomoże ale go napiszę. :D
OdpowiedzUsuńUważam że bardzo dobrze piszesz tego bloga i inne również. Moim zdanie każdy ma gorszy czas w pisaniu i zdarza mu się popełnić jakieś błędy. W tym rozdziale jest ich trochę więcej ale to nic bo wierzę że się poprawisz. :) Uważam również że beta ma prawo pomóc w opowiadaniu albo naprowadzić autora na odpowiedni wątek. Sama poprawiałam teksty i nieraz sugerowałam drobne zmiany autorce.
Historia mi się podoba i rozwija się w odpowiednim tempie. Pomimo że mnie to denerwuje(:P) to umiesz w dobrym momencie przerwać rozdział i zostawić niedosyt czytelnikowi.
To tyle ode mnie. Wredny Rudzielec ^^
Wredny rudzielcu-> mogłabyś się do mnie na gg odezwać? 1132031
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńoch Darren zaczyna powoli doceniać pracę Luisa, i dobrze.... niech w końcu dotrze do niego, jak ten się starał.... Charlie się wkurzył na swojego menagera i bardzo dobrze, jak widać naprawdę zależy mu na Feliksie... ultimatum jakie postawił Darrenowi brat genualne...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Oj nie polubiliśmy się z Rupertem. Sądzę, że on jest po prostu zazdrosny o Fela. :P
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ten wybaczy Charliemu, bo naprawdę do siebie pasują i bardzo bym chciała żeby ich znajomość się rozwinęła.
A co do całego bloga i Twojego pisania, bardzo mi się podoba, czytam na bieżąco, a to, że zdarzają Ci się jakieś pomyłki, to nic złego, jesteśmy tylko ludźmi, a nad tym zawsze można popracować. :)
~soul~