sobota, 13 września 2014

Powracam

Powracam z zaświatów.
Przepraszam za długą nieobecność. Miałam dużo nieprzyjemnych spraw, ale staram się ogarnąć. Wracam do pisania. Wracam do Was. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, że zostawiłam Was bez słowa :*
A.

czwartek, 5 czerwca 2014

Kochankowie samotności rozdział 12

Przepraszam, że tak późno ale miałam problemy techniczne i zdrowotne.
Zapraszam do czytania i komentowania.
A.
Ps, rozdział podmieniony, sprawdzony


Przyjechali do kawiarni wcześniej, niż zakładali. Luis od razu wysiadł z auta i nie czekając na byłego partnera poszedł przed siebie. Nie miał najlepszego humoru, a myśli sprzed kilku godzin, kiedy nie spał, nie dawały mu spokoju. Dlaczego Darren tu był? Dlaczego on sam wdał się w tę toksyczną relację? O co tak naprawdę chodziło blondynowi i jaki miał cel w tej nagłej zmianie? Czy aby nie chodziło o rozprawę? Nie był w stanie zrozumieć tego wszystkiego, ale musiał to wyjaśnić. Coraz gorzej czuł się z obecnością mężczyzny, zupełnie udręczony, przez zdradę, którą popełnił oraz przez przeczucie, że on chce po prostu go ukarać swoją obecnością. Coś musiało się zmienić i to natychmiast, bo inaczej oszaleje.
Za nim szybko podążył Carter, zdziwiony tym, że kelner na niego nie poczekał. Czyżby się na niego gniewał? W sumie, miał o co. Przez ponad dwa lata zachowywał się jak drań. Ale bardzo żałował tego i chciał naprawić swoje winy. Musiał tylko poczekać na Maggie, która mogła podpowiedzieć mu cokolwiek o „romantyczności” i tego typu rzeczach. Może uda jej się dojść do tego, jak odzyskać utracone serce dawnego kochanka mężczyzny. Ale było to niezwykle trudne. Blondyn widząc jego zmęczenie chciał zaproponować mu wakacje, tyle że Petterson na pewno nie zgodziłby się, gdyby mieli pojechać we dwóch. I tu sprawa się komplikowała, bo jedynymi osobami, które mogłyby go przekonać do urlopu byli Charlie i Felix. Ale... co z kafejką i filmem? To były poważne przeszkody, które praktycznie uniemożliwiały zrealizowanie tego planu, a we dwóch by nie pojechali. Chociaż, może warto spróbować?
Wszedł do Cudów i innych słodkości zamyślony, do tego stopnia, że prawie wpadł na krzątającego się nerwowo chłopaka.
Uważaj – syknął zirytowany Luis.
Przepraszam, Słonko – odparł blondyn.
Nie mów tak do mnie.
Dlaczego?
Bo... nie – uciął. Nie miał ochoty kontynuować tego typu dysput. Był w zbyt złym nastoju, nie wiedział już, co zrobić. Poza tym, za wszelką cenę musiał skupić się na pracy, by nie zwariować. Byle do rozprawy i odpracowania byłego partnera. I potem to wszystko się skończy. Wybierze się na jakąś terapie, by popracować nad sobą i zapomni o miłości swojego życia. Nie miał wyjścia. Wina za rozstanie tkwiła po jego stronie. I tego sobie nie będzie mógł wybaczyć do końca życia. Zresztą nawet nie próbował.
Mamy dużo pracy – powiedział po chwili. – Musimy się za to zabrać. Niedługo przyjdą klienci – powiedział bez przekonania i jakby ciszej, odlegle.
Wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony Carter.
Zawsze musisz mnie o to pytać? Wszystko dobrze – rzucił od niechcenia i poszedł na zaplecze. Sytuacja zrobiła się bardzo napięta. Kiedy szatyn odszedł, Darren usiadł na krześle i westchnął głośno. Zapowiadał się bardzo trudny dzień. Luis, gdy tylko doszedł do szatni, osunął się o ścianę i cicho zaszlochał. Utrzymanie tego wszystkiego w sobie było zbyt trudne, kosztowało go za wiele energii. Nie potrafił tego powstrzymać, a paradoksalnie to, czego chciał najbardziej, to silnych ramion ukochanego, które otuliłyby go, a on powiedziałby...
Nie płacz, skarbie... – jakby na zawołanie pojawił się ten wyczekiwany „ktoś”, najważniejszy w całym świecie kelnera. Obrócił go w ramionach i przytulił do piersi, głaszcząc delikatnie po głowie. – Co się stało, kochanie?
Nie... jestem twoim... kocha...
Sz... jesteś moim kochaniem – wyszeptał. – Co się dzieje? Boję się o ciebie – dodał, słysząc kolejny wybuch szlochu mężczyzny. Nie rozumiał, co takiego mogło się stać w ciągu zaledwie kilku minut. Jeśli mógł jakoś ulżyć lub pomóc mu, był gotów. Musiał tylko wiedzieć, w czym...
Ja... ja nie chcę...
Czego?
Bo... ja się... ja nie mogę być twoim „kochaniem”, to ja to wszystko popsułem...
Luis...
Nie! To ja cię zdradziłem! To wszystko moja wina! – Rozpłakał się jeszcze bardziej, mimo że Darren ocierał mu cały czas łzy.
Carterowi z szoku oczy praktycznie wyszły na wierzch. Przecież to nie była prawda, Petterson nie mógł obwiniać tylko siebie za rozpad ich związku. To wszystko tak się zagmatwało. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
Posłuchaj mnie... uważnie, dobrze?
Ale...
Żadne „ale”... Obiecujesz, że mnie wysłuchasz? – Zapytał łagodnie.
Tak...
Dobrze. Skarbie, to nie tylko twoja wina, że nasz związek się spieprzył. Pracowaliśmy na to oboje, cholerne dwa lata. Głównie ja zawaliłem. Nie obwiniaj siebie, proszę cię. Byłeś pijany, nie panowałeś nad sobą. Gdybyś był trzeźwy... zdradziłbyś mnie?
Nie... za bardzo cię kocham... – Odszepnął zapłakany kelner.
Dokładnie. Po pijaku, ludzie robią różne rzeczy, mój błąd, że cię zaniedbywałem, źle traktowałem, a twój, że się na to zgadzałeś. Ale to ja byłem dupkiem, ty po prostu za bardzo bałeś się mnie stracić. – mówił łagodnie, tuląc do siebie byłego kochanka. W końcu zrozumiał to wszystko, słysząc ból i rozpacz w wyznaniu szatyna, którego się nigdy nie spodziewał. Nie miał pojęcia, że tak to przeżywał, że obwiniał siebie o to wszystko.
Luis lgnął do ciała Darrena, rozpaczliwie tracąc na chwilę poczucie rzeczywistości. Cała rozpacz i ciężar ostatnich wydarzeń spadły na niego właśnie teraz, nie pozwalając iść dalej. Nie miał ani siły, ani ochoty pracować tego dnia. Pozostawiony sam w kawiarni, miał dość. Czekał, aż jego siostra i Felix wrócą do pracy, a on będzie mógł wziąć wolne i spokojnie odpocząć. Kiedy rozmyślał, blondyn cały czas obejmował go i głaskał uspokajająco. W końcu chłopak się wyciszył i spojrzał w oczy Carterowi. Poczuł ciepło bijące od drugiego ciała i delikatnie uśmiechnął się.
Jestem beznadziejny, co? – Wyszeptał.
Wcale nie, kotku. Nie chowaj wszystkiego dla siebie. Bardzo się o ciebie martwię, wiesz? Nie wiem, jak ci pomóc.
Zmień mnie na kogoś innego...
Głuptasek – odparł spokojnie mężczyzna. – Kocham cię całym moim sercem – dodał bez wahania.
Dziwność ich relacji było widać coraz bardziej. Prawie czternaście dni temu się rozstali, a zachowują się jak kochankowie, których miłość dopiero co rozkwitała. Może rzeczywiście tak było? Może rzeczywiście dopiero po tych ponad dwóch latach musieli spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, by dostrzec, jak za sobą tęsknią i co jeden znaczy dla drugiego?
Jedyne, co teraz było ważne dla Darrena, to ulżyć kelnerowi w cierpieniu i pomóc mu pozbyć się całkowitego i jednostronnego poczucia winy za rozpad ich związku, bo doskonale wiedział, że sam nie był święty. Miał nadzieję, że może Maggie również pomoże mu w tym względzie, przecież była bardzo mądrą i doświadczoną kobietą, a mężczyzna bardzo chciał zmiany na lepsze. Wiedział już, że pragnął odzyskać Luisa, jeśli ten tylko będzie tego chciał.
Już dobrze?
Tak... – Wyszeptał szatyn i otarł ostatnią łzę. – Trzeba... trzeba wracać do pracy... – dodał powoli, rozglądając się. Ale Darren trzymał go nadal w ramionach. Był zaniepokojony i miał ku temu powody.
O nie. Kochanie, nie wracasz dzisiaj do pracy – powiedział stanowczo. – Jesteś przemęczony i w dołku, ja się zajmę kawiarnią, ty posiedzisz, dobrze? Najwyżej pomożesz mi przygotowywać kawy.
Ale... – Próbował zaprotestować, jednak nie dane mu było skończyć, ponieważ jego usta zostały zamknięte w delikatnym i czułym pocałunku.
Mam poprosić Paula, by po ciebie przyjechał? Czy zamykamy dzisiaj? – Postawił ultimatum.
Ej... to nie...
Czekaj... – Zastanowił się. spojrzał na ukochanego i delikatnie dotknął jego czoła. Wyciągnął z kieszeni telefon i szepnął: – Nie złość się na mnie, dobrze?
Po chwili odebrała Samantha.


Zamykanie kawiarni to był najgłupszy pomysł, Darren! Czyś ty oszalał? – Krzyczał wściekły Luis, kiedy siedzieli w samochodzie. Mężczyzna patrzył, jak były kochanek próbuje wyrzucić z siebie całą złość, jaka właśnie go ogarniała po rozmowie z siostrą. – Ubzdurałeś sobie, że coś mi jest i teraz mam wolne cały weekend, a kto będzie pracował, hę? Mieliśmy klientów, a teraz znów nie będą przychodzić.
Nie przesadzaj, kochanie, naprawdę. Ja bardzo się o ciebie boję, rozumiesz? Jak byś pracował dzisiaj? Zapłakany, ledwie mający siłę, blady? -próbował uspokoić go Carter. – Wynagrodzę wam te dni utargu. W przybliżeniu, ile byście zarobili, trzy tysiące? cztery? Hm? – Luis momentalnie się uspokoił i zrobił wielkie oczy.
Tu nie chodzi o to, byś oddawał... – Powiedział łagodniej. Zrobiło mu się głupio. Dlaczego on o niego tak dbał? – Po prostu nie możemy sobie na to pozwolić.
Ale musisz o siebie dbać. Wiesz o tym? – Reszta podróży minęła im w ciszy. Szatyn pogrążył się we własnych myślach, tak samo zresztą jak i blondyn, który dodatkowo skupił się na prowadzeniu samochodu. Zanim jednak dotarli do domu, skręcili w jedną, dość malowniczą uliczkę.
Gdzie jesteśmy? – Zapytał zaskoczony kelner.
Zobaczysz – Darren wysiadł z wozu. – Chodź.
Poprowadził zaciekawionego chłopaka wzdłuż do oszklonego, niewysokiego budynku po prawej stronie. Był to salon samochodowy marki Mercedes. Pettersona wmurowało w ziemię.
Co my tutaj robimy?
Jak to co, kotku? – Zamruczał mu czule do ucha uśmiechnięty Carter. – Kupujemy ci samochód – dodał beztrosko.
Co? - Luis prawie wykrzyknął i został pociągnięty przez mężczyznę do środka.
Kolejne dni mijały im bardzo szybko. Ani się obejrzeli, a Darren już był po rozprawie (z wyrokiem kilkudziesięciu godzin do odpracowania w kawiarni Samanthy oraz odkupienia jej samochodu); Felix wrócił do pracy i zdążył się załamać stanem swojego mieszkania, a Charliemu po raz kolejny przesunęły się zdjęcia do filmu. Tylko u Luisa nie wiele się zmieniało – był rozchwiany emocjonalnie i rozpaczliwie potrzebował wakacji. Dlatego też Carter wraz z Davisem wymyślili pewien „dziki” pomysł, by wywieść swoich partnerów oraz „byłych-niedoszłych partnerów” gdzieś daleko. Najlepiej w miejsce, które wybierze latająca pinezka. Tak więc rozłożyli mapę i rzucili ostrym i małym narzędziem chwilowej zbrodni; trafiło na Polskę – Sudety, miejsce mało zamieszkane i stosunkowo w Ameryce nieznane, przynajmniej dla czwórki mężczyzn.
Zarówno szatyn, jak i blondyn mieli nadzieję na jakąś zmianę w ich relacji, bo stali w miejscu – niedobrym miejscu, które ich obu niszczyło. Musieli w końcu pójść w jedną albo w drugą stronę. Rozstać się zupełnie i nie mieć ze sobą nic wspólnego, lub wrócić do siebie i pracować nad relacją z pomocą jakiegoś dobrego specjalisty. To były opcje – innej rady nie było. Stanie w miejscu ich zabije. Obaj zaczęli sobie zdawać z tego sprawę. Najbardziej bolało ewentualne poczucie straty i porażki, że jednak się nie udało tego uratować, bo obaj żałowali decyzji; powinni byli zawalczyć o siebie i swój związek. Być mądrymi dorosłymi ludźmi, a zachowali się jak małe dzieci. To było najgorsze z wyjść. Ale stało się – i teraz trzeba było w końcu ponieść konsekwencje wyborów.
Z kolei Charlie chciał poznać trochę lepiej swojego kochanka, bo mimo że mieszkali razem, tak naprawdę mało o sobie wiedzieli. O swoich przyzwyczajeniach, o tym co dokładnie lubią, po jakiej stronie łóżka śpią lub chociaż na co są uczuleni. Aktor mało zdawał sobie sprawę o Felixie, o jego nawykach jak również o tym, co może go denerwować. W końcu nie samą słodyczą żyje związek. Była to też okazja by pobyć z nim sam na sam, bez wszystkich zobowiązań, telefonów, Ruperta – mógł cieszyć się po prostu ukochanym. To było dla niego najważniejsze.
Znajdowali się w samolocie, kilka tysięcy metrów nad ziemią, wśród innych pasażerów. Kilpatrick, pogrążony we śnie wtulał się w Davisa, jak gdyby nigdy nic, a jego mężczyzna uśmiechał się do niego i głaskał śpiącego po przedramieniu. Było mu błogo, pomimo kilku męczących go myśli. Obok ich siedzeń były te przeznaczone dla Darrena i Luisa. Carter czytał książkę, a szatyn skulił się w fotelu, również przysypiając – a raczej udając, ponieważ nie chciał by wyszło na jaw to, jak bardzo boi się latać. Cały drżał i nawet bluza, którą blondyn go okrył nic nie dała. Nagle samolotem zatrzęsło a chłopak podskoczył, przerażony.
Co... co się dzieje?
Nic... spokojnie, to tylko turbulencje.
A... ok ... – Wydukał, zestresowany. Nigdy nie lubił tego sposobu przemieszczania się, a od kiedy katastrofy lotnicze stały się bardziej powszechne – obiecywał sobie, że tylko w ekstremalnych wypadkach wsiądzie do „latającego potwora”. Niestety, tym razem nie udało mu się wykręcić od tego środka transportu.
Jego ukochany lekko zdziwiony przypatrywał mu się przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, jak przeprowadzić z nim rozmowę. Petterson potrzebował pomocy – to było pewne, gdyż jego stany emocjonalne ostatnimi czasy dawały wiele do myślenia. Patrząc na niego, jakby instynktownie przysunął do siebie roztrzęsionego mężczyznę i po prostu go przytulił, głaszcząc uspokajająco. Po chwili odezwał się do sąsiada:
Charlie, masz coś na uspokojenie? Albo nasennego?
Coś mam, a co?
Luis się boi latać... jest w stanie „przedzawałowym”. Nie chcę, żeby się tak bardzo stresował.
Czekaj, poszukam tego i ulotki. Tylko ją przeczytaj i nie przesadź z tym ok ? – Upomniał go brunet. Felix przysłuchiwał się tej wymianie zdań wyraźnie zatroskany. Nie bardzo rozumiał, co działo się z jego przyjacielem. Co prawda wiedział o jego fobii względem latania, ale bardzo martwiły go te chwiejności nastrojów. Kiedy Davis znalazł lekarstwo na uspokojenie, wstał i zaniósł je Darrenowi. Pochylił się nad uchem mężczyzny i szepnął, podając mu specyfik – Wiesz, co się z nim dzieje? Bardzo się niepokoję.
Mnie pytasz? Nie mogę nic od niego wyciągnąć... Boję się jak cholera, Fel...
Ja także... Musimy potem porozmawiać, słuchaj... Jemu trzeba jakoś pomóc... – Mruknął trochę głośniej.
Wiem, ale próbuję, ale on ode mnie niczego nie przyjmuje. Jak widzisz... staram się jak mogę, ale ledwo znosi moją obecność, wy jesteście przyjaciółmi. – Spojrzał kelnerowi z powagą w oczy.
Właśnie widzę, jak cię „nie toleruje”. Przebywasz z nim najdłużej. Posłuchaj. Czuję, że ja sam mu nie pomogę; my musimy to zrobić. Cała nasza trójka. Obiecaj mi to. – Szepnął błagalnie, musiał pomóc swojemu adoptowanemu bratu, a kluczem do tego był właśnie Carter. To dzięki niemu chłopak płakał, lub się uśmiechał; najważniejsze żeby jego były partner teraz po prostu był. Na tych wspólnych wakacjach, a potem w kawiarni, a na pewno ich relacje jakoś się odbudują – Felix wierzył w to, czuł, że coś dobrego niedługo się zdarzy. Tylko trzeba było temu dopomóc.
Przecież wiesz... Możesz na mnie liczyć. – Z zamyślenia wyrwał go głos mężczyzny. – Luis jest moim życiem. – To zapewnienie mu wystarczyło.
Dziękuję. – Darren z lżejszym sercem wrócił na swoje miejsce . Przytulił się do ukochanego i patrzył za okno, na przepiękne chmury.
Charlie siedział po prawej stronie z dala od okna, przy którym usadowił się jego ukochany. Na początku, wsiadając do samolotu, stoczyli małą bitwę, kto gdzie ma się rozlokować. Polegała ona na „ papier-nożyce-kamień”. Oczywiście oszukując, wygrał Davis. Tłumaczył, że jako „samiec alfa” w tej rodzinie, musi zajmować miejsce po prawej stronie, a Felix jako „serce” po lewej – co oczywiście skończyło się prychaniem i chwilowym obrażeniem dumy blondyna. Jednakże, po jakiś dziesięciu minutach spór został zażegnany kilkoma namiętnymi całusami. Natomiast Kilpatrick zapowiedział zemstę i właśnie ją szykował. Miała być okrutna i bezwzględna. Musiał odzyskać prawo do „siedzenia po prawej stronie”.
Kochanie... Zamień się ze mną miejscem... Dość mam tego okna...
Nie ma mowy. Ja zawsze siedzę po prawej – odparł brunet.
Ja też... Dlaczego mam się dostosowywać cały czas? Nie możemy się zmienić? – Drążył dalej jego partner.
No ej... to chwyt poniżej pasa.
A mówienie, że jestem sercem związku, więc muszę być po lewej... bo to anatomicznie dobrze? No kotku... zmieniaj się... ale już. – Zażądał. Nadąsał się nie na żarty i miał już powoli dość. Jego mężczyzna był naprawdę cudowny, ale tutaj zdawał się nieugięty. Trzeba było trochę go „zmiękczyć” swoimi sposobami, by nie dać się totalnie podporządkować jego przyzwyczajeniom.
Ale... – Próbował zaprotestować mężczyzna, czuł, że powoli przegrywa tę batalię.
Bo nici z seksu...
Cholera... Nie rób mi tego... Kotku... – widząc jego minę, westchnął cierpiętniczo – Dobra, wstawaj – mruknął niezadowolony. Mały szantaż podziałał i już chwilę potem Davis siedział przy oknie, a Felix przeciągnął się, uśmiechając się szeroko i cmokając kochanego w policzek.
Dziękuję. Jesteś taaaaki słodki i pomocny. – Chuchnął mu do ucha i po chwili przytulił się do jego ramienia, wielce zadowolony z siebie. Mała zemsta podziałała i smakowała wyśmienicie. Czekała go teraz większa batalia... Ale ją też miał zamiar wygrać.
Dla ciebie wszystko – Powiedział usłużnie aktor na wpół złośliwie, mimo wszystko z dużą dozą czułości. Po chwili spojrzał na kochanka i delikatnie złączył ich usta w nieśpiesznym pocałunku. – Może wygrałeś tę bitwę, kochanie, ale to ja wygram wojnę. – Dodał z drapieżnym uśmiechem i wpił się bardziej intensywnie i mocniej w wargi chłopaka, który zdołał już tylko jęknąć z przyjemności oraz zaskoczenia.


piątek, 2 maja 2014

Kochankowie samotności rozdział 11

 Kolejny rozdział napisany. Przepraszam, że tak późno, ale z przyczyn techniczno zdrowotnych nie jestem w stanie pisać szybciej.
Mam nadzieję, że się spodoba, zapraszam do komentowania.
;)
A.



Było wcześnie rano. Luis siedział na balkonie, skulony pod kocem, już od jakiegoś czasu. Źle się czuł. Sam nie wiedział dlaczego, albo raczej- nie chciał przyznać się do tego, co go gnębiło coraz bardziej. Gdyby tylko mógł zrozumieć samego siebie, swoje emocje i uczucia, ale to było od zawsze dla niego rozmyte. Myśl o Darrenie, relacji z nim, końcu ich związku i późniejszych igraszkach w „łóżku” napawało go nie tylko strachem ale i odrazą, do samego siebie. Z jednej strony kochał go i to co robili, ale z drugiej, czuł się jak prostytutka, która oddaje się, osobie  by poczuć choć trochę ciepła i miłości nie tam gdzie powinna tego szukać. Ale czy będzie wracał po więcej? Pewnie tak- ponieważ, nigdy nie umiał odmówić Carterowi, nawet kiedy ten wyrzucił go z domu, źle traktował, obrażał. Złożoność i toksyczność tego uczucia i, całej ich relacji była czasami aż śmieszna.
Samantha nie rozumiała, jak można tak się nie szanować, by oddawać się po rozstaniu osobie pokroju blondyna, ale szatyn nic nie mógł na to poradzić. Nie bez wsparcia specjalisty. Sam tkwił w tym bagnie przez całą znajomość, od zakochania, do teraz. Coś trzeba było z tym zrobić. Najlepiej przerwać, bo i tak prędzej czy później wybuchnie mu to w twarz.
Rozmowa odnośnie odszkodowania i pokrycia wszystkich kosztów, o dziwo całkiem spokojnie przebiegła. Dogadali się co do wszystkiego i kiedy Carter wychodził pocałował nawet kelnera w policzek na „do widzenia”.  To wywołało kolejne nie chciane nadzieje i uczucia. Czy to możliwe, że on się aż tak zmienił? W ciągu zaledwie kilku dni? Niestety, musiał być gdzieś jakiś haczyk, a Luis naiwny nie był – już nie. Może kiedyś, ale te czasy już minęły, wraz z jego łatwowiernością i szczęściem.
Źle spał, często budził się i dręczyły go koszmary, od 5 rano był na nogach, a była dopiero 7. Jeszcze kilka godzin i będzie w pracy, a nie był senny. Ani trochę. Bał się spojrzeć byłemu w twarz, bo wiedział, że znów mu ulegnie, nie miał w sobie dość siły, by powiedzieć „nie”. Może by miał, ale za chwilę żałowałby i płakał w poduszkę, że nie skorzystał, by choć przez chwilę być szczęśliwym. W tych ukochanych i jednocześnie znienawidzonych ramionach. A pokusa była zbyt wielka, bo serce pełne bólu szukało ukojenia i zapomnienia, a to dać mu mógł. Paradoksalnie, on- człowiek, który już go nie kochał, który go nie chciał. I to doprowadzało do rozpaczy Luisa najbardziej.
Kolejna godzina minęła na rozmyślaniach, w końcu mężczyzna zebrał się w sobie i wstał. Wszedł do pokoju, odrzucił koc na łóżko i przetarł swoją twarz rękami. Następnie udał się do łazienki, by wziąć prysznic. Musiał żyć nadal, cokolwiek by się nie działo, jakkolwiek by nie był smutny, nie mógł się poddać. Nie kiedy Felix był chory a jego siostra dopiero miała mieć ściągany gips. Praca czekała. Mimo tego uśmiechnął się do siebie, nie chcąc więcej tych negatywnych myśli. Czas zacząć nowy dzień – pomyślał. Już 20 minut później, kiedy jadł śniadanie, ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiony, kto o prawie 8 rano mógłby chcieć ich odwiedzić, otworzył. Kiedy to zrobił, szczęka opadła mu na podłogę z łoskotem.
-Darren?
-Hej. Cieszę się, że cię nie obudziłem.
-Ale... co ty tutaj robisz?-zapytał zdziwiony.
-Przyniosłem twoje ulubione bułeczki. Z dżemem. -uśmiechnął się szczerze.- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - odgarnął włosy, wyraźnie zakłopotany.
-Em, no spoko, wchodź. Chociaż nie spodziewałem się...-wpuścił mężczyznę do domu, starając się uspokoić. Nie była to dla niego komfortowa sytuacja, biorąc pod uwagę jego stan sprzed niecałej godziny. Jednak nie chciał dać niczego po sobie poznać, by nie stwarzać dziwnych sytuacji, albo powodów do szydzenia.
-Luis? -z zamyślenia wyrwało go jego własne imię. -Słuchasz mnie w ogóle?
-E, przepraszam, uciekłem myślami.
-Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej.
-Wszystko ok, tylko źle spałem. -westchnął. -Czasami mi się to zdarza. Ale nie przejmuj się tym. -dodał, widząc wzrok mężczyzny. Naprawdę nie chciał pytań o swój stan zdrowia i tym podobnych, albo litości. O, to było mu najmniej potrzebne ze wszystkiego.
-Jak sobie życzysz. - odpowiedział, choć zdecydowanie czuł, że to coś więcej niż Luis chciał powiedzieć. Ale na razie nie będzie na niego naciskać. 
Usiedli przy stole, a kelner zaproponował mu jajecznicę, oraz kawę z mlekiem, co Carter przyjął z radością, gdyż przyjeżdżając do niego na „głodniaka”, liczył na zaproszenie na śniadanie. Jedli w milczeniu, bo Petterson nie wiedział, o czym tak naprawdę mogli by rozmawiać. Nie bardzo przy okazji miał ochotę na miłe pogadanki ani wymianę z nim „czułości”. Czuł jak wszystkie mięśnie były napięte a ciało sztywne. Z kolei Darren nie wiedział co mógłby powiedzieć chłopakowi. Chciał spędzić z nim po prostu czas, być obok niego blisko, móc na niego patrzeć. W głębi duszy tęsknił za swoim byłym partnerem, mimo że za nic w świecie by się do tego nie przyznał.
Gdy tak jedli w milczeniu, rozdzwoniła się komórka Cartera. Odebrał- dzwonił jego brat.
-Halo? - odszedł od stołu
-Hej, co się z tobą dzieje?
-Pomagam Luisowi, mówiłem ci.
-Nie masz jeszcze wyroku.
-Przecież wziąłem wolne. Jak dostanę wyrok, pójdę najwyżej na chorobowe. Felix jest chory a Samantha ma złamaną nogę. On jest sam w kawiarni.
-Słuchaj. Zastanów się po jaką cholerę zgrywasz tego dobrego, albo nie zawracaj mu głowy. Wkurzasz już mnie wiesz o tym? Przeprosiłeś go w ogóle?
-Nie... jeszcze nie...-zawahał się.
-Więc może czas najwyższy! Myślałem, że rodzice lepiej cie wychowali. Daj znać jaki jest wyrok. -zanim blondyn zdążył cokolwiek więcej powiedzieć, Paul rozłączył się. Mężczyzna wrócił lekko zszokowany do śniadania; jego starszy brat nigdy wcześniej tak z nim nie rozmawiał. Zawsze stał po jego stronie, nie pouczał a tym bardziej nie ignorował go w ten sposób. Nagle postawił mu zupełną kontrę- co było dla Darrena czymś nowym i niezrozumiałym. Coś się zmieniało. Spojrzał na szatyna i jakby na pstryknięcie palca coś odblokowało się w jego mózgu. Kelnera coś gnębiło, związanego z nim, z jego obecnością. W połączeniu z zachowaniem starszego Cartera miało to sens, pokręcony, ale zawsze. Czy powinien z nim teraz rozmawiać, zapytać o wszystko? Przeprosić? A może błagać o czystą kartę? Dlaczego w ciągu kilku dni to wszystko stało się tak jasne? W praktycznie braku ku temu powodów?
-Może zacząłem używać swojej mózgownicy – był tak zaaferowany swoimi myślami, że nawet nie zorientował się, że wypowiedział te słowa na głos
-Co? -odezwał się od razu chłopak. - O czym ty mówisz?
-Czy ja to powiedziałem na głos? -zdziwił się.
-No... tak jakby... chyba, że to ja zacząłem czytać ci w myślach... -odparł z przekąsem szatyn i sięgnął po kolejną bułeczkę z dżemem jagodowym. Czując na sobie natrętny wzrok, wzruszył ramionami – chcesz też?
-Przepraszam Luis- powiedział niespodziewanie.
-Nie rozumiem?
-Za nasz związek, za rozpad, za złe traktowanie. Nigdy tego nie powiedziałem. Powinienem był od tego zacząć, zanim poszliśmy do łóżka, zanim zacząłem ci pomagać... eeeh, nie mam kwiatów, czekoladek, czy czegoś co mógłbym ci dać na przeprosiny. Ale wiedz, że bardzo żałuję tego co zrobiłem. - Petterson spojrzał na niego zdezorientowany. Nie wierzył w to co się właśnie działo i nie rozumiał tej zmiany. Ona przecież nie mogła się stać, nie tak szybko, a nawet jeśli. To on sam sobie nie mógł wybaczyć zdrady, a co dopiero obwiniać o to Cartera. Odetchnął głęboko i spojrzał mu twardo w oczy
- Przeprosiny przyjęte. Choć to ja jestem odpowiedzialny za rozpad związku. Za co proszę cię o wybaczenie. -Nie potrafił powiedzieć nic więcej.
-Nie wiem, czy potrafię, spróbuje. Ale daj mi czas, dobrze?
-Dobrze.
-A ty?
-Postaram się, też. - powiedział tak, mimo że Luis już to zrobił, bo kochał go nad życie.
- Ok. -uśmiechnął się. Nie zdawał sobie sprawy, jakie myśli kotłowały się w głowie byłego kochanka. Nie zrozumiałby bólu, jaki nagle się tam pojawił. W ciągu tej krótkiej wymiany zdań, która miała dać ukojenie, skutek przyszedł odwrotny. Petterson również poczuł, że coś się zmieniło, że blondyn przestał go już kochać, i nie potrafił powiedzieć dlaczego tak właśnie myślał, ale było to nazbyt silne. Tak bardzo chciało mu się płakać.
Zbliżała się 9, trzeba było powoli ruszać do kawiarni. Obaj mężczyźni wstali od stołu, odłożyli naczynia do zlewu i zaczęli się zbierać do wyjścia. Carter oczywiście nie widział innej opcji jak podwiezienie swojego eks do pracy, w końcu jechali w tę samą stronę. Luis, nawet jakby został zapytany o zdanie, nie protestowałby. Nie miał ochoty jechać autobusem. Nie, kiedy mógł dojechać wygodnie na miejsce. Albo przynajmniej spokoju. Zawsze potrzebowali trochę czasu na porozstawianie krzeseł na sali oraz sprawdzenie czy wszystko jest w porządku w lokalu, a także czy jest woda i prąd. Czasami bywały awarie, musieli mieć czas, by je zgłosić i ewentualnie naprawić. Dlatego też, nie zastanawiał się długo nad możliwością przemierzenia drogi autem.
Chwilę później znaleźli się w samochodzie. Blondyn włączył cicho radio, i ruszył. Szatyn nic nie mówił, uparcie wsłuchiwał się w głos spikera przedstawiającego wiadomości, nadal mając masę myśli, które nie dawały mu spokoju. Nie żeby chciał się podzielić nimi ze swoim byłym, o nie. Darren z kolei był na siebie zły- przeprosiny mu nie wyszły. Wszystko poszło dokładnie na odwrót. Musiał to szybko naprawić. Tylko jak... Przydała by się pomocna kobieta, która wiedziała, co nieco na temat romantyczności i była mężczyźnie przychylna. Nagle wpadł mu głowy całkiem niezły pomysł. Maggie, jego pierwsza dziewczyna z liceum. Utrzymywali nadal kontakt, mogłaby wpaść do kawiarni. Ona jedna będzie mogła mu coś doradzić. Od razu polepszył mu się humor.
-Luis?- zagadnął, weselszy
-No?
-Co robisz dzisiaj wieczorem?
-Sprzątam kawiarnię... -odparł z przekąsem.
-A potem?
-Idę do domu spać.
-Mogę cię gdzieś porwać?- zapytał tajemniczo
-Nie wiem, zależy gdzie.
-Zobaczysz. Zaufaj mi. -uśmiechnął się do zaskoczonego chłopaka, z czułością. -przecież nie zrobię ci krzywdy, głuptasie. -zapewnił go od razu.
-E, no ok. Zastanowię się. -nie miał pojęcia, co blondyn kombinował, ale chyba nie musiał obawiać się niczego złego, przynajmniej taką miał nadzieję. 

Poranne promienie słoneczne, wpadające do pokoju,  delikatnie dotykały twarzy dwóch tulących się do siebie mężczyzn. Charlie niechętnie otworzył oczy, czując gorąco na swoim policzku, spojrzał w dół, na chłopaka, którego właśnie obejmował. Felix spał odwrócony do niego plecami, z uśmiechem na ustach. Musiało mu się śnić coś bardzo miłego. Aktor jednak nie chętnie wyswobodził się z uścisków i całując ukochanego w skroń wstał z łóżka. Podszedł do okna i zasłonił żaluzje, by nie przeszkadzały spokojnemu odpoczynkowi jego mężczyzny. Spojrzał na leżący na komodzie zegarek- była godzina 5. Mógł jeszcze pospać ze dwie godziny co najmniej. Dlatego wrócił do łóżka, na nowo przytulając blondyna do siebie i zamknął oczy, uśmiechając się. Nigdy  nie czuł się tak szczęśliwy, budząc się o tak wczesnej porze.
Ponownie obudził się około 6:30, czyiś wzrok wpatrywał się w niego uparcie. Zielone oczy nie dawały mu od pewnego czasu ani chwili spokoju. Mężczyzna, które kochał już nie spał od dobrych dziesięciu minut i rozmarzony przyglądał się śpiącemu kochankowi. Nie chciał go budzić ani nic, po prostu mógł obserwować go we śnie, właściwie po raz pierwszy- i wydawało mu się to fascynującym zajęciem.
-Fel... twoje spojrzenie wywierci mi dziurę w czole
-Bardzo śmieszne – zarechotał kelner – Czas wstawać, jest już prawie siódma. Na którą masz być w moim mieszkaniu?
-O faktycznie -otworzył oczy w panice. -Zapomniałem o tym. Na ósmą. -spojrzał na zegarek. - Zdążę jeszcze, ale muszę się pośpieszyć. W ogóle, dzień dobry kochanie. -wymruczał i pocałował w usta czule chłopaka.
-Dzień dobry skarbie – odparł z uwielbieniem blondyn i pogłaskał aktora po policzku.
-Zaraz dam ci lekarstwa, jak się czujesz mój książę?- cmoknął go jeszcze w skroń i wstał z łóżka.
-Dzięki tobie, bosko. A klucz do mnie daj Eli, mojej sąsiadce, zadzwonię do niej z prośbą, by zostawiała robotnikom razem przed wyjściem do pracy, dobrze?
-Jesteś pewien?
-Jasne, po co masz biegać? Z resztą, wolę cię tutaj -wymruczał i pogłaskał moszczącego się na poduszce Delicjona. -Właśnie, masz zdjęcia, jak to wygląda?
-Wiesz, chyba jednak wolisz tego nie oglądać. Naprawdę, zdenerwujesz się. Zdaj się na mnie kochanie. Proszę cię. Dobrze?
-Skoro tak mówisz -zawahał się, ale czuł, że Charlie miał racje. Do pewnych spraw podchodził zbyt emocjonalnie, a teraz chciał cieszyć się ich związkiem i budowaniem przyszłości z tym człowiekiem. Ten jeden raz mógł mu zaufać, w końcu już byli parą. „Para” jak to słowo cudownie brzmiało. Musiał jeszcze powiadomić o tym Luisa oraz Samanthe, jego rodzinę. Nie taką z obrazka, prawdziwą.
Zamyślił się na chwilę. Biologicznych rodziców miał dość kiepskich. Gdyby nie Pettersonowie, zginąłby marnie, a jednak nie potrafił zmienić nazwiska. Może to już był czas? Zastanawiał się od pewnego czasu, czy nie zostać „Felixem Pettersonem”. Przecież nikt z jego adopcyjnej rodziny nie miałby mu tego za złe. A nawet bardzo by się cieszyli. Dali mu tak dużo, a on się prawie od nich odciął. Nie rozumiał sam siebie, ale – chyba w końcu musiał dorosnąć do pewnych rzeczy, i koniecznie porozmawiać z przyjacielem oraz resztą familii. Na pewno ucieszą się na wieści o jego związku i chęcią odnowienia kontaktów. Przecież on im będzie wdzięczny do końca życia, za wszystko.
Aktor ubierając się, zauważył zamyślenie swojego kochanego, nie chciał mu jednak przeszkadzać. W tym czasie wziął psa na spacer. Cały czas, kiedy szedł przez zielony park, niedaleko domu, zastanawiał się dlaczego blondyn miał taką smętną minę. Nie chciał za dużo wypytywać, ponieważ nie była to jego sprawa, a chłopak by mu powiedział- gdyby miał ochotę, to jednak martwił się. Coś musiało gryźć kelnera, może sprawy rodzinne, o któryś kiedyś od Luisa słyszał. Wiedział, że nie wszyscy mają ciekawą sytuację w domu i wyrozumiałych rodzicieli. Davis sam również nie miał. Widział też wiele razy smutne sceny, kiedy rodzice wyrzucali z domów swoje dzieci – jego kumpli, tylko za to, że byli gejami, lub kumpele za to, że były lesbijkami. Brak wyrozumiałości pomiędzy pokoleniami było czymś bardzo złym. Dodatkowo, w szkole sam wiele razy doświadczył prześladowania z powodu swojej orientacji, ale nigdy się nie ugiął. Zawsze pomagał. A teraz- jego najbliższa, ukochana osoba, przeżywała jakiś problem. Prawdopodobnie związany z jego przeszłością. Charlie przysiągł sobie w duchu i to od razu – że będzie go chronił za ze wszystkich sił.
Kiedy wrócił do domu i zdjął Lampkowi smycz, Felix leżał już pod kocem na kanapie w salonie. Wyglądał jakby spał. Jednak kiedy Davis do niego podszedł, otworzył oczy i się uśmiechnął.
- Czekałem na ciebie, kochany. -wyszeptał i przyciągnął go do czułego pocałunku, który od razu został odwzajemniony. Wargi muskały się i ocierały o siebie delikatnie, smakując siebie nawzajem. Nieśpiesznie poznawały nowe terytorium, chcąc zapamiętać tą słodką wilgoć i fakturę języków oraz każde wyżłobienie podniebienia. Oderwali się od siebie dopiero, kiedy zabrakło im oddechu, blondyn od razu zachichotał. - świetnie całujesz. -wymruczał
-Ty też niczego sobie. Wróciłem, skarbie. -dopowiedział przywitanie, zanim ta cudowna pieszczota uniemożliwiła mu myślenie. -Leki... trzeba dać ci leki, a za chwilę śniadanko. - cmoknął go jeszcze w usta.
-Przecież mogę sam zrobić.
-Nie e, mój książę jest chory, muszę o niego dbać. -pokręcił głową i zarechotał. Następnie udał się do kuchni by przygotować jedzenie. Tosty były jego specjalnością, zresztą uwielbiał je od dziecka. Zwłaszcza z serem, pomidorem i szynką. Wziął kilka kromek i zaczął je przygotowywać. Miał w pamięci również leki i nakarmienie zwierzaków, które powoli zaczynały się o to dopraszać. Nagle szczupłe ramiona oplotły go w pasie.  Brunet podskoczył w pierwszym momencie zaskoczony, ale po chwili się zrelaksował.
-Co kochanie?- zapytał łagodnie.
-Nic -uśmiechnął się blondyn -lubię się przytulać. Karmiłeś już futra?
-Nie, jeszcze nie.
-Ja to zrobię. Nie jestem już obłożnie chory, leki też wezmę. -odszedł w poszukiwaniu karm i misek oraz swoich tabletek. Wrócił pięć minut później a pierwsza partia tostów była już gotowa.
Jedli śniadanie śmiejąc się i rozmawiając o wieli rzeczach. Nie poruszali trudnych tematów, na to jeszcze przyjdzie czas. Teraz chcieli cieszyć się sobą i swoim towarzystwem. Po zniknięciu góry góry grzanek i wypiciu kawy Charlie zaczął się zbierać. Zapewnił przed wyjściem Felixa, że zostawi klucze sąsiadce, oraz że zajmie się wszystkim. Po czułym pocałunku wyszedł uśmiechając się do siebie.
Kelner położył się na kanapie i przykrył kocem, niezmiernie szczęśliwy. W końcu poczuł się bezpiecznie. Miał dla kogo żyć.

niedziela, 30 marca 2014

Kochankowie samotności rozdział 10

Zapraszam na rozdział, niestety nie betowany tym razem, bo mojej bety nie ma teraz na Internerach. Także, jak tylko się pojawi i zbetuje, to podmienie rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Przepraszam, że ostatnio jest taki przestój, ale mam dużo rzeczy na głowie. 
Postaram się to nadrobić. Ale dla pocieszenia, ten rozdział ma aż 10 stron.
Zapraszam do komentowania. 
A. 


Dobre piętnaście minut spędził pod prysznicem, zastanawiając się, co mógłby zrobić, by wreszcie zbliżyć się do Charliego,nie wychodząc na napalonego smarkacza, jakich pewnie pełno wokół niego krążyło. Ładnie wykrojone usta nęciły, piękne lśniące włosy zachęcały do zatopienia w nich palców, ciało wabiło, by się tulić i łasić na potęgę do silnych i twardych mięśni. Na co dzień wyglądał równie dobrze jak w telewizji. Po kolejnych minutach rozmyślania o nim, wpadł na pewien pomysł. Jeśli się powiedzie, kelner nie musiałby zaczynać krępującej dla niego rozmowy o uczuciach. Nigdy nie potrafił bowiem rozmawiać na tego typu tematy. Wolał pokazać to, czego nie umiał ubrać w słowa. Samo przebywanie u aktora ułatwiało mu sytuację w pewnym stopniu, ponieważ byli ze sobą praktycznie cały czas. Nie musiał zastanawiać się, czy mężczyzna zaprosi go na kolejną randkę, czy przyjdzie tym razem porozmawiać z Luisem, czy w ogóle się pojawi. Zwłaszcza po sytuacji, jaka miała miejsce z Rupertem Balticiem, którego nadal miał ochotę zabić, za znieważenie.
Wyszedł z łazienki ubrany w piżamę, zastanawiając się i wręcz mając nadzieję, że Davis wziął tę jedną, jedyną rzecz z mieszkania, którą potrzebuje do zrealizowania swojego planu, zanim ten mu ucieknie. Prawie od razu zaczął przeszukiwać swoją torbę w poszukiwaniu niesamowicie obcisłych rurek, które rzadko kiedy nosił. Kiedy je znalazł, ku swojej uldze, rozejrzał się za ulubioną bluzką z długim rękawem, w kolorze czerni. Była bardzo wygodna, jednak nie zakrywała tych części ciała, które Felix chciał wyeksponować. Szybko włożył ciuszki i ułożył swoje lśniące włosy. Po chwili przejrzał się w lustrze.
-Jesteś gotowy na podbój aniele -zaśmiał się do siebie, robiąc kokieteryjną minę i skierował się do salonu. Zapomniał o jednym małym, drobnym szczególe... Dlaczego właściwie nie ubierał tych spodni. Na początku może i były wygodne, jednak po kilku momentach stawały się zbyt opięte i ledwo dało się w nich oddychać.
Charlie podłączał akurat kabel do telewizora plazmowego, kiedy w pomieszczeniu pojawił się towarzysz. Brunet uśmiechnął się do siebie, ponieważ miał wreszcie okazję do wykonania jakiegoś kroku w stronę blondyna. Powoli się podniósł i.. zamarł. Przed nim stał istny cud natury. Niesamowicie zgrabne nogi w bardzo opiętych rurkach, wyeksponowane krocze, pomimo dłuższej czarnej bluzki i zapewne piękna i zgrabna pupa, która była dla niego w tej chwili nie widoczna. Rozchylone usta kusiły a włosy ładnie dopełniały całość. Po prostu ideał. Z kolei aktor, któremu podczas walki z kablami zrobiło się ciepło, pozbył się swojej koszulki i świecił przed chłopakiem nagim, opalonym i muskularnym torsem. Fel nieświadomie oblizał usta, widząc ukochanego w takim wydaniu. Jego rozum nagle  odmówił posłuszeństwa a cała krew odpłynęła w jedno miejsce. Zanim się zorientował, gapił się bez najmniejszych oporów, jego penis zaczął reagować. Szatańskie rurki wiecznej zagłady robiły się coraz ciaśniejsze, on jednak stał jak zahipnotyzowany. Nie uszło to uwadze aktora. Uniósł jedną brew do góry, sam korzystając z okazji by popatrzeć. Między nogami kelnera nagle znajdowało się bardzo ciekawe widowisko. Bardzo ciasne spodnie, uciskające coraz to większą erekcję. Brunet domyślał się, że musiało to boleć coraz bardziej, jednak uparciuch nie reagował. W końcu [odniósł wzrok i obaj popatrzyli sobie prosto w oczy.
-Jak się czujesz? -zapytał w końcu Davis, sam zaczynając się podniecać. Jeszcze chwila a rzuciłby się na drugiego niczym tygrys na antylopę.
-Em.. lepiej. -skrzywił się, ponieważ było bardzo nie wygodnie, jednak nie chciał dawać za wygraną. Był zdeterminowany, żeby przełamać lody między nim a mężczyzną, dlatego musiał pomęczyć się jeszcze trochę. Jednak jego ciało nie dawało za wygraną a erekcja pulsowała boleśnie,  odprowadzając go to do coraz większego szału. Charlie ruszył spokojnie do kelnera patrząc mu w oczy. Robił to powoli, jak najspokojniej potrafił. Nie chciał spłoszyć ptaszyny, a w głowie układało mu się nagle bardzo jasne działanie. Kiedy stanął przy nim, dotknął delikatnie krocze chłopaka, wciąż patrząc mu głęboko w oczy. Przejechał palcem po jego całej długości i w końcu znalazł suwak; zaczął odpinać najpierw guzik a potem zamek bardzo powoli, oblizując usta. Rozkoszował się tą chwilą, oraz słodkimi rumieńcami kelnera, który najwyraźniej zapomniał, jak się oddycha. Po chwili brunet pogłaskał leniwie bok uda blondyna i bez ceregieli wsunął ręce pod rurki kładąc je na pośladkach i ściskając mocno. Fel, który wcześniej nie wydał z siebie żadnego dźwięku, pisnął z zaskoczenia i zażenowania, a jego twarz zrobiła się czerwona jak dorodny pomidor.
Tyłeczek chłopaka wydawał się niesamowicie apetyczny, a materiał zbędny, dlatego kiedy tylko przestał go ściskać, jednym szybkim ruchem zsunął z niego spodnie. Dzięki temu Felix odsunął się od niego i ściągnął szybko rurki, po czym zawstydzony uciekł do pokoju, nie patrząc na mężczyznę. Charliego zdziwiło takie zakończenie sytuacji. Miał nadzieję, na jakiegoś całusa choćby za pomoc, a ten uciekł jak przestraszona dziewica.
Kilpatrick usiadł na łóżku, próbując ochłonąć. To co się stało przed chwilą było tak cudowne, niesamowite, boskie i nierealne. Mężczyzna, którego kochał, przed chwilą dotykał jego najintymniejsze miejsca tak po prostu patrząc w oczy, jakby to było coś najnaturalniejszego na świecie. A on zrobił z siebie głupka. Nie dość, że założył takie spodnie, to jeszcze uciekł po wszystkim od razu jakby tamten był co najmniej ufoludkiem.
-Głupi jesteś, dzieciaku... -warknął sam do siebie. Chociaż sam nie wiedział, jakby zapanował nad pragnieniem ocierania się i jęczenia. Wstydził się tego, bo nie był pierwszym lepszym. Jego erekcja nadal dawała o sobie znać, na samo wspomnienie robiło mu się gorąco. Bezwiednie usiadł na środku łóżka i rozszerzył nogi, zsuwając lekko bokserki. Wyobraził sobie dłonie Charliego sunące po  jego ciele i chwycił swój ociekający już członek w palce. Jęknął cichutko, zaczynając robić sobie dobrze, mając przed oczami twarz aktora oraz  jego muskularne ciało.

Davis postanowił pójść do pokoju swojego gościa by z nim porozmawiać. Obawiał się, że chłopak pomyślał, że chciał go tylko zaciągnąć do łóżka. Brunet uwielbiał tą kruchą i delikatną istotę całym sercem i nie zamierzał jej skrzywdzić. Stojąc przy drzwiach usłyszał jakieś odgłosy. Nie wiedział jakiego typu one są; pierwsze co mu do głowy przyszło to płacz,a nie chciał by ten słodki chłopak płakał, dlatego od razu wszedł do środka. Jednak to co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Na środku łóżka siedział blondyn z wypiętymi pośladkami i najwyraźniej sobie obciągał, odchylając głowę co chwilę, poruszając biodrami i jęcząc. Jego włosy rozsypane były w wielkim nieładzie wokół twarzy i na plecach. Aktor nie zastanawiając się długo po cichu podszedł do niego. Czuł jak jego członek pęcznieje i przyjemnie pulsuje. Wyciągnął rękę i delikatnie odgarnął chłopakowi włosy za ucho. Ten dopiero wtedy zorientował się, że nie jest sam i krzyknął z przerażenia. Od razu chciał się zakryć, najlepiej zakopać gdzieś daleko i nigdy nie wyjść. Jego miłość nakryła go na tym, się zadowalał w jednym z jego pokoi. Co za upokorzenie. Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić silne ramiona odwróciły go a bokserki znalazły się na podłodze.
-Słodki -usłyszał szept z ust mężczyzny, tuż przy uchu, a po chwili poczuł przyjemne dreszcze, kiedy aktor przygryzł wrażliwą małżowinę. Fel leżał na plecach na łóżku a nad nim pochylał się Charlie, uśmiechając się czule a za razem z drapieżnym błyskiem w oku. - Mogłeś mnie zaprosić do zabawy...-chwycił jego członka w swoją rękę i przejechał  w górę i w dół obserwując jak ciało pod nim wygina się z przyjemności a usta wypuszczają jęki i westchnienia. Zafascynowany piękną reakcją mężczyzny, powtórzył tę czynność kilkakrotnie
-Char...lie.... -wyjęczał blondyn
-Tak, słodki? - jego penis wołał o spełnienie, ale chciał najpierw zająć się kochankiem, który tak pięknie odpowiadał na jego dotyk
-Weee....eź.. go.. yyym... doo.... - Davis zrozumiał o co mu chodzi, nie zamierzał pozwolić chłopakowi na żadne składne zdanie w ciągu następnych piętnastu minut. Wypuścił jego męskość z dłoni i przybliżył się do jego torsu, pocałował go delikatnie, po raz pierwszy smakując jego skóry. Była przepyszna, pachniała wspaniale, w końcu należała do jego aniołka. Różowo-kremowe sutki przykuły jego uwagę, polizał najpierw jeden, wyrywając głośniejsze jęki z ust kelnera, po chwili drugi, zassał się na nim i drażnił brodawkę słuchając przepięknej melodii, jaką wydawał z siebie w tym czasie Fel. Jednak brzuch kusić coraz bardziej, więc brunet przeniósł się z pocałunkami i liźnięciami, coraz niżej i niżej. W końcu dotarł do upragnionego miejsca i wtedy usłyszał
-Tak...
-Niecierpliwy jesteś kochanie. -zaśmiał się aktor ale postanowił nie męczyć go już dłużej i powolutku wziął jego męskość od razu do buzi. Najpierw na chwilę, by się nim pobawić, lizać jak lizaka, po całej długości, pieszcząc każde wybrzuszenie, główkę, żyłę wzdłuż. Penis Felixa był smukły, nie za gruby ale zgrabny i bardzo ładny. Aktor wylizał każdy szczegół, przenosząc się na jądra bawiąc się nimi chwilę, delikatnie zassał się to na jednym to na drugim, słysząc jak kochanek wstrzymuje powietrze. Nie torturując go już dłużej, powrócił do palącego problemu i tym razem zaprosił jego członka w swoje usta na dłużej.  Zaczął poruszać głową w górę i w dół powoli oraz spokojnie, uważając na zęby, by nie zrobić krzywdy chłopakowi. Spojrzał mu w oczy. Chciał widzieć tę piękną twarz, pogrążoną w ekstazie. Obserwowali swoje reakcji a oddech Felixa przyśpieszał jeszcze bardziej. Pojękując po cichu, miał ochotę płakać, nie mogąc uwierzyć, że to właśnie osoba która tak bardzo kocha, zaspokaja go z największą czułością i starannością. Drżącą rękę położył łagodnie na brązowych włosach ukochanego, delikatnie je głaskając. W odpowiedzi usłyszał pomruk zadowolenia, a po chwili znów odleciał, bo pieszczoty się wzmożyły. Charlie chciał doprowadzić kochanka do jak największej ekstazy, by móc oglądać go szczytującego. Sam siebie ani razu nie dotknął i już zaczynał się z tym męczyć. Jednak na szczęście po chwili poczuł, jak męskość chłopaka zaczyna drżeć
-Zaraz... dojdę... -wyszeptał Felix... kilka szybkich ruchów językiem i wystrzelił w ciepłe usta jęcząc imię ukochanego donośnie. Mężczyzna połknął wszystko co mu partner ofiarował, smakując słonawą spermę. Była przepyszna. Po chwili wypuścił go z mlaśnięciem i podciągnął się na wysokość twarzy zarumienionego i zmęczonego blondyna. Przez chwilę patrzył mu w oczy, a potem pogłaskał po policzku
- Dobrze ci było?
-Bardzo -odrzekł zawstydzony
-Wiesz, ja też muszę się sobą zająć. -szepnął, nadal patrząc mu w oczy. Dostrzegając jeszcze większe zmieszanie chłopaka dodał -jesteś naprawdę słodki kociaku. -zbliżył ich usta do siebie i musnął delikatnie. Otarł wargi o jego, na początku bez udziału języka. Pieścił delikatnie zachęcając blondyna do włączenia się w zabawę. Po chwili otrzymał odpowiedź. Był to ich pierwszy pocałunek, nieśmiały na początku, jednak po kilku sekundach przerodził się w namiętny taniec. Charlie rozchylił usta kochanka i wsunął język, korzystając z zaproszenia oczywiście. Nie robił nic na siłę,  nic co nie spodobałoby się chłopakowi. Trącał jego narząd i zasysał się na nim, badał policzki, podniebienie, zęby z niezwykłą czułością i dokładnością, chcąc zapamiętać każdy szczegół. Ciche westchnienia i pomruki zadowolenia uciekały z gardła jego kochanka, co jakiś czas. Oderwali się od siebie dopiero wtedy, kiedy zabrakło im powietrza. Spojrzeli sobie w oczy po raz kolejny, podczas tego zbliżenia, nie mówiąc nic, bo słowa nie były potrzebne. Niespodziewanie aktor złożył kolejny czuły i aczkolwiek krótki buziak na ustach Felixa, chcąc podziękować mu za namiętność jaką został obdarzony. Potem zaczął się podnosić, jednak ręka na ramieniu  stanowczo go zatrzymała
-Zostań -wyszeptał -miałem się tobą zająć -dodał nieco ciszej. Smukłe palce blondyna powędrowały na krocze bruneta, rozpinając zamek i guzik od spodni. Po chwili wsunął rękę w bokserki o objął męskość kochanka. - Przepraszam, że nie zrobię ci tego ustami. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. -szept Kilpatricka był jak powiew wiatru, ciepły i nie uchwytny, a brunet go uwielbiał. Davis nie miał mu tego za złe, wiedział że ten kruchy mężczyzna nie był zbyt doświadczony, dlatego sam mu nie proponował niczego. Jego tok myślenia został przerwany, kiedy rozkosz rozlała się po ciele. Pierwsze nieśmiałe ruchy, kolejne i następne, coraz pewniejsze, wyrywające z jego usta westchnienia i delikatne pojękiwanie oraz słowa zachęty. Nagle poczuł ochotę ponownego złączenia ich ust, pochylił się i pocałował chłopaka równie delikatnie jak za pierwszym razem, tak samo czule, jednak tym razem z większą dozą namiętności. Fel był już pewniejszy siebie, chętnie oddawał pieszczoty i mruczał jak zadowolony kocur. Kiedy oderwali się od siebie Charlie poczuł coś twardego. Westchnął i uniósł brew do góry znacząco, czyżby... nie, to nie możliwe... a może jednak...
-Jestem znowu twardy... -wyszeptał
-Wiem... -wyciągnął rękę w kierunku jego krocza i bez ceregieli ponownie chwycił męskość kochanka, całując go po raz kolejny Od tej pory westchnień i całusów nie było końca, obaj wili się pod swoim dotykiem, tuląc się do siebie. Byli bardzo spragnieni nie tylko spełnienia ale i czułości, miłości, ciepła oraz siebie nawzajem.
-Ja już zaraz...
- Kociaku.. ja też... -przyśpieszyli ruchy, zatapiając się w cudownym pocałunku. Wystarczyło kilka pociągnięć  by doszli jęcząc swoje imiona. Dla Felixa był to drugi orgazm w ciągu dwudziestu minut, dlatego opadł  nagi bezwładnie na łóżko, niesamowicie zmęczony. Obok niego zaraz położył się brunet, który czule i troskliwie oczyścił ze śladów niedawnej przyjemności najpierw kochanka a później siebie. Po chwili leżeli już pod kocem, tuląc się do siebie.

Blondyn patrzył przez okno, które znajdowało się blisko jego łóżka, na ogród a właściwie na wielką zazielenioną jabłoń. Jego myśli uciekały w dal, do początków jego fascynacji Davisem. Przypomnienie sobie tych wszystkich głupstw, o których kiedyś marzył, było z jednej strony dla niego wstydem, jednak z drugiej – dawało powody do uśmiechu. Ten mężczyzna, był wszystkim czego kiedykolwiek chciał. Nawet jeśli było to nierealne. Do pewnego momentu oczywiście. Teraz- uśmiechnął się do swoich myśli. Był w wygodnym i wielkim łóżku, właśnie z nim, z facetem którego kochał, od dawna chciał poznać i właściwie świata poza nim nie widział. A w przypadku Kilpatricka, coś już to znaczyło. Tylko jak powiedzieć te dwa piękne słowa, cisnące się na usta? Czy zostaną dobrze odczytane? A może chłopak zrobi z siebie pośmiewisko, tak łatwo ufając? Strach zaczął brać nad nim górę, aż zaczął drżeć. Wtedy z zamyślenia wyrwał go kojący i spokojny szept
-Zimno ci?
-Nie... chociaż w sumie, troszkę. -odparł łagodnie. Brunet okrył go szczelniej i wtulił w siebie mocniej, delikatnie odwracając do siebie. Felix automatycznie dotknął policzkiem jego torsu, wydając zadowolony pomruk.
- O czym myślałeś?
-A o głupstwach... o tym jak mi dobrze. -uśmiechnął się. Jego powieki powoli opadały. -Charlie... pojedziesz tam... zobaczyć co z …? - nie dokończył, ponieważ zasnął. Jego pytanie nie zostało bez odpowiedzi, jednak kelner jej nie słyszał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że może polegać na aktorze w tej sprawie, tak samo jak przy opiece nad kotem i samym sobą. W ciągu niespełna jednego dnia i trochę został postawiony na nogi. Mimo, że nie czuł się najlepiej, nie był bardzo słaby. Mógł chodzić po domu, oglądać telewizję, co prawda brunet wolał, żeby chłopak leżał, wychorował się spokojnie, w czym miał oczywiście rację. Po co się kłócić z ukochanym.
Charlie głaskał plecy śpiącego chłopaka, z niezwykłą czułością. Rozumiał to, co działo się ostatnimi czasy w jego sercu. Był zdecydowany podążać za tym i związać się z kelnerem, jeśli on tylko będzie tego chciał. Miał szczęście na wyciągnięcie ręki, wystarczyło tylko przekonać tę drugą połówkę do siebie. Nigdy tak bardzo się nie stresował, że coś może pójść nie po jego myśli, że spieprzy zanim cokolwiek się między nimi ułoży. Kilpatrick był młodym, jednakże bardzo doświadczonym przez los mężczyzną. Musiał wiele przeżyć by przetrwać. Nie ufał łatwo i szybko. Sam fakt, że oddał mu się, że pozwolił na to cudowne zbliżenie musiało coś znaczyć. Pozostawała też kwestia mieszkania; jak bardzo jest zalane, ile potrwa remont, czy blondyn zgodzi się na pokrycie jego kosztów przez aktora, i wreszcie czy uda się Davisowi przekonać go, by został, najlepiej na zawsze.

Nie zorientował się nawet kiedy zasnął, a już budzik wygrywał znienawidzoną melodię. Godzina 3 po południu, trzeba było podać Felixowi lekarstwa i zbierać się do jego mieszkania ocenić straty spowodowane pęknięciem rury. Zanim jednak wstał, popatrzył jeszcze na przytulonego do jego piersi kochanka. Blondyn wyglądał na bardzo spokojnego i bezpiecznego, jakby nie miał zmartwień, jakby nic złego nigdy go w życiu nie spotkało. Oddychał miarowo, co jakiś czas pokasłując lub mlaskając rozkosznie. Rozczulony Charlie uśmiechnął się pod nosem na ten widok. Tak bardzo chciał mu dać szczęście, jak nikomu innemu na świecie. W końcu znalazł swoje, wbrew Rupertowi, mediom, fanom i wszystkim tym, którzy nie zaakceptują go jako homoseksualisty. On się dla nich nie zmieni. Kochał tego drobnego i jakże upartego mężczyznę całym swoim sercem i nic ani nikt nie był w stanie tego zmienić. Nawet, jeśli z tego powodu jego kariera miała się zakończyć. Cóż, w całym Pittsburgh'u można robić wiele innych rzeczy. Pieniądze miał, to nie musiał się niczym przejmować. Najważniejsze było szczęście i – a nawet przede wszystkim – przytulony do niego Felix.
Nie chcąc wysuwać się z jego ramion zbliżył usta do głowy chłopaka i pocałował delikatnie blond czuprynę.
-Dzień dobry. - wyszeptał. -Pora wstawać.
-Jeszcze pięć minutek... którą mamy?
-Trzecia po południu, czas na leki, a ja zaraz lecę do twojego mieszkania, jeszcze wyprowadzę Lampka i nakarmię oba futra.
-Dziękuje... obudź mnie jak wrócisz... -tyle zdołał powiedzieć elokwentnie Kilpatrick
-Oj, Słoneczko, śpij, zregenerujesz się, tylko najpierw leki. - rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu swoich ciuchów.
Po pół godziny opuszczał willę po raz drugi, już po wyprowadzeniu psa i podaniu leków  chłopakowi. Wsiadając do swojego BMW zastanawiał się, co zastanie w jego mieszkaniu. Sądząc po tym, co mówił mu blondyn, pewnie większość jego rzeczy jest zniszczona, a pomieszczenia nadają się co najwyżej do kapitalnego remontu – po uprzednim osuszaniu. To było coś, czym raczej teraz chory kelner nie dałby rady zająć się sam. Odpalił silnik i ruszył. Po kilku minutach ciszy, postanowił włączyć radio, wtedy jednak jak na złość rozdzwonił się jego telefon.
-Halo?
-Tu twój menadżer.
-O Rupert. -zaczął -jak miło, że dzwonisz... -dokończył z przekąsem
-Taaa, słuchaj, mam ważne info. Rozpoczęcie zdjęć się przesunęło...
-O ile? -zapytał zdziwiony
-O jakieś dwa tygodnie. Reżyser złamał nogę. Nic się nie da zrobić. Także, zaczynacie za trzy, maksymalnie cztery...
-O jak fajnie, dłużej nie będę musiał cię oglądać. -zadrwił
-Bardzo śmieszne. Musimy pogadać w końcu.
-Nie mamy o czym, dopóki nie przeprosisz Felixa. Wiesz dobrze, ile on dla mnie znaczy. Kocham go, przyznaję się do tego. Nie obchodzi mnie czy świat się dowie, czy jestem gejem czy nie. Obraziłeś ważną dla mnie osobę, jako nie tylko mój menadżer ale i przyjaciel, dlatego dopóki go nie przeprosisz- nie mamy o czym rozmawiać.- zakończył swój monolog twardo.
-Dobrze, już dobrze. Nie dałeś mi nawet dokończyć. Nie powiedziałem, że go nie przeproszę. Rzeczywiście, po przemyśleniu... mogłem trochę przekroczyć granicę, nie mniej jednak zrozum. Nie tylko się kumplujemy, reprezentuje też twoje interesy, muszę wiedzieć kto się wokół ciebie kręci. -tłumaczył się Baltic
-To spróbuj go poznać, zanim wydasz osąd. Do cholery, nie mamy pięciu lat. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i chyba powinniśmy kierować się rozsądkiem, nie sądzisz?
-Przepraszam.
-Powiedziałem ci już, nie mnie... tylko jego...
-Ok, ok... Wpadnę do niego dzisiaj... -westchnął zrezygnowany.
-Raczej do mnie... jego mieszkanie jest zalane, on chory. Chwilowo mieszka u mnie w domu.
-CHARLIE!
-Muszę kończyć. Papa. -rozłączył się, rozbawiony reakcją mężczyzny. Nie była ona, jak się spodziewał, negatywna. Uśmiechnął się do siebie i po chwili włączył radio samochodowe. Resztę jazdy spędził na słuchaniu muzyki i rozmyślaniu o kimś bardzo bliskim jego sercu.
Dojechał na miejsce mniej więcej dziesięć minut przed czasem, by mieć okazję rozejrzeć się po zniszczonym lokum. Zanim jednak wysiadł z pojazdu, postanowił zadzwonić do Luisa. Ten jednak nie odbierał, dlatego po krótkiej chwili napisał mu wiadomość, że Kilpatrick czuje się już lepiej i że odezwą się wieczorem. W końcu otrząsnął się z miłych myśli o  leżącym na łóżku zarumienionym  kelnerze i udał się na górę.
Mieszkanie było w opłakanym stanie, ściany całe w przebarwieniach od wody, sufit zalany, podłoga pewnie też. Jego rzeczy – o tym to wolał chłopakowi nie wspominać. Jego piękne, do tej pory lokum w kolorach czekolady, pastelowego pomarańczu oraz łagodnej zieleni, nadawało się do remontu. Miał tylko nadzieję, że żadne grzyby się nie zalęgną na ścianach, bo wtedy to już był by poważny kłopot. Davis oglądał każde pomieszczenie z osobna, łazienkę, która o dziwo była najmniej zniszczona. Salon widział na samym początku, jak wszedł i aż ścisnęło mu się serce. Najgorzej wyglądał pokój mężczyzny. Prawdopodobnie piętro wyżej w tym właśnie miejscu musiała być łazienka. Pęknięcie rur doprowadziło do całkowitego  jego zalania. Wszystkie rzeczy, leżące na podwieszanych półkach, powyżej biurka były do wyrzucenia. Czyli niezła kolekcja płyt DVD, kilka dobrych książek o tematyce homoseksualnej i nie tylko, a także posłanie kota. Aktor w pewnym momencie zaczął bezczelnie grzebać po wszystkich szufladach chłopaka, sprawdzając co ewentualnie można jeszcze uratować. Chciał część szpargałów wziąć do siebie, jeśli oczywiście znajdzie jakieś torby, by blondyn nie stracił więcej niż do tej pory z tego co miał. Zapomniał po co tak naprawdę się tutaj zjawił w pierwszej kolejności i dopiero pukanie do drzwi mu to przypomniało. Porzucił swoje dotychczasowe zajęcie i poszedł szybko otworzyć. Wpuścił do środka mężczyznę w średnim wieku, z wąsami, w niebieskim uniformie i czapce z daszkiem, również w tym samym kolorze.
-Dzień dobry. James Smith. Jestem rzeczoznawcą budowlanym. -przedstawił się uprzejmie.
-Charlie Davis. Przyjaciel właściciela. Niestety Felix nie mógł się pojawić. Jednak mam całkowite pełnomocnictwo z jego strony.
-Rozumiem. Czyli z panem mogę wszystko ustalać?
-Oczywiście.
-Dobrze. -przyjrzał się salonowi. Po chwili powoli rzucił okiem na kuchnie i resztę pokoi oraz łazienkę. -Ja to widzę tak. Trzeba będzie to wszystko osuszyć i to porządnie, a potem zrobić kapitalny remont, inaczej grzyb to wszystko zajmie i zrobi się ruina. Te wszystkie szpargały, -wskazał na rzeczy chłopaka -trzeba stąd zabrać, co się da najlepiej.
-Ile to potrwa?
-Wie pan, kilka dni. Chciałbym tu wpuścić ekipę z suszarami jutro rano, jeśli to nie problem. Tylko, ktoś musi być by nam otworzyć.
-Dobrze, to pojawię się. Tylko o której.
-Najlepiej około ósmej. -powiedział stanowczo.
-Dobrze. A co z odszkodowaniem?
- Jutro wraz z ekipą przyjadą aparaty, ocenimy szkody i wycenimy wszystko. Raczej to nie była wina nikogo z mieszkańców, tylko jakiegoś konowała, co nie umie rur zakładać. W każdym razie więcej powiem panu jutro. A teraz jeszcze sąsiedzi na górze. Prawdopodobnie to u nich się wszystko zaczęło i poleciało w dół. Także do widzenia. -skierował się do wyjścia.
-Dziękuje bardzo. Do widzenia. - zamknął drzwi za mężczyzną. Całe spotkanie nie trwało długo, nie było nawet ku temu powodów. Facet był konkretny i głowę na karku, jak zdążył zauważyć. Spodziewał się, że remont będzie konieczny, nie wiedział tylko jak powiedzieć o tym Felixowi, który się załamie. Gorzej, jak wytłumaczyć mu pewien pomysł, który właśnie wpadł mu do głowy? To dopiero będzie trudne popołudnie. Przynajmniej miał teraz trochę czasu, podczas pakowania i jazdy, żeby to wszystko przemyśleć.
Był w domu około wpół do szóstej.  Przywitał zwierzęta i od razu udał się do pokoju swojego gościa. Miał nadzieję, że ten nie spał.
Blondyn obudził się już wcześniej, czekał na aktora, na wieści o jego mieszkaniu, oraz na niego samego, bo tak po prawdzie trochę się za nim już stęsknił. Kiedy usłyszał otwieranie drzwi, wesołe głosy przywitania i szczekania oraz kroki, skierowane do pokoju w którym się znajdował, odruchowo zamknął oczy. Musiał coś zrobić, miał plan i w końcu postanowił zaryzykować. Tylko za bardzo bał się reakcji mężczyzny, by wykonać to bez drobnego oszustwa.
Davis patrzył przez chwilę, na wg niego, śpiącego chłopaka. W jego oczach był najpiękniejszą istotą na świecie. Nawet taki bezbronny, z rozrzuconymi włosami na poduszce i rozchylonymi ustami. Uśmiechnął się do swoich myśli, które jednak zostały szybko przerwane przez dziwne zjawisko.
-Cha... rlie... -jęknął- nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś mówi przez sen. Nigdy nie obcował z takimi osobami i nie wiedział tak naprawdę jak się wtedy zachować. Nie umiał na początku rozeznać czy obudzić taką osobę, czy odpowiedzieć, czy nie mówić nic. Nie chcąc zrobić czegoś nie potrzebnego- wybrał trzecią opcję. - Charlie... K...kocham cie...  -wyszeptał śpiący kelner, przyprawiając bruneta o palpitacje serca.
Zamarł. To musiał być jakiś sen, on na pewno śni, albo jest w jakieś ukrytej kamerze. To nie było możliwe, żeby tak po prostu przez sen Kilpatrick wyznał mu miłość. A może właśnie dlatego było to prostsze i szczersze? Co miał zrobić? Jak się zachować? Zanim zdołał pomyśleć był już przy łóżku i kładł się obok blondyna, delikatnie go obejmując. W tym momencie zaskoczony Felix musiał zrobić wszystko by nie została odkryta jego malutka intryga. Udawał jak najdłużej bezwładnego i obojętnego na dotyk. Czekał na reakcje, a sekundy dłużyły mu się nie miłosiernie. Dopiero po dwóch minutach, które zdawały się dla niego wiecznością otrzymał odpowiedź
-Ja ciebie też kocham, mój słodki. -jego serce zabiło, a pod powiekami wybuchły fajerwerki. To była prawda? Charlie nie robił sobie z  niego żartów? Naprawdę mu to powiedział? Czuł tak samo? Chwilowe niepewności zagłuszyła nagła fala radości; nie potrafił już udawać i momentalnie zaczął się śmiać. Dźwięcznie, szczerze, prawdziwie. Wyrwał się z ramion zaskoczonego mężczyzny a po chwili znów w nie powrócił z takim impetem, że przewrócił go na plecy. Zawisł nad brunetem, będąc na nowo w tych czułych objęciach
-Naprawdę mnie kochasz?
-Tak. A ty? Nie spałeś, prawda?
-Ja też! -wykrzyknął-Nie, nie spałem, przepraszam za tą intrygę, ale bałem się tego co powiesz i... - nie zdążył dokończyć a jego usta zostały zamknięte przez nieśmiały a zarazem bardzo czuły pocałunek. 

wtorek, 18 marca 2014

Kochankowie samotności rozdział 9

Zapraszam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Trochę mi to zajęło, ale mam nadzieję, że warto było czekać.
Betowane przez Soul.
A.



Pierwsze pięć godzin w kawiarni mijało Luisowi bardzo ciężko. Wszystkie pozajmowane stoliki oraz masa gości powodowała, że ledwie dawał radę. Nie miał czasu rozmyślać o tym co wydarzyło się poprzedniego wieczora, na pewnej kanapie, która obecnie była zajmowana przez klientów. Gdyby to od niego zależało wypędziłby ich stamtąd natychmiast, za każdym razem, kiedy spojrzał w tym kierunku widział Darrena i siebie splecionych w miłosnym uścisku. Zamrugał oczami i zabrał tacę z zamówieniem.
Nie miał nawet czasu zadzwonić do Charliego lub Felixa, zapytać jak czuje się jego przyjaciel. Biegał od stolika do stolika, podawał ciasta, kawy, herbaty, powtarzając sobie w myślach, że jeszcze tylko sześć kolejnych długich godzin i będzie z głowy. Przygotowywał właśnie kolejną latte, kiedy wspomnienia ponownie wróciły. Cienki strumień mleka, parująca, gorąca filiżanka z aromatycznym płynem skojarzyły mu się jednoznacznie. Ręka mu zaczęła drżeć i o mały włos, byłby się poparzył.
-Boże, jestem zboczeńcem – mruknął do siebie pod nosem. Przez tego napalonego łajdaka Darrena wszystko kojarzyło mu się dzisiaj z seksem.
 Miał nadzieję, że jednak ten drań pojawi się w kawiarni, pomimo że pewnie spłonie przy nim ze wstydu, potrzebował pomocy. Nie da rady oporządzić wszystkiego sam, a pragnął się położyć do łóżka o przyzwoitej godzinie. Taki miał plan, chociaż wątpił w jego powodzenie. Sprzątania zawsze było więcej niż zakładali z Kilpatrickiem i często 2 godziny zajmowało im ogarnięcie wszystkiego. Na domiar złego cały ciężar ich wspólnej pracy spadł na niego. Nad tym też nie zdążył zastanowić się dłużej niż kilkanaście sekund, ponieważ kolejni klienci pojawili się na sali. Kelner co jakiś czas zerkał na kanapę, przypominając sobie namiętne harce. Znów zrobiło mu się gorąco, a na policzki wypłynął zdradziecki rumieniec.
-Weź się w garść Petterson -mruknął sam do siebie, mając nadzieję, że nikt nie słyszał.

Nie zdawał sobie sprawy, jak szybko płynął czas, dopóki w drzwiach nie pojawił się Darren. Wszedł pewnym krokiem i uśmiechnął się do Luisa. Pod nim ugięły się nogi, nawiedziły go wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Odwrócił się, udając że musi coś zrobić tylko by się nie zbłaźnić przed blondynem i gośćmi. Jego były stanął przy ladzie i mrugnął okiem, na jego ustach pojawił się figlarny uśmieszek. Po chwili bez słowa zniknął na zapleczu. Zanim kelner zdążył cokolwiek powiedzieć, mężczyzna wrócił; Carter wzruszył ramionami, podwijając rękawy białej koszuli
-W czym mam ci dzisiaj pomóc, Słonko? -uśmiechnął się szarmancko. Nie widziało mu się ponowne sprzątanie łazienek, jednak jeżeli takie dostanie zadanie, wykona go.
-Właściwie to przyda się ręka w obsłudze. Nie daje sam rady. -odparł wyraźnie zakłopotany i zmęczony. Trochę mu ulżyło, że jego były znowu przyszedł. Jego serce dalej biło w szaleńczym tempie oznajmiając, jak cieszy się z ponownego widoku obiektu swoich westchnień -Chociaż wiesz, że nie masz jeszcze wyroku, więc nie musisz tego robić. -dodał starając się uspokoić wszystkie głupie reakcje organizmu.
-Wiem, ale chcę. Nie przejmuj się, nie mam w tym żadnego ukrytego motywu...
-Uważaj, bo Ci uwierzę... -mruknął rumieniąc się rozkosznie. -Poradzisz sobie, co? Mogę Cię potem nauczyć parzenia kaw, o ile się nie poparzę przez ciebie kretynie -to dodał już w myślach- tak żeby zaoszczędzić czas. -Uśmiechnął się i poszedł do stolika w głębi sali. Carter rozglądał się przez chwilę, czy jest ktoś kogo mógłby obsłużyć. Jego wzrok padł na pamiętne miejsce ich zabaw. Wyobraźnia zadziałała posyłając mu porządnego kopa w postaci nagłego gorąca i przyśpieszonego bicia serca. Jednak to nie był czas na rozpamiętywanie. Musiał skupić się na pomocy, inaczej jego przyjście na nic się zdało. W końcu całe ciało go posłuchało i mógł ze spokojem oddać się pracy, którą miał do wykonania. Po krótkiej chwili ktoś skinął na niego; podszedł z miłym wyrazem twarzy i podał karty. Zanim jednak zdążył odejść usłyszał:
-Już wiemy co chcemy. Dwa razy latte oraz dwa ciasta truskawkowe.- kobieta uśmiechnęła się lekko. Mężczyzna obok niej spojrzał groźnie na niego, więc Darren postanowił się wycofać. Odnalazł Luisa wzrokiem i skierował się do niego. W tym samym czasie zorientował się, że jeden z klientów bezczelnie go podrywał. Nagle, jak grom z jasnego nieba w jego pamięci zaczęły pojawiać się obrazy nagiego, cudownego i śliskiego ciała, tak chętnie przyjmującego go w sobie. O mały włos nie zaczął się ślinić. Musiał wziąć się w garść, bo sytuacja między klientem, a Luisem robiła się coraz bardziej irytująca
-... cukiereczku... chętnie się z tobą umówię... może znajdziesz czas... - nalegał cały czas nieznajomy.
-Niestety już panu mówiłem, że zmuszony jestem odmówić.
-Ale...
-Mam partnera -powiedział stanowczo acz uprzejmie szatyn.
-Partner się nie dowie... jestem dyskretnym facetem- W blondynie aż się zagotowało. Jak ktoś śmiał tak bezczelnie podrywać jego byłego? Po chwili był już przy Pettersonie i postanowił ukrócić zapędy tego nieznajomego
-Przepraszam bardzo, że się wtrącam. -zaczął grzecznym tonem -Kochanie, możesz mi w czymś pomóc? - skierował neutralny wzrok na owego kogoś, który już zaczynał działać mu na nerwy. Odwrócił głowę, by nie wyszło na jaw, jakie emocje nim targają. Luis jakby czytał mu w myślach i również przepraszając klienta,  wspólnie odeszli na bezpieczną odległość. Na samo słowo „kochanie” na jego twarzy wykwitł krwisty rumieniec, a kiedy spojrzał w oczy eks partnera, dodatkowo przypomniały mu się  własne jęki z poprzedniego wieczoru. Czuł jeszcze w sobie twardego członka. Spuścił wzrok, zażenowany
-Dzięki... nie wiedziałem jak go spławić -powiedział, kiedy już stali za ladą. -Co się stało?-jego głos delikatnie się załamał
- Poza tym, że ktoś cię chciał poderwać co mnie wkurzyło, to przygotujesz dwa latte? Bo ja jeszcze tego nie umiem. Lu, wszystko w porządku?
-Jasne... -odparł -Tak, wszystko dobrze -szepnął,nieśmiało spoglądając na niego spod rzęs.
-Mam ochotę mu przywalić... -warknął blondyn. Nie wyobrażał sobie, że przy kimś innym szatyn mógłby być tak namiętny, robić takie cudowne miny i błagać o jeszcze. Prawie wyszedł z siebie, wyobrażając sobie te wyczyny dla przykładu, z tym nieznajomym. Z kolei kelner zapomniał przygotować drugiego na takie sytuację, dlatego musiał odbyć z nim tę rozmowę w ekspresowym tempie. Znał Darrena aż za dobrze, więc doskonale wiedział o czym teraz myśli. Widząc jego zły wyraz twarzy, domyślał się, że wyobrażał sobie więcej niż tylko ich razem. Poczuł ciepło w okolicach podbrzusza, ale musiał wziąć się w garść. Chciał zapobiec ewentualnym awanturom
-Posłuchaj mnie uważnie. -zaczął -Dopóki z nami flirtują nie możemy reagować. Dopiero, kiedy  naruszą naszą godność osobistą lub nietykalność cielesną. W takim momencie mówimy GRZECZNIE, że  przekroczyli naszą sferę personalną i prosimy żeby tego nie robili. Ewentualnie używamy słowa „żądam”, ale tylko tyle. Wyrzucamy klienta gdy sytuacja będzie podbramkowa lub naprawdę hardcorowa. Darren, jeśli nie dasz rady się tego trzymać to nie wyjdzie to na dobre ani nam, ani kawiarni. Rozumiesz?
-Tak. Co nie znaczy, że nie mam ochoty mu obić buźki.
-Przecież on tylko ze mną flirtował
-Właśnie, z TOBĄ -zaakcentował ostatnie słowo.
-Jesteś zazdrosny? -zdziwił się
-A jeśli jestem to co? Myślisz, że chcę by cię tak pieścił i dotykał jak ja? Nie ma mowy, nie podoba mi się to. -powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język
-Przecież nie idę z nikim do łóżka, zwariowałeś? Nie dam się nikomu obmacywać! -warknął.-Masz być grzeczny dla gości!-wycedził chłopak. Spodobało mu się, że jego eks czuje zazdrość. W jakimś stopniu mu to schlebiało. Chociaż ostatnia uwaga mężczyzny go rozdrażniła. Za kogo on go miał, przecież nie jest jakąś dziwką, zabawiającą się ze wszystkimi... no poza tą zdradą, która była efektem spożycia zbyt dużej ilości alkoholu.
-Przecież wiem, nie bój się. -pogłaskał policzek szatyna delikatnie, uśmiechając się -po prostu nie chcę, by coś ci się stało, byś był w niebezpieczeństwie. - obaj się zaczerwienili. Dotyk wywołał  na nowo burze w ich sercach, duszach i umysłach, a uczucia zaczęły klarować się coraz bardziej.
-Pracuję tu od kilku lat. Jeszcze nigdy nic złego się nie stało. Nie martw się, poza tym, jeśli cokolwiek będzie nie tak, to przecież jesteś obok. Tylko proszę, nie traktuj mnie jak jakąś łatwą panienkę... -Próbował uspokoić go Luis, mimo że głos mu się chwilami załamywał z emocji. Nie chciał go teraz denerwować dodatkowo, mimo że nie do końca był szczęśliwy z tego, jak blondyn go postrzegał Jednak zapewnienia podziałały i już po chwili wszystko wróciło do normy. Mężczyzna uśmiechnął się i zaniósł zamówienie do czekającej pary. Szatyn zamyślił się i doszedł do bardzo ciekawych, a wręcz odkrywczych wniosków. Zrobiło mu się ciepło na sercu, że jego były się o niego martwił i był gotów go bronić. Być może nic to nie znaczyło, ale coś zaczęło się zmieniać. Delikatnie i mało widocznie, ale to nie był już ten sam człowiek, z którym był w związku przez ponad dwa lata. Nawet dzień wcześniej zachowywał się inaczej. Petterson nie wiedział już co zrobić ani myśleć. Chociaż może tylko mu się zdawało? Po sekundzie porzucił jednak tą kwestię.  Wręcz chciał cieszyć się z tych zmian. Nie mógł pozwolić sobie na wątpliwości, mogłyby one doprowadzić go ponownie do punktu wyjścia
Kolejne godziny mijały im bardzo szybko, z przerwami Darrena na obserwowanie, czy ktoś nie przystawia się do pięknego kelnera. W takich chwilach blondyn odliczał minuty do skończenia pracy i wyrzucenia wszystkich gości z kawiarni. Czekał, aż będzie mógł znów trochę podroczyć się z nim i może nawet powtórzyć wczorajsze namiętne chwile, jeśli oczywiście jego były się zgodzi. Na szczęście w końcu doczekał tej chwili już  prawie wariując.
-Jeśli jeszcze raz zobaczę tego kolesia jak cię podrywa, albo jakiegokolwiek innego to chyba im nogi z dupy powyrywam. -mruknął, zaraz po zamknięciu kawiarni. Zdecydowanie nie podobało mu się flirtowanie z kelnerem, nie ważne, że nie miał prawa zabraniać mu czegokolwiek, odkąd nie byli parą. Jednak spali ze sobą wczoraj, co powodowało że instynkt terytorialny mu się włączył. Oznaczył chłopaka jako swojego i nie chciał się dzielić z nikim innym. Tak prawdę mówiąc, nie widział w tym nic złego. Nie ważne co by się działo, chce  ochronić Lu przed niebezpieczeństwem oraz poniżeniem. Teraz to wiedział.
 Darren przybliżył się do szatyna, po chwili obejmując go delikatnie. Zmieszany kelner próbował się odsunąć, jednak zanim zdążył, zrobiło mu się zbyt gorąco. Ręka byłego partnera była zdecydowanie w miejscu, w którym być nie powinna i głaskała część ciała, której nie powinna w ogóle dotykać. Powolutku zaczął się temu poddawać, jednak nie bez walki. W końcu jednak poległ, „wywieszając białą flagę”.
-chcesz pobrykać na koniku? -wyszeptał do niego Carter, ściskając delikatnie jego krocze. Podniecony szatyn uśmiechnął się lekko, porzucając swój rozsądek, który podpowiadał, że nie powinni tego robić. Blondyn zaczął pocierać to miejsce przez spodnie, co spowodowało,że chłopakowi znów zrobiło się gorąco. Spojrzał w oczy ukochanego
-Darren...
-Wczoraj było ci dobrze... ładnie się z nim zabawiałeś... a on chce jeszcze.. -wymruczał, otarł się o kelnera mocno, przez co ten zadrżał.-cały czas myślałem o tym, jak się wczoraj kochaliśmy. Znam cię i wiem, że ty też. Było nam bardzo przyjemnie.-szeptał mu namiętnie do ucha
-Je...jeszcze ...wybaczyłeś mi tę zdradę?-wyjęczał. Musiał wiedzieć, czy może mieć nadzieję, na powrót do Darrena.  Nie myśląc jednak długo pociągnął mężczyznę na zaplecze i wpił się mocno w jego usta. Wargi otarły się o siebie mocno, a języki splotły w tańcu. Nie było w tym nic czułego; walczyli o przywództwo i uległość, twarde klatki piersiowe przylegały do siebie ciasno.
-Nie, nie wybaczyłem. Co nie znaczy, że cię nie pragnę śliczny- ręce błądziły jakby bez udziału woli dotykając każdego zakamarka ciała drugiego. Usta odrywały się od siebie tylko, kiedy ciuchy zostawały zdzierane w pośpiechu i lądowały na podłodze. Oddechy przyśpieszały raz po raz. W końcu nadzy stali naprzeciwko siebie.
-Chodź do mnie... -szepnął Carter. Kochanek podszedł lubieżnych krokiem, a jego były naślinił palce, rozsunął delikatnie jego pośladki -nie mamy poślizgu...
Trudno -odparł chłopak. Blondyn wepchnął mu jednego delikatnie i od razu zaczął poruszać. Luis oparł się o niego i rozsunął nogi bardziej. Zabawa była krótka i subtelna, jednak bardzo przyjemna. W końcu jednak przeszli do konkretów.
-Odwróć się i oprzyj o ścianę. -szatyn drżąc, wykonał polecenie. Mężczyzna schylił się i wysunął język. Trącił nim wejście kochanka, który jęknął w tym samym czasie. Zaczął go lizać i ssać w tym miejscu, a ciało pod nim wiło się, wzdychając głośno...
-Jeszcze...
-Dostaniesz... muszę cię nawilżyć kociaku, inaczej zaboli... -powrócił do tej przyjemnej czynności, jednak nie wytrzymał długo. Wyprostował się i chwycił biodra ukochanego. Wypiął je mocniej i -Wchodzę...-wsunął się w niego jednym płynnym ruchem, wywołując krzyk Pettersona. Powolutku na próbę się poruszył, sprawdzając czy ciasne wnętrze kochanka jest gotowe, by zacząć zabawę, jednak szatyn od razu zaprotestował.
-Boli... bardzo -jęknął
-Już kochanie, coś na to zaradzę. -Luis dawno nie słyszał z ust mężczyzny tego słowa, mimowolnie, dzięki temu, uśmiechnął się i trochę rozluźnił. Było to jedno z najsłodszych i najbardziej lubianych określeń partnerów.
Darren chwycił jego członka i zaczął mu leniwie robić robrze ręką. Chciał, by go już nic nie bolało. Jego penis uwięziony wewnątrz zaczynał pulsować nie przyjemnie, a mężczyzna myślał że oszaleje.
-Już możesz... -usłyszał upragnione słowa i natychmiast zaczął się poruszać. Najpierw powoli, wyrywając ciche westchnienia z ust chłopaka; nigdzie nie musieli się śpieszyć. Obaj chcieli nacieszyć się tą chwilą, mimo iż była dla nich tak właściwie zakazana. Tyle, że to oni nałożyli na siebie celibat, którego trudno było przestrzegać. Dwa spragnione, złaknione ciała oddały się narastającej ekstazie. Już po chwili słychać było plaskanie bioder o pośladki i jęki kochanków, podczas namiętnego zbliżenia. Darren nieznacznie przyśpieszył, chcąc dać Luisowi więcej przyjemności. Jego ciasne wnętrze zaciskało się na penisie, przynosząc cudowne odczucia. Idealne wypełnienie i dopasowanie się do kształtu wnętrza i członka. Zgranie w stu procentach.
-Oh! Tak... to tu... -jęczał, kiedy męskość Cartera musnęła delikatnie prostatę. Słysząc to blondyn wykonał ponownie ruch w to miejsce, wyrywając z gardła chłopaka coraz to nowe jęki, a później i krzyki. Tyłek Luisa wychodził mu naprzeciw; ruszali się coraz bardziej chaotycznie i ostrzej, zatracając resztki samokontroli.
-Kociaku... -wbijał się w niego mocno, pchając go na ścianę. Przy tym jęczał i wzdychał tak jak chłopak pod nim. Oszałamiające doznanie owładnęło jego ciałem. Był tam, gdzie powinien, z cudowną osobą, którą kocha nad życie, dając mu rozkosz i uwagę. W końcu po ponad dwóch latach  zrozumiał to wszystko. Wiedział, że było za późno, by odbudować ich relację,  jednak mógł stać się lepszy dla tego pięknego mężczyzny i chyba nawet chciał.
Z chwilowego zamyślenia wyrwał go krzyk rozkoszy i błagania o więcej. Znów przyśpieszył, ostatkami sił wbijając się w chętne i ciasne wnętrze. Zaskakiwało go zachowanie Pettersona, który pozbył się na nowo wstydu, podczas ich intymnych zbliżeń. Był jak namiętny partner co noc w łóżku, który chętnie oddawał się komuś, kogo kochał.
-Kochanie.. ja zaraz dojdę! -krzyknął kelner
-Nie krępuj się słońce, ja też... ja też -wszedł w niego kilka razy i obaj wykrzyczeli swoje imiona w tym samym czasie. Chwilę jeszcze poruszali się, bez udziału świadomości, potem Carter wysunął się z wnętrza i podtrzymał zmęczonego chłopaka.
-Podobało mi się. Lubie twoje reakcje. -wyszeptał szatynowi do ucha
-Mnie też. -odparł. -Nie puszczaj mnie, bo upadnę.- Darren nie zamierzał tego zrobić. Wtulił w siebie ukochane ciało. -Znów to zrobiliśmy...
-Źle się z tym czujesz? -zapytał prosto z mostu
-Nie wiem... chyba nie... ale to nic nie znaczy... -oznajmił Luis, nie chciał by między nimi były niedomówienia. Wolał sam to powiedzieć, niż usłyszeć od niego w bardziej dosadny i niekoniecznie miły sposób. Już po chwili Carter łagodnie wytarł kelnera i siebie. Potem poszukali swoich ciuchów. Cały czas uśmiechali się i ukradkiem patrzyli na siebie. To wszystko było jakieś inne, niż poprzednio, niż całe te dwa lata z kawałkiem. Szatyn chciał wierzyć, że już wszystko będzie szło ku dobremu. Darren czuł podobnie. W ciągu właściwie jednego dnia zrozumiał to, co powinien wiedzieć już dawno temu. Chciał to jakoś naprawić, jeśli tylko się da.
-Posłuchaj -zaczął, kiedy już obaj byli ubrani. -Chciałbym, żebyś poszedł ze mną na rozprawę, jeśli dasz radę oczywiście... wiem, że masz pracę.- zaraz dodał- Jeśli nie chcesz...
-Nie... chciałbym naprawdę, ale nie wiem jak to będzie... Sami ze złamaną nogą, a Felix chory.
-Rozumiem...
-A o której godzinie to w ogóle jest?- szatyn zerknął na niego ukradkiem, a jego serce zabiło mocniej
-Nie wiem jeszcze. -Odpowiedział. -Rozmawiałeś z Samanthą o samochodzie? Chciałbym już to załatwić.
-Nie, jeszcze nie. To znaczy mówiłem jej, że chcesz go odkupić. Ale nic więcej.
-Mógłbym dzisiaj się z nią spotkać? Lepiej mieć już z głowy tę sprawę i spokojnie zająć się całą resztą.
-Zadzwonię do niej... dziękuje za pomoc. Raczej nie dałbym sobie rady.
-Spokojnie, jeszcze musimy posprzątać. Pomogę ci do końca -Darren zastanowił się przez chwilę. Rozważał wszystkie za i przeciw, a także reakcję Paula na swój nowy genialny plan. Po chwili opuścił zaplecze, ku zdziwieniu kelnera. Wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer...
-Hej... mam pewną prośbę braciszku...
Szatyn skorzystał z okazji, by zawiadomić siostrę o przybyciu jego byłego wraz z nim. Mimo że dziewczyna nie była zbyt zachwycona, zgodziła się.  Musieli jeszcze tylko posprzątać po pracy i po swoich harcach, ponieważ trochę nabałaganili. Przez moment zarumieniony Luis patrzył na swojego byłego, po chwili odwrócił wzrok, ponieważ został na tym przyłapany. Podczas sprzątania nie mówili do siebie zbyt dużo. Co jakiś czas, niby przypadkiem muskali swoje dłonie w czułym dotyku, lub ocierali się o siebie. Było w tym dużo erotyzmu i napięcia. Obaj z wypiekami na twarzy przypominali sobie słodkie jęki i ruchy gorącego członka Cartera w ciasnej dziurce szatyna. Wzdychali co jakiś czas, chcąc na powrót tulić się do siebie i pieścić swoje złaknione czułości ciała.
-Chcesz jeszcze raz? -zapytał w końcu rozdrażniony blondyn
-Zdecydowanie -odparł stanowczo Petterson...


Otworzył oczy, po chwili leniwie się przeciągnął. Jego blond włosy leżały rozsypane na poduszce, tworząc swoistą aureolkę wokół jego głowy. Felix lustrując pokój, kolejny raz się nim zachwycał. Mógłby tu mieszkać, mimo że nie był do końca przekonany co do aktora. Nie ufał mu jeszcze za bardzo, zwłaszcza po tym co powiedział jego menadżer. Ale nie miał zamiaru teraz o tym myśleć. Po chwili do sypialni wszedł Charlie, jakby zgadując, że chłopak już nie śpi. 
-Dzień dobry –  brunet  uśmiechnął się – jak się czujesz?
-Cześć, lepiej, zdecydowanie. Leki działają... chociaż nadal nie mogę przeżyć tego zalania 
-Nie martw się Słonko, obiecałem że tam podejdę zobaczyć co się stało i przyjmę fachowca. Nie przejmuj się już – pogłaskał go delikatnie po policzku. Przyjemne ciarki przeszły po plecach kelnera, a serce zabiło mocniej. Uwielbiał kiedy Davis patrzył na niego z taką czułością i gdy dbał o niego. Cieszył się, że ostatniego wieczoru długo rozmawiali, nie tylko o zalaniu mieszkania ale o wielu innych sprawach, mogli dzięki temu, bardziej się poznać. Fel niechętnie mówił o swojej przeszłości ani o stosunku do wielu spraw, jednak trochę otworzył się przed aktorem. Poczuł, że ten go rozumie, ostatnimi czasy tego potrzebował najbardziej. 
-Dziękuję, że to dla mnie robisz. 
-No coś Ty, obiecałem się tobą zająć, skoro jesteś chory. I tak został mi mniej więcej tydzień do rozpoczęcia zdjęć, dlatego mogę ci pomóc. Wiesz, że musisz wyzdrowieć, by wrócić do pracy, prawda? 
-Tak wiem, nie jestem dzieckiem Charlie. -mruknął blondyn. Coraz bardziej robił się głodny. Kiszki grały mu marsza, a dodatkowo w brzuchu czuł stado motyli. Wstał z łóżka, kolejny raz się przeciągając. -Chciałbym się umyć, a potem coś zjeść. - westchnął, patrząc na mężczyznę. 
-To idź wziąć prysznic, a ja w tym czasie zrobię śniadanie. Potem leki. 
-Dasz mi jakiś ręcznik? I gdzie są moje rzeczy?
-Już ci przyniosę. Ręczniki są w szafce po lewej w łazience. -odparł miękko aktor. Wyszedł z pokoju zanim Felix skierował się do toalety. Przez chwilę miał ochotę zaciągnąć tam mężczyznę,  tulić się do niego, ocierać i pieścić. Potrzebował pocałunków i czułych rąk tego człowieka, ale nie potrafił się przemóc, aby wykonać ten pierwszy krok.