Rozdział częściowo sprawdzony. Jak zostanie całościowo zbetowany, podmienię to z błędami.
Zapraszam do lektury.
A.
Dzień
2
Obudziłem
się w paskudnym nastroju. Miałem ochotę nie wstawać z łóżka a
tym bardziej nie pojawiać się w agencji. Maurycy zrobił mi
niedźwiedzią przysługę, każąc zajmować się tym typem. Po
pierwszym dniu miałem go dość, a przede mną jeszcze sześć. Nie
miałem pojęcia co z nim zrobić, a tym bardziej jak zorganizować
mu czas, kiedy nie musieliśmy być w agencji. W końcu po dobrych
piętnastu minutach wstałem i ruszyłem do łazienki wziąć
prysznic. Był to bardzo dobry moment, na zaplanowanie sobie
„wolnego” dnia. Może molo w Sopocie, albo Skwer Kościuszki w
Gdyni. Oba miejsca były cudowne, chociaż moim ukochanym było molo
w Orłowie. O każdej porze roku było tam pięknie, nieważne, czy
wiosna, czy zima. Osobiście wolałem zimę- zdecydowanie mniej
ludzi, cisza i spokój. Można było posiedzieć, pokontemplować.
Kiedy
wyszedłem z łazienki, postanowiłem zrobić sobie małe śniadanie.
Kawa oraz dwa tosty z dżemem zwykle wystarczały mi do kulinarnego
szczęścia. Jeszcze jak mogłem zjeść je w piżamie, byłem w
niebie. Niestety tym razem nie dane mi było ani pozostać w
ulubionym ubraniu, ani czegokolwiek przekąsić. Mój telefon
rozdzwonił się na potęgę i musiałem go w końcu odebrać – po
jakimś czasie uporczywego dobijania się do mojej skromnej osoby.
-Halo-odebrałem
zdenerwowany.
-Patryk?
-No
a kto inny? Czego chcesz?- zapytałem z irytacją.
-Przy...jedź...
pproszę...
-Co
się dzieje? - zaniepokoiłem się tym, w jaki sposób głos Alexa
się łamał.
-No
bo... stało się coś strasznego i...
-Dobra,
już jadę.- warknąłem i rozłączyłem się. Po chwili byłem już
gotowy do wyjścia. Oczywiście nie zjadłem, bo nie było czasu.
Jeśli coś stało się naszej gwiazdce, Maurycy dobierze mi
się do skóry. Dodatkowo jeszcze moja premia odpłynie w siną dał.
Musiałem zebrać myśli i jak najszybciej wyruszyć do Hotelu, by
sprawdzić co się działo z Alexem.
Jazda
nie zajęła mi długo, bo na szczęście nie było korków. Zaraz po
zaparkowaniu, ruszyłem do na piętro do jego pokoju, uprzednio
witając się z portierem skinięciem głowy. Stanąłem przed
drzwiami i delikatnie zapukałem.
-Otwarte
– dobiegł mnie cichy głos. Pchnąłem je i stanąłem jak wryty.
Kaczarowski nagusieńki, jak go Pan Bóg stworzył, siedział skulony
na fotelu i patrzył na łóżko z przerażeniem w oczach.
-Co
ty u licha robisz? - krzyknąłem na niego tak, że o mało nie spadł
z krzesła. Wyglądał jak mały chłopiec, który boi się robaka,
mniejszego czterdzieści razy od niego.
-Tam...
-wskazał na mebel-jest to okropieństwo – spojrzałem w tym
kierunku i zobaczyłem pająka, wielkości połowy mojej dłoni. Stał
sobie na pościeli, a model tak panikował. Przeniosłem spojrzenie
na niego i warknąłem
-To
dlatego dzwoniłeś idioto? Przez małego pająka?
-Ale...
ja się ich bardzo boję. Są straszne! - krzyknął prawie
płaczliwym tonem i coś do mnie dotarło. On naprawdę musiał mieć
silną arachnofobię, skoro jeden reprezentant tego gatunku
doprowadził go do histerii.
-Alex...-
zacząłem ostrożnie.
-Nie
ruszę się stąd. Nie ma mowy – pokręcił głową i spojrzał na
mnie spod długich rzęs. - Nie zmusisz mnie. Ta bestia się na mnie
rzuci.
Mogłem
zrozumieć jego postawę, dlatego podszedłem do pająka i wziąłem
go na rękę. Po chwili wyszedłem na balkon i puściłem go wolno,
zaraz zamykając drzwi z powrotem.
-Już
sobie poszedł, nie musisz się bać- rzekłem spokojnie i spojrzałem
na ciało modela. Było wspaniałe, nawet w takiej pozie. Ale on
chyba sobie nie zdawał, że był kompletnie nagi i... mogłem to
podziwiać. A do tego – bezkarnie. Niestety mój członek zaczął
zbyt entuzjastycznie na to reagować, co nie uszło uwadze mojego
towarzysza.
-Co
do cholery? - zapytał po chwili wpatrywania się we mnie- a raczej w
moje krocze. - Nie gap się na mnie zboczeńcu.
-Ja
zboczeńcem? Kurwa mać! Właśnie miałem jeść śniadanie, kiedy
zadzwoniłeś. Myślałem, że coś ci się stało, podczas kiedy ty
zobaczyłeś malutkiego pająka! Jesteś nagi do jasnej cholery! Jak
myślisz gej zareaguje na taki widok? -zapytałem go, mając w
poważaniu co teraz sobie o mnie pomyśli. Po chwili odwróciłem się
i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej wszystko czego
potrzebował do ubrania się. - Masz. Idź się ubrać. Nie mam czasu
na twoje fochy. -spojrzałem na niego krytycznie i zobaczyłem jego
zszokowany wyraz twarzy. Po sekundzie uciekł do łazienki,
zasłaniając się i trzasnął drzwiami. Wtedy usłyszałem tylko
-Ja
pierdolę! Kurwa mać! - tak, wypowiedział się bardzo elokwentnie.
A ja miałem problem. Mój wzwód wbijał mi się w ciasne spodnie, a
ja chciałem się na niego rzucić i uprawiać seks do utraty tchu...
co sądząc po jego reakcji nie było dobrym pomysłem.
Wyszedł
z toalety po dobrych dwudziestu minutach z kwaśną miną. Moje
podniecenie postanowiło się uspokoić, więc mogłem już z
większym opanowaniem patrzeć na świat. Alex natomiast był zły-
nawet bardzo. Spojrzał mi twardo w oczy i wycedził:
-O
tobie pogadamy sobie potem... Ja nie będę mieszkał w pokoju z
pająkami. Wyprowadzam się. - jego postura była stanowcza. Ręce
założone na piersi, wyraz twarzy nieprzenikniony, ale wiedziałem
co to znaczy.
-Alex!
Do cholery ciężkiej, nie mogę znaleźć ci teraz innego hotelu!
Wszystkie są zarezerwowane albo zajęte. To jest środek sezonu w
Sopocie. Jesteś niepoważny! - zacząłem się coraz bardziej
unosić.
-W
takim razie zamieszkam u ciebie panie wielki stylisto.-
wysyczał i uśmiechnął się złośliwie.
-Nie
będziesz mieszkał u mnie! - krzyknąłem, wyprowadzony z równowagi.
Co ten typek sobie myślał. Nie będzie mieszkał w moim mieszkaniu,
ponieważ mnie na to nie było stać. Gwiazdki takie jak on miały
wyimaginowane wymagania, dodatkowo bałem się o mojego kota.
Przecież Alex nie znosił zwierząt. Nie mogłem uwierzyć, jak to
wszystko się skomplikowało...
Piętnaście
minut później zakończyłem rozmowę telefoniczną z Maurycym,
który przykazał mi, bym zabrał Aleksandra do siebie. Oczywiście
przez ten czas model zdążył się spakować, kręcąc nosem, że
ten pająk wciąż może go zaatakować. Kiedy jednak zobaczył moje
mordercze spojrzenie zaczął się ładnie pakować i po kilku
minutach był już gotowy. Ja z kolei pomyślałem o reakcji mojego
kota na nowego członka rodziny... Miałem ochotę udusić
Kaczarowskiego za jego arachnofobię, pająka za pojawienie się i
Maurycego za idiotyczny nakaz, ponieważ mój kot nie znosił obcych-
ze wzajemnością. A ja nienawidziłem unieszczęśliwiać mojego
zwierzaka. Nie wyobrażałem sobie czyjejś obecności w moim małym
mieszkanku. Jednak co miałem zrobić, musiałem podporządkować się
szefowi i udostępnić moje lokum temu trzęsidupie. Po
dłuższej chwili stania przed samochodem w końcu wsiadłem do niego
i trzasnąłem drzwiami. Model siedział na siedzeniu obok kierowcy i
uśmiechał się krzywo. Spojrzałem na niego z furią:
-Nie
myśl sobie, że ujdzie ci to płazem manipulatorze.
-Ja
naprawdę boję się pająków. I nie wejdę do tego pokoju więcej –
odparł, patrząc na mnie z obawą.
-No
to masz problem...
-Ale...
- zaczął a po chwili zamilkł.
-Czy
ty masz pojęcie, jak bardzo utrudniasz mi życie? Jak cholernie mnie
wkurwia myśl, że będziesz panoszył się i rządził w moim
mieszkaniu?
-Wcale
nie...
-Jasne!
- przerwałem mu ostro – tacy ludzie jak ty mają za nic innych.
Wszystko jest im podawane na złotej tacy. Podczas kiedy ja muszę
pracować na siebie i martwić się o to czy wystarczy.
-Mogę
się dołożyć do wydatków- powiedział nieśmiało, a mnie szlag
trafił. Co ten gnojek sobie wyobrażał.
-Nie
o to chodzi. Nie chcę twoich pieniędzy. Tylko tyle wyniosłeś, z
mojego wywodu? Chodzi mi o zachowanie! Rozumiesz? Zachowywanie się
jak pieprzona prima balerina. Myślisz, że ludzie lubią się
z tobą zadawać? Że to takie miłe, jak patrzysz na nich z góry?-
odpowiedziała mi cisza. Wziąłem kilka głębokich wdechów i
ruszyliśmy z parkingu. Droga minęła nam w milczeniu. Nie miałem
zbytniej ochoty rozmawiać z nim, on najwyraźniej również. Dzięki
temu miałem czas by powyzywać i pozabijać go w myślach, na
kilkanaście różnych sposobów. Pół godziny później dotarliśmy
na miejsce. Wysiadłem z pojazdu i ruszyłem w stronę domu. Po
chwili jednak się wróciłem.
-Ej,
poczekaj. Nie pomożesz mi z bagażami? - Alex był bardzo zdziwiony,
że zostawiłem go z tym samego.
-Twoje
torby, ty je nosisz. Nie płacą mi za bycie tragarzem – warknąłem
w odpowiedzi, jednak poczekałem na niego. Kiedy wszystko zabrał z
bagażnika, zamknąłem auto.
-O
jeju, nie bądź taki przewrażliwiony. Mam wrażenie, że to ty
zachowujesz się teraz jak prima balerina -jego złośliwy
komentarz puściłem mimo uszu. Miałem dość kłótni jak na ten
dzień. Jedyne, co trzymało mnie w ryzach, by nie zadzwonić do
Maurycego, by zabierał tego pajaca, była możliwość napicia się
drugiej kawy oraz posiedzenia w mojej ukochanej kuchni. Uwielbiałem
swoje mieszkanie. Długo urządzałem je tak, by było przytulne i
przestronne, pomimo małej powierzchni.
Alex
szedł w milczeniu za mną, prawdopodobnie nie chcąc zdenerwować
mnie jeszcze bardziej. Miał rację, bo gdyby znów zaczął się
wymądrzać, dostałby w twarz. Jednak ciszę z jego strony przyjąłem
z ulgą. Klatka, na którą weszliśmy, wyglądała jak w typowym
blokowisku. Na ścianach widniały napisy graffiti, o niecenzuralnym
wydźwięku, a lamperia była w większości umazana czymś, co
przypominało błoto. Wzdrygnąłem się i ruszyłem po schodach.
-Mieszkam
na czwartym piętrze. Jeśli chcesz, jedź windą. Ja wolę schody. -
odwróciłem się do niego, uśmiechając się kpiąco. Byłem
pewien, że skorzysta z udogodnienia, zdążyłem już zauważyć
jakim jest wygodnickim człowiekiem. Jednak co mnie zdziwiło, to
jego zacięta mina i wyzwanie w oczach.
-Nie
ma opcji. Skoro ty możesz wchodzić schodami, to ja też. - ton jego
głosu jednoznacznie dawał mi do zrozumienia, że choćby miał się
doczołgać pod moje drzwi, nie pójdzie na łatwiznę. Bardzo
chciałem to zobaczyć.
-Ciekaw
jestem, przy którym piętrze wymiękniesz – wzruszyłem ramionami
i zacząłem wspinać się po schodach.
Czekałem
na niego pod moimi drzwiami z dobre pięć minut, zanim pojawił się
na piętrze całkowicie zdyszany.
-Nie...
nawidzę... schodów... i... tego... piętra – wycharczał,
chwytając się barierki. Ja uśmiechając się złośliwie wstałem
i otworzyłem drzwi. Wszedłem pierwszy, w progu łapiąc Lorda
Miaua, który zamierzał udać się na wycieczkę po klatce
schodowej. Byłem już do tego przyzwyczajony, dlatego jego syczenie
i drapanie nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Zaraz za mną w
przedpokoju pojawił się Alex. Bez skrępowania zaczął się
rozglądać, a po chwili zaglądać do każdego pomieszczenia.
-Małe
to twoje mieszkanko... - westchnął teatralnie z kwaśną miną. -
Ciekawe, gdzie ja będę spał...
-A
czego się spodziewałeś? Pałacu? - warknąłem z irytacją – nie
wszystkich stać na nie wiadomo jakie metraże. Trochę byś
powstrzymał swoje oceny... - dodałem już spokojniej. Puściłem
Lorda wolno i skierowałem się do łazienki umyć ręce. Model w tym
czasie nadal stał w miejscu, czym zaczął mnie denerwować.
-Obejrzałeś
już całe mieszkanie, nie pytając mnie o zdanie, ale teraz nie stój
jak głupek na środku przedpokoju i rusz się do kuchni.- po chwili
wszedłem do niewielkiego pomieszczenia, ze stołem po prawej stronie
i chwyciłem mały niebieski czajnik elektryczny. Podszedłem do
umywalki, która mieściła się po przeciwnej stronie stołu, i
nalałem wody.
-Zrobiłbyś
mi kawę? - zapytał pokornie Kaczarowski, zdobywając się na lekki
uśmiech.
-Taa,
rozpuszczalna czy sypana?
-Masz
ekspres?
-Nie.
- odparłem, wyciągając dwa czarno zielone duże kubki.
-To
rozpuszczalną poproszę.
-Spoko.
Usiądź, rozgość się, czy co tam chcesz... Twój pokój to salon.
-Myślałem...
że oddasz mi własne łóżko.
-Nie
ma opcji. Nikogo nie wpuszczam do mojej autonomii... tym bardziej
osób, których nie znam – odpowiedziałem oschle. Nie znosiłem,
jak ktoś coś na mnie wymuszał, a ten człowiek zdawał się być
mistrzem w dyscyplinie manipulacji i ja chcę i tak ma być,
ponieważ to jestem ja... Czułem, że nie będę miał z nim
lekko. Jedyne co mnie pocieszało, to wizja spokoju, jaki miał
zapanować za kilka dni, kiedy jego już nie będzie.
-Zawsze
jesteś taki szczery? - wzdrygnął się.
-Tak.
A co? Nie pasuje ci to? - spojrzałem na niego chłodno. - Posłuchaj,
nie rozumiem, dlaczego szczerość to taki duży problem w tych
czasach... Tak samo jak szanowanie swojej własnej osoby. Nie sypiam
z przypadkowymi ludźmi, nie lansuję się nie wiadomo w jakich
klubach i nie robię sobie masy zdjęć na facebooka. Ciężko
pracuję i życie nauczyło mnie, że kłamstwo nie popłaca, tak
samo jak lenistwo.
-Nieźle.
Mało jest takich...
-Dziwaków?
Masz rację.
-Ty
to powiedziałeś Patryk. Ja miałem zamiar powiedzieć, że mało
jest takich ludzi z żelaznymi zasadami. To jest w cenie. Zwłaszcza
w tym świecie. - wzruszył ramionami.
-Ale
co taka osoba jak ty może o tym wiedzieć? - warknąłem, wsypując
kawę do swojego kubka. Ta rozmowa zaczynała mnie denerwować coraz
bardziej. Miałem wrażenie, że przez ten moment rozmawiam z
zupełnie innym człowiekiem.
-To,
że jestem modelem, znaną i rozpoznawalną osobą nie znaczy, że
nic nie wiem o świecie. Ludzie odbierają mnie i oceniają przez
pryzmat ciuchów jakie noszę, albo osób, z którymi jestem, sypiam
lub jem. Nikt nie zadaje sobie trudu by dowiedzieć się, kim
naprawdę jestem.
-Więc
kim naprawdę jesteś Aleksandrze? - zapytałem, odwracając się. Z
jego twarzy mogłem wyczytać ból i żal. Domyślałem się, że
ktoś mógł go bardzo mocno zranić, ale nie spodziewałem się
żadnej szczerej odpowiedzi.
-Jestem
człowiekiem, który miał wszystko, poza miłością rodziców.
Myśleli, że mogąc kupić mi wszystko zastąpią mi ciepło i
bezpieczeństwo. Osobą, którą partner zdradził na jego oczach i
rzucił jak zabawkę, która się znudziła i zepsuła. Jak każdy
potrzebuję miłości, jednak ludzie myślą, że wcale tak nie jest.
Że jestem tylko Aleksem, modelem bez uczuć, wrażliwości, któremu
można wszystko powiedzieć, a on wszystko udźwignie, bo przecież
jest twardzielem. Moje życie to nie bajka, jak opisują to tabloidy.
To ciągła walka, by się utrzymać, nie załamać, nie rozsypać w
świetle reflektorów, bo to da tylko pożywkę mediom. Wszyscy
uwielbiają oglądać ludzkie nieszczęścia. Im więcej, tym lepiej.
- słuchałem tego wywodu z otwartą buzią. Nie miałem pojęcia, że
on ma jakiekolwiek uczucia a tym bardziej, że przejmuje się pewnymi
rzeczami. Od zawsze, kiedy zacząłem go podziwiać, wydawało mi
się, że to taki typowy macho, który zostawia za sobą ludzi bez
mrugnięcia okiem. Zdjęcia, relacje, pokazy utrwaliły we mnie
poczucie, że Alex nie czuje niczego, że nic do niego nie trafia. A
jednak kolejny raz dzisiejszego dnia przekonałem się, że byłem w
błędzie.
-
Wybacz, nie wiedziałem, że masz uczucia. - powiedziałem mu wprost.
Nie lubiłem owijać w bawełnę, nawet w trudnych i krępujących
kwestiach. - Ale dziękuję, że podzieliłeś się czymś od siebie,
czymś co jest prawdziwe. Mam dość sztuczności. - spotykałem w
agencji wielu ludzi jego pokroju. Kobiet i mężczyzn, którzy
zachowywali się jakby byli nie wiadomo kim. Pomiatali innymi,
poniżali ich i mieli z tego uciechę. Przyglądałem się im na
tyle, by wyrobić sobie zdanie o takich osobach. Kaczarowski był ich
pokroju. Może to z jego strony była gra pozorów, by nie zostać
zniszczonym. Jednak on sam również pomiatał pracownikami. Czytałem
o tym nie raz, nie dwa. Właściwie to był z tego znany. W
środowisku modelingu nazywany był bestią. Być może
dlatego ustawiłem się względem niego tak bojowo.
-Taaa
– westchnął – mam z nią do czynienia na co dzień. - spojrzał
na swoje dłonie, a potem znów na mnie – to co z tą kawą?
-A
tak, przepraszam- uśmiechnąłem się łagodnie – ile chcesz
łyżeczek?
-Przecież
sam mogę zrobić. - po chwili postawiłem mu przed nosem mleko,
cukier, łyżeczkę, kubek oraz kawę. Obserwowałem, jak
przygotowuje napój. W tym czasie sięgnąłem po czajnik i podałem
mu go siadając.
Trwaliśmy
przez chwilę w ciszy, bo prawdopodobnie obaj musieliśmy przetrawić
informacje, jakie do nas dotarły.
Dochodziła
godzina trzynasta, a my nie robiliśmy nic innego poza rozmawianiem w
kuchni. Aż trudno mi było uwierzyć, że tak dobrze może mi się z
nim gadać. Poruszaliśmy tematy bardziej neutralne, takie jak
pokazy, sesje zdjęciowe, ulubione książki lub muzyka. Co mnie
zaskoczyło, Aleksander znał się na literaturze oraz uwielbiał
sztukę. Tak jak ja. To była miła odmiana po wszystkich
złośliwościach, których sobie nie szczędziliśmy. Jednak dość
rozmów, trzeba było wreszcie zrobić coś na obiad. Wstałem
ociągając się i otwarłem lodówkę. W niej nie było niczego
zjadliwego, poza karmą dla Lorda Miaua, który gdzieś zniknął jak
weszliśmy do domu i do tej pory się nie pojawił.
-Trzeba
by zrobić jakieś zakupy – powiedziałem spokojnie, jednak nie
mając ochoty ruszyć się z domu. Model również westchnął.
Najwidoczniej myśleliśmy o tym samym.
-Blisko
masz do tego sklepu?
-Pójdziemy
do Tesco, to nie daleko. Trzeba tylko przejść przez coś w rodzaju
łąki.
-No
to idziemy... - rzekł przeciągając się na krześle.
Po
chwili wychodziliśmy już w bloku, kierując się w stronę
malutkiego zagajnika. O tej porze roku był naprawdę piękny.
Uwielbiałem przyrodę, dlatego w czasie urlopu zdarzało mi się
często przebywać na łączce, obok której mieliśmy za niedługo
przechodzić. Mój towarzysz marudził coś pod nosem, że nie lubi
lasów, polan, insektów, które na pewno rzucą się na niego, jak
tylko postawi nogę na ściółce. Jego narzekanie było takie
urocze. W pewnym momencie nie wytrzymałem i zacząłem chichotać.
Nie uszło to uwadze Kaczarowskiego.
-Z
czego się ryjesz baranie? - spojrzał na mnie z irytacją. - mówiłem
ci doskonale że... AAAAAA – krzyknął w pewnym momencie. Od razu
przestałem się śmiać i rozejrzałem się ze strachem. To, co
zobaczyłem spowodowało, że wybuchnąłem głośnym rechotem, nie
próbując się powstrzymać. Aleksander, tak bardzo zajęty
uciszaniem mnie, wszedł z mrowisko. Nie patrzył gdzie idzie i już
po chwili po całym jego ciele wędrowały małe stworzonka, mnie
przyprawiając o stan skrajnej wesołości, a jego o piski i komiczne
wymachiwanie rękami.
-Zdejmij
je ze mnie! Zrób coś! - krzyknął z paniką w głosie.
-Przestań
się ruszać i wyciągnij buta z mrowiska! - rozkazałem a po chwili
zacząłem go otrzepywać z robali. Pociągnąłem go trochę dalej i
tam nakazałem by stanął. Nie miałem żadnych obaw, ani lęków
przed leśnymi stworzeniami. On natomiast zachowywał się jak małe
dziecko, które stanęło twarzą w twarz z dwumetrową tarantulą,
tak jak Ron w Harrym Potterze. Mnie to naprawdę bawiło.
-One
są wszędzie! Musimy do domu! - jęczał i skomlał.
-Nie
wierć się – warknąłem ostro. W końcu udało mi się go
unieruchomić a po chwili powalić na trawę. Usiadłem mu na
biodrach i zacząłem zdejmować jego bluzkę, wraz z owadami.
Odrzuciłem ją trochę dalej i aż zawirowało mi w głowie. Jego
tors był wspaniały, mięśnie pięknie układały się pod skórą.
Aż zapomniałem jak się oddycha.
-Napatrzyłeś
się już? -zapytał zirytowany – Mógłbyś ze mnie zejść
pedale? - jęknął po chwili – to gryzie. Patryk!
-Już,
spokojnie. - musiałem się otrząsnąć, by nie dojść od samego
patrzenia na jego ciało. Ręką przejechałem po jego brzuchu,
strącając insekty raz po raz, nie przejmując się jego
piszczeniem. -Cholera, musisz wstać – powiedziałem rozsądnie, bo
cholerniki wracały na jego ciało, podgryzając je. To powodowało,
że Aleks się wiercił pode mną, a mojemu członkowi za bardzo się
to podobało. Patrzyłem na niego z ogniem w oczach, mógłbym tak
zostać i zacząć ocierać się o niego, byle nie przestawało mi
być tak przyjemnie. Ale co dobre szybko się kończy. Zsunąłem
się z niego bardzo niechętnie, jednak pociągając ze sobą jego
spodnie. Zrobiłem to specjalnie.
-Co
robisz zboczeńcu? - pisnął przerażony.
-Zamierzam
cię bzyknąć wiesz? - odparłem kąśliwie. - Masz je w spodniach i
za pewne w bokserkach też. Ściągaj je i wstawaj.
-Nie
ma mowy! Nie rozbiorę się przed tobą pedale! - krzyknął.
-No
to cię pogryzą w tyłek, albo i w jeszcze wrażliwsze miejsca. -
wzruszyłem ramionami i odwróciłem się od niego. Denerwował mnie
swoim zachowaniem, nieuwagą i nazywaniem mnie per pedał. Stałem
tak przez dłuższą chwilę, kiedy on wytrzepywał całą resztę
tego cholerstwa z bielizny, pojękując. Trwało to coraz dłużej,
więc postanowiłem mu pomóc.
-Paaaaająk!
Chodź tu! Pomóż! - dobiegł mnie pełen błagania jęk. Nie
ruszyłem się z miejsca, więc podszedł do mnie ze wstydem
wypisanym na twarzy. - No proszę... one są wszędzie. Łażą...
czuję to. - bardzo powoli ściągnął bokserki, stając przede mną
całkowicie nagi. Westchnąłem a potem jeszcze kilka razy, by się
otrząsnąć z widoku. Jego członek był większy od mojego, nawet w
stanie spoczynku, a krótkie, równo przystrzyżone włosy łonowe
dodawały mu uroku. Niestety i w tych miejscach małe przebrzydłe
mrówki zapuszczały się bezwstydnie, więc sięgnąłem dłonią,
chcąc szybko mu je wyjąć. Niestety nie było to takie łatwe. Im
bardziej się starałem, tym bardziej one uciekały... Kilka razy
trąciłem jego penisa, który niespodziewanie zaczął budzić się
do życia, wywołując we mnie palpitację serca. Zahaczyłem również
o jądra a wtedy z gardła modela wyrwał się przeciągły jęk.
-Musisz
się... umyć... - powiedziałem, starając się otrząsnąć z
chwilowej fascynacji. -Inaczej nie wyjdą.
-Mogę...
już się ubrać? - zapytał, wciągając głośno powietrze. Ta
sytuacja dla niego była bardzo nie komfortowa. Jakkolwiek dla mnie
też nie, ponieważ zdążyłem się podniecić.
-Tak.
- odpowiedziałem jednak i odsunąłem się od niego. Nie na tyle
szybko, by ukryć wybrzuszenie w spodniach.
-Nie
mów, że się podnieciłeś! - warknął, znów robiąc się
wściekły. Co miałem zrobić? On od zawsze mi się podobał, był
idealny. A w takim momencie to już w ogóle.
-Ty
też przecież! - oskarżyłem go i po sekundzie poczułem ból w
dolnej części policzka. Uderzenie było silne, jednak nie na tyle,
by pozbawić mnie zębów.
-Nie
jestem ciotą! - krzyknął i zaczął szybko się ubierać.
Zwiesiłem głowę i ruszyłem przed siebie. Zrobiło mi się
przykro. Ja tylko próbowałem mu pomóc, a on na każdym kroku mnie
wyzywał.
Po
jakimś czasie Alex zrównał się ze mną i szedł obok bez słowa.
We mnie wszystko się gotowało i jego głośniejsze westchnięcie
spowodowało, że stanąłem i rzuciłem się na niego
-Jeszcze
raz nazwiesz mnie ciotą, pedałem, czy podniesiesz na mnie rękę,
skopię ci dupę tak, że cię w agencji nie poznają! - krzyknąłem,
trzymając jego koszulkę w pięściach. Ten nagły wybuch i mnie
zaskoczył. Nigdy w ten sposób nie rozwiązywałem problemów.
Szliśmy
do Tesco nie odzywając się do siebie. Bardzo mi to pasowało, gdyż
nie miałem ochoty nawet na niego patrzeć. Cała ta heca z mrówkami
pokazała mi, że nie warto ufać ludziom ani być dla nich miłym.
To nie był pierwszy raz, kiedy ktoś pokroju Aleksandra robił mi
przykrość. Właściwie w pracy była to codzienność, w życiu...
dwa razy się naciąłem. Nigdy więcej. Przez to wszystko nie miałem
już ochoty spotykać się z Penelopą, mimo że jej to obiecałem.
Po co ma mnie widzieć w złym humorze, nie chciałem jej martwić.
Rozmyślając tak, nie zauważyłem nawet jak weszliśmy do sklepu.
Dopiero muzyka i tłum ludzi rozbudził mnie z tego transu. Przyjąłem
to z ulgą, ponieważ mogłem skupić się na przyjemniejszych
rzeczach niż rozpamiętywanie. Zakupy były często moją
odskocznią, kiedy miałem zły dzień, podły nastrój, czy chciałem
się odstresować. Moja mama nigdy tego nie rozumiała, dlaczego tak
bardzo lubiłem oglądać piękne rzeczy na wystawach, czy jeździć
z tatą do supermarketu. Ona szczerze tego nienawidziła. Wkrótce
znienawidziła też mnie. W końcu chciała mieć wnuki, uroczą
synową i syna, z którego będzie dumna. Niestety, coś jej nie
wyszło w tych planach i dlatego odrzuciła mnie kompletnie.
Szliśmy
pomiędzy alejkami, ja zastanawiałem się jaki konkretnie zrobić
obiad, a on niosąc swój koszyk i wkładał co niego co tam chciał.
Nie specjalnie mnie to obchodziło. Byle trzymał się ode mnie na
dystans. W pewnym momencie, gdy zatrzymałem się przy cukinii i
papryce, model zniknął mi z oczu. Wreszcie mogłem odetchnąć
spokojnie i pomyśleć, bez irytacji, że on jest z tyłu. Oczywiście
w agencji by mnie zabili, gdybym go zgubił, ale pewnie poczeka na
mnie przed wejściem, jak skończy buszować między regałami i
kolejnymi działami. Co jak co, ale był dorosłym mężczyzną, na
pewno by sobie poradził, w razie czego.
Wziąłem
wszystko, czego potrzebowałem dla nas oraz dla Lorda Miaua, który
by wrzeszczał jakbym nie przyniósł mu nic dobrego, i ruszyłem do
kas. Niestety kolejka była duża, więc postanowiłem przejść się
wzdłuż nich, by znaleźć miejsce z najmniejszą ilością ludzi.
Przy któreś z nich usłyszałem swoje imię.
-Patryk!
Zająłem ci miejsce! - Alex uśmiechał się do mnie, a ja miałem
ochotę wybić mu zęby. Podszedłem do niego i warknąłem
-Ludzie
się wkurzą, że się wpycham.
-Jacy
ludzie? Przecież tu jest miejsce dla ciebie – wyszczerzył swoje
białe zęby w irytującym uśmiechu i przepuścił mnie przed
siebie. Stanąłem sobie i powarkiwałem pod nosem.
-Nie
bocz się... - zagadnął do mnie
-Zamknij
japę. Nie gadam z tobą. - odparłem całkowicie kulturalnie. No
może nie do końca, ale byłem na niego za bardzo zły.
Zapłaciłem
za swoje rzeczy i ruszyłem na ławeczkę, która znajdowała się
nieopodal. Bolały mnie nogi i miałem ochotę pójść spać. Po
chwili ziewnąłem, akurat wtedy kiedy przede mną pojawił się
Kaczarowski.
-Zmęczony?-
nie odpowiedziałem mu, tylko wstałem i ruszyłem do wyjścia. Być
może zachowywałem się jak obrażone małe dziecko, ale miałem ku
temu powody.
Droga
powrotna minęła nam bez żadnych niespodzianek. Kiedy weszliśmy do
mieszkania odetchnąłem z ulgą, zdjąłem buty i skierowałem się
do kuchni. Przeczesałem swoje włosy dłonią, kładąc siatki na
blacie. Wreszcie mogłem chwilę odpocząć. Usiadłem na krześle, w
tym czasie Aleksander rozpakowywał swoje zakupy, a ja zapatrzyłem
się na widok za oknem. Chętnie bym sobie poleżał na łące, lub w
parku na polanie. Miałem cichą nadzieję, że kiedy skończy się
ten cały pokaz i sesja zdjęciowa, będę mógł wziąć trochę
urlopu.
-Gdzie
masz ręczniki?
-W
szafce obok zlewu. Pierwsza półka. - odparłem automatycznie. -
Jeśli nie masz szczotki do zębów, to na którejś z niższych
znajdziesz.
-Dzięki,
muszę się wymyć z tego paskudztwa. Mogę ciuchy wrzucić do
pralki?
-Taa,
tylko najpierw je otrzep za oknem. I proszę cię, nie wypuść kota,
bo zrobi sobie krzywdę.
-Ok
– poszedł do łazienki. A ja zrobiłem sobie kawę i przeniosłem
się do salonu, na kanapę. Włączyłem telewizor i zacząłem
oglądać. Nie zauważyłem, kiedy moje oczy się przymknęły a ja
odpłynąłem zupełnie. Obudziłem się dopiero po jakimś czasie,
słysząc dzwoniący domofon. Po chwili Alex wpuścił kogoś, więc
postanowiłem wstać.
-Kto
dzwonił?
-Dostawca.
Spałeś, więc zamówiłem dwie pizze. Dla ciebie Margaritę bo nie
wiedziałem jaką lubisz. Mam nadzieję, że trafiłem.
-Spoko.
Głodny jestem więc zjem. - burknąłem i udałem się do łazienki.
Musiałem umyć zęby by i się odświeżyć.
Po
pewnym czasie usłyszałem pukanie do drzwi.
-Patryk?
Wszystko w porządku?
-Ta,
a co?
-Siedzisz
już tam z dobre pół godziny, myślałem, że coś się stało.
Czekam z jedzeniem.
-Mogłeś
sam zjeść.
-Ale
wolę z tobą. - westchnąłem głośno z irytacją. Niech ten typek
się ode mnie w końcu odczepi. Najpierw prosi mnie o pomoc, potem
wyzywa od pedałów, a potem próbuje rozmawiać normalnie. Może dla
niego to było okej, ale nie dla mnie. Miałem ochotę zrobić mu
krzywdę, krzyczeć na niego albo zwolnić się z pracy. Jednak jako
dorosły facet- musiałem zachowywać się rozsądnie. Tak też
zrobiłem. Zjadłem z nim „obiad” a potem zrobiłem nam obu
herbatę. Może i byłem na niego wściekły, ale jako gospodarz,
musiałem być gościnny. Usiadłem ponownie w salonie i po raz
kolejny włączyłem telewizor.
-Mogę
się dosiąść?
-Nie.
-Patryk!
-Czego?
- jego proszący i płaczliwy ton zaczął mnie jeszcze bardziej
denerwować. Przysiadł się obok i trzymał coś, co przypominało
wielkiego lizaka w kształcie serca.
-Chciałem...
cię przeprosić... - spojrzał na mnie nie pewnie i wręczył mi
prezent. Zerknąłem na słodycz i aż zaniemówiłem. -
Naprawdę mi przykro, że tak się zachowałem. Mam wielką
insektofobię, bo jako dziecko pogryzły mnie mrówki. Mój starszy
brat wrzucił mnie do mrowiska, jak bawiliśmy się w ganianego. Nic
nie poradzę na to, że zareagowałem w ten a nie inny sposób.
-A
masz też pedałofobię? -zapytałem a po chwili przeczytałem napis
na lizaku:
Masz
ładne oczy... a z tyłu dodane było
I
tyłeczek całkiem niezły.
Odwróciłem
się w stronę Aleksandra i warknąłem
– bardzo
kurwa śmieszne. Przeczytałeś w ogóle napis na odwrocie tego
lizaka?
-E?
- po chwili mu pokazałem a ten wybuchnął śmiechem – To był
przypadek. Serio
-Nie
śmiej się pacanie. - westchnąłem – Przeprosiny przyjęte. Ale
jeśli jeszcze raz tak zrobisz... - nie dokończyłem tylko odłożyłem
podarunek obok siebie i ziewnąłem.
-Dobra,
idę spać. Ty śpisz na kanapie, pościel leży na fotelu. Wstałem
i wyszedłem z pokoju, mówiąc jeszcze -dobranoc.
-Dobranoc.
Śpij dobrze Patryk.
Nie
mogłem zasnąć. Między innymi przez burze, która rozpętała się
dobre parę godzin temu, ale nie tylko. Najpierw napisała do mnie
Penelopa, że mieliśmy się spotkać. Wypadło mi z głowy
odwołanie, więc przeprosiłem ją i obiecałem, że zobaczymy się
niebawem. Dodatkowo Lord Miau znów postanowił wskoczyć na mnie z
dzikimi odgłosami, boleśnie mnie przygniatając. Poza tym
wszystkim, nienawidziłem burz z całego serca i wolałem zakopać
się pod pierzyną by ją przetrwać. Jednak i to nie było mi dane.
W
pewnym momencie usłyszałem ciche pukanie.
-Patryk...
mogę wejść?
-Czego
chcesz Alex? Jest druga w nocy.
-Ja...
nie mogę spać. Boję się... - odetchnąłem kilka razy i
zaprosiłem go do środka.
-A
jest coś, czego się nie boisz? No tak dla odmiany...
-E,
psów, kotów... i węży. A co? - podszedł niebezpiecznie blisko
łóżka. Po chwili pochylił się i podniósł kołdrę. -Mogę?
-Dobra.
- dałem za wygraną. -Ale śpisz na samym krańcu łóżka i nie
przeszkadzasz mi więcej. Zrozumiano?
-Tak.
- wsunął się do mojej autonomii i już po chwili leżał ciasno
przyciśnięty do mnie.
-Co
ja mówiłem, cholerniku jeden? - syknąłem mu do ucha.
-Grzmoty!
- wyjęczał...
To
będzie bardzo długa noc...