Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba.
Betowany przez Soul ;)
Zapraszam do komentowania
Nienawidził tego robić, sprzątanie toalet, wydawało się najgorszą rzeczą, jaką mógł wykonywać. W końcu skończył, umył dokładnie ręce i wyszedł na salę, w poszukiwaniu byłego. Luis akurat zamiatał. Podszedł do niego ze skwaszoną miną.
-Posprzątane... zawsze to robicie?
-Co?
-Zajmujecie się łazienkami, podłogą i tak dalej. -Rozejrzał się po pomieszczeniu.
-Tak, codziennie, nie wiem dlaczego to cię tak dziwi. -wzruszył ramionami -nikt inny tego za nas nie zrobi. A sprzątaczka jest nieopłacalna. -dodał spokojnie, widząc minę mężczyzny.
-Myślałem, że kelnerstwo to tylko podawanie talerzy i zapisywanie zamówień. -wiedział, że był ignorantem jeśli chodziło o pracę Pettersona, nigdy szczególnie go to nie interesowało. Uważał wręcz, że wykonywanie tej profesji to pójście na łatwiznę . Powoli jednak przekonywał się, że to błąd. Czuł jak bolą go nogi, od ciągłego chodzenia. Twarz od uśmiechania się; miał ochotę powiedzieć jednemu z klientów co o nim myślał, jednak nie mógł. Wymagało to od jego osoby wielkiej samokontroli i powtarzania samemu sobie, że taką reakcją zagroziłby pracy Luisa, oraz powodzeniu kawiarni.
-Tak wiem, jakie masz nastawienie do mojego zajęcia. Nie musisz mi tego przypominać Darren... -zaczął, jednak mężczyzna mu przerwał
-Już nie do końca; wcześniej owszem, ale teraz zauważam, że jest ciężej niż przypuszczałem.
-O czyżbyś rozpoczął zmianę swojego światopoglądu?
-Nie, za dobrze mi z nim, chociaż zaczyna się poszerzać, co oczywiście jest dobre... chyba
-Taa... już to widzę. Jedna rzecz mnie nurtuje. Powiedziałeś, że będąc ze mną żyłeś w celibacie... a te wszystkie flirty, wieczorne piwko? Nie wierzę, że do niczego nie doszło między tobą, a kimś innym.
-Znasz mnie nie od dziś, wiesz, że gardzę oszustwami i zdradami. Nie zapominam,że będąc w związku, poświęcam się mu w stu procentach, ty jednak nie dałeś rady, dlatego się rozstaliśmy.
-Dlatego mnie wyrzuciłeś z domu! -zaznaczył kelner- właśnie, zastanawiam się, z racji tego, że Cię znam. Byłem pewien i nadal jestem, że zrobiłeś skok w bok... albo dwa
-Nigdy cię nie zdradziłem! Nawet jeśli były amory z kimkolwiek, nie doszło do pocałunku ani nic z tych rzeczy. Ja jestem wierny! Natomiast ty nie do końca!
-Byłem pijany! Seksu to u nas nie było w ogóle!- wziął dwa głębokie wdechy, by nie zacząć krzyczeć- Po za tym, Darren ja naprawdę nie chcę już do tego wracać. Zerwaliśmy i jest dobrze. Zapytałem tylko o jedną rzecz, dotyczącą tematu, który sam poruszyłeś, więc nie drążmy.
-Jak sobie chcesz Luis. Chociaż... jakby się tak zastanowić, musiałeś być beznadziejny w łóżku, skoro nie robiliśmy tego, za często.-nie mógł się powstrzymać przed takimi złośliwościami, droczenie się z szatynem sprawiało mu wielką przyjemność.
-Wypraszam sobie chamie. -warknął -seks ze mną jest zajebisty! Chyba zapomniałeś, co to znaczy mnie mieć, głupku.
-No raczej nie -odparł Carter, policzek, który otrzymał od Pettersona zdenerwował go nie na żarty -Uważaj sobie! Mam dosyć twojego zachowania.-wrzasnął w końcu kelner.
-Jesteś do dupy w bzykaniu! -warknął Darren -Zawsze byłeś, dlatego nikt nie chciał poza mną się z tobą pieprzyć. I nie bij mnie, deklu!
-Serio? Chyba przegapiłeś jak to było, kretynie! -wdał się w pyskówki z byłym -Dodatkowo nie umiesz się całować. Jeśli mnie obrazisz, to znów oberwiesz!
-Ja nie umiem? JA? To patrz! - puścił uwagę o biciu mimo uszu i z całej siły przyciągnął do siebie szatyna. Wpił się mocno w jego usta. Luis nie zamierzał mu ulegać. Ich języki ocierały się wzajemnie, spragnione i stęsknione. Mocnym pieszczotom nie było końca, a twarde klatki piersiowe stykały się ze sobą. Kiedy po kolejnej serii pocałunków, która pobudzała ich coraz bardziej, zniecierpliwiony Darren zaczął szybko rozbierać kochanka, ten nie został mu dłużny, po kilku chwilach oboje byli już nadzy, a ich ciała w dzikim tańcu lgnęły do siebie, chcąc być jak najbliżej.
-Masz zamiar się wycofać? -wycedził z kpiną w oczach. Mierzyli się z szatynem roziskrzonym wzrokiem, żaden z nich nie marzył o oddaniu tej bitwy walkowerem. Dłonie dotykały ciał zachłannie, usta zaborczo całowały i pieściły najwrażliwsze miejsca, a język potęgował przyjemność, Luis w końcu poległ. Oddał się mężczyźnie, którego tak bardzo kochał, pomimo jego aroganckiego zachowania.
-O boże! Darren, bądź że delikatniejszy... -wyjęczał chłopak, kiedy dwa palce zagłębiały się w jego wnętrzu. Dawno nie miał nikogo w sobie, a wrażliwe miejsce pulsowało bólem
-Boli?
-Głupio się pytasz -wycedził szatyn. Po chwili poczuł już większą przyjemność, kiedy druga ręka zaczęła pieścić jego penisa. Rozluźniło go to na tyle, by trzeci mógł się znaleźć w chętnej dziurce. Jęk wydobył się z jego ust, a biodra same zaczęły wychodzić naprzeciw penetracji. Darren poczuł, że kochanek jest już gotowy i wyciągnął palce.
-Ujeżdżaj mnie -wysapał mu do ucha, przygryzając je czule. Zdjął krzesło ze stolika i usiadł na nim wygodnie, ciągnąc za sobą partnera. Założył gumkę.
-Tu się nie zmieścimy, cholera -szepnął zirytowany Luis -chodź na kanapę. -dodał kręcąc tyłkiem lubieżnie. Już po chwili blondyn wygodnie oparty, trzymał kochanka za uda. Ten przybliżył się do niego, układając tak, by spokojnie mógł nadziać się na jego członka. Jedną ręka rozwarł swoje pośladki, wpuszczając w siebie twardy narząd. Odchylił głowę i zagryzł wargi, czując dyskomfort. Opuścił się całkowicie, nabijając na mężczyznę i spojrzał na niego niepewnie. Ten trwał w bezruchu, by nie sprawić bólu kochankowi. Po sekundzie przyciągnął go do swojego torsu i pocałował delikatnie, jednak głęboko. Luis w tym czasie wiercił się, szukając przyjemności. Ich języki muskały się delikatnie, a wargi ocierały o siebie nawzajem. Szatynowi zaczynało powoli brakować powietrza, dlatego zakończył pieszczotę. Poruszył się nieznacznie, owijając swe ramiona wokół szyi ukochanego, chcąc być jak najbliżej. Darren zsunął ręce na pośladki, trzymając się mocno.
-Jak będziesz gotowy... -szepnął gorączkowo, starając się przekonać samego siebie, by wytrzymał. Kelner słysząc to znów się poruszył, tym razem mocniej, po chwili nabijał się na niego płynnie, czując coraz większą rozkosz. Cudowne i zapomniane jęki z ust Luisa nakręcały ich obu, powodując zwiększenie tempa. Wszelkie hamulce puściły. Liczyli się tylko oni i uciecha jaką sobie dawali. Darren również zaczął jęczeć i sapać, czując usta kochanka na swojej szyi. Ich ciała ocierały się o siebie, a dźwięk uderzania pośladków został zagłuszony przez krew szumiąca im w uszach.
-Ah! Znalazłeś- wyjęczał głośno, oznajmiając celne trafienie w prostatę , pomruk zadowolenia i przyjemności wydostał się z gardła blondyna. Uderzał raz po raz w to miejsce, wydobywając coraz to nowe odgłosy na przemian z namiętnymi krzykami.
-Luis... -wysapał
-Ja już zaraz... -odpowiedział, siląc się na złożenie zrozumiałej i sensownej wypowiedzi. Średnio mu to wyszło. Carter zdawał się to rozumieć, jemu również było bardzo dobrze.
-Wiem... nie krępuj się... -Usta znów odnalazły te drugie i pocałowały mocno, potęgując przyjemność i przyśpieszając zbliżające się spełnienie. Kilka pchnięć wystarczyło, by fala orgazmu zalała kelnera, powodując że zaciskające mięśnie uwięziły w jego wnętrzu Darrena. To było dla drugiego za dużo, doszedł w nim z jękiem.
Siedzieli wtuleni w siebie, próbując się uspokoić, po wyczerpującym stosunku. Żaden z nich nie wiedział co powiedzieć, ani nie potrafił spojrzeć w oczy drugiemu. Członek zdążył już zmięknąć i wysunąć się, a oni wciąż trwali w tej samej pozycji.
-Luis?
-Darren?
-Było beznadziejnie.
-Mnie również. Zimno.. -odparł, nie siląc się na przekąs czy ironię; szatyn wstał powoli a jego nogi odmówiły posłuszeństwa. Prawie opadł na kanapę, jednak silne ramiona oplotły go w pasie i postawiły do pionu.
-Dziękuje.
-Chodź się umyć. -Mruknął mężczyzna, zdejmując prezerwatywę i powoli, dalej go asekurując, dotarli do łazienki. Tam wyczyścili się i doprowadzili do względnego porządku oraz ubrali. Kiedy wyszli, barista spojrzał na miejsce ich zabawy i jęknął
-Zrobiliśmy plamę, cholera...
-O kurwa, da się ją zlikwidować?
-Nie wiem, przynieś mi cokolwiek do mycia... najlepiej mokrą szmatkę z mydłem. -Westchnął. -Ale wtopa Petterson, nie ma co. -Darren wrócił i od razu zaczął pocierać materiałem o zanieczyszczony fragment kanapy. Po kilku minutach z zabrudzenia został jedynie ślad od wody, a obaj mężczyźni odetchnęli z ulgą.
-Mało brakowało. -przyznał Carter.
-To się nie może powtórzyć, nie tutaj! -warknął szatyn
-Wiem. To było przez zapomnienie, już więcej się nie stanie. -odparł łagodnie, siląc się na ton bez sarkazmu.
-Tak. Zrobiliśmy już wszystko. Zawieziesz mnie do domu? -zapytał z nadzieją, nie chciał wracać piechotą, był zmęczony, chciało mu się spać.
-Nie ma problemu. Chodź. -Wyszli a Luis zamknął kawiarnie. Po chwili już jechali, nie odzywając się do siebie. Obaj nie wiedzieli co mogliby powiedzieć. Uprawiali seks, co nie powinno się wydarzyć, było im razem cudownie, do czego nie mieli ochoty się przyznać i zdecydowanie chcieli to powtórzyć. Całe ich plany, co do ułożenia życia osobno wzięły w łeb.
-Co teraz? -zapytał w końcu Luis
-Z czym?
-Ze wszystkim. -odparł
-Nic. Nie wiem, na razie będę miał rozprawę, potem się zobaczy. Jak już mówiłem, nadal chcę odpracowywać karę u was
-Po tym co się stało?
-A co się stało? Kochaliśmy się i obiecaliśmy, że to już się więcej nie powtórzy. Chyba wszystko wyjaśnione prawda? - szatyn był dziwnie obojętny. Nie do końca wiedział, jak odnaleźć się w tej sytuacji. Chciał wybaczyć Darrenowi, ale z drugiej strony nie potrafił, facet był zbyt bezczelny i chamski, zasługiwał na lekcję pokory. Jednak okazało się, że to chyba on ją otrzymał.
-Masz rację. Już jesteśmy. Dzięki za podrzucenie. -Wysiadł z samochodu i po kilku sekundach zniknął za drzwiami domu. Carter jeszcze chwilę rozmyślał o tym co się stało. Pierwszy raz od dawna czuł taką przyjemność podczas seksu. Miało to związek z osobą, z którą się bzykał. Zdecydowanie nadal go kochał, tylko nie potrafił przebaczyć tej zdrady. Nie umiał też nie zachowywać się przy nim jak dupek, czego ostatnio, za każdym razem, bardzo żałował.
-Jesteś cholernie namiętny kochanie... -szepnął to co chciał powiedzieć kochankowi i ruszył do swojego mieszkania.
Felix przeciągnął się leniwie, otwierając oczy. Czuł się lepiej, niż kiedy zasypiał. Był bardzo głodny. Jego kot leżał obok, zwinięty w kłębek, pomrukując słodko co chwilę. Chłopak uśmiechnął się i pogłaskał futrzaka, potem sięgnął po komórkę i wyszukał numer aktora w kontaktach. Puścił sygnał i czekał. Skorzystał z okazji i wtulił się w miękką poduszkę. Łóżko było bardzo wygodne, a pościel satynowa. Nigdy nie miał takich luksusów, jakich Davis na co dzień. Rozejrzał się dookoła. Ściany w kolorze lawendowym ładnie współgrały z antycznymi meblami. Okno, które znajdowało się po lewej stronie, było duże, również stylizowane na stare. Komoda po prawej, tuż przy ścianie, gdzie znajdowały się drzwi, była w kolorze ciemnego dębu. Na niej stał mały kaktus, wyglądał teraz zjawiskowo, ponieważ zakwitł na różowo. Cały pokój w swojej prostocie i elegancji przypominał pomieszczenie u angielskiego lorda. Przeniosło to Felixa w zupełnie inny świat, różny od tego który znał od zawsze. Jego rozmyślania przerwał rozbawiony głos
-Hej piękny, widzę, że już się czujesz lepiej. -ujrzał słodkie rumieńce na twarzy kelnera i uśmiechnął się -Jesteś głodny?
-Bardzo i nie jestem piękny – obowiązkowo zaprzeczył, chociaż zrobiło mu się bardzo miło. Odwzajemnił uśmiech, zapominając dlaczego tak właściwie się tutaj znalazł. Charlie chciał zacząć rozmowę, jednak nie potrafił. Bał się, że schrzani tę miłą atmosferę, która się między nimi wytworzyła. Zapatrzył się na anioła, nawet się tego nie wstydząc.
-Co się tak na mnie gapisz? -zarumienił się ponownie, czując na sobie intensywny wzrok mężczyzny.
-A co? Nie mogę? -uniósł brew do góry. -Chciałeś coś do jedzenia, już idę ci przygotować.
-Charlie... najpierw musimy pogadać. O twoim menadżerze... -powiedział poważnie. Również nie miał ochoty na tę rozmowę, ale wolał sobie wszystko wyjaśnić.
-Dobrze. Wiem, co ci powiedział Rupert. Chcę żebyś pamiętał, że wcale tak nie uważam. Nie miałem o tym pojęcia, przed telefonem od ciebie. Naprawdę bardzo mi przykro Fel, nie chciałem, żeby tak wyszło, żebyś poczuł się źle.
-Źle? Twój agent zasugerował, że jestem złodziejem! To cholernie mnie zabolało! Nigdy nic nikomu nie ukradłem, brzydzę się tym. -rzekł, siląc się na groźny ton. Był jednak zbyt słaby, żeby się denerwować.
-Rozumiem, ufam ci. On po prostu wszędzie węszy podstęp. Proszę uwierz mi śliczny, że nie miałem z tym nic wspólnego. Przepraszam cię, że zostałeś upokorzony. Gdyby nie to, że jest moim przyjacielem, wyleciałby na zbity pysk. -pogłaskał go po głowie, patrząc błagalnym wzrokiem. Musiał go przekonać, inaczej chyba będzie go błagał na kolanach.
-To nie ty powinieneś mnie przepraszać Charlie. Wierze temu, co mówisz. To było jak odruch bezwarunkowy. Zareagowałem instynktownie, bo poczułem się bardzo zraniony i obrażony. Twój pracownik przekroczył wszelkie granice dobrego wychowania. Sądziłem, że nie powinien cię reprezentować. Ale mówienie mu tego nie miało sensu. Teraz nie mam do ciebie o nic pretensji, do niego owszem, ale nie będę wściekać się na niewinną osobę. -powiedział łagodnie. Davis wziął jego dłoń i ucałował jej wnętrze delikatnie, przytulając do niej policzek. Jego usta raz po raz czule muskały gładką skórę, wprawiając Felixa w zakłopotanie. Było to dla obu przyjemne doznanie, blondyn wcale nie chciał zabierać ręki od tych cudownych warg. Jednak nic nie trwa wiecznie i Charlie przerwał ich słodki moment.
-Bardzo się cieszę, że między nami już jest dobrze, że mi uwierzyłeś. -kamień spadł mu z serc. -Chciałeś coś do jedzenia. Zaraz zadzwonię po jakiś obiad, dobrze?- dodał radośnie
-Tak... dla mnie bomba. Jestem naprawdę głodny. I też się cieszę, że wyjaśniliśmy wszystko. -odgarnął kilka kosmyków za ucho.
-Na co masz ochotę?-zapytał, wciąż patrząc na słodkie rumieńce zażenowania na twarzy Kilpatricka.
-Makaron z sosem śmietanowym -wypalił, ostatnio bardzo marzył o takim jedzeniu, ale nie bardzo stać go było na pójście do restauracji. -Albo jakaś zupa, może też być pizza. Naprawdę nie musisz się starać.
-Dobrze Słoneczko. Ja też chcę makaron z czymś. -uśmiechnął się. Podobało mu się, że chłopak w końcu powiedział prawdę, nie tak jak na ich pierwszej randce- Z borowikami może być? Chociaż może wolisz mięso, nie chcę ci niczego narzucać Fel. -powiedział spokojnie.
-Tak, bardzo lubię. Ale nie chcę cię naciągać. -Aktor wyszedł z telefonem i złożył zamówienie. Usiadł w salonie na kanapie, tarmosząc za uszy swojego cieszącego się psa. Uwielbiał się z nim bawić, przytulać i łaskotać. Nie miał nikogo innego, nie lubił samotności. Dlatego też cieszył się że Lampek pojawił się w jego życiu. Miał nadzieję, że i Felix w nim zostanie. Chłopak był słodki i Davis go szczerze uwielbiał. Podobał mu się tak bardzo, że nie wyobrażał sobie, aby blondyn zaczął umawiać się z kimś innym. Nie miał zamiaru nikomu oddać swojego anioła, gdyby musiał odbiłby go siłą. Postanowił zdobyć tego ślicznego kelnera, za wszelką cenę. Na przekór Rupertowi, opinii publicznej i całemu światu. To było jego szczęście i zamierzał o nie walczyć.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk domofonu. Otworzył drzwi i odebrał jedzenie, które pachniało wyśmienicie. Udał się do kuchni, by przełożyć obiad na talerze oraz wziąć sztućce i poszedł do pokoju Felixa.
Rozchylił powieki, kiedy drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się mężczyzna z posiłkiem.
-Podano do stołu -roześmiał się, widząc minę chorego.
-Ładnie wygląda.-skwitował kelner. Zaburczało mu boleśnie w brzuchu.
-A pachnie jeszcze lepiej. -podszedł do łóżka i podał mu tacę. Ten położył ją sobie na kolanach i wziął do ręki widelec. Cieszył się, że miał siłę, by go utrzymać.
-Smacznego Charlie.-Uśmiechnął się promiennie
-Smacznego. Nakarmić cię? -zapytał rozbawiony. Taka sytuacja byłaby dla niego ciekawa.
-Nie, nie trzeba. -speszył się. Nie był przyzwyczajony do takich rozmów i bacznej obserwacji. Dodatkowo gwiazdor był bardzo opiekuńczy. Davis skoncentrował się na jedzeniu i już po chwili obaj zaspokajali swój głód. Delektowali się posiłkiem i jego cudownym smakiem w ciszy,nie chcąc psuć sobie przyjemności. Artysta jadł makaron z sosem śmietanowym i kawałkami szynki, a Felix makaron z sosem borowikowym. W obu przypadkach była to uczta dla podniebienia. Nic innego nie miało znaczenia, ważne, że byli razem. Nagle do pokoju wpadło rude futro, radośnie szczekając.
-Lampek -ucieszył się blondyn, głaszcząc, podskakującego i łaszącego się psiaka. Pozwolił mu wskoczyć na łóżko. Zwierzak zainteresował się kotem, który patrzył na niego niepewnie . Po chwili Delicjon prychnął i zeskoczył. Wyraźnie nie pasowało mu pojawienie się szczeniaka.
-Chyba się nie dogadają... -westchnął kelner. Miał nadzieje, że jeśli coś by wyszło między nim, a aktorem, to i pupile będą przyjaźnie nastawieni. Pomimo, że nie gryzły się, ani atakowały nawzajem, to uciekały od siebie. Właściwie zdawało się, że to kot nie potrafił znieść obecności psa.
-Spokojnie, daj im czas, znają się dopiero kilka godzin. Swoją drogą szybko ci się polepszyło. -uniósł brew rozbawiony.
-Ja tam się cieszę. -westchnął. - nie mam zamiaru tutaj leżeć w nieskończoność. Muszę szybko wrócić do pracy, bo Sami tak szybko nie przyjdzie. Czeka ją długa rehabilitacja.
-Jak wyzdrowiejesz, weźmiemy cię z Lampkien na spacer, co ty na to?
-Bardzo chętnie.-uwielbiał przechadzki, żałował czasami, że nie miał psa, ale praca mu na to nie pozwalała. Poza tym, nie miał nikogo, kto mógłby go przypilnować, jakby coś. - Ciekawe jak Luis sobie radzi. -Miał nadzieję, że nie było wielkich tłumów. Pomimo, że szatyn się do tego nie przyznawał, to przeżywał zbliżającą się rozprawę swojego byłego mężczyzny. Gdyby Kilpatrick nie zachorował, zastąpiłby go w pracy, by ten mógł pojawić się w sądzie. Myślał, jak to się zakończy. Darren zdecydowanie nie zasługiwał na więzienie, jednak jakoś musiał odpokutować. Zostawała jeszcze sprawa z Samanthą. Nikt nie wiedział, kiedy zjawi się w kawiarni. Musieli przedyskutować udoskonalenie i przebudowę oraz przystosowanie jej do zwierząt. Wymagało to wiele planów oraz pomysł, którego on, nie miał. Z zamyśleń wyrwał go telefon. Sięgnął po niego i odebrał
-Felix Kilpatrick, słucham
-Halo, tu Ela. Sąsiadka.
-A witaj, coś się stało?
-Wiem, nie ma cię w domu, a musisz wiedzieć, że... -westchnęła
-Jestem u przyjaciela, ponieważ jestem chory. Mów co się dzieje
– W całym budynku pękła rura. Twoje mieszkanie jest prawdopodobnie zalane...-słysząc to jęknął żałośnie. - Jutro przyjdzie rzeczoznawca, więc lepiej żeby ktoś był wtedy w twoim lokum. Jeśli ty nie możesz, to może twój przyjaciel -dodała, próbując zachować spokój.
-O której ma być?
-Około 16. Słuchaj, wszystkie lokale są do remontu, z tego co mówili inni. Jeśli ubezpieczyłeś, to masz szansę na odszkodowanie.
-Na szczęście to uczyniłem -powiedział cicho.-Bardzo ci dziękuje za telefon. Jutro na pewno w okolicach czwartej ktoś się pojawi. -Rozłączył się, a do jego oczu napłynęły łzy. Zrobiło mu się bardzo przykro, ciężko pracował, aby kupić to mieszkanie bez kredytu. Po chwili rozpłakał się na dobre, było mu niesamowicie żal swojego pięknego azylu, mimo że nie widział jak to wyglądało po zalaniu, nastawiał się na najgorsze. Do pokoju wszedł kot, jakby wiedząc, że stało się coś złego. Wskoczył na łóżko i przytulił się do swojego, by ukoić jego smutek; polizał go po ręce i przylgnął do jego dłoni. Zasnął, mrucząc łagodnie.
Betowany przez Soul ;)
Zapraszam do komentowania
Nienawidził tego robić, sprzątanie toalet, wydawało się najgorszą rzeczą, jaką mógł wykonywać. W końcu skończył, umył dokładnie ręce i wyszedł na salę, w poszukiwaniu byłego. Luis akurat zamiatał. Podszedł do niego ze skwaszoną miną.
-Posprzątane... zawsze to robicie?
-Co?
-Zajmujecie się łazienkami, podłogą i tak dalej. -Rozejrzał się po pomieszczeniu.
-Tak, codziennie, nie wiem dlaczego to cię tak dziwi. -wzruszył ramionami -nikt inny tego za nas nie zrobi. A sprzątaczka jest nieopłacalna. -dodał spokojnie, widząc minę mężczyzny.
-Myślałem, że kelnerstwo to tylko podawanie talerzy i zapisywanie zamówień. -wiedział, że był ignorantem jeśli chodziło o pracę Pettersona, nigdy szczególnie go to nie interesowało. Uważał wręcz, że wykonywanie tej profesji to pójście na łatwiznę . Powoli jednak przekonywał się, że to błąd. Czuł jak bolą go nogi, od ciągłego chodzenia. Twarz od uśmiechania się; miał ochotę powiedzieć jednemu z klientów co o nim myślał, jednak nie mógł. Wymagało to od jego osoby wielkiej samokontroli i powtarzania samemu sobie, że taką reakcją zagroziłby pracy Luisa, oraz powodzeniu kawiarni.
-Tak wiem, jakie masz nastawienie do mojego zajęcia. Nie musisz mi tego przypominać Darren... -zaczął, jednak mężczyzna mu przerwał
-Już nie do końca; wcześniej owszem, ale teraz zauważam, że jest ciężej niż przypuszczałem.
-O czyżbyś rozpoczął zmianę swojego światopoglądu?
-Nie, za dobrze mi z nim, chociaż zaczyna się poszerzać, co oczywiście jest dobre... chyba
-Taa... już to widzę. Jedna rzecz mnie nurtuje. Powiedziałeś, że będąc ze mną żyłeś w celibacie... a te wszystkie flirty, wieczorne piwko? Nie wierzę, że do niczego nie doszło między tobą, a kimś innym.
-Znasz mnie nie od dziś, wiesz, że gardzę oszustwami i zdradami. Nie zapominam,że będąc w związku, poświęcam się mu w stu procentach, ty jednak nie dałeś rady, dlatego się rozstaliśmy.
-Dlatego mnie wyrzuciłeś z domu! -zaznaczył kelner- właśnie, zastanawiam się, z racji tego, że Cię znam. Byłem pewien i nadal jestem, że zrobiłeś skok w bok... albo dwa
-Nigdy cię nie zdradziłem! Nawet jeśli były amory z kimkolwiek, nie doszło do pocałunku ani nic z tych rzeczy. Ja jestem wierny! Natomiast ty nie do końca!
-Byłem pijany! Seksu to u nas nie było w ogóle!- wziął dwa głębokie wdechy, by nie zacząć krzyczeć- Po za tym, Darren ja naprawdę nie chcę już do tego wracać. Zerwaliśmy i jest dobrze. Zapytałem tylko o jedną rzecz, dotyczącą tematu, który sam poruszyłeś, więc nie drążmy.
-Jak sobie chcesz Luis. Chociaż... jakby się tak zastanowić, musiałeś być beznadziejny w łóżku, skoro nie robiliśmy tego, za często.-nie mógł się powstrzymać przed takimi złośliwościami, droczenie się z szatynem sprawiało mu wielką przyjemność.
-Wypraszam sobie chamie. -warknął -seks ze mną jest zajebisty! Chyba zapomniałeś, co to znaczy mnie mieć, głupku.
-No raczej nie -odparł Carter, policzek, który otrzymał od Pettersona zdenerwował go nie na żarty -Uważaj sobie! Mam dosyć twojego zachowania.-wrzasnął w końcu kelner.
-Jesteś do dupy w bzykaniu! -warknął Darren -Zawsze byłeś, dlatego nikt nie chciał poza mną się z tobą pieprzyć. I nie bij mnie, deklu!
-Serio? Chyba przegapiłeś jak to było, kretynie! -wdał się w pyskówki z byłym -Dodatkowo nie umiesz się całować. Jeśli mnie obrazisz, to znów oberwiesz!
-Ja nie umiem? JA? To patrz! - puścił uwagę o biciu mimo uszu i z całej siły przyciągnął do siebie szatyna. Wpił się mocno w jego usta. Luis nie zamierzał mu ulegać. Ich języki ocierały się wzajemnie, spragnione i stęsknione. Mocnym pieszczotom nie było końca, a twarde klatki piersiowe stykały się ze sobą. Kiedy po kolejnej serii pocałunków, która pobudzała ich coraz bardziej, zniecierpliwiony Darren zaczął szybko rozbierać kochanka, ten nie został mu dłużny, po kilku chwilach oboje byli już nadzy, a ich ciała w dzikim tańcu lgnęły do siebie, chcąc być jak najbliżej.
-Masz zamiar się wycofać? -wycedził z kpiną w oczach. Mierzyli się z szatynem roziskrzonym wzrokiem, żaden z nich nie marzył o oddaniu tej bitwy walkowerem. Dłonie dotykały ciał zachłannie, usta zaborczo całowały i pieściły najwrażliwsze miejsca, a język potęgował przyjemność, Luis w końcu poległ. Oddał się mężczyźnie, którego tak bardzo kochał, pomimo jego aroganckiego zachowania.
-O boże! Darren, bądź że delikatniejszy... -wyjęczał chłopak, kiedy dwa palce zagłębiały się w jego wnętrzu. Dawno nie miał nikogo w sobie, a wrażliwe miejsce pulsowało bólem
-Boli?
-Głupio się pytasz -wycedził szatyn. Po chwili poczuł już większą przyjemność, kiedy druga ręka zaczęła pieścić jego penisa. Rozluźniło go to na tyle, by trzeci mógł się znaleźć w chętnej dziurce. Jęk wydobył się z jego ust, a biodra same zaczęły wychodzić naprzeciw penetracji. Darren poczuł, że kochanek jest już gotowy i wyciągnął palce.
-Ujeżdżaj mnie -wysapał mu do ucha, przygryzając je czule. Zdjął krzesło ze stolika i usiadł na nim wygodnie, ciągnąc za sobą partnera. Założył gumkę.
-Tu się nie zmieścimy, cholera -szepnął zirytowany Luis -chodź na kanapę. -dodał kręcąc tyłkiem lubieżnie. Już po chwili blondyn wygodnie oparty, trzymał kochanka za uda. Ten przybliżył się do niego, układając tak, by spokojnie mógł nadziać się na jego członka. Jedną ręka rozwarł swoje pośladki, wpuszczając w siebie twardy narząd. Odchylił głowę i zagryzł wargi, czując dyskomfort. Opuścił się całkowicie, nabijając na mężczyznę i spojrzał na niego niepewnie. Ten trwał w bezruchu, by nie sprawić bólu kochankowi. Po sekundzie przyciągnął go do swojego torsu i pocałował delikatnie, jednak głęboko. Luis w tym czasie wiercił się, szukając przyjemności. Ich języki muskały się delikatnie, a wargi ocierały o siebie nawzajem. Szatynowi zaczynało powoli brakować powietrza, dlatego zakończył pieszczotę. Poruszył się nieznacznie, owijając swe ramiona wokół szyi ukochanego, chcąc być jak najbliżej. Darren zsunął ręce na pośladki, trzymając się mocno.
-Jak będziesz gotowy... -szepnął gorączkowo, starając się przekonać samego siebie, by wytrzymał. Kelner słysząc to znów się poruszył, tym razem mocniej, po chwili nabijał się na niego płynnie, czując coraz większą rozkosz. Cudowne i zapomniane jęki z ust Luisa nakręcały ich obu, powodując zwiększenie tempa. Wszelkie hamulce puściły. Liczyli się tylko oni i uciecha jaką sobie dawali. Darren również zaczął jęczeć i sapać, czując usta kochanka na swojej szyi. Ich ciała ocierały się o siebie, a dźwięk uderzania pośladków został zagłuszony przez krew szumiąca im w uszach.
-Ah! Znalazłeś- wyjęczał głośno, oznajmiając celne trafienie w prostatę , pomruk zadowolenia i przyjemności wydostał się z gardła blondyna. Uderzał raz po raz w to miejsce, wydobywając coraz to nowe odgłosy na przemian z namiętnymi krzykami.
-Luis... -wysapał
-Ja już zaraz... -odpowiedział, siląc się na złożenie zrozumiałej i sensownej wypowiedzi. Średnio mu to wyszło. Carter zdawał się to rozumieć, jemu również było bardzo dobrze.
-Wiem... nie krępuj się... -Usta znów odnalazły te drugie i pocałowały mocno, potęgując przyjemność i przyśpieszając zbliżające się spełnienie. Kilka pchnięć wystarczyło, by fala orgazmu zalała kelnera, powodując że zaciskające mięśnie uwięziły w jego wnętrzu Darrena. To było dla drugiego za dużo, doszedł w nim z jękiem.
Siedzieli wtuleni w siebie, próbując się uspokoić, po wyczerpującym stosunku. Żaden z nich nie wiedział co powiedzieć, ani nie potrafił spojrzeć w oczy drugiemu. Członek zdążył już zmięknąć i wysunąć się, a oni wciąż trwali w tej samej pozycji.
-Luis?
-Darren?
-Było beznadziejnie.
-Mnie również. Zimno.. -odparł, nie siląc się na przekąs czy ironię; szatyn wstał powoli a jego nogi odmówiły posłuszeństwa. Prawie opadł na kanapę, jednak silne ramiona oplotły go w pasie i postawiły do pionu.
-Dziękuje.
-Chodź się umyć. -Mruknął mężczyzna, zdejmując prezerwatywę i powoli, dalej go asekurując, dotarli do łazienki. Tam wyczyścili się i doprowadzili do względnego porządku oraz ubrali. Kiedy wyszli, barista spojrzał na miejsce ich zabawy i jęknął
-Zrobiliśmy plamę, cholera...
-O kurwa, da się ją zlikwidować?
-Nie wiem, przynieś mi cokolwiek do mycia... najlepiej mokrą szmatkę z mydłem. -Westchnął. -Ale wtopa Petterson, nie ma co. -Darren wrócił i od razu zaczął pocierać materiałem o zanieczyszczony fragment kanapy. Po kilku minutach z zabrudzenia został jedynie ślad od wody, a obaj mężczyźni odetchnęli z ulgą.
-Mało brakowało. -przyznał Carter.
-To się nie może powtórzyć, nie tutaj! -warknął szatyn
-Wiem. To było przez zapomnienie, już więcej się nie stanie. -odparł łagodnie, siląc się na ton bez sarkazmu.
-Tak. Zrobiliśmy już wszystko. Zawieziesz mnie do domu? -zapytał z nadzieją, nie chciał wracać piechotą, był zmęczony, chciało mu się spać.
-Nie ma problemu. Chodź. -Wyszli a Luis zamknął kawiarnie. Po chwili już jechali, nie odzywając się do siebie. Obaj nie wiedzieli co mogliby powiedzieć. Uprawiali seks, co nie powinno się wydarzyć, było im razem cudownie, do czego nie mieli ochoty się przyznać i zdecydowanie chcieli to powtórzyć. Całe ich plany, co do ułożenia życia osobno wzięły w łeb.
-Co teraz? -zapytał w końcu Luis
-Z czym?
-Ze wszystkim. -odparł
-Nic. Nie wiem, na razie będę miał rozprawę, potem się zobaczy. Jak już mówiłem, nadal chcę odpracowywać karę u was
-Po tym co się stało?
-A co się stało? Kochaliśmy się i obiecaliśmy, że to już się więcej nie powtórzy. Chyba wszystko wyjaśnione prawda? - szatyn był dziwnie obojętny. Nie do końca wiedział, jak odnaleźć się w tej sytuacji. Chciał wybaczyć Darrenowi, ale z drugiej strony nie potrafił, facet był zbyt bezczelny i chamski, zasługiwał na lekcję pokory. Jednak okazało się, że to chyba on ją otrzymał.
-Masz rację. Już jesteśmy. Dzięki za podrzucenie. -Wysiadł z samochodu i po kilku sekundach zniknął za drzwiami domu. Carter jeszcze chwilę rozmyślał o tym co się stało. Pierwszy raz od dawna czuł taką przyjemność podczas seksu. Miało to związek z osobą, z którą się bzykał. Zdecydowanie nadal go kochał, tylko nie potrafił przebaczyć tej zdrady. Nie umiał też nie zachowywać się przy nim jak dupek, czego ostatnio, za każdym razem, bardzo żałował.
-Jesteś cholernie namiętny kochanie... -szepnął to co chciał powiedzieć kochankowi i ruszył do swojego mieszkania.
Felix przeciągnął się leniwie, otwierając oczy. Czuł się lepiej, niż kiedy zasypiał. Był bardzo głodny. Jego kot leżał obok, zwinięty w kłębek, pomrukując słodko co chwilę. Chłopak uśmiechnął się i pogłaskał futrzaka, potem sięgnął po komórkę i wyszukał numer aktora w kontaktach. Puścił sygnał i czekał. Skorzystał z okazji i wtulił się w miękką poduszkę. Łóżko było bardzo wygodne, a pościel satynowa. Nigdy nie miał takich luksusów, jakich Davis na co dzień. Rozejrzał się dookoła. Ściany w kolorze lawendowym ładnie współgrały z antycznymi meblami. Okno, które znajdowało się po lewej stronie, było duże, również stylizowane na stare. Komoda po prawej, tuż przy ścianie, gdzie znajdowały się drzwi, była w kolorze ciemnego dębu. Na niej stał mały kaktus, wyglądał teraz zjawiskowo, ponieważ zakwitł na różowo. Cały pokój w swojej prostocie i elegancji przypominał pomieszczenie u angielskiego lorda. Przeniosło to Felixa w zupełnie inny świat, różny od tego który znał od zawsze. Jego rozmyślania przerwał rozbawiony głos
-Hej piękny, widzę, że już się czujesz lepiej. -ujrzał słodkie rumieńce na twarzy kelnera i uśmiechnął się -Jesteś głodny?
-Bardzo i nie jestem piękny – obowiązkowo zaprzeczył, chociaż zrobiło mu się bardzo miło. Odwzajemnił uśmiech, zapominając dlaczego tak właściwie się tutaj znalazł. Charlie chciał zacząć rozmowę, jednak nie potrafił. Bał się, że schrzani tę miłą atmosferę, która się między nimi wytworzyła. Zapatrzył się na anioła, nawet się tego nie wstydząc.
-Co się tak na mnie gapisz? -zarumienił się ponownie, czując na sobie intensywny wzrok mężczyzny.
-A co? Nie mogę? -uniósł brew do góry. -Chciałeś coś do jedzenia, już idę ci przygotować.
-Charlie... najpierw musimy pogadać. O twoim menadżerze... -powiedział poważnie. Również nie miał ochoty na tę rozmowę, ale wolał sobie wszystko wyjaśnić.
-Dobrze. Wiem, co ci powiedział Rupert. Chcę żebyś pamiętał, że wcale tak nie uważam. Nie miałem o tym pojęcia, przed telefonem od ciebie. Naprawdę bardzo mi przykro Fel, nie chciałem, żeby tak wyszło, żebyś poczuł się źle.
-Źle? Twój agent zasugerował, że jestem złodziejem! To cholernie mnie zabolało! Nigdy nic nikomu nie ukradłem, brzydzę się tym. -rzekł, siląc się na groźny ton. Był jednak zbyt słaby, żeby się denerwować.
-Rozumiem, ufam ci. On po prostu wszędzie węszy podstęp. Proszę uwierz mi śliczny, że nie miałem z tym nic wspólnego. Przepraszam cię, że zostałeś upokorzony. Gdyby nie to, że jest moim przyjacielem, wyleciałby na zbity pysk. -pogłaskał go po głowie, patrząc błagalnym wzrokiem. Musiał go przekonać, inaczej chyba będzie go błagał na kolanach.
-To nie ty powinieneś mnie przepraszać Charlie. Wierze temu, co mówisz. To było jak odruch bezwarunkowy. Zareagowałem instynktownie, bo poczułem się bardzo zraniony i obrażony. Twój pracownik przekroczył wszelkie granice dobrego wychowania. Sądziłem, że nie powinien cię reprezentować. Ale mówienie mu tego nie miało sensu. Teraz nie mam do ciebie o nic pretensji, do niego owszem, ale nie będę wściekać się na niewinną osobę. -powiedział łagodnie. Davis wziął jego dłoń i ucałował jej wnętrze delikatnie, przytulając do niej policzek. Jego usta raz po raz czule muskały gładką skórę, wprawiając Felixa w zakłopotanie. Było to dla obu przyjemne doznanie, blondyn wcale nie chciał zabierać ręki od tych cudownych warg. Jednak nic nie trwa wiecznie i Charlie przerwał ich słodki moment.
-Bardzo się cieszę, że między nami już jest dobrze, że mi uwierzyłeś. -kamień spadł mu z serc. -Chciałeś coś do jedzenia. Zaraz zadzwonię po jakiś obiad, dobrze?- dodał radośnie
-Tak... dla mnie bomba. Jestem naprawdę głodny. I też się cieszę, że wyjaśniliśmy wszystko. -odgarnął kilka kosmyków za ucho.
-Na co masz ochotę?-zapytał, wciąż patrząc na słodkie rumieńce zażenowania na twarzy Kilpatricka.
-Makaron z sosem śmietanowym -wypalił, ostatnio bardzo marzył o takim jedzeniu, ale nie bardzo stać go było na pójście do restauracji. -Albo jakaś zupa, może też być pizza. Naprawdę nie musisz się starać.
-Dobrze Słoneczko. Ja też chcę makaron z czymś. -uśmiechnął się. Podobało mu się, że chłopak w końcu powiedział prawdę, nie tak jak na ich pierwszej randce- Z borowikami może być? Chociaż może wolisz mięso, nie chcę ci niczego narzucać Fel. -powiedział spokojnie.
-Tak, bardzo lubię. Ale nie chcę cię naciągać. -Aktor wyszedł z telefonem i złożył zamówienie. Usiadł w salonie na kanapie, tarmosząc za uszy swojego cieszącego się psa. Uwielbiał się z nim bawić, przytulać i łaskotać. Nie miał nikogo innego, nie lubił samotności. Dlatego też cieszył się że Lampek pojawił się w jego życiu. Miał nadzieję, że i Felix w nim zostanie. Chłopak był słodki i Davis go szczerze uwielbiał. Podobał mu się tak bardzo, że nie wyobrażał sobie, aby blondyn zaczął umawiać się z kimś innym. Nie miał zamiaru nikomu oddać swojego anioła, gdyby musiał odbiłby go siłą. Postanowił zdobyć tego ślicznego kelnera, za wszelką cenę. Na przekór Rupertowi, opinii publicznej i całemu światu. To było jego szczęście i zamierzał o nie walczyć.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk domofonu. Otworzył drzwi i odebrał jedzenie, które pachniało wyśmienicie. Udał się do kuchni, by przełożyć obiad na talerze oraz wziąć sztućce i poszedł do pokoju Felixa.
Rozchylił powieki, kiedy drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się mężczyzna z posiłkiem.
-Podano do stołu -roześmiał się, widząc minę chorego.
-Ładnie wygląda.-skwitował kelner. Zaburczało mu boleśnie w brzuchu.
-A pachnie jeszcze lepiej. -podszedł do łóżka i podał mu tacę. Ten położył ją sobie na kolanach i wziął do ręki widelec. Cieszył się, że miał siłę, by go utrzymać.
-Smacznego Charlie.-Uśmiechnął się promiennie
-Smacznego. Nakarmić cię? -zapytał rozbawiony. Taka sytuacja byłaby dla niego ciekawa.
-Nie, nie trzeba. -speszył się. Nie był przyzwyczajony do takich rozmów i bacznej obserwacji. Dodatkowo gwiazdor był bardzo opiekuńczy. Davis skoncentrował się na jedzeniu i już po chwili obaj zaspokajali swój głód. Delektowali się posiłkiem i jego cudownym smakiem w ciszy,nie chcąc psuć sobie przyjemności. Artysta jadł makaron z sosem śmietanowym i kawałkami szynki, a Felix makaron z sosem borowikowym. W obu przypadkach była to uczta dla podniebienia. Nic innego nie miało znaczenia, ważne, że byli razem. Nagle do pokoju wpadło rude futro, radośnie szczekając.
-Lampek -ucieszył się blondyn, głaszcząc, podskakującego i łaszącego się psiaka. Pozwolił mu wskoczyć na łóżko. Zwierzak zainteresował się kotem, który patrzył na niego niepewnie . Po chwili Delicjon prychnął i zeskoczył. Wyraźnie nie pasowało mu pojawienie się szczeniaka.
-Chyba się nie dogadają... -westchnął kelner. Miał nadzieje, że jeśli coś by wyszło między nim, a aktorem, to i pupile będą przyjaźnie nastawieni. Pomimo, że nie gryzły się, ani atakowały nawzajem, to uciekały od siebie. Właściwie zdawało się, że to kot nie potrafił znieść obecności psa.
-Spokojnie, daj im czas, znają się dopiero kilka godzin. Swoją drogą szybko ci się polepszyło. -uniósł brew rozbawiony.
-Ja tam się cieszę. -westchnął. - nie mam zamiaru tutaj leżeć w nieskończoność. Muszę szybko wrócić do pracy, bo Sami tak szybko nie przyjdzie. Czeka ją długa rehabilitacja.
-Jak wyzdrowiejesz, weźmiemy cię z Lampkien na spacer, co ty na to?
-Bardzo chętnie.-uwielbiał przechadzki, żałował czasami, że nie miał psa, ale praca mu na to nie pozwalała. Poza tym, nie miał nikogo, kto mógłby go przypilnować, jakby coś. - Ciekawe jak Luis sobie radzi. -Miał nadzieję, że nie było wielkich tłumów. Pomimo, że szatyn się do tego nie przyznawał, to przeżywał zbliżającą się rozprawę swojego byłego mężczyzny. Gdyby Kilpatrick nie zachorował, zastąpiłby go w pracy, by ten mógł pojawić się w sądzie. Myślał, jak to się zakończy. Darren zdecydowanie nie zasługiwał na więzienie, jednak jakoś musiał odpokutować. Zostawała jeszcze sprawa z Samanthą. Nikt nie wiedział, kiedy zjawi się w kawiarni. Musieli przedyskutować udoskonalenie i przebudowę oraz przystosowanie jej do zwierząt. Wymagało to wiele planów oraz pomysł, którego on, nie miał. Z zamyśleń wyrwał go telefon. Sięgnął po niego i odebrał
-Felix Kilpatrick, słucham
-Halo, tu Ela. Sąsiadka.
-A witaj, coś się stało?
-Wiem, nie ma cię w domu, a musisz wiedzieć, że... -westchnęła
-Jestem u przyjaciela, ponieważ jestem chory. Mów co się dzieje
– W całym budynku pękła rura. Twoje mieszkanie jest prawdopodobnie zalane...-słysząc to jęknął żałośnie. - Jutro przyjdzie rzeczoznawca, więc lepiej żeby ktoś był wtedy w twoim lokum. Jeśli ty nie możesz, to może twój przyjaciel -dodała, próbując zachować spokój.
-O której ma być?
-Około 16. Słuchaj, wszystkie lokale są do remontu, z tego co mówili inni. Jeśli ubezpieczyłeś, to masz szansę na odszkodowanie.
-Na szczęście to uczyniłem -powiedział cicho.-Bardzo ci dziękuje za telefon. Jutro na pewno w okolicach czwartej ktoś się pojawi. -Rozłączył się, a do jego oczu napłynęły łzy. Zrobiło mu się bardzo przykro, ciężko pracował, aby kupić to mieszkanie bez kredytu. Po chwili rozpłakał się na dobre, było mu niesamowicie żal swojego pięknego azylu, mimo że nie widział jak to wyglądało po zalaniu, nastawiał się na najgorsze. Do pokoju wszedł kot, jakby wiedząc, że stało się coś złego. Wskoczył na łóżko i przytulił się do swojego, by ukoić jego smutek; polizał go po ręce i przylgnął do jego dłoni. Zasnął, mrucząc łagodnie.