Oto następny rozdział. Tym razem też dedykacja, dla Damiana, za wsparcie i pomoc.
Mam nową betę, jest nią Soul, mam nadzieję, że ją polubicie.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba ;)
A.
Ps. komentarze mile widziane:)
-Za chwilę będziemy u Ciebie. Jeszcze troszkę... -mówił łagodnie, czując coraz większy strach.
-Kot... ja... nie... mam... w czym... go przewieźć... -jęknął
-Cholera. -nie było czasu na kupowanie transportera, musiał w ciągu następnych dziesięciu minut wymyślić co zrobić. Po chwili jednak dostrzegł sklep zoologiczny i skręcił na chodnik, by zaparkować. Po krótkim zaraz wrócę skierowanym do towarzysza udał się szybkim krokiem do niego. Pięć minut później z zegarkiem w ręku, wrócił do auta, kładąc na tylnym siedzeniu zakupioną rzecz. Spojrzał jeszcze czule na Felixa.
-Już mamy w czym go przewieźć. -Pogłaskał rozpalony policzek chłopaka. -A teraz jedziemy do Ciebie.
-Char...lie... proszę, zabierz mnie gdzieś.. gdzie poczuję się lepiej... -westchnął.
-Dobrze słoneczko, już dobrze. Weźmiemy tylko Delicjona i odpoczniesz. -Ruszył; kolejne kilkanaście minut później zmierzał do mieszkania Kilpatricka. Jego zostawił w wozie by zaoszczędzić czas. Brunet dostał wskazówki jak zapakować zwierze do transportera, mimo że sam wpadłby na jakiś pomysł, oraz co ma wziąć. Mimo tego, gorączkowo miotał się po pokoju, łazience i salonie, w poszukiwaniu rzeczy i torby, w której mógłby wszystko umieścić. Zwierz siedzący w przenośnym pudełku miauczał żałośnie, nie wiedząc do końca, co się wokół niego dzieje. Patrzył na obcego człowieka, który zabiera coś, wkłada do czegoś, dodatkowo strasznie przeklinając. W jego oczach Davis wyglądał naprawdę zabawnie. Do czasu.
Felix z oddali słyszał zawodzenie swojego nowego towarzysza życia, jakby co najmniej ktoś go obdzierał ze skóry. Niesiony pomiaukiwał i fuczał na intruza, który ośmielił się go wynieść z nowego mieszkania. Charlie miał wielką nadzieję, że nikt nie widział, a tym bardziej nie zrobił zdjęcia, kiedy targał cały bagaż, bo pewnie nagłówki w gazetach miałyby tytuły Charlie Davis znęca się nad zwierzętami lub Całe miasto słyszało zawodzenie kota, którego znany aktor z pewnością skatował, by wywieźć go i porzucić. Taka reklama na pewno by mu nie pomogła.
Rzeczy wylądowały na tylnym siedzeniu, w tym jęczący i warczący futrzak, który zaczynał denerwować mężczyznę. Całą drogę do jego domu, skrzeczał i próbował się uwolnić z klatki, w której został zamknięty. Obaj odetchnęli z ulgą, kiedy samochód w końcu zatrzymał się przed piękną willą, na posesji aktora. Felix nie miał siły, by przyjrzeć się temu, gdzie mieszka jego ukochany, był zbyt słaby i jedyne o czym myślał to ciepłe i miękkie łóżko. Wzięty na ręce jęknął i wtulił się w jego tors. Na chwilę ból głowy ustąpił, a serce zabiło mocniej. Nie zauważył nawet jak jego plecy dotknęły miękkiej kanapy. Został położony i przykryty delikatnie kocem, a czuły głos przedostał się przez otępiały umysł
-Zaraz zadzwonię po lekarza, najpierw przygotuję Ci łóżko, dobrze?
-Pić... -jęknął. -Gdzie... ja... jestem?
-U mnie w domu, Słoneczko. Już ci przyniosę wody - po chwili brunet wrócił, ostrożnie podniósł chłopaka i pomógł mu się napić. Blondyn poczuł jak płyn przynosi ulgę jego suchemu gardłu i gasi pragnienie. Nie czuł większego szczęścia w tej właśnie chwili, no może poza byciem w ramionach człowieka, którego bardzo kochał. Jakby w odpowiedzi na jego myśli znów się w nich znalazł, niesiony do łóżka jak księżniczka, co naturalnie w innych okolicznościach byłoby powodem jego obrażenia się i ofuknięcia, za traktowanie jak babę, jednak teraz przyjął ten gest z wdzięcznością. Położony na miękkim prześcieradle i przykryty kołdrą, westchnął.
-Kurcze... trzeba cię przebrać. Zdejmę spodnie i dam ci swoją koszulkę, nie ma czasu na szukanie niczego innego. Zaraz przyjdzie doktor, ja muszę nasypać kotu żwirku do kuwety i go uwolnić, bo zacznie wrzeszczeć i wypuścić Lampka do ogrodu. Nie jestem pewny jak na siebie zareagują. Już niedługo będziesz mógł spokojnie zasnąć.
Felix nie pamiętał za dobrze wizyty internisty, a tym bardziej kilku następnych godzin. Nie wiedział czy był sam w domu, czy Charlie podawał mu jakiekolwiek leki, ani gdzie tak dokładnie był. Świadomość wracała mu tylko wtedy, kiedy robiło się zimno, lub gorąco. Od jakiegoś czasu czuł chłód w okolicach wątroby oraz na czole, dotknął w końcu ręką obu miejsc i ze zdziwieniem stwierdził, że czuje wilgoć i bliżej niezidentyfikowany materiał. Wołanie wymagało za dużo siły, której obecnie nie posiadał. Wolał więc znów zasnąć i mieć spokój na kolejne godziny, liczył też, że poczuje się choć trochę lepiej. Po chwili jednak poczuł ból, kiedy rozpędzony kot, z bojowym pomrukiem wskoczył na jego brzuch, powodując że blondyn zgiął się w pół, wydając przeraźliwy i głośny jęk. Charlie słysząc go, przybiegł od razu, zaniepokojony odgłosami.
-Co się stało?
-Deli...cjon... cholero... mała... -spojrzał na ukochanego -wskoczył... bez ostrzeżenia na mój brzuch...boli...-opadł ponownie na miękkie poduszki. Brunet podszedł do niego i wziął z łóżka okłady, które zsunęły się podczas ataku zwierzaka.
-Zaraz dam ci coś na zbicie gorączki oraz przeciwbólowego. Poczujesz się lepiej. - Powiedział łagodnie i wyszedł. Po chwili wrócił z tabletkami i szklanką wody. Podał je chłopakowi i pomógł mu popić, gdyż ten nie był w stanie sam nawet unieść naczynia do ust.
-Jesteś głodny?
-Trochę, ale wątpię, że cokolwiek przełknę -wyszeptał ochrypniętym głosem -Chciałbym już się lepiej poczuć. -spojrzał błagalnie na mężczyznę.
-Gdyby to ode mnie zależało Fel, już czułbyś się wyśmienicie. Zajmę się tobą, dopóki nie wyzdrowiejesz. -pogładził czule blady policzek chłopaka
-Co powiedział lekarz? - ułożył się na boku, przykrywając kołdrą po same uszy
-Masz grypę, trzy tygodnie musisz spędzić w domu. Wypisze ci zwolnienie z pracy, doniosę mu tylko dane potrzebne do tego. Poinformowałem Luisa o wszystkim, Samantha też już wie. Teraz o nic się nie martw i odpoczywaj słoneczko.
-Ale... nie chcę ci... w pracy przeszkadzać... -powiedział zbierając ostatki sił, by jego mózg zaczął pracować.
-Mam dwa tygodnie do rozpoczęcia zdjęć, także o nic się nie bój. -odparł łagodnie, dotykając jego włosów. -Nie wiedziałem wcześniej, czy chciałbyś coś zjeść, dlatego dopiero teraz zajmę się gotowaniem, jakbyś czegoś potrzebował, puść mi sygnał to przyjdę. Dobrze?
-Nie mam twojego numeru, nie wiem też gdzie jest mój telefon.
-Zaraz znajdę, powinien być...o! Jest, w kieszeni spodni. -zapisał kontakt w komórce blondyna -jestem pod Charlie, tak żebyś mógł swobodnie mnie znaleźć w razie czego. Śpij maleńki. Za niedługo poczujesz się lepiej.
-Dziękuję. -zamknął oczy i odpłynął, nie słysząc nawet ostatnich słów, jakie powiedział do niego aktor. Kolejna fala ukojenia spłynęła, kiedy znalazł się w objęciach morfeusza, podświadomie czekając aż leki zaczną działać.
Darren wszedł do kawiarni, nie bardzo mając pojęcie czego się spodziewać. Miał niecałe sześć dni, aby wszystko pozałatwiać, dogadać się ze swoim byłym partnerem i jego siostrą. Obawiał się, że będzie to niemożliwe, jednak starał się być dobrej myśli.
Powoli rozglądał się po pomieszczeniu, pełen podziwu. Był tu tak dawno, że zapomniał ile to miejsce dla Luisa znaczyło, oraz jak wygląda. Ze swojej wizyty, prawie dwa lata temu pamiętał tylko puste stoliki i nieciekawy kolor ścian. Jednak od tamtego czasu dużo się zmieniło, na plus. W głębi sali dostrzegł wyraźnie zmęczonego szatyna. Pomimo uśmiechu i uprzejmości nie potrafił oszukać blondyna. Znał go od dawna i wiedział doskonale, kiedy ten udawał. Przez chwilę zastanawiając się, gdzie jest Felix, ruszył do swojego byłego w celu załatwienia kilku rzeczy.
-Cześć-powiedział stając przy ladzie. Uśmiechnął się, mimo że wcale nie miał na to ochoty
-Cześć, co ty tutaj robisz? -zapytał zdziwiony chłopak. Naprawdę nie spodziewał się takiej wizyty.
-Przyszedłem, bo mamy coś do obgadania, muszę ci też coś powiedzieć...
-Nie teraz, nie widzisz że mam tu kongo?
-Gdzie Felix?
-Chory. Charlie zabrał go kilka godzin temu z kawiarni, bo ledwo się na nogach trzymał, Sami ma złamaną nogę. Poza tym, nie sądzę że mamy o czym konwersować. -odpowiedział mu prawie na jednym wdechu.
-Za ile kończysz?
-Za dwie godziny. Proszę, idź już sobie, nie mam ochoty mieć schrzanionego wieczoru. -jęknął, patrząc butnie na intruza.
-Poczekam na Ciebie, poproszę kawę i ciasto. Jakiekolwiek, wierzę w twój gust kulinarny. -to mówiąc odszedł do jedynego wolnego stolika, tuż przy ścianie i wejściu do toalety. Zaczął obserwować to, jak jego eks sobie radzi, przestało podobać mu się to, że wszystko robi sam. W końcu nie czekając na złożone zamówienie podszedł do lady i szepnął
-Pogadajmy...
-Darren...-zanim zdążył cokolwiek więcej powiedzieć, blondyn zaciągnął go na zaplecze.
-Oszalałeś? Do reszty ci odbiło? Jesteś pojebany człowieku!
-Zamknij się i daj mi wreszcie dojść do słowa! Masz jakieś normalne dżinsy, które mogłyby na mnie pasować?
-Po co ci? Nie zawracaj mi głowy do cholery!
-Nie gadaj o bzdurach tylko udziel mi szybkiego kursu kelnerstwa! Chcę ci pomóc kretynie! -Luis aż zaniemówił z wrażenia. Nie spodziewał się po swoim byłym czegoś takiego. Jednak z wielką wdzięcznością przyjął pomoc. Po chwili wrócił ze spodniami, które leżały jako zapasowe w szafce chłopaka i udzielił mu kilku wskazówek.
-Najpierw się przebierz, ja muszę wracać do gości. Jak będziesz gotowy przyjdź, a wszystko ci wytłumaczę. -wyszedł, będąc w lekkim szoku. Właściwie wielkim, skąd u licha Darren wpadł na ten idiotyczny pomysł? Mimo, że cieszył się z takiego rozwoju wydarzeń, wyczuwał jakiś podstęp. Carter nigdy nie robił nic bezinteresownie, w stosunku do ludzi, którzy zaleźli mu za skórę. Zamyślony nie zauważył jak Darren wyszedł z zaplecza, mając niepewną minę.
-Co teraz?
-Ok, jak przychodzą klienci, podchodzisz do nich i dajesz kartę. Czekasz maksymalnie 5 minut i podchodzisz, pytając czy już są zdecydowani. Jeśli nie, dajesz im więcej czasu, a jeżeli tak to zapisujesz to co chcą. Resztę ja zrobię. Ty im tylko zaniesiesz. Zapamiętaj tylko, który to był stolik lub jak ludzie mniej więcej wyglądali. Pamiętaj jedno, przede wszystkim bądź uprzejmy i się uśmiechaj! Nie ważne, jak bardzo by marudzili lub byli niemili. Wszystko jasne?
-Chyba tak. -odparł. -Poradzę sobie, na pewno. -powiedział bardziej do siebie niż do Pettersona. Nie miał zbyt dużo czasu na rozmyślanie, bo jacyś ludzie weszli. Ze sztucznym uśmiechem podszedł do nich, kładąc na stole menu, oraz mówiąc krótkie dzień dobry. Po chwili wrócił za ladę, obserwując zarówno salę jak i Luisa w akcji, starał się coś podpatrzeć. Zgodnie z instrukcjami pięć minut później wrócił do stolika z pytaniem, czy może już obsłużyć. Spisał wszystko i wrócił do drugiego kelnera, który robił komuś kawę. Podał mu karteczkę i czekał aż chłopak przygotuje dla niego dwa kawałki ciasta truskawkowego i kawy latte. Patrzył jak Peterson wszystko sprawnie robił i aż westchnął z zachwytu. Nie podziewał się, że i w tym można być mistrzem, nigdy nie szanował za bardzo obsługi, uważając, że mają łatwe obowiązki. Dopiero sam będąc na ich miejscu przekonał się, jak wiele cierpliwości i samokontroli muszą mieć, by nie urazić nikogo, nawet bardzo upierdliwych i nie zadowolonych z czegoś ludzi.
Pierwsze zamówienie było jednym z najgorszych, później szło już coraz lepiej. Szatyn co prawda czuwał, aby blondyn nie popełniał żadnych rażących błędów, jednak był zadowolony z jego pracy. Nie musiał wszystkiego robić sam, a Darren naprawdę dobrze sobie radził. Carter natomiast czerpał satysfakcję z tego zajęcia oraz zaczął się szczerze uśmiechać do ludzi. Zdziwił się, kiedy ostatnia para opuszczała kawiarnię, że to już koniec ich wspólnej pracy. Zdecydowanie mógłby tak przepracować jeszcze kilka następnych godzin. Luis usiadł na krześle zmęczony, nie mówiąc nic. Był zbyt wyczerpany po tym maratonie chodzenia.
-Zawsze tu tyle osób?
-Dzisiaj był jakiś hardcore. Normalnie jest tłum, ale nie aż taki. -Westchnął -chyba bym sobie nie poradził bez ciebie. Dziękuje -mimo że był zły na mężczyznę, potrafił dziękować i przyznawać się do tego, że potrzebował pomocy. Spojrzał na niego, lekko podejrzliwie. Cały czas doszukiwał się drugiego dna w zachowaniu byłego. -Właściwie z jakiej okazji mi pomogłeś?
-Nie ma za co. Em... no, przyszedłem tu, by cię przeprosić i stwierdziłem, że to będzie najlepszy sposób, lepszy od słów.
-Zapewne twój brat kazał ci to zrobić...
-A czy ważne są pobudki? Liczy się to, że tu jestem i ci pomogłem. Sam byś sobie rady nie dał. Chcę przeprosić, to przepraszam i tyle.
-Jesteś dupkiem... -warknął Luis zirytowany. Znów prawdziwa natura eks wyszła na wierzch.
-Ubawiłem się przy tej robocie. -puścił kąśliwą uwagę mimo uszu. -Za kilka dni mam rozprawę. Chcę się dogadać co do odszkodowania i zadośćuczynienia. -powiedział powoli
-Tym się chyba raczej sąd zajmie.
-Owszem, jednak pewnie dostanę prace społeczne, pomyślałem sobie, że mógłbym je odbyć tutaj... jeśli się zgodzicie.
-Oszalałeś?! Myślisz, że chcę na ciebie patrzeć?
-No raczej nie masz wyjścia! Samantha ma złamaną nogę a Felix jest chory. Ile go nie będzie?
-Trzy tygodnie...-burknął
-To chyba jednak wsparcie się przyda. W poniedziałek dowiem się wszystkiego, chcę tę karę odpracować szybko i po cichu. Luis nie bądź tak samo uparty jak wtedy, kiedy byliśmy razem! Wiesz, do czego to doprowadzi!
-A weź idź na drzewo! Dobra, porozmawiam z siostrą, ale nie licz na taryfę ulgową! Co do auta, to mówiłem już, rzeczoznawca oceni ile masz zapłacić...
-Chcę go odkupić!
-Co?!
-Jajco! Słuchaj mnie do cholery! Chcę kupić nowy samochód twojej siostrze! Nie ważne czy będę płacić odszkodowanie czy nie.
-Zwariowałeś!
-Może... -westchnął -Nie mam wyjścia, inaczej Paul mnie zwolni i nowej roboty sobie nie znajdę, no chyba że zamiatając ulice.
-I prawdziwy Darren Carter powrócił. Doceniam starania twojego brata , ale obejdzie się bez takich aktów nagłej dobroci.
-To raczej nie tak, że mam cokolwiek do gadania. Powiedź to siostrze, bo wiem, że będzie kręcić nosem, a ty przestań zachowywać się jak uparty osioł, bo w końcu ktoś cie przerzuci przez kolano i złoi ten seksowny tyłek.
-Mam seksowny tyłek? -zapytał zdziwiony, jednak po chwili się zreflektował -a odczep się od niego! Nie dla psa kiełbasa!
-Haha, jakoś innych chętnych nie widzę...
-A spadaj...
-Teraz jesteś mi wierny?- przybliżył się niebezpiecznie do zaskoczonego chłopaka.
-Odwal się, zaczynasz mnie obrażać wiesz o tym?
-Raczej nie to miałem na myśli...
-A ty zapewne posiadałeś kochanków, po naszym rozstaniu co?
-Owszem... w celibacie żyłem będąc z tobą. -wypalił bez zastanowienia . Luis słysząc to sięgnął ręką miotły i z impetem wręczył ją mężczyźnie.
-To ciesz się, że teraz możesz poużywać, tylko nie zapomnij o gumkach -mruknął zirytowany. Nienawidził tej strony byłego partnera, tego zadufanego w sobie dupka, który mógł mieć każdego. -Nie musiałeś się ze mną tyle męczyć. W każdym razie, masz do wysprzątania podłogę i stoliki. Skoro już tak bardzo chcesz tutaj pracować. Ja umyję toalety... chociaż nie... zróbmy na odwrót... do kibla marsz, środki czystości znajdziesz na zapleczu. Nie zapomnij zmienić papieru toaletowego, jeśli się skończył.
Carter zrezygnowany i zirytowany własną głupotą poszedł we wskazane miejsce po detergenty. Nagle jego komórka zaczęła wibrować. Odebrał ją nie patrząc nawet na wyświetlacz.
-Darren Carter, słucham
-Hej kuzyn... to ja Paula.
- O siema.
-Czyżbyś o czymś nie zapomniał? Chciałeś się ze mną umówić dzisiaj na sprzątanie... Miałam cię nauczyć pewnych rzeczy i po wyszydzać. A ty nawet nie pofatygowałeś się, by podać mi konkretną godzinę.
-Przepraszam kochana, ale coś mi wypadło... właściwie sprzątanie kibli...
-Co?
-Wstąpiłem do kawiarni do Luisa i on był sam, bo Felix zachorował i jakby pomogłem mu. To znaczy na chwilę zostałem kelnerem, a teraz to sprzątaczką, bo się posprzeczaliśmy.
-No brawo... ty i twoja niewyparzona gęba. Ale czekaj.... kelnerem? Obsługiwałeś ludzi? I to za free? O matko! Co ci się stało?
-Widzę, że masz o mnie dobre zdanie... -burknął
-No, pracowałeś na nie trochę. Dobra, to daj znać, jak dalej będziesz chciał nauki. Pa.
-Do usłyszenia. -Rozłączył się i wziął Domestos oraz kilka innych rzeczy. Zdecydowanie wolałby teraz robić coś innego, chociażby zamiatać, ale nie było innej rady, a on zamierzał wykonać zadanie z godnością. No właściwie resztkami, które jeszcze mu zostały. Luis widząc zaciętą minę mężczyzny nic nie powiedział, tylko w duchu dziękował za to, że nie musiał tego wszystkiego robić sam.
Rozdział podoba mi się i to bardzo. :D
OdpowiedzUsuńUważam że Charlie jest uroczy że tak bardzo martwi się o Fela. Darren przegina z tymi tekstami, chociaż zapunktował u mnie tą chęcią pomocy choć nie jest bezinteresowna-niestety.
Mam nadzieję że nowa beta się sprawdzi. :D Bo jak nie to spalę się ze wstydu. xDD Nie no żartuję cieszę się że nawiązałyście współpracę i wszystko się będzie układało. Życzę weny!
Wredny Rudzielec. ^ ^
Rozdzial dosc smieszny. Jeden z najsmieszniejszych. Niestety nie wypisze ci bledow, bo nie mam sil.
OdpowiedzUsuńSpodobal mi sie tekst o seksownym tylku Luisa, i to, ze Darren zachowywal sie normalnie, czyli byl soba.
Nurtuje mnie jedno pytanie. Dlaczego pisalas, ze Felix ,,patrzyl na swojego ukochanego''? Przeciez oni sie nie calowali..chyba.
Pozdrawiam
Damiann
Mam nadzieję, że się sprawdzę w tej roli. :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się bardzo, gdy Charlie jest taki opiekuńczy.
Darren nadal mnie wkurza, ale z drugiej strony ma w sobie cząstkę dobrego, może nawet uczynnego człowieka.
~Soul~
Charli zachował się naprawdę na poziomie, mam nadzieję, że trochę porozpieszcza Fela i tak szybko nie puści go do domu. Najlepiej żeby już został tam na zawsze. Zwierzaki może jakoś się dogadają.:))
OdpowiedzUsuńDarrenowi coś za dobrze poszło w tej kawiarni. Poza tym nadal jest tym samym bezczelnym chamem jakim był. Na miejscu Luisa przywaliłabym mu jakąś ścierą w paszczę. Chłopak jest dla niego zbyt pobłażliwy, dlatego wychodzi mu na głowę.
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Charlie tak troskliwie zajął się Felixem.... hahaha Delicjusz i to jego zachowanie, och boskie, fukał cały czas na Charligo.... w kawiarence pojawił się Darren, dobrze, że go zagonił do sprzątania toalet... ech widac było jak się bardzo interesował swoim chłopakiem, od ostatniej wizyty w kawiarence minęło dwa lata.... zastanowiły mnie słowa Darrena, że w celibacie był jak był z nim w związku, no ale przecież.. cały czas flirtował....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie