piątek, 25 maja 2018

Mój tydzień z .... Rozdział 4


Ile to było już czasu, zanim wrzucałam tu cokolwiek?
Bardzo przepraszam wszystkich, którzy czekali... Ale się doczekaliście. Blog, po wielu perturbacjach, będzie kontynuowany. 
Mam nadzieję, że dalsze losy chłopaków Was zainteresują. 
A i jeszcze jedna rzecz.... coś tu się psuję... Nie mogę ogarnąć tej strony. Mam nadzieję, że się jednak coś ogarnie... Bo nie chcę przerzucać bloga... 


Dzień 4

Była godzina 8 rano, jak dostałem telefon, od Katheriny, asystentki Marcela, która była na urlopie...
-Co się stało? – zapytałem nie do końca jeszcze obudzony. Miałem ochotę od razu się rozłączyć, zanim ktoś zepsuje mi dzień.
-Maurycy zwolnił Viktora, nie mamy stylistów. Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza Patryk?
-Cóż, to jego problem. Ja wracam do spania a po południu przyślę wam L4. Dobranoc Katharina.
-Nie waż się Pająk!...- nie usłyszałem, co potem powiedziała, ponieważ zakończyłem rozmowę. Przy okazji Aleks zdążył się już obudzić. Wyglądał dość seksownie z potarganymi włosami i jeszcze nie do końca przytomnym spojrzeniem. Miałem ochotę się z nim jeszcze troszkę poprzytulać.
-Dzień dobry, Co się stało?- zapytał miękko, lekko zachrypniętym głosem.
-Jak to co? Katharina panikuje, bo Marcel zwolnił Viktora. A ja postanowiłem wziąć zwolnienie. W końcu ktoś powinien wziąć odpowiedzialność za decyzje w tej agencji. A nie że zachowują się jak niespełna rozumu a potem wzywają wszystkich świętych. – wstałem z łóżka poirytowany.
Odkąd ona poszła na urlop wszystko zaczynało przybierać dziwny obrót sprawy. Zwłaszcza jeśli chodzi o chłopaków. A mówią, że to kobiety są bardziej zawistne i kombinują.
-Jesteś pewien, że to dobry pomysł? – zapytał ostrożnie- wiesz… ten pokaz i sesja są bardzo ważne. Nie możecie strzelać fochów. To nie jest profesjonalne. – zauważył uczynnie, a ja w tym momencie miałem wielką ochotę dać mu w twarz, za te jakże „potrzebne” mi w tej chwili uwagi.
-No wybacz, nie ja tu zarządzam- zacząłem dość zjadliwie- ale nie będę się zaharowywał po 20 godzin, tylko dlatego, że mój wspaniały szef jest zazdrosny. -dodałem już ze złością a po chwili odetchnąłem – zrozum, ci ludzie są dla mnie ważni, ta praca… to moje całe życie. Nie jestem jednak w stanie ich wszystkich ratować, ogarniać i matkować im. A to wszystko się rozpieprza. I to na twoich oczach! Modela z innej agencji, z zagranicy! Co będzie, jak zapytają cię o pracę z nami? Powiesz im, że wszystko było świetne? Czy jednak, że jesteśmy bandą niepoważnych idiotów? - patrzyłem na niego z pretensją w oczach. Wiedziałem, że to przecież nie jego wina, ale on mógł nam naprawdę zaszkodzić.
-Nie powiem tak… nie ze względu na ciebie. – mruknął czule, przeciągając się.
-Wiesz co… nie bardzo rozumiem, dlaczego nagle jesteś dla mnie taki miły… co się zmieniło od tych trzech dni, kiedy jesteśmy „razem”?- zapytałem zgryźliwie. Właściwie to nie powinienem się nad tym zastanawiać, jednak wolałem nie roztrząsać problemów w pracy. Zwłaszcza bez kawy.
-Nie wiem, po prostu… jesteś inny niż wszyscy. Takie mam wrażenie i zdecydowanie jesteś słodki... – wzruszył ramionami a po chwili się uśmiechnął. – A dlaczego pytasz?
-Bo mnie to dziwi. – odparłem szybko, nie mając ochoty odbywać tej rozmowy. Na sam koniec dodałem jednak – i nie jestem słodki.
Niestety, odbyłem kolejną rozmowę z asystentką, ponieważ nie chciałem, by się na mnie gniewała, za rozłącznie się. Poza tym Kaczarowski miał rację. Nie mogliśmy zawalić tego kontraktu tylko dlatego, że nie potrafiliśmy się dogadać.
Z jednej strony bardzo się cieszyłem, że trochę polepszyło się między mną a modelem, z drugiej jednak… Aleks denerwował mnie jak nikt inny. Naprawdę nie miałem pojęcia jak ugryźć i rozegrać nasze relacje, by nie poszło to w złą stronę, o ile już tak się nie stało. Naprawdę dalsze udawanie, że wszystko jest normalnie nie miało sensu. Ten facet był dla mnie nie do rozgryzienia. Moje rozmyślania przerwał telefon.
-Patryk co ty odwalasz? – zapytał mnie zdenerwowany Maurycy. -Dlaczego nie ma cię w pracy?
-Miło, że pytasz. Idę na L4. Nie będę harował całą dobę przez twoje idiotyzmy. Oprócz Viktora nie mamy nikogo do makijażu i stylisty, co też jest debilizmem. Mam dość twoich fochów i zachowania jak dziecko. Znamy się tyle lat, a ty dalej coś odwalasz, zanim dorosnąć.
Ta rozmowa zaczynała zmierzać w złym kierunku, dla nas obu. Starałem się dodatkowo nie wkurzać, niż to było możliwe, ale powoli szlag mnie trafiał.
-Chyba oszalałeś! Wkurwiajcie mnie już naprawdę. – wycedził w końcu. Jego głos brzmiał lodowato, aż się zdziwiłem.
-Nie trzeba było zwalniać Viktora. Przestań zachowywać się, jakbyś był w tym biznesie tydzień. Naprawdę dość. Albo Vik wraca, albo mnie przez miesiąc nie zobaczysz. Nie wiem, weź go wyruchaj czy coś, żebyście się dogadali. Myślę, że wam obu dobrze to zrobi.
-Nawet tak nie żartuj! Dopiero co rozstałem się z Kevinem. – na jego stwierdzenie westchnąłem. Czy on nie widział, co się działo? Czy był aż tak krótkowzroczny, by nie przewidzieć, że jego decyzje mogą zaważyć nie tylko na naszej pracy, ale też na życiu całej piątki? Nie dość, że miałem kłopoty z moimi uczuciami względem Aleksa, to jeszcze prawdopodobnie będę musiał leczyć dodatkowo dwa złamane serca. To wszystko wybuchnie i oczywiście ja dostanę rykoszetem. Mój wspaniały przyjaciel stracił już Kevina, Viktor się ulotni i nikt go nie znajdzie i Bóg wie co dalej.
-Serio?- warknąłem w irytacją. – Więc, już spieprzyłeś. Proszę przyjacielu, zmień nastawienie... Zrozum, to się nigdy nie kończy dobrze.
-Odwal się! Masz przytaszczyć swój zgrabny tyłek do agencji, max za pół godziny!- rozłączył się, nawet nie żegnając ze mną. Kolejny raz w ciągu tego tygodnia chciałem go zabić, wymyślając coraz to nowsze tortury.
Wyprowadzony do granic możliwości, rozważając wszystkie możliwości swojego L4 oraz sytuacji związanej z moim gościem i postanowiłem wstać i iść do tej cholernej roboty. Dlaczego? Ponieważ Kaczarowski już się niestety nasłuchał o naszym nie profesjonalizmie. Nie chciałem pogarszać sprawy. Jeśli stracilibyśmy kontrakt, agencja poszła by na dno, Marcel miałby duże kłopoty. Co jak co, ale to był mój przyjaciel i nie mogłem go zawieść. Z resztą sam miałbym przechlapane, bo gdzie znalazłbym inną pracę? A jeszcze za coś muszę żyć. Prawda była taka, że mógłbym w końcu dostać podwyżkę, jednak nie chciałem o nią prosić. Nie zarabiałem mało, bo około 3 tysiące, jednak nie było dużo w tym kraju. Przy Aleksie też się nie wychylałem, ponieważ ten by pewnie wszystko wygadał. Poza tym on ma kasy jak lodu i to by jeszcze gorzej wyglądało. Sam fakt, że nie wiedziałem nawet na czym z nim stoję, nie miałem pojęcia czy mogę mu też zaufać, doprowadzał mnie do szału. Ale z tym uporam się później. Na razie trzeba było zgasić pożar, który wybuchnął w związku ze zwolnieniem młodego. Poszedłem pod prysznic, przy okazji każąc modelowi się ubrać i ogarnąć. Szybko zajęło mi zebranie się, niestety ktoś postanowił również się umyć… co zajęło mu pół godziny.
-Ej pospiesz się. Bo wyjdziesz bez śniadania. Marcel nas zabije...– krzyknąłem do niego zirytowany.
-Spoko loko słodziaku… nie chcę śmierdzieć. – uśmiechnął się do mnie rozbrajająco, już ubrany. Usiadł obok mnie na krześle i skubnął trochę sałaty z mojej kanapki. Po chwili z uśmiechem wziął swoją, z pomidorem, szynką i ogórkiem, do ręki i ugryzł. Odwróciłem wzrok by nie patrzeć na te boskie usta. Chętnie bym je całował, ale teraz nie było na to czasu. Zastanawiałem się, czy w ogóle kiedyś będzie do tego okazja.
Dokładnie 45 minut później byliśmy w samochodzie, jadąc nie do agencji, tylko do mojego drogiego przyjaciela.
Jakież było jego zdziwienie jak pojawiłem się w drzwiach z butelką pepsi. Jego potargane blond włosy wyglądały uroczo w połączeniu z zaspanym wzrokiem i przydługą koszulką.
-Czego chcesz?
-Zbieraj się, jedziemy do pracy.
-Spadaj, ja już jej nie mam.
-Nie wkurwiaj mnie. Pod prysznic, pij colę, śniadanie jest na dole, o ile Aleks go nie zeżarł.
-Od kiedy jesteście w tak dobrej komitywie?
-Odkąd przestał mnie wkurwiać. Ale teraz ty zaczynasz. Pod prysznic… - westchnąłem i wszedłem do przedpokoju. Akurat wtedy zadzwonił telefon.
-Gdzie jesteś? Miałeś być godzinę temu.
-W korku, oddzwonię. – warknąłem i się rozłączyłem. Ja ich kiedyś naprawdę uszkodzę, każdego po kolei. Wszedłem do uroczego lecz małego salonu, usiadłem na kasztanowej kanapie, naprzeciwko okna i zamyśliłem się. Dlaczego to wszystko się tak bardzo pogmatwało? Naprawdę nie potrzebowałem więcej kłopotów…
-Wiesz, że Kevin rozstał się z Marcelem?? -melodyjny lecz cichy głos wyrwał mnie z moich rozważań. -To znaczy Kev go zostawił… planuje wyjechać. – spojrzałem na niego w szoku.
- To się porobiło..
- Taaa, się nasz szefu wkurzy... - wzdrygnął się z lekką złośliwością. -Marcel mnie zajebie.
-Sam nawalił… - powiedziałem, zbierając się. – Chodź, idziemy. Trzeba wypić to cholerne piwo. Nie podołam bez ciebie. I to wiesz. Jest nas tylko dwóch i musimy trzymać się razem. – wyciągnąłem do niego dłoń, a on ociągając się ją przyjął. Wstaliśmy.
Viktor przywitał się z Aleksem i uratował swoje jedzenie, przed łakomstwem mojego chwilowo współlokatora. Ze smakiem zjadł kanapkę i napił się kawy.
-Tego mi było trzeba.
- Taaa… -zaśmiał się Kaczarowski. – Więc jak chłopcy chcecie naprawić całą masakrę w agencji?
-Nie mam pojęcia. – odparliśmy w tym samym momencie.
- Ja tam nawet nie pracuję -Model roześmiał się ponownie, dość ponuro.
-Może mu po prostu obciągniesz Vik? Myślę, że będzie zadowolony.-zakpił a ja się zakrztusiłem.
-Matko, coś ty mu zrobił, że mu się język wyostrzył? Przerżnąłeś go? Czy mu dałeś?
-Ej! Jestem hetero- żachnął się.
-Ta, a ja matką Teresą. Jesteś pedałem, tak jak my. Możesz oszukiwać cały świat, ale nie nas. – wzruszył ramionami i dokończył swoją kanapkę. Akurat wtedy zajechaliśmy pod budynek.
Marcel stał przy swoim samochodzie i bawił się telefonem. Był zdenerwowany.
-Jesteś pewien?
-Nie… ale musisz to zrobić. – odparłem. -Nie uciekaj Viktor. Jesteś wojownikiem. -dodałem mu trochę otuchy, mam nadzieję, że mi się to udało.
-Co on tu robi? -zaskoczył nas jego osty głos.

Viktor:

Po tonie Marcela wywnioskowałem, że miałem duże kłopoty. Nie miałem pojęcia, po jaką cholerę Patryk mnie tu przywiózł, ale moim planem było zwiać. Po wczorajszej nocy nie chciałem się mierzyć ze wściekłym lwem. Na szczęście mój przyjaciel wyratował mnie z opresji.
- Pracuje, nie zamierzam odwalać całej roboty sam. Więc jeśli nie ogarniesz dupy, będziesz zapieprzał ze mną. - warknął, patrząc na niego butnie.
-Uważaj sobie Pająk...
-Bo co? Zwolnisz mnie? Zobaczymy, kto wtedy będzie wszystko robił. A teraz, masz do pogadania z Viktorem i radzę ci, żebyś dał mu... nam podwyżkę. Jeśli mamy odwalać tę robotę, musimy dostawać dużo więcej. - Pat popchnął mnie w stronę drzwi wejściowych. Nie było rady, nic nie mówiąc wszedłem do tego cholernego miejsca, mając ochotę utopić mojego przyjaciela we wrzątku. Powstrzymałem się jednak od jakichkolwiek działań, dopóki nie weszliśmy do gabinetu Maurycego. Stanąłem oparty o ścianę, najbliżej drzwi, jak się dało, by w razie co, móc uciec. On z kolei usiadł na swoim czarnym, obrotowym fotelu i patrzył na mnie groźnie.
-Nie wybaczę ci tego. - powiedział zimnym tonem. - wpieprzyłeś się w mój związek, chciałeś mi zabrać mojego faceta, co ci się udało. I teraz... żaden z nas go nie ma. Dzięki tobie...
-Możesz również sobie podziękować. Zachowywałeś się jak tyran, ciągła zazdrość, awantury. To, co mu zrobiłeś wczoraj, było obrzydliwe. Po przyłapaniu go na zwykłym przytuleniu z przyjacielem, zerżnąłeś go jak szmatę. - odparowałem, zły.
-Szmatą, to jesteś ty. Specjalnie udawałeś słodkiego i nieporadnego chłopaczka. Celowo chciałeś zabrać mi Kevina, by się na mnie zemścić. Przyznaj się, chciałeś by to on ciebie rżnął, tak jak ja jego wczoraj, prawda? Widać to po tobie. Jesteś nic nie warty. I gdyby nie Patryk to nawet bym cię tutaj nie trzymał. A teraz spierdalaj z mojego biura i bierz się do roboty. Bo naprawdę cię z niej wypieprzę na zbity pysk.
-Chcę podwyżkę, dla mnie i dla Pata.
-Zapomnij. Jemu mogę dać, tobie... nigdy. I jeśli chcesz mieć za co żyć to zjeżdżaj mi z oczu. - warknął ostrożnie
-To rezygnuję, w dupie mam twoje warunki.
-Nie znajdziesz nigdzie pracy. Zrobię ci tak koło dupy, że nikt cię nie zatrudni. Chcesz się przekonać do czego jestem zdolny? - szczęka mi opadła na podłogę. Nie spodziewałem się, że on sięgnie po tak niski cios.
-Ciekawe, czy to samo zrobisz Kevinowi. - to mówiąc podszedłem do niego i dałem mu z całej siły w twarz. Po chwili udałem się do drzwi i nimi trzasnąłem tak, że wypadło całe szkło. Ups...

Patryk:
Nie zamierzałem podsłuchiwać ich rozmowy, ale nie sądziłem, że się dogadają. Za dużo było już nienawiści między nimi, by cokolwiek mogło się zmienić. Czego nie rozumiałem, to jakim idiotą Marcel musiał być, by winę za rozstanie zrzucać całkowicie na Viktora... w tym wypadku do tanga trzeba trojga. Cała trójka dołożyła się do tego, nikt nie był całkowicie czysty. A jednak Kev zwiał, a Pawłowski zbiera opieprz.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Aleksa.
- Nad czym tak dumasz?- zapytał, lekko unosząc brew
-Nad tym, dlaczego to się tak wszystko popieprzyło... - odparłem, wypuszczając powietrze ze świstem.
-Przynajmniej jest śmiesznie. - odparł, z nutką rozbawienia. - Zdajesz sobie sprawę, że oni będą razem?
-Co? - spojrzałem na niego jak na kretyna. - Zwariowałeś?
-Nie, Jestem pewien, że ta dwójka skończy jako para. Oni jeszcze tego nie wiedzą, ale się kochają.
-Ty chyba mocno się w głowę uderzyłeś- mój ton był wybitnie złośliwy.
-Pomyśl... Kłócą się jak stare dobre małżeństwo. Łączy ich wielka namiętność... wydaje mi się, że dużo większa, niż Maurycego z Kevinem. - uśmiechnął się figlarnie. - Przenieść to do łóżka i wszyscy sąsiedzi będą na papierosa wychodzić po ich zabawach. - chwile czasu potrwało, zanim przetrawiłem tę informację. Nigdy bym się nie spodziewał, że Kaczarowski rzuci mi takimi spostrzeżeniami. Jeśli miał rację, to mogłoby to oznaczać początek III wojny światowej.
-Słuchaj – model nie odpuszczał – moja kuzynka Stacy miała taką sytuację ze swoim partnerem. Ich ściny były legendarne, dogryzali sobie i robili na złość na każdym kroku, aż w końcu oboje zrozumieli, dlaczego tak się zachowują. I teraz są szczęśliwym małżeństwem, mają trójkę dzieci, dwa psy, chyba z 4 koty i oposa.
-Oposa?
-Ta... uratowali go, jak ktoś chciał go podpalić. Był niezdolny do życia na wolności, więc go zaadoptowali. I z tego co mówią, zwierzak zachowuje się jak kot.
-A to ciekawe. - wybuchnąłem śmiechem. Co jak co, ale oposa w tej opowieści się nie spodziewałem. Po paru sekundach usłyszeliśmy trzask drzwi i spadające szkło... Zdziwieni podbiegliśmy zobaczyć, co się stało... I to by było na tyle z ich związku...
-Ta... już widzę jak ta dwójka kończy razem... - zaśmiałem się ironiczni
- No ładnie przyjacielu, ile to lat nieszczęścia? 7? czy 40? - Aleks dodał złośliwie do wkurzonego Zatorskiego.
-Wynoście się stąd!

Godzinę później, dopadłem Viktora w toalecie. Stał, oparty o umywalkę, patrząc na mnie ponuro.
-Zdajesz sobie sprawę, że on cię obciąży kosztami za te drzwi? - zapytałem tonem rodzica.
-Tak mamusiu, wiem... - wzruszył ramionami. - I nie da mi podwyżki. Dałem mu w mordę... Zasłużył na to... Zarabiam mniej od ciebie, od wszystkich... tylko dlatego, że pan idealny ma ze mną problem. Zastanawiam się, czy nie zgłosić do go PIPU.
-Nie żartuj. Pomogę ci z tą szkodą.
- Daj spokój, sam masz słabo finansowo. To, że nie masz kredytu na mieszkanie, nie znaczy, że srasz kasą. Masz swoje zobowiązania. Nie rozumiem, dlaczego ten drań nie znosi mnie od samego początku... - zanim zdążyłem mu odpowiedzieć, Aleks wszedł ze zdziwionym wyrazem twarzy.
-Nie wiem, co wy tutaj robicie... ale szefu chciał byśmy wszyscy się zebrali w konferencyjnej... -
Dlaczego musiałem tego słuchać?
-Jak wszyscy wiedzą w naszej firmie atmosfera jest dość luźna. Lubię, jak pracownicy czują się swobodnie. Jednak ostatnio coś jest zbyt frywolnie. Od tej pory, każdy z was zostawia swoje personalne rzeczy, nastroje, humory, poza drzwiami agencji. Nie obchodzi mnie, kto kogo nie lubi. Takie sprawy załatwiajcie poza pracą. Po drugie. Od dzisiaj wszyscy mówcie do mnie Marcel. Tak mam na imię. Nazywanie mnie raz tak, raz inaczej, powoduje pewne problemy. Do tej pory wolałem Maurycy, ale zmieniłem zdanie, z powodów, o których nie musicie wiedzieć. I najważniejsze. Jestem waszym szefem. Kiedy jesteśmy tu, macie mieć do mnie szacunek. Nie ważne, jak blisko jestem z wami w życiu prywatnym. Nie ważne czy mnie lubicie, czy mnie nienawidzicie. Jako wasz przełożony będę oczekiwał od was, byście zachowywali się z szacunkiem. Zrozumiano?
Jedyną osobą, która pokazała, co myśli o tym przemówieniu, był drugi stylista. Wyszedł w momencie, kiedy usłyszał o szacunku. Domyślałem się, że nie miał ochoty wierzyć w te bzdury. Ja już chyba też nie. Bo zachowanie Zatorskiego przeczyło jego słowom. To tak, jakby nagle ktoś przełączył w nim jakiś przycisk. Przecież jeszcze niedawno był to ciepły i kochający człowiek. Podejrzewałem, że zmienił go związek z Kevinem... Chociaż lubiłem tego chłopaka, miałem swoje przemyślenia. Jednak nie artykułowałem ich, ponieważ mogło się to dla mnie naprawdę źle skończyć.
Po tym krótkim przemówieniu, rozeszliśmy się do swoich zadań. Miałem mieszane uczucia co do jego wytycznych odnośnie nowych zasad między-ludzkich. Z jednej strony on sam zaczął pewnie nieciekawe sytuacje, jednak teraz próbując wprowadzać takie zmiany, mimo że były dobre, mogły zrobić dużo więcej złego, niż dobrego. Zwłaszcza w relacjach między nami.
Ale skoro tak chciał, zobaczymy tylko, jakie będą tego skutki.
Wróciłem do przerzucania katalogów, kiedy dołączył do mnie mój przyjaciel. Minę miał nietęgą.
- Dobrze się czujesz?
- Średnio. Wróćmy do pracy. Co myślisz o tym zestawieniu?- Vik pokazał mi zdjęcie modela ubranego w czarną koszulę, kremowy krawat oraz garnitur, również jasny. - Ładnie by wyglądało na Aleksie.
- Ale nie mamy drugiego modela.. Wszyscy inni są zajęci...- zaznaczyłem nasz najważniejszy w tym momencie problem.
- Niech pan idealny będzie zastępstwem... - usłyszeliśmy głos naszej wspaniałej asystentki.
- Zwariowałaś? - zaśmiałem się – chcesz włączyć w tę sesję Marcela? W ogóle co ty tutaj robisz Katherina?
-A czemu nie? Skoro uważa, że jest zbyt luźno, to niech zabierze dupę z biura i porobi z nami. - odparła ze śmiechem. - zabrał mnie z urlopu, mówiąc, że się pali... właśnie widzę...
- Co się z tobą stało, dziewczyno? - zapytałem z podziwem.
- Zatorski to dupek, dobrze o tym wiecie, mała lekcja pokory mu się przyda. - mrugnęła do nas figlarnie i odeszła, kołysząc biodrami.
- Co o tym sądzisz? - spojrzałem na przyjaciela
-Nie wiem, nie podoba mi się ten pomysł, ale... skoro nie mamy wyjścia. Tylko nie każ mi go ubierać i stylizować.
- Spokojna głowa, ja się nim zajmę. - zaśmiałem się zadziornie. Jednak żaden z nas nie chciał tej wieści zanosić do jaskini lwa. Dlatego wydelegowaliśmy kobietę. Jej wdzięk mógł złagodzić nerwy każdego mężczyzny. Nawet geja.

Wróciliśmy do domu zdecydowanie wypompowani. Marcel zorganizował nam kolejną awanturę odnośnie naszego pomysłu. Potem dał nam wszystkim wolne popołudnie. Je z kolei spędziliśmy u Viktora, zastanawiając się jak poukładać jego sprawy, co było bardzo trudnym zadaniem. Jednak udało się nam dojść do porozumienia i jakiegoś planu na najbliższe dni. Rozmawialiśmy również odnośnie sesji oraz pokazu, by to się udało, pomimo przeciwności losu. I uspokoiłem się trochę. Dobrze było wiedzieć, że nie wszystko stracone i że Aleks chce nam pomóc. To naprawdę dawało siłę. Przede wszystkim, co było dla mnie najważniejsze, ani jeden ani drugi z moich bardzo bliskich przyjaciół nie został sam w tej całej masakrze.
- Wiem o waszych kłopotach finansowych Pat. - zaczął łagodnie model, przerywając moje jakże potrzebne rozważania.
- Co?
- Słuchaj, zapłacę za zbite drzwi u Marcela w gabinecie. Pomogę ci też z czynszem. - zaczął, jednak ja się wtrąciłem
- Nie ma w ogóle mowy. - zacząłem, jednak nie dane mi było dokończyć, bo poczułem te słodkie usta na swoich. Zapomniałem o całym świecie. Delikatne muśnięcia zamieniły się po chwili w namiętne zabawy moim językiem i przepadłem. Nie mogłem się nie zgodzić na takie cudowności, kiedy byłem tak całowany. Wtuliłem się w Aleksa i zapomniałem o naszej kłótni.
- Więc promyczku... z czym chciałeś się ze mną nie zgodzić? - zaczął figlarnie, kiedy tylko przerwaliśmy pocałunek.
- Em... nie bardzo pamiętam.
-To dobrze... Wszystko już załatwione i jutro Marcel będzie miał nowe szyby. A teraz wracając do nas.. - oj, długo w nocy nie mogliśmy zasnąć...

Viktor
Około godziny 22, kiedy jadłem pizzę, zamówioną w lokalnej pizzerii, rozległo się głośne pukanie do drzwi. W piżamie w kwiatki, z potarganymi włosami, otwarłem i zamarłem.
- Co ty tu robisz?...

7 komentarzy:

  1. Witam,
    kochana przepraszam, że dopiero teraz się odzywam... właśnie miałam już przygotowany komentarz czy pamiętasz o tym blogu bo jednak nic nie ma od dawien dawna... ale w pewien sposób to moja wina, że nie zauważyłam ze jednak coś jest, niestety po prostu nie miałam jak zajrzeć na bloga, i ewentualnie otwarcie strony, miało tyko zadanie czy blog wciąż istnieje... (brak czasu, i problemy zdrowotne), ale właśnie teraz zerknęłam, i w najbliższym czasie skomentuję już prawidłowo ten rozdział, i naprawdę liczę, ze jednak przerwy nie będą za długie ;]
    wszystkiego dobrego w Nowym Roku, weny, chęci i czasu życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    no i jestem... wspaniały rozdział, liczę naprawdę że i dość szybko pojawi się następny... ojć mamy już bardzo poważne konflikty w agencji... ale jest Kathrina bardzo dobry pomysł z włączeniem Marcela do sesji zdjęciowej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    kochana co słychać u Ciebie? zamilkłaś na tak długo.. a ja zaglądam i zaglądam tutaj w nadziei na rozdział....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    wspaniały rozdział, no no cudnie konflikty w agencji... ale Kathrina to dobrze zorganizowala jak tak chce to i Marcel bierze udział w sesji...
    mam nadzieję, że wrócisz do nas i będą kolejne rozdziały...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    droga autorko, zaglądam tutaj co jakiś czas w nadzieji na nowy rozdział czy chociaż jakiś one-shot i bardzo tęsknię za historią... mam wciąż nadzieję na Twój powrót...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    kochana już tak dużo czasu upłynęło a tutaj nic nawet jednej małej informacji... a tak fajnie się zapowiadało to opowiadanie...
    proszę choć daj znak że żyjesz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    kochana tęsknię bardzo, powróć tutaj, proszę chcę poznać dalsze losy ich...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Bez chamstwa i jadu poproszę.