Ile to było już czasu, zanim wrzucałam tu cokolwiek?
Bardzo przepraszam wszystkich, którzy czekali... Ale się doczekaliście. Blog, po wielu perturbacjach, będzie kontynuowany.
Mam nadzieję, że dalsze losy chłopaków Was zainteresują.
A i jeszcze jedna rzecz.... coś tu się psuję... Nie mogę ogarnąć tej strony. Mam nadzieję, że się jednak coś ogarnie... Bo nie chcę przerzucać bloga...
Dzień
4
Była
godzina 8 rano, jak dostałem telefon, od Katheriny, asystentki
Marcela, która była na urlopie...
-Co
się stało? – zapytałem nie do końca jeszcze obudzony. Miałem
ochotę od razu się rozłączyć, zanim ktoś zepsuje mi dzień.
-Maurycy
zwolnił Viktora, nie mamy stylistów. Zdajesz sobie sprawę, co to
oznacza Patryk?
-Cóż,
to jego problem. Ja wracam do spania a po południu przyślę wam L4.
Dobranoc Katharina.
-Nie
waż się Pająk!...- nie usłyszałem, co potem powiedziała,
ponieważ zakończyłem rozmowę. Przy okazji Aleks zdążył się
już obudzić. Wyglądał dość seksownie z potarganymi włosami i
jeszcze nie do końca przytomnym spojrzeniem. Miałem ochotę się z
nim jeszcze troszkę poprzytulać.
-Dzień
dobry, Co się stało?- zapytał miękko, lekko zachrypniętym
głosem.
-Jak
to co? Katharina panikuje, bo Marcel zwolnił Viktora. A ja
postanowiłem wziąć zwolnienie. W końcu ktoś powinien wziąć
odpowiedzialność za decyzje w tej agencji. A nie że zachowują się
jak niespełna rozumu a potem wzywają wszystkich świętych. –
wstałem z łóżka poirytowany.
Odkąd
ona poszła na urlop wszystko zaczynało przybierać dziwny obrót
sprawy. Zwłaszcza jeśli chodzi o chłopaków. A mówią, że to
kobiety są bardziej zawistne i kombinują.
-Jesteś
pewien, że to dobry pomysł? – zapytał ostrożnie- wiesz… ten
pokaz i sesja są bardzo ważne. Nie możecie strzelać fochów. To
nie jest profesjonalne. – zauważył uczynnie, a ja w tym momencie
miałem wielką ochotę dać mu w twarz, za te jakże „potrzebne”
mi w tej chwili uwagi.
-No
wybacz, nie ja tu zarządzam- zacząłem dość zjadliwie- ale nie
będę się zaharowywał po 20 godzin, tylko dlatego, że mój
wspaniały szef jest zazdrosny. -dodałem już ze złością a po
chwili odetchnąłem – zrozum, ci ludzie są dla mnie ważni, ta
praca… to moje całe życie. Nie jestem jednak w stanie ich
wszystkich ratować, ogarniać i matkować im. A to wszystko się
rozpieprza. I to na twoich oczach! Modela z innej agencji, z
zagranicy! Co będzie, jak zapytają cię o pracę z nami? Powiesz
im, że wszystko było świetne? Czy jednak, że jesteśmy bandą
niepoważnych idiotów? - patrzyłem na niego z pretensją w oczach.
Wiedziałem, że to przecież nie jego wina, ale on mógł nam
naprawdę zaszkodzić.
-Nie
powiem tak… nie ze względu na ciebie. – mruknął czule,
przeciągając się.
-Wiesz
co… nie bardzo rozumiem, dlaczego nagle jesteś dla mnie taki miły…
co się zmieniło od tych trzech dni, kiedy jesteśmy „razem”?-
zapytałem zgryźliwie. Właściwie to nie powinienem się nad tym
zastanawiać, jednak wolałem nie roztrząsać problemów w pracy.
Zwłaszcza bez kawy.
-Nie
wiem, po prostu… jesteś inny niż wszyscy. Takie mam wrażenie i
zdecydowanie jesteś słodki... – wzruszył ramionami a po chwili
się uśmiechnął. – A dlaczego pytasz?
-Bo
mnie to dziwi. – odparłem szybko, nie mając ochoty odbywać tej
rozmowy. Na sam koniec dodałem jednak – i nie jestem słodki.
Niestety,
odbyłem kolejną rozmowę z asystentką, ponieważ nie chciałem, by
się na mnie gniewała, za rozłącznie się. Poza tym Kaczarowski
miał rację. Nie mogliśmy zawalić tego kontraktu tylko dlatego, że
nie potrafiliśmy się dogadać.
Z
jednej strony bardzo się cieszyłem, że trochę polepszyło się
między mną a modelem, z drugiej jednak… Aleks denerwował mnie
jak nikt inny. Naprawdę nie miałem pojęcia jak ugryźć i rozegrać
nasze relacje, by nie poszło to w złą stronę, o ile już tak się
nie stało. Naprawdę dalsze udawanie, że wszystko jest normalnie
nie miało sensu. Ten facet był dla mnie nie do rozgryzienia. Moje
rozmyślania przerwał telefon.
-Patryk
co ty odwalasz? – zapytał mnie zdenerwowany Maurycy. -Dlaczego nie
ma cię w pracy?
-Miło,
że pytasz. Idę na L4. Nie będę harował całą dobę przez twoje
idiotyzmy. Oprócz Viktora nie mamy nikogo do makijażu i stylisty,
co też jest debilizmem. Mam dość twoich fochów i zachowania jak
dziecko. Znamy się tyle lat, a ty dalej coś odwalasz, zanim
dorosnąć.
Ta
rozmowa zaczynała zmierzać w złym kierunku, dla nas obu. Starałem
się dodatkowo nie wkurzać, niż to było możliwe, ale powoli szlag
mnie trafiał.
-Chyba
oszalałeś! Wkurwiajcie mnie już naprawdę. – wycedził w końcu.
Jego głos brzmiał lodowato, aż się zdziwiłem.
-Nie
trzeba było zwalniać Viktora. Przestań zachowywać się, jakbyś
był w tym biznesie tydzień. Naprawdę dość. Albo Vik wraca, albo
mnie przez miesiąc nie zobaczysz. Nie wiem, weź go wyruchaj czy
coś, żebyście się dogadali. Myślę, że wam obu dobrze to zrobi.
-Nawet
tak nie żartuj! Dopiero co rozstałem się z Kevinem. – na jego
stwierdzenie westchnąłem. Czy on nie widział, co się działo? Czy
był aż tak krótkowzroczny, by nie przewidzieć, że jego decyzje
mogą zaważyć nie tylko na naszej pracy, ale też na życiu całej
piątki? Nie dość, że miałem kłopoty z moimi uczuciami względem
Aleksa, to jeszcze prawdopodobnie będę musiał leczyć dodatkowo
dwa złamane serca. To wszystko wybuchnie i oczywiście ja dostanę
rykoszetem. Mój wspaniały przyjaciel stracił już Kevina, Viktor
się ulotni i nikt go nie znajdzie i Bóg wie co dalej.
-Serio?-
warknąłem w irytacją. – Więc, już spieprzyłeś. Proszę
przyjacielu, zmień nastawienie... Zrozum, to się nigdy nie kończy
dobrze.
-Odwal
się! Masz przytaszczyć swój zgrabny tyłek do agencji, max za pół
godziny!- rozłączył się, nawet nie żegnając ze mną. Kolejny
raz w ciągu tego tygodnia chciałem go zabić, wymyślając coraz to
nowsze tortury.
Wyprowadzony
do granic możliwości, rozważając wszystkie możliwości swojego
L4 oraz sytuacji związanej z moim gościem i postanowiłem wstać i
iść do tej cholernej roboty. Dlaczego? Ponieważ Kaczarowski już
się niestety nasłuchał o naszym nie profesjonalizmie. Nie chciałem
pogarszać sprawy. Jeśli stracilibyśmy kontrakt, agencja poszła by
na dno, Marcel miałby duże kłopoty. Co jak co, ale to był mój
przyjaciel i nie mogłem go zawieść. Z resztą sam miałbym
przechlapane, bo gdzie znalazłbym inną pracę? A jeszcze za coś
muszę żyć. Prawda była taka, że mógłbym w końcu dostać
podwyżkę, jednak nie chciałem o nią prosić. Nie zarabiałem
mało, bo około 3 tysiące, jednak nie było dużo w tym kraju. Przy
Aleksie też się nie wychylałem, ponieważ ten by pewnie wszystko
wygadał. Poza tym on ma kasy jak lodu i to by jeszcze gorzej
wyglądało. Sam fakt, że nie wiedziałem nawet na czym z nim stoję,
nie miałem pojęcia czy mogę mu też zaufać, doprowadzał mnie do
szału. Ale z tym uporam się później. Na razie trzeba było zgasić
pożar, który wybuchnął w związku ze zwolnieniem młodego.
Poszedłem pod prysznic, przy okazji każąc modelowi się ubrać i
ogarnąć. Szybko zajęło mi zebranie się, niestety ktoś
postanowił również się umyć… co zajęło mu pół godziny.
-Ej
pospiesz się. Bo wyjdziesz bez śniadania. Marcel nas zabije...–
krzyknąłem do niego zirytowany.
-Spoko
loko słodziaku… nie chcę śmierdzieć. – uśmiechnął się do
mnie rozbrajająco, już ubrany. Usiadł obok mnie na krześle i
skubnął trochę sałaty z mojej kanapki. Po chwili z uśmiechem
wziął swoją, z pomidorem, szynką i ogórkiem, do ręki i ugryzł.
Odwróciłem wzrok by nie patrzeć na te boskie usta. Chętnie bym je
całował, ale teraz nie było na to czasu. Zastanawiałem się, czy
w ogóle kiedyś będzie do tego okazja.
Dokładnie
45 minut później byliśmy w samochodzie, jadąc nie do agencji,
tylko do mojego drogiego przyjaciela.
Jakież
było jego zdziwienie jak pojawiłem się w drzwiach z butelką
pepsi. Jego potargane blond włosy wyglądały uroczo w połączeniu
z zaspanym wzrokiem i przydługą koszulką.
-Czego
chcesz?
-Zbieraj
się, jedziemy do pracy.
-Spadaj,
ja już jej nie mam.
-Nie
wkurwiaj mnie. Pod prysznic, pij colę, śniadanie jest na dole, o
ile Aleks go nie zeżarł.
-Od
kiedy jesteście w tak dobrej komitywie?
-Odkąd
przestał mnie wkurwiać. Ale teraz ty zaczynasz. Pod prysznic… -
westchnąłem i wszedłem do przedpokoju. Akurat wtedy zadzwonił
telefon.
-Gdzie
jesteś? Miałeś być godzinę temu.
-W
korku, oddzwonię. – warknąłem i się rozłączyłem. Ja ich
kiedyś naprawdę uszkodzę, każdego po kolei. Wszedłem do uroczego
lecz małego salonu, usiadłem na kasztanowej kanapie, naprzeciwko
okna i zamyśliłem się. Dlaczego to wszystko się tak bardzo
pogmatwało? Naprawdę nie potrzebowałem więcej kłopotów…
-Wiesz,
że Kevin rozstał się z Marcelem?? -melodyjny lecz cichy głos
wyrwał mnie z moich rozważań. -To znaczy Kev go zostawił…
planuje wyjechać. – spojrzałem na niego w szoku.
-
To się porobiło..
-
Taaa, się nasz szefu wkurzy... - wzdrygnął się z lekką
złośliwością. -Marcel mnie zajebie.
-Sam
nawalił… - powiedziałem, zbierając się. – Chodź, idziemy.
Trzeba wypić to cholerne piwo. Nie podołam bez ciebie. I to wiesz.
Jest nas tylko dwóch i musimy trzymać się razem. – wyciągnąłem
do niego dłoń, a on ociągając się ją przyjął. Wstaliśmy.
Viktor
przywitał się z Aleksem i uratował swoje jedzenie, przed
łakomstwem mojego chwilowo współlokatora. Ze smakiem zjadł
kanapkę i napił się kawy.
-Tego
mi było trzeba.
-
Taaa… -zaśmiał się Kaczarowski. – Więc jak chłopcy chcecie
naprawić całą masakrę w agencji?
-Nie
mam pojęcia. – odparliśmy w tym samym momencie.
-
Ja tam nawet nie pracuję -Model roześmiał się ponownie, dość
ponuro.
-Może
mu po prostu obciągniesz Vik? Myślę, że będzie
zadowolony.-zakpił a ja się zakrztusiłem.
-Matko,
coś ty mu zrobił, że mu się język wyostrzył? Przerżnąłeś
go? Czy mu dałeś?
-Ej!
Jestem hetero- żachnął się.
-Ta,
a ja matką Teresą. Jesteś pedałem, tak jak my. Możesz oszukiwać
cały świat, ale nie nas. – wzruszył ramionami i dokończył
swoją kanapkę. Akurat wtedy zajechaliśmy pod budynek.
Marcel
stał przy swoim samochodzie i bawił się telefonem. Był
zdenerwowany.
-Jesteś
pewien?
-Nie…
ale musisz to zrobić. – odparłem. -Nie uciekaj Viktor. Jesteś
wojownikiem. -dodałem mu trochę otuchy, mam nadzieję, że mi się
to udało.
-Co
on tu robi? -zaskoczył nas jego osty głos.
Viktor:
Po
tonie Marcela wywnioskowałem, że miałem duże kłopoty. Nie miałem
pojęcia, po jaką cholerę Patryk mnie tu przywiózł, ale moim
planem było zwiać. Po wczorajszej nocy nie chciałem się mierzyć
ze wściekłym lwem. Na szczęście mój przyjaciel wyratował mnie z
opresji.
-
Pracuje, nie zamierzam odwalać całej roboty sam. Więc jeśli nie
ogarniesz dupy, będziesz zapieprzał ze mną. - warknął, patrząc
na niego butnie.
-Uważaj
sobie Pająk...
-Bo
co? Zwolnisz mnie? Zobaczymy, kto wtedy będzie wszystko robił. A
teraz, masz do pogadania z Viktorem i radzę ci, żebyś dał mu...
nam podwyżkę. Jeśli mamy odwalać tę robotę, musimy dostawać
dużo więcej. - Pat popchnął mnie w stronę drzwi wejściowych.
Nie było rady, nic nie mówiąc wszedłem do tego cholernego
miejsca, mając ochotę utopić mojego przyjaciela we wrzątku.
Powstrzymałem się jednak od jakichkolwiek działań, dopóki nie
weszliśmy do gabinetu Maurycego. Stanąłem oparty o ścianę,
najbliżej drzwi, jak się dało, by w razie co, móc uciec. On z
kolei usiadł na swoim czarnym, obrotowym fotelu i patrzył na mnie
groźnie.
-Nie
wybaczę ci tego. - powiedział zimnym tonem. - wpieprzyłeś się w
mój związek, chciałeś mi zabrać mojego faceta, co ci się udało.
I teraz... żaden z nas go nie ma. Dzięki tobie...
-Możesz
również sobie podziękować. Zachowywałeś się jak tyran, ciągła
zazdrość, awantury. To, co mu zrobiłeś wczoraj, było obrzydliwe.
Po przyłapaniu go na zwykłym przytuleniu z przyjacielem, zerżnąłeś
go jak szmatę. - odparowałem, zły.
-Szmatą,
to jesteś ty. Specjalnie udawałeś słodkiego i nieporadnego
chłopaczka. Celowo chciałeś zabrać mi Kevina, by się na mnie
zemścić. Przyznaj się, chciałeś by to on ciebie rżnął, tak
jak ja jego wczoraj, prawda? Widać to po tobie. Jesteś nic nie
warty. I gdyby nie Patryk to nawet bym cię tutaj nie trzymał. A
teraz spierdalaj z mojego biura i bierz się do roboty. Bo naprawdę
cię z niej wypieprzę na zbity pysk.
-Chcę
podwyżkę, dla mnie i dla Pata.
-Zapomnij.
Jemu mogę dać, tobie... nigdy. I jeśli chcesz mieć za co żyć to
zjeżdżaj mi z oczu. - warknął ostrożnie
-To
rezygnuję, w dupie mam twoje warunki.
-Nie
znajdziesz nigdzie pracy. Zrobię ci tak koło dupy, że nikt cię
nie zatrudni. Chcesz się przekonać do czego jestem zdolny? -
szczęka mi opadła na podłogę. Nie spodziewałem się, że on
sięgnie po tak niski cios.
-Ciekawe,
czy to samo zrobisz Kevinowi. - to mówiąc podszedłem do niego i
dałem mu z całej siły w twarz. Po chwili udałem się do drzwi i
nimi trzasnąłem tak, że wypadło całe szkło. Ups...
Patryk:
Nie
zamierzałem podsłuchiwać ich rozmowy, ale nie sądziłem, że się
dogadają. Za dużo było już nienawiści między nimi, by cokolwiek
mogło się zmienić. Czego nie rozumiałem, to jakim idiotą Marcel
musiał być, by winę za rozstanie zrzucać całkowicie na
Viktora... w tym wypadku do tanga trzeba trojga. Cała trójka
dołożyła się do tego, nikt nie był całkowicie czysty. A jednak
Kev zwiał, a Pawłowski zbiera opieprz.
Z
rozmyślań wyrwał mnie głos Aleksa.
-
Nad czym tak dumasz?- zapytał, lekko unosząc brew
-Nad
tym, dlaczego to się tak wszystko popieprzyło... - odparłem,
wypuszczając powietrze ze świstem.
-Przynajmniej
jest śmiesznie. - odparł, z nutką rozbawienia. - Zdajesz sobie
sprawę, że oni będą razem?
-Co?
- spojrzałem na niego jak na kretyna. - Zwariowałeś?
-Nie,
Jestem pewien, że ta dwójka skończy jako para. Oni jeszcze tego
nie wiedzą, ale się kochają.
-Ty
chyba mocno się w głowę uderzyłeś- mój ton był wybitnie
złośliwy.
-Pomyśl...
Kłócą się jak stare dobre małżeństwo. Łączy ich wielka
namiętność... wydaje mi się, że dużo większa, niż Maurycego z
Kevinem. - uśmiechnął się figlarnie. - Przenieść to do łóżka
i wszyscy sąsiedzi będą na papierosa wychodzić po ich zabawach. -
chwile czasu potrwało, zanim przetrawiłem tę informację. Nigdy
bym się nie spodziewał, że Kaczarowski rzuci mi takimi
spostrzeżeniami. Jeśli miał rację, to mogłoby to oznaczać
początek III wojny światowej.
-Słuchaj
– model nie odpuszczał – moja kuzynka Stacy miała taką
sytuację ze swoim partnerem. Ich ściny były legendarne, dogryzali
sobie i robili na złość na każdym kroku, aż w końcu oboje
zrozumieli, dlaczego tak się zachowują. I teraz są szczęśliwym
małżeństwem, mają trójkę dzieci, dwa psy, chyba z 4 koty i
oposa.
-Oposa?
-Ta...
uratowali go, jak ktoś chciał go podpalić. Był niezdolny do życia
na wolności, więc go zaadoptowali. I z tego co mówią, zwierzak
zachowuje się jak kot.
-A
to ciekawe. - wybuchnąłem śmiechem. Co jak co, ale oposa w tej
opowieści się nie spodziewałem. Po paru sekundach usłyszeliśmy
trzask drzwi i spadające szkło... Zdziwieni podbiegliśmy zobaczyć,
co się stało... I to by było na tyle z ich związku...
-Ta...
już widzę jak ta dwójka kończy razem... - zaśmiałem się
ironiczni
-
No ładnie przyjacielu, ile to lat nieszczęścia? 7? czy 40? - Aleks
dodał złośliwie do wkurzonego Zatorskiego.
-Wynoście
się stąd!
Godzinę
później, dopadłem Viktora w toalecie. Stał, oparty o umywalkę,
patrząc na mnie ponuro.
-Zdajesz
sobie sprawę, że on cię obciąży kosztami za te drzwi? -
zapytałem tonem rodzica.
-Tak
mamusiu, wiem... - wzruszył ramionami. - I nie da mi podwyżki.
Dałem mu w mordę... Zasłużył na to... Zarabiam mniej od ciebie,
od wszystkich... tylko dlatego, że pan idealny ma ze mną problem.
Zastanawiam się, czy nie zgłosić do go PIPU.
-Nie
żartuj. Pomogę ci z tą szkodą.
-
Daj spokój, sam masz słabo finansowo. To, że nie masz kredytu na
mieszkanie, nie znaczy, że srasz kasą. Masz swoje zobowiązania.
Nie rozumiem, dlaczego ten drań nie znosi mnie od samego początku...
- zanim zdążyłem mu odpowiedzieć, Aleks wszedł ze zdziwionym
wyrazem twarzy.
-Nie
wiem, co wy tutaj robicie... ale szefu chciał byśmy wszyscy się
zebrali w konferencyjnej... -
Dlaczego
musiałem tego słuchać?
-Jak
wszyscy wiedzą w naszej firmie atmosfera jest dość luźna. Lubię,
jak pracownicy czują się swobodnie. Jednak ostatnio coś jest zbyt
frywolnie. Od tej pory, każdy z was zostawia swoje personalne
rzeczy, nastroje, humory, poza drzwiami agencji. Nie obchodzi mnie,
kto kogo nie lubi. Takie sprawy załatwiajcie poza pracą. Po drugie.
Od dzisiaj wszyscy mówcie do mnie Marcel. Tak mam na imię.
Nazywanie mnie raz tak, raz inaczej, powoduje pewne problemy. Do tej
pory wolałem Maurycy, ale zmieniłem zdanie, z powodów, o których
nie musicie wiedzieć. I najważniejsze. Jestem waszym szefem. Kiedy
jesteśmy tu, macie mieć do mnie szacunek. Nie ważne, jak blisko
jestem z wami w życiu prywatnym. Nie ważne czy mnie lubicie, czy
mnie nienawidzicie. Jako wasz przełożony będę oczekiwał od was,
byście zachowywali się z szacunkiem. Zrozumiano?
Jedyną
osobą, która pokazała, co myśli o tym przemówieniu, był drugi
stylista. Wyszedł w momencie, kiedy usłyszał o szacunku.
Domyślałem się, że nie miał ochoty wierzyć w te bzdury. Ja już
chyba też nie. Bo zachowanie Zatorskiego przeczyło jego słowom. To
tak, jakby nagle ktoś przełączył w nim jakiś przycisk. Przecież
jeszcze niedawno był to ciepły i kochający człowiek.
Podejrzewałem, że zmienił go związek z Kevinem... Chociaż
lubiłem tego chłopaka, miałem swoje przemyślenia. Jednak nie
artykułowałem ich, ponieważ mogło się to dla mnie naprawdę źle
skończyć.
Po
tym krótkim przemówieniu, rozeszliśmy się do swoich zadań.
Miałem mieszane uczucia co do jego wytycznych odnośnie nowych zasad
między-ludzkich. Z jednej strony on sam zaczął pewnie nieciekawe
sytuacje, jednak teraz próbując wprowadzać takie zmiany, mimo że
były dobre, mogły zrobić dużo więcej złego, niż dobrego.
Zwłaszcza w relacjach między nami.
Ale
skoro tak chciał, zobaczymy tylko, jakie będą tego skutki.
Wróciłem
do przerzucania katalogów, kiedy dołączył do mnie mój
przyjaciel. Minę miał nietęgą.
-
Dobrze się czujesz?
-
Średnio. Wróćmy do pracy. Co myślisz o tym zestawieniu?- Vik
pokazał mi zdjęcie modela ubranego w czarną koszulę, kremowy
krawat oraz garnitur, również jasny. - Ładnie by wyglądało na
Aleksie.
-
Ale nie mamy drugiego modela.. Wszyscy inni są zajęci...-
zaznaczyłem nasz najważniejszy w tym momencie problem.
-
Niech pan idealny będzie zastępstwem... - usłyszeliśmy głos
naszej wspaniałej asystentki.
-
Zwariowałaś? - zaśmiałem się – chcesz włączyć w tę sesję
Marcela? W ogóle co ty tutaj robisz Katherina?
-A
czemu nie? Skoro uważa, że jest zbyt luźno, to niech zabierze dupę
z biura i porobi z nami. - odparła ze śmiechem. - zabrał mnie z
urlopu, mówiąc, że się pali... właśnie widzę...
-
Co się z tobą stało, dziewczyno? - zapytałem z podziwem.
-
Zatorski to dupek, dobrze o tym wiecie, mała lekcja pokory mu się
przyda. - mrugnęła do nas figlarnie i odeszła, kołysząc
biodrami.
-
Co o tym sądzisz? - spojrzałem na przyjaciela
-Nie
wiem, nie podoba mi się ten pomysł, ale... skoro nie mamy wyjścia.
Tylko nie każ mi go ubierać i stylizować.
-
Spokojna głowa, ja się nim zajmę. - zaśmiałem się zadziornie.
Jednak żaden z nas nie chciał tej wieści zanosić do jaskini lwa.
Dlatego wydelegowaliśmy kobietę. Jej wdzięk mógł złagodzić
nerwy każdego mężczyzny. Nawet geja.
Wróciliśmy
do domu zdecydowanie wypompowani. Marcel zorganizował nam kolejną
awanturę odnośnie naszego pomysłu. Potem dał nam wszystkim wolne
popołudnie. Je z kolei spędziliśmy u Viktora, zastanawiając się
jak poukładać jego sprawy, co było bardzo trudnym zadaniem. Jednak
udało się nam dojść do porozumienia i jakiegoś planu na
najbliższe dni. Rozmawialiśmy również odnośnie sesji oraz
pokazu, by to się udało, pomimo przeciwności losu. I uspokoiłem
się trochę. Dobrze było wiedzieć, że nie wszystko stracone i że
Aleks chce nam pomóc. To naprawdę dawało siłę. Przede wszystkim,
co było dla mnie najważniejsze, ani jeden ani drugi z moich bardzo
bliskich przyjaciół nie został sam w tej całej masakrze.
-
Wiem o waszych kłopotach finansowych Pat. - zaczął łagodnie
model, przerywając moje jakże potrzebne rozważania.
-
Co?
-
Słuchaj, zapłacę za zbite drzwi u Marcela w gabinecie. Pomogę ci
też z czynszem. - zaczął, jednak ja się wtrąciłem
-
Nie ma w ogóle mowy. - zacząłem, jednak nie dane mi było
dokończyć, bo poczułem te słodkie usta na swoich. Zapomniałem o
całym świecie. Delikatne muśnięcia zamieniły się po chwili w
namiętne zabawy moim językiem i przepadłem. Nie mogłem się nie
zgodzić na takie cudowności, kiedy byłem tak całowany. Wtuliłem
się w Aleksa i zapomniałem o naszej kłótni.
-
Więc promyczku... z czym chciałeś się ze mną nie zgodzić? -
zaczął figlarnie, kiedy tylko przerwaliśmy pocałunek.
-
Em... nie bardzo pamiętam.
-To
dobrze... Wszystko już załatwione i jutro Marcel będzie miał nowe
szyby. A teraz wracając do nas.. - oj, długo w nocy nie mogliśmy
zasnąć...
Viktor
Około
godziny 22, kiedy jadłem pizzę, zamówioną w lokalnej pizzerii,
rozległo się głośne pukanie do drzwi. W piżamie w kwiatki, z
potarganymi włosami, otwarłem i zamarłem.
-
Co ty tu robisz?...